Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 17

Dedykowany dla Natalia51400 😏👌🌚💗

~Alec~
- Dobrze, posłuchajcie! - podniosła głos nauczycielka, kiedy wszyscy w klasie zajęli już swoje miejsca w ławkach. - Zaraz przyjdzie tu część uczniów z klasy trzeciej A i B, bo jakoś mało ich dzisiaj jest. A wasza klasa ma najlepsze wyniki jeśli chodzi o matematykę, więc pobawicie się w korepetytorów - uśmiechnęła się do nas. - Przypomnicie im materiał z drugiej klasy. Dobierzecie się w pary, jak przyjdą - po skończeniu swojej wypowiedzi zaczęła chodzić po klasie i rozdawać każdemu kartki z zadaniami.

A klasa i ja oczywiście, rozsiedliśmy się tak, by każdy miał obok siebie wolną ławkę na któregoś ucznia z trzecich klas. Nie widziałem w tym wszystkim większego problemu, chociaż wolałbym pracować sam ze sobą. Kiedy egzemplarz kartek wylądował na ławce tuż pod moim nosem, skupiłem się na nim, czekając, aż ktoś się do mnie dosiądzie.

- Heej - krzesło obok mnie zaszurało po podłodze, a ja spojrzałem na mojego "ucznia".

- Hej, Sebastian - uśmiechnąłem się miło, lecz bardziej z obowiązku niż dobroci. Szkoda, bo miałem nadzieję, że posiedzę z Magnusem.

- Nauka po szkole nadal aktualna? - przysunął się na swoim siedzeniu bliżej mnie.

Mógłbym rzec, że nawet za blisko. Odsunąłem się więc w stronę ściany, przy której siedziałem. Verlac zignorował moją próbę ucieczki i przysunął się jeszcze bardziej.

- Em... Nie znajdziesz sobie kogoś innego? - spytałem, kompletnie nie czując się komfortowo.

- Powiem ci, co moglibyśmy robić na twoim łóżku, co?

~Magnus~
- Bane - mruknął do mnie Ragnor, kiedy weszliśmy do klasy, gdzie młodsi od nas mieli pomagać nam w matmie. Kto to wymyślił? - Twój Lightwood jest zajęty.

- Że co proszę? - burknąłem zirytowany, rozglądając się po klasie.

I dostałem porządnej białej gorączki, kiedy zobaczyłem Verlac'a siedzącego przy moim diabełku. Który... Się rumienił, gdy blondyn szeptał mu coś do ucha.

Aha.

- Spieprzaj - natychmiast podszedłem do ostatniej ławki i podparłem się rękoma o blat stolika Sebastiana. - To miejsce jest zajęte.

Blondyn niechętnie odsunął się odrobinę od Lightwood'a, którego cała twarz była intensywnie czerwona. Wkurwiłem się jeszcze bardziej. Tylko ja mogę wywoływać rumieńce na mordce Alexandra, a nie jakiś blond śmieć.

- Owszem, jest zajęte - Sebastian spojrzał na mnie niechętnie. - Ale przeze mnie.

- Ostatnia szansa - warknąłem, ignorując głos nauczycielki, która coś do mnie mówiła. - Albo spierdalasz albo dogadamy się na osiedlu. Chcesz?

Blondyn uśmiechnął się półgębkiem, specjalnie bardziej mnie prowokując. Nachylił się jeszcze do ucha Lightwood'a i coś mu wyszeptał. Alec spłonął większym rumieńcem niż przed chwilą, kiedy Sebastian przygryzł płatek jego ucha. Miałem ochotę go zabić w tamtym momencie. Nie, nie zabić. Torturować z pomocą wiertarki, a dopiero potem uśmiercić, nie mając w sobie ani grama litości. Verlac wstał z krzesła i przechodząc obok mojej osoby, uderzył mnie barkiem.

- Już? - spytała zdenerwowana nauczycielka zza moich pleców, kiedy ja wpatrywałem się w oderwanego od rzeczywistości Lightwood'a. - Jeszcze raz takie coś, a pójdziecie do dyrektora. Bane, siadaj w końcu.

Bez zbędnych namysłów umiejscowiłem swoje cztery litery na krześle tuż przy Alecu, gdzie przed chwilą siedział Verlac.

- Co on chciał? - warknąłem nadal rozzłoszczony, starając się mówić chociaż odrobinę ciszej. Alexander nagle drgnął, spoglądając na mnie.

- Przepraszam, zamyśliłem się - wyjaśnił pospiesznie.

- Widzę - prychnąłem. - Mogłeś powiedzieć, że kręcisz z Verlakiem, a nie, kurwa, pierdolić coś o jakiejś nauce po szkole.

- Co? - spojrzał na mnie zdezorientowany. - Magnus, między mną a nim nic nie ma.

- Jaasne - zaśmiałem się bezuczuciowo. On na serio myśli, że jestem taki głupi, by nic nie zauważyć? - Czyli twój czerwony ryj, zamyślenie i nie reagowanie, kurwa, na niego to nic nie znaczy, tak?

- To tylko znajomy - nadal się zapierał. - Naprawdę, no... - jęknął zdruzgotany. - Magnus, uwierz mi.

- Mogłeś go odepchnąć - syknąłem, wciąż nie czując w sobie spokoju.

- Nie wiedziałem, że jesteś aż tak zazdrosny... - mimowolnie uśmiechnął się pod nosem.

Co za... Szuja.

- Ja? - prychnąłem z niedowierzaniem.

- A kto?

- Tak, masz rację - wzruszyłem ramionami, hardo nie spuszczając z niego wzroku. - Jestem zazdrosny. Zazdrosny o to, że jakiś kretyn się zbliża do ciebie na tą odległość, którą tylko ja będę mógł i mogę łamać. Zazdrosny, bo jesteś dla mnie ważny. W jakiś tam pieprzony sposób - mruknąłem zirytowany. - Ale jesteś.

~Alec~
Myślałem, że zejdę na zawał po usłyszeniu tych słów.

- Ważny...? Dla ciebie? - spytałem cicho, lecz z ogromną nadzieją wpatrując się w złotozielone oczy Magnusa.

- Kurwa, mówię przecież - wywrócił oczami. - Ale teraz się lepiej nie odzywaj, bo mam cię dość.

Po tych słowach usiadł prosto, wlepiając wzrok w poszczególnych uczniów rozmawiających w klasie. Jest uroczy. Taki obrażony. I powiedział mi wprost, że mu na mnie zależy...

- Magnus - szepnąłem podniesiony na duchu, chcąc go jakoś udobruchać. - Nie bądź zły.

- Shut. The fuck. Up.

- Magnus... Niuniochu.

Bane w widocznej złości zacisnął szczękę. Jednak chwilę później odetchnął głęboko, by się uspokoić, spoglądając na mnie kątem oka. A ja w odpowiedzi uśmiechnąłem się do niego.

- Diabełku - westchnął niczym męczennik, przybliżając się do mnie i kładąc głowę na moim ramieniu.

***
~Magnus~
Przez całą lekcję patrzyłem się po prostu na kartkę z zadaniami, które wypełniał Alec. Że mu się chce? Dziwne.

Kiedy zadzwonił dzwonek, zerwałem się z krzesełka wraz ze swoim plecakiem na ramieniu. Na pożegnanie puściłem Alecowi oczko, po czym odwróciłem się i zacząłem iść za Sebastianem. Pożałuje tego, co zrobił. Nie zapomniałem i nie zapomnę.

Szedłem za nim przez korytarz wypełniony uczniami, aż nastolatek nie zatrzymał się przy swojej szafce.

- Dalej nic nie czaisz - powiedziałem ozięble, zbliżając się do blondyna. - Odpierdol. Się. Od. Lightwood'a.

- Jezus - westchnął zirytowany Verlac, przenosząc na mnie wzrok. - Uczepiłeś się tego Aleca jak nie wiem co. Czyżby Magnus Bane się zakochał? - poruszył sugestywnie brwiami.

- Popierdoliło cię? - spytałem, nie kryjąc mojego wielkiego rozbawienia.

- No a co?

- Mam w dupie tego idiotę - prychnąłem, na nowo zirytowany tym, że muszę rozmawiać z Sebastianem po raz kolejny. - Chciałem go stoczyć i to właśnie robię, kretynie.

- Czyli masz go w dupie, tak? - spytał, mrużąc oczy, jakby zamyślał się o czymś wielce ważnym.

- Mam powtórzyć? - wywróciłem oczami. - Jak sobie chcesz. Mam w dupie Alexandra Lightwood'a. Jest naiwny jak nie wiem co, dlatego też za niedługo uzależnię go jeszcze od dragów. Wierzy w każde moje słowo, dajesz wiarę? - spytałem, śmiejąc się krótko. Musiałem kłamać o tym, że nie zależy mi na Alexandrze, gdyż myślałem, że właśnie po tym Sebastian się od niego odczepi. - A jakby jeszcze wystarczająco mnie nie wkurwiał swoim pierdoleniem bez sensu, to muszę mu, kurwa, mówić, że mi na nim zależy. Wtedy się w końcu zamyka - powiedziałem. Cóż, łatwe to nie było, ale dałem radę. W końcu ile razy kłamałem ze swoimi uczuciami. A Alexander i tak tego nie usłyszał.

- Okey, rozumiem - uśmiechnął się wesoło, patrząc w przestrzeń za mną.

No nie.

Natychmiast się odwróciłem, zauważając Aleca... Jego wiecznie spokojne oczy, teraz pokryte były łzami.

- Alec, ja...

- Daruj sobie - przerwał mi drżącym głosem. Poczułem sie jak najgorszy gówniarz. - Wiedziałem, że niezbyt za mną przepadasz, ale żeby aż tak...?

- To naprawdę nie tak jak myślisz, Alec - zaniepokojony podszedłem do Lightwood'a, który niestety się odsunął.

- Co, znowu kłamiesz? No fajnie - skinął głową, a błyszczące oczy wypuściły z siebie łzy.

Nastolatek odwrócił się, idąc w stronę drzwi. Nie mogłem tego tak zostawić. Lecz zanim poszedłem za Lightwood'em, obróciłem się, by sprzedać Sebastianowi mocnego sierpowego. Chłopak zachwiał się od razu, a ja uśmiechnąłem się pod nosem, widząc stróżkę krwi na jego policzku. Zaraz po tym pobiegłem za Alekiem, który już chwytał za klamkę drzwi wyjściowych.

- Czekaj, czekaj - złapałem jego ramię, odwracając szatyna w swoją stronę. W bezradności zacisnąłem szczękę, widząc wciąż wypływające z niebieskich oczu łzy.

- Co ty chcesz? Zostaw mnie w spokoju - wyszeptał.

- Diabełku... Jak to zrobię, kto będzie dawał ci papierosy...? - uśmiechnąłem się delikatnie, chcąc obrócić to w żart. Jednak nie udało mi się to zbytnio.

- Ty tak na serio? - zapłakał. - Ja się nie uzależniłem od tych pierdolonych papierosów, tylko od ciebie!

Po tych słowach zaczął przecierać swoje oczy, jednocześnie odwracając się i wychodząc ze szkoły. Zrozumiałem, że zmarnowałem jedyną szansę na normalne życie.

💘💘💘
Wybaczcie że wczoraj nie było rozdziału, ale końcówka weny nie dawała mi ułożyć normalnych zdań 😐😑 i nie mogłam lepiej oddać uczuć 😑 dlatego też mam nadzieję, że rozdział nie wyszedł za kiczowato 👌💪 miłej soboty 💘💘💘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro