Rozdział 19
Dedykejszon dla Natalia51400 ❤ znowu 😂😂👌 co ja poradzę że muszę kraść coś z twoich pomysłów 😍👌😂
~Alec~
W sobotę przy śniadaniu siedziałem struty jak jeszcze nigdy. Struty niedoborem Magnuspa i papierosów. Struty tym, że nie mogłem przestać myśleć o tym azjacie...
- Alec? - odezwała się mama.
Mruknąłem pod nosem, nie przejmując się uprzejmością. Zamiast patrzyć na nią, gapiłem się w jajecznicę, w której grzebałem widelcem.
- To chyba dobry moment na rozmowę.
- O czym? - zdziwiony uniosłem głowę, spoglądając na nią i siedzącego obok niej tatę. Niezainteresowani zbytnio rozmową Izzy i Max jedli swoje porcję, za to Jace zerkał na mnie od czasu do czasu. Czyli miał z tym coś wspólnego.
- Dzwoniła do nas twoja wychowawczyni - westchnął ciężko tata. - Opuściłeś się trochę w nauce.
- W dodatku twój dzisiejszy stan - dodała mama. - Źle spałeś na pewno. O co chodzi, synku? Nie mówisz nam.
- Nie ma czego - wzruszyłem ramionami. - Przecież to tymczasowe "zmulenie". Przejdzie mi.
- Bo Jace mówił... - zaczął niepewnie ojciec. - Że zacząłeś zadawać się z jakimś uczniem. I to z tym, co pali i bierze narkotyki. Nigdy się nie zadawałeś z takimi ludźmi.
- Jace - zirytowany spojrzałem na blondyna, który jakby nigdy nic jadł sobie tosta.
- Alec - rzekł ojciec, tym samym zwracając na siebie moją uwagę. - Nie możesz kolegować się z takimi ludźmi. Będziesz miał same problemy.
- Sami mówiliście, że nie można pochopnie oceniać ludzi - wymamrotałem ponuro pod nosem. - Chciałem mu po prostu pomóc.
- To pomóż na tyle, ile możesz, a potem daj sobie spokój. Nie narażaj siebie i swoich ocen.
- Tylko was oceny interesują? - uniosłem brew ku górze. - Po prostu świetnie.
- Synu - westchnęła mama. - To nie tak. Widzimy, że nie masz humoru, i podejrzewamy, że to właśnie przez tego chłopaka. Jeśli chcesz, możemy po prostu pojechać do dyrektora i załatwić sprawę. Nie będzie się do ciebie już zbliżał.
- Nie ma mowy - burknąłem zdziwiony i coraz bardziej zdenerwowany. A miałem nadzieję, że chociaż w domu będę miał spokój, który na pewno nie czekał mnie w szkole. - Zostawcie tą sprawę w spokoju, bo wszystko jest okey.
- Jaaasne - wtrącił się Jace, którego miałem ochotę zacząć dusić. Chyba pierwszy raz w życiu.
- Musimy pogadać - oznajmiłem rozdrażniony i wstałem od stołu. - Chodź.
- Alec - mama spojrzała na mnie. - Spokojnie, on chce ci tylko pomóc. Jak my.
- W dupie mam taką pomoc. Jace, rusz się, bo dostaniesz łyżką po łbie - zagroziłem groźnie, odwracając się i idąc w stronę schodów. Zignorowałem teksty rodziców typu "Alec, wyrażaj się" i poszedłem do pokoju Jace'a, czekając na blondyna.
- Co? - spytał chłopak, kiedy byliśmy już sami w jego królestwie.
- Masz papierosy? - jęknąłem bezsilnie. Naprawdę tego potrzebowałem, by się uspokoić.
- Papierosy? - zdziwił się. - Od kiedy ty palisz? Aa, Bane cię namówił, tak? - zmarszczył gniewnie brwi. - A mogłem go zajebać już wcześniej...
- Odwal się od niego i po prostu daj te fajki. Wiem, że masz, Jace. Widziałem, jak palisz.
- Może i mam, ale ci nie dam - bojowo skrzyżował ręce na piersi. - Przecież ty nigdy nie paliłeś.
- Wow, to zacząłem - wywróciłem oczami. - Daj. Proszę.
- Bane ci nie da, co? Albo dałby, tylko do niego nie pójdziesz.
- Jeszcze jedno słowo o Magnusie, a...
- A co? - przerwał, podchodząc bliżej mnie. - Nie zauważyłeś nawet, jak ten psychol cię zmienił, Alec.
- Za późno. Dasz te fajki? - westchnąłem.
- Ehh... Masz - mruknął i wyciągnął z kieszeni swoich spodni dwa papierosy, które mi podał. - Zapalniczki są w kuchni. Ale uwa...
- Dzięki - wziąłem używkę i od razu wyszedłem z pokoju brata. Teraz tylko pozostało jakoś skutecznie ominąć rodziców, którzy napewno wciąż będą się czepiać...
***
W jutrzejszej niedzieli, Alexander Lightwood nie zawitał w kościele. Pierwszy raz od kilku lat, ale wcześniej po prostu był chory i dlatego nie uczestniczył we mszy świętej. A przecież od dziecka chodził tam co niedzielę. W dzisiejszym dniu po prostu nie miał na to ochoty.
Leżał od rana w łóżku, wpatrując się w biały sufit nad sobą. A myśli wciąż trzymały się jednego. Magnus Bane. Magnus to, Magnus tamto. Azjata uzależnił Lightwood'a od papierosów i od samej swojej obecności, co sprawiało, że Alec miał ochotę teraz wstać i po prostu pójść do jego domu. Pamiętał adres ze szkoły, więc w sumie nic go nie powstrzymywało. Cóż, prócz jednej myśli.
Magnus Bane... - westchnął w myślach - Skoro go nie obchodzę jak mówił Sebastianowi, to nie będę się narzucał...
***
W poniedziałek wpadłem na super pomysł. Chociaż może nie taki super, ale przynajmniej miałem nadzieję, że taki był. Nie zaszkodzi spróbować.
Wstałem wcześniej, żeby tylko nie wpaść na Magnusa podczas spaceru do szkoły. Jednak zanim bym tam zawitał, musiałem odwiedzić Clary. Była mi bliższą koleżanką niż Lydia, więc najprawdopodobniej mi pomoże. A ze względu na jej poranne makijaże dla Jace'a - o szóstej rano nie będzie spać.
Z tą myślą, wstałem z łóżka, ogarnąłem się i po cichu opuściłem swój dom.
***
- Em... - Clary się zastanowiła. - A co z Jace'm? To w końcu mój chłopak, a twój brat.
- Zrozumie - machnąłem ręką. - A jak nie, to mu wyjaśnię. To nie będzie na długo. To jak...?
- Cóż, w porządku - wzruszyła ramionami, uśmiechając się ciepło.
- Dziękuję - odwzajemniłem gest, czując, że jednak chyba będę w stanie wytrzymać w szkole.
***
~Magnus~
W drodze do szkoły nie znalazłem Lightwood'a. Szkoda... Albo go dziś nie będzie w budzie, albo po prostu nie chce mnie znać, jego słowa mówiące, że mnie nienawidzi, są prawdziwe, i wyszedł z domu wcześniej, by mnie nie widzieć. Cóż, jego plan pójdzie na marne. Bo i tak muszę z nim porozmawiać.
Jest jedynym człowiekiem, który bezinteresownie chciał mi pomóc. Nie wytrzymam dłużej swojego samotniczego trybu życia, więc muszę odzyskać Lightwood'a. Przy nim czułem się inaczej, lepiej. I też muszę sprawić, by nie myślał, że go oszukiwałem... Bo chociaż jestem idiotą pozbawionym większości uczuć, osobom, które na to zasługują - mogę zrobić naprawdę wiele. Taką osobą jest jedynie Alexander, bo przecież inni rozmawiają ze mną z jakiegoś konkretnego powodu, który zadowolił by ich samych. Alec taki nie jest...
Wszedłem na teren szkoły, zauważając rozmawiających przy wejściu Clary, Jace'a, Simona i Alexandra. Mam szansę. Chciałem jak najszybciej do nich podbiec, ale moja dieta zezwoliła jedynie na szybszy marsz. Dieta, dzięki której na dwa dni zjadłem tylko trzy jabłka i czuję się jak pozbawiony wszystkich sił trup. Mimo to nie potrafię przestać.
- Alec! - podszedłem do paczki. - Porozmawiajmy - chwyciłem ramię Lightwood'a by obrócić go w swoją stronę, lecz moja dłoń została strącona. Przez rudowłosą.
- Odwal się od mojego chłopaka - burknęła, a ja dopiero teraz zauważyłem jej splecioną dłoń z tą Aleca. Nie, to nie możliwe.
- Co proszę? - spytałem zdezorientowany, nie chcąc w to wierzyć. Wlepiłem wzrok w profil Alexandra, którego oczy tępo zwrócone były ku drzwiom szkoły zamiast na mnie.
- Odwal się od niego - wtrącił się Jace. - I nawet nie próbuj podchodzić.
- Nie wtrącaj się - obdarzyłem blondyna rozgniewanym spojrzeniem, jednocześnie niestety powstrzymując się od syknięcia z bólu. Pieprzony, niedożywiony żołądek dał o sobie znać. Na szczęście przez krótką chwilę. - Odczepię się, jeśli sam mnie o to poprosi... Alec - odezwałem się, stając naprzeciwko błękitnych oczu.
- Daj mu spokój - tym razem wyraził swoje zdanie Lewis.
Oni prowokują mnie do zbiorowego morderstwa czy jak?
- Alexander - spojrzałem w oczy szatynowi, z niezadowoleniem stwierdzając, że nie potrafię czytać w myślach. - Powiedz coś.
- Zostaw mnie w spokoju...
💘💘💘
To już...3 rozdział dzisiaj XD widzicie, wczoraj nie dodałam żadnego to dziś wena i czas mi się wynagradza 😂😂👌💗💗 a, i niedługo kuniec książki 💘👌
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro