Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16

~Alec~
Do szkoły doszedłem sam. Niestety nie spotkałem Magnusa po drodze, no ale miał najwyraźniej jakiś powód. Spytam go potem.

Stałem przy swojej szafce, szukając w niej książki od fizyki. Nie wiedziałem, czy albo zostawiłem ją w domu, czy gdzieś zgubiłem, bo naprawdę nie mogłem jej znaleźć. Książki często gubią się same z siebie?

- Hej, Alec.

Natychmiast zamknąłem szafkę i spojrzałem na tego kogoś, mając nadzieję że to Magnus, jednak nie był to on. Szkoda.

- Hej, Sebastian - uśmiechnąłem się lekko. - Co tam? - zamknąłem swoją szafkę, bo i tak pewnie nie znalazłbym tej książki.

- No hej. Słyszałem, że ostatnio zacząłeś się z Bane'm zadawać.

- Można tak powiedzieć - zaśmiałem się niezręcznie, nie bardzo będąc pewnym, o co może chodzić blondynowi.

- Luz, chciałem się tylko upewnić - uśmiechnął się półgębkiem. - Słuchaj... Masz czas po lekcjach?

- Raczej nie, wybacz.

- Bo mam problem z chemią.

- Aaa, o naukę ci chodzi - zaśmiałem się ze swoich niepodstawnych podejrzeń. - To powinienem znaleźć czas. Do dziewiętnastej jestem cały twój.

- Wspaniale - uśmiechnął się pod nosem. - To po szkole może pójdziemy razem do ciebie?

- Dam ci znać - posłałem mu uśmiech, ciągle myśląc o Magnusie. Azjata pewnie nie obrazi się, kiedy raz odprowadzi mnie do domu ktoś inny. Prawda?

- Verlac - jak na zawołanie znalazł się przy nas ten nastolatek, przy którym nogi mi miękną. - Spierdalaj - fuknął na Sebastiana, który nie był nim jakoś przesadnie przejęty.

- Bo? - blondyn uniósł brwi do góry, patrząc na Magnusa spod byka. - Bronisz swojego chłopaka, co?

- Bronię kolegi przed takimi popierdoleńcami jak ty. Spierdalaj, powtarzam.

- Alec - Sebastian spojrzał na mnie z uśmiechem na ustach  - To jesteśmy umówieni. Narazie - puścił do mnie oczko i odwrócił się, znikając za moment w tłumie uczniów na korytarzu. Ja spojrzałem na Magnusa, napotykając jego badawcze spojrzenie na mojej osobie.

- Możesz wyjaśnić? - spytał, pewnie starając się, by nie wyszło to chamsko, ale nie udało mu się to.

~Magnus~
- Możesz wyjaśnić? - spytałem, starając się bym nie brzmiał jak jakiś cham. Ale trudno, byłem wkurwiony.

Najpierw musiałem pomóc Raphael'owi z tym dilerem, przez co nie mogłem spotkać się przed szkołą z Alekiem, a teraz przychodzę i widzę, że ten pierdolony Verlac zaczepia mojego Lightwood'a. Niech sobie Izzy weźmie.

- Nauka po szkole - wzruszył ramionami. - Bo ma problem z chemią.

- Problem to ma on z głową - powiedziałem powoli, uważnie przyglądając się nastolatkowi, by sens tych słów jakoś do niego dotarł. - Odwołaj to. Sam sobie poradzi.

- Sam kiedyś prosiłem kolegów o pomoc, dlaczego teraz ja nie mógłbym pomóc?

- Lightwood, olej tą pluskwę, rozumiesz? - warknąłem zdenerwowany, czując, że zaczynam potrzebować papierosa.

- Uspokój się - Alec przejrzał mnie wzrokiem od stóp do głów. - Trochę źle wyglądasz. Jadłeś coś?

- Nie pierdol mi tu o jedzeniu. Skoro ty nie chcesz spławić Verlac'a, sam to zrobię - oznajmiłem z determinacją i chciałem wtopić się już w tłum uczniów, lecz zatrzymał mnie uchwyt Aleca na moim przedramieniu. Spojrzałem na tamto miejsce, a potem znacząco na Lightwood'a, który od razu posłusznie zabrał rękę.

- Magnus, zostaw Sebastiana. On nic nie zrobił.

- Mhm - mruknąłem, po czym zadzwonił dzwonek na lekcje.

Chuj tam, zajebię Verlac'a na następnej przerwie. Nie będzie się kretyn zbliżał do... No właśnie, do czego i kogo? Mojego kolegi? Przyjaciela? Przyszłego chłopaka? Cóż, pomyślę potem.

***
Z niecierpliwością czekałem na ten cholerny dzwonek. Potrzebowałem papierosa. Od tych uciążliwych myśli i zamartwiania się, moja noga dostała drgawek i niemiłosiernie latała mi pod ławką. W palcach ciągle przewracałem długopis, a wzrok jakby zahipnotyzowany, skupiony był na jednym słowie zapisanym na środku mojego zeszytu, który leżał przede mną.

Do tego od kilku dni mam zawroty głowy, brzuch skręca się prawie że co chwilę, przypominając, że nie jadłem śniadania, lunchu, obiadu czy kolacji. Zjazd kokainowy​ wpędzał mnie w samobójcze myśli, a brak snu po prostu męczył. Długo tak nie pociągnę. Ale przecież chciałem się wyniszczyć, prawda? Odejść z tego świata po cichu? Powinienem się cieszyć.

Westchnąłem, akurat wtedy, gdy zadzwonił dzwonek. Od razu z prędkością światła spakowałem się, zarzuciłem plecak na ramię i wybiegłem z klasy. Verlakiem zajmę się potem, teraz jedyne czego pragnę to nikotyna, która mnie uspokoi. I tym samym dobitniej niszczyć będzie płuca, przez które zaczynam już czasami mieć ataki kaszlu.

- Magnus? - zatrzymał mnie nagle Alec, który wszedł mi w drogę. Powstrzymałem się, żeby go po prostu nie uderzyć. - Idziesz na papierosa...?

Uśmiechnąłem się pod nosem, dumny ze swojego zwycięstwa. Skinąłem tylko głową i ruszyłem do wyjścia ze szkoły, słysząc kroki nastolatka za sobą.

***
- Od razu lepiej - odetchnąłem z ulgą, kiedy wypuściłem już kilka nikotynowych buchów. No nareszcie. Myślałem już, że w połowie lekcji zacznę palić.

Spojrzałem na Aleca, którego twarz również wydawała się bardziej spokojna niż minutę wcześniej.

- No - mruknął Lightwood, powoli wypuszczając z ust biały dym. Przyglądałem mu się z zafascynowaniem.

- Fajny kontrast - stwierdziłem ze zdumieniem. - Good boy z papierosem w ustach.

- Trudno - wzruszył ramionami, uśmiechając się lekko. - A od kiedy ty palisz?

- Em... - zastanowiłem się przez moment. - Jakieś dwa, trzy lata. Coś takiego.

- Uzależniłeś się przez zwykłą ciekawość, czyy...?

- Nie pytaj, bo nie dam ci już więcej fajka - uśmiechnąłem się półgębkiem.

- Magnus, i tak cię w końcu poznam - stwierdził ze śmiechem. - To tylko kwestia czasu. Po co ukrywasz przede mną informacje?

- W każdej chwili możesz zdechnąć - wzruszyłem ramionami.

- Z tobą, tak? - zaśmiał się cicho, jednak bez krzty wesołości.

- Tia. Z tą różnicą, że za tobą będą płakać, a po mnie wyprawią imprezę, by to uczcić - wymamrotałem, po czym mocno zaciągnąłem się papierosem, wypalając go już do końcówki.

- Na pewno nie - zaprzeczył chłopak, zupełnie pewny tego, co powiedział. - Nie możesz tak myśleć.

- Jak, trzeźwo? - uśmiechnąłem się sztucznie. - Jestem realistą, diabełku. Wiem, co jest prawdą.

- No chyba nie - prychnął. - Ja bym za tobą płakał.

- Bo straciłbyś dilera od fajek - puściłem mu oczko, z rozbawieniem patrząc na jego zatwardziałą sylwetkę i wyraz twarzy. Na serio jest tak pewny swoich słów?

- Okłamujesz sam siebie - zaciągnął się końcówką swojego papierosa.

- Co prawda to prawda - posłałem mu uśmiech na zgodę.

Nie miałem ochoty na jakąś kłótnie i przekomarzanki z Lightwood'em. A za chwilę przypomniałem sobie, że przecież miałem coś załatwić. Od razu wyrzuciłem niedopałek papierosa na ziemię, bez słowa odchodząc od Aleca i kierując się do szkoły. Powinienem mieć jeszcze kilka minut do lekcji, więc może zdążę.

Wszedłem do budynku i zacząłem iść korytarzem, szukając charakterystycznych blond włosów. Ale niestety i stety, szkoła jest ogromna, więc aby znaleźć Verlac'a musiałbym przeszukać ją całą. Na szczęście los się do mnie uśmiechnął, gdyż zobaczyłem tego kogoś kogo szukałem, stojącego niedaleko przy szafkach. Od razu poszedłem w tamtą stronę.

- Verlac - z hukiem zamknąłem otwartą szafkę nastolatka, który podskoczył zaskoczony. Lecz kiedy skapnął się, kto przy nim stoi, obdarzył mnie zirytowanym spojrzeniem pełnym nienawiści.

- Czego? - mruknął.

- Odpierdol się od Alexandra.

- Bo? - parsknął pod nosem.

- Bo powtórzymy naszą zabawę - warknąłem. - Zajmij się swoimi sprawami, do cholery.

- Mówiłem, że pożałujesz. Ja też umiem się mścić, Bane.

- Oh tak? - spytałem rozbawiony. - Postanowiłeś podrywać Lightwood'a, tylko dlatego, że z nim gadam? Myślisz, że obchodzi mnie to, z kim się on zadaje?

- To dlaczego stoisz teraz obok mnie i pierdolisz, bym się od niego odczepił? - uśmiechnął się złośliwie. - Przecież masz w dupie, z kim się zadaje - powiedziawszy to odwrócił się i zniknął w tłumie ludzi, po czym zaczął dzwonić szkolny dzwonek. No i nie zdążyłem mu przyjebać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro