Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

~Alec~
- Ej, ludki - odezwał się Jace, przestając całować szyję Clary, która siedziała na jego kolanach. - Wiecie, że jutro wolne?

- Ale jak to? - spytał zdziwiony Simon. - Jutro środa.

- A nie sobota - zaśmiałem się.

- Ehh, a mówicie, że to ja jestem głupi - westchnął blondyn. - Bo będą robić remonty w szkole.

- Przez jeden dzień? Wmówiłeś coś sobie.

- Tak, malować ściany albo robić coś w korytarzach.

- W sumie... - zaczęła Izzy. - Na miejscu nauczycieli też bym wygoniła chodzący syf, by w przerwach nie popsuł tych ścian. A ten syf to oczywiście my - uśmiechnęła się wesoło.

- To super - ucieszyła się Clary. - I możecie przestać gadać o powodzie? Kogo to obchodzi? Ważne, że jest wolne.

Moi przyjaciele zaczęli ze sobą rozmawiać, a ja wziąłem się za jedzenie jabłka. Do momentu, aż się nim nie zakrztusiłem, kiedy bez żadnego ostrzeżenia poczułem czyjeś usta na mojej szyi. Od razu odsunąłem głowę.

- Hej, lukrecjo - uśmiech Magnusa przykuł moją uwagę. - Chodź ze mną.

- G-gdzie? - zamrugałem kilkukrotnie, by się w jakiś sposób wyluzować, ponieważ twarz azjaty była znacznie zbyt blisko mojej. Po chwili Magnus wyprostował się i spojrzał na mnie z góry, kompletnie ignorując moich przyjaciół siedzących przy tym samym stole, co ja.

- Gdzieś. Nie pytaj głupio, tylko chodź - założył mi kosmyk włosów za ucho, a ja nie mogłem oderwać wzroku od tych zielonozłotych tęczówek przepełnionych władzą.

- Jesteście razem? - usłyszałem podekscytowany głos mojej siostry. - Alec, nie wiedziałam, że gustujesz w bad boyach. W sumie, w ogóle w chłopakach - zachichotała.

- Nie jesteśmy razem - zaprzeczyłem od razu.

- Jeszcze. No i, Isabelle... - odezwał się Magnus, spoglądając na dziewczynę. - Jak mógłby mi się oprzeć?

- Ty jesteś Bane? - spytał Jace, wyraźnie mniej zadowolony niż Izzy. - Czego chcesz od Aleca? Jak nic ważnego, to spadaj.

- Będę spadać z moim cukiereczkiem.

Niech on przestanie mnie tak nazywać! Przynajmniej przy ludziach. Moje policzki pieką owiele zbyt mocno... Dobrze, że tu lustra nie ma. Nie chciałbym siebie teraz widzieć.

- Magnus - odezwałem się w końcu, gdy supeł spowodowany zakłopotaniem minął. - Stało się coś?

- Mówiłem, byś głupio nie pytał. No chodź, zostało tylko dziesięć minut do lekcji. A skoro chodzisz do kościoła jak totalny idiota, to i nie będziesz chciał zerwać się ze mną z lekcji. Czekam przy drzwiach - odsunął się od stolika i po prostu ruszył w stronę wyjścia ze stołówki. Wpatrywałem się w czarną, skórzaną kurtkę zasłaniającą jego plecy, kiedy głos mojego brata sprowadził mnie do rzeczywistości.

- Nie idź z nim.

- Pójdę. Tylko na kilka minut - wstałem od stołu, biorąc swoją tacę w ręce, by po drodze ją odnieść.

- Zaczepia ciebie, tak? - spytał i ciągle uważnie mi się przyglądał. - Powiedz tylko słowo, a więcej do ciebie nie podejdzie. Lepiej się z takimi nie zadawaj. To nie panujący nad złością ćpun.

- Racja - przyznała Clary. - Jace ma rację, lepiej żebyś z nim się nie kolegował, nawet nie rozmawiał.

- Dajcie spokój - odezwałem się. - Mam własny rozum. Hejo - uśmiechnąłem się na pożegnanie i odwróciłem na pięcie, idąc w stronę wyjścia.

***
- No? - spytałem zaraz po tym, jak przekroczyłem próg szkolnych drzwi wyjściowych. - Co chciałeś?

- O, nie byłem pewny, czy przyjdziesz - Magnus uśmiechnął się do mnie. Pierwszy raz szczerze, zamiast sztucznie.

- Wiem, jestem głupi - przyznałem, śmiejąc się krótko.

- Alexandrze. Jeśli zadajesz się ze mną, nie jesteś głupi, a odważny.

To... Miłe. I też trochę straszne. Zamyśliłem się nad jego słowami, wracając z powrotem do rzeczywistości dopiero wtedy, kiedy azjata zaciągnął mnie za róg budynku szkolnego.

- Zaraz lekcja - przypomniałem. Magnus mi nie odpowiedział i wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów. Serio, znowu? - Nie pal, Magnus, naprawdę. Pomogę ci rzucić, jeśli chcesz.

Azjata nadal nie odpowiadał. Zamiast tego podpalił dwie używki i jedną z nich mając już w swoich ustach, podał mi drugą. Pokręciłem przecząco głową, gdyż nie zacznę palić na jego życzenie.

- Spróbuj - odezwał się, uważając, by papieros nie wypadł mu z ust. - Bo nie wrócisz do szkoły.

- To groźba? - przyjrzałem się chłopakowi, jednak wziąłem do ręki żarzącego się fajka od Magnusa. Azjata uśmiechnął się zwycięsko, jednak ja nie zamierzałem i nie zamierzam palić.

- Tak. Zapal - powiedział, wyciągając ze swoich ust używkę, by wypuścić z płuc kłąb szarego dymu, którym się zaciągnął. Odsunąłem się kilka kroków w tył, by uniknąć śmierdzącego dymu, który mi się nie podobał.

- Nie zapalę - oświadczyłem, spoglądając na papieros w mojej dłoni.

- Zapal - szepnął zmysłowym tonem, którego często używał w mojej obecności. A ja, nie wiedząc czemu, usłyszawszy ten głos zawsze się zawstydzałem. - Spróbuj.

- Magnus, nie.

- Bo? - zaciągnął się dymem z nikotyny.

- Bo nie chcę po prostu, to nie jest dobre.

- Nie wejdziesz do szkoły, póki nie zapalisz.

- Magnus, noo... - jęknąłem zniecierpliwiony, słysząc dzwonek na lekcje. Ale w sumie, dlaczego ja tu stoję dobrowolnie?

Po tej myśli wyrzuciłem "mojego" papierosa do kosza obok i ominąłem Magnusa, idąc w stronę drzwi budynku. Jednak w połowie drogi zatrzymał mnie azjata, który nagle wyrósł przede mną jak spod ziemi.

- Powiedziałem coś - oświadczył z powagą.

- Nie bądź chamem - przyjrzałem się jego twarzy, na której nie było nic innego jak determinacja i poczucie władzy. Było to śmieszne i zarazem niebezpieczne dla mnie.

- Nie jestem, cukiereczku.

- To mnie przepuść? - chciałem go ominąć, lecz ten zrobił krok w bok i znowu zagrodził mi drogę.

- Jeśli zapalisz.

- Wytłumaczysz mi, dlaczego? - spytałem bezsilnie, nie wiedząc już, jak mogę się uratować.

- Proste... - zaśmiał się pod nosem. - Ale się nie dowiesz. Po prostu chcę ci pokazać kawałek mojego świata, bo wiem, że ci się spodoba.

- Mylisz się. I naprawdę się odsuń i nie naciskaj, bo to nie jest fajne.

- A co mnie to obchodzi? Czy ci się podoba czy nie, zapalisz. Czas mija, lekcja trwa, więc pal - podał mi swojego papierosa, który był wypalony do połowy.

- Nie.

- Proszę.

Poprosił? Czy ja się przesłyszałem?

- Y... - zamrugałem kilkukrotnie powiekami, patrząc na Magnusa. Nadal nie tracił pewności siebie.

- No co? Myślałeś, że jestem tak jak reszta zaślepiony honorem i nie używam takiego słowa?

- Nie o to chodzi, wcale nie myślę, że jesteś taki sam jak in...

- To zapal - przerwał mi. - Udowodnij sobie, że się tego nie boisz.

- Nie boję się, tylko nie chcę.

- Proszę.

- Magnus, naprawdę nie. Przestań.

- Proszę, Alec.

Pokręciłem przecząco głową, starając się nie patrzeć w te maślane oczy.

- No weź. No dawaj, dawaj. Masz - ponownie wyciągnął w moją stronę dłoń z papierosem. - No weź. Zapal. Tylko jeden buch.

- Jeden...? - niepewnie wziąłem niedopałek od Magnusa.

- Jeden. I będziesz mógł pójść.

- Eh... - powoli przyłożyłem ciemną końcówkę papierosa do swoich ust, czując na niej smak warg Bane'a.

~Magnus~
Z dużym, triumfalnym uśmiechem patrzyłem się na Aleca, który zaniósł się kaszlem od razu po zaciągnięciu się.

- Brawo - pochwaliłem niezadowolonego chłopaka, wiedząc, że dotrzymam swoich słów, które powiedziałem Ragnorowi i Raphael'owi.

- Zabierz to ode mnie - wciąż kaszląc, podał mi resztkę papierosa, którego wyrzuciłem na ziemię i zdeptałem butem.

- Jeszcze poprosisz mnie o więcej, zobaczysz - uśmiechnąłem się zadowolony.

- Ta, wątpię - kaszlnął ostatni raz. - Chodźmy na lekcje - ominął mnie.

Ja odwróciłem się zaraz po tym, patrząc, jak sylwetka chłopaka znika za sporymi drzwiami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro