Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11

~Alec~
Po drugiej lekcji chodziłem po szkole i szukałem Lydii. Gdyż sobie pomyślałem, że może jak się umówię na randkę, to przestanę obsesyjnie myśleć o Magnusie. Bo to już podchodziło pod totalne zakochanie. Może i jestem tym gejem, niech już będzie, ale tak od razu się zakochać? Przez tych kilka komplementów, od których znacznie więcej było złych uczynków? Przecież on chce mnie uzależnić od palenia, i narkotyków pewnie też. A ja zgadzam się na to, na początku chcąc mu po prostu pomóc, a teraz wiedziony przez uczucie. Jestem idiotą.

- Hej, Lydia - podszedłem do dziewczyny, która szła korytarzem. Może randka z nią naprawdę okaże się pomocna. - Masz chwilkę?

- No hej, o co chodzi? - uśmiechnęła się miło. - Znowu szukasz Jace'a?

- Niee - pokręciłem głową z rozbawieniem. - Tym razem ciebie szukałem. Słuchaj... Masz czas po lekcjach? - spytałem. I dziwiłem się, dlaczego rozmowa z nią szła mi tak lekko i łatwo, w przeciwieństwie do tej z Magnusem. Spowodowane może to być tym, że albo chcę zrobić jakiekolwiek wrażenie na azjacie i dlatego uważam na swoje słowa, a dziewczyna jest mi obojętna, albo po prostu Lydię znam dłużej i w końcu chodzę z nią do jednej klasy.

- Emem... - zastanowiła się chwilę. - Nie mam nic do roboty. A co?

- Boo... Chciałabyś iść do kina? Ze mną? Możesz wybrać film - uśmiechnąłem się delikatnie, ściskając ramię swojego plecaka. Wolałbym iść na randkę z Magnusem.

- Ty i ja? - blondynka obdarzyła mnie szerokim uśmiechem. - Pewnie, chętnie. Bardzo fajnie - zaśmiała się podekscytowana. - Po lekcjach, tak?

- Tak. Po lekcjach spotkamy się przed szkołą i ustalimy co i jak, okey?

- Okey, okey - nadal się szczerzyła, a ja mimowolnie wyobraziłem sobie uwodzicielski uśmiech Bane'a.

~Magnus~
- Co wam do tego? - prychnąłem zirytowany. - Niby dlaczego mam unikać Lightwood'a?

- Po co ci on w szkole potrzebny? - spytał Raphael. - Papierosów tu palić nie można. A zalecać się możesz po szkole i przed nią.

- No chyba... - zaczął podejrzliwie Ragnor. - Że nasz Bane polubił swojego diabełka.

- Głupi jesteś - burknąłem rozdrażniony. Te ich pierdolone teorie są głupsze od tych ludzi, co podejrzewali, że wampiry są odpowiedzialne za "ślady krwi" na stołówce. A był to barszcz.

- To nie spotykaj się z nim w szkole - wzruszył ramionami, uśmiechając się wyzywająco.

- Nie będę się was słuchać, popierdoleńcy. Ale skoro to uspokoi wasze niedorozwinięte główki, to w porządku - uśmiechnąłem się, udając litość nad przyjaciółmi z powodu ich głupoty. - I tak nie zależy mi na tym chłopaku.

***
~Alec~
Przez resztę przerw nie widziałem się z Magnusem. Stęskniłem się za nim. Szukałem go, ale przeszkadzali mi w tym Izzy lub Jace i do tego jeszcze Simon bądź Clary. A szkoła była duża, więc szanse moich poszukiwań malały.

Westchnąłem ciężko i wsadziłem niepotrzebne mi książki do szafki. Zaraz będę musiał wyjść ze szkoły i zamiast pospacerować z Magnusem, pójdę na randkę z Lydią. Ale co ja narzekam? Przecież sam chciałem. Chociaż nie wiem, czy pomoże mi to w odkochaniu się.

Potrząsnąłem głową, kiedy Magnus Bane znowu zawitał w mojej głowie, i zamknąłem metalowe drzwiczki szafki.

- Jezu! - podskoczyłem przerażony, kiedy obok mnie znalazł się nagle Magnus. Ten gość chce mnie do zawału doprowadzić!

- Przestraszony diabełek. Cute - przekręcił głowę, uśmiechając się sarkastycznie. I jakże uroczo. Z nonszalancją opierał się barkiem o szafki, mając skrzyżowane ręce na piersi. Mimowolnie się uśmiechnąłem na ten widok... Kurde, muszę się ogarnąć.

- Hej - tylko tyle zdołałem z siebie wydusić. Ehh... chociaż tyle dobrego, że się nie zająknąłem.

- Witam. Odprowadzę cię.

Już miałem z wielką radością się zgadzać, kiedy o czymś sobie przypomniałem. A raczej o kimś.

- Nie idę do domu - westchnąłem.

- Bo? Spowiadaj się - nieustannie uśmiechające się usta zdobiły jego twarz, którą chyba ustawie sobie na tapetę telefonu. Kurde, nadal zachowuje się jak podniecona Izzy szykująca się na ważną randkę... Nie daleko pada jabłko od jabłoni.

- Bo... Na randkę idę - powiedziałem szybko, przyglądając się jego reakcji.

- Co proszę? - kąciki ust natychmiast opadły w dół, a brwi złączyły się odrobinę, ukazując jego zdenerwowanie.

- No... No wiesz, co to randka.

- Mhm. Z kim?

- No z dziewczyną... Mówiłem ci, że nie jestem gejem.

Dlaczego ja siebie sam oszukuję? W środku chcę olać Lydię i pójść z Magnusem, a na zewnątrz wychodzi coś zupełnie innego. Ciekawe, ile te kłamstwo będzie się ciągnąć wraz z moją obawą co do uczuć względem Magnusa. Pewnie dlatego nie mam zamiaru się do nich przyznawać.

- Ty... Masz coś przeciwko? - spytałem, czując lekkie zestresowanie.

- Nie - uśmiechnął się półgębkiem. - Ale nie byłoby źle, gdyby tą laskę przejechała ciężarówka.

- E... - zamrugałem kilkukrotnie, za chwilę cicho chichocząc. Jezu, czy ja się śmieję z wyobrażania sobie czyjegoś nieszczęścia? Najwyraźniej...

- W każdym razie... - machnął ręką. - Nie idź.

- Magnus, umówiłem się już - poprawiłem plecak na ramieniu i z trudem ominąłem mój obiekt westchnień, kierując się do wyjścia ze szkoły.

- Hola, a jak ja cię zaproszę na randkę? - zrównał ze mną krok. I nawet nie wiedział, jak chciałbym się zgodzić. Ale muszę coś zrobić, by udowodnić sobie, że może jednak nie jestem gejem i nie zakochałem się w Magnusie.

- Przepraszam, ale muszę już iść - przyspieszyłem kroku i podszedłem do dziewczyny stojącej przed szkołą. Jak zauważyłem kątem oka, Magnus już za mną nie szedł.

***
Razem z Lydią kupiliśmy sobie jakiś popcorn, coś do picia i weszliśmy do sali kinowej. Dziewczyna wybrała jakąś komedię romantyczną, więc możliwe jest, że będę się nudzić. A mogłem sobie palić z Magnusem... Ja zdecydowanie zbyt często o nim myślę. Paranoja mnie dopada?

I na danym filmie owszem, mógłbym się nudzić, ale zwracałem uwagę na aktorów. I to tych przystojnych w płci męskiej, nie żeńskiej. Totalnie jestem gejem... Przez Bane'a. Aż przypomniały mi się jego słowa.

,,Jeszcze zrobię z ciebie geja, zobaczysz."

No, gratulacje.

***
Jakoś w środku trwania filmu ktoś wszedł do sali. Zdziwiłem się, że wita tutaj tak późno, no ale cóż, ludzie mają swoje przyczyny. Westchnąłem cicho i starałem się wygodnie ułożyć na fotelu, czasami zerkając na Lydię, która pochłonięta była filmem.

- No witam - szepnął mi nagle do ucha TEN głos. Przytrzymałem się podłokietników fotela, by nie podskoczyć pod sam sufit z przerażenia.

- Nie strasz mnie - syknąłem ciszej, spoglądając na zdeterminowanego Magnusa. - Co ty tu robisz?

- Ratuję ci tyłek.

- Alec? - blondynka spojrzała na naszą dwójkę. - To Bane? - ze zdziwieniem wskazała na Magnusa, a ja po prostu kiwnąłem głową.

- Mhm - mruknął azjata, obdarzając dziewczynę zirytowanym spojrzeniem. - Zabieram Aleca.

- Co? - parsknęła cichym śmiechem. - O co ci chodzi?

- Magnus - zwróciłem się do przystojnego azjaty. - Idź już.

- Wyganiasz mnie? Po raz kolejny? - przyjrzał mi się uważnie, a ja z trudem utrzymywałem z nim kontakt wzrokowy. - Wybieraj, diabełku.

- Nie będę wybierać - zmarszczyłem brwi.

- Będziesz - uśmiechnął się głupkowato, jednak widziałem ten upór w jego złotozielonych oczach. - Albo ja albo ta suka.

- Aha? - oburzona Lydia spojrzała na Magnus, który ją zignorował.

- Magnus - jęknąłem bezsilnie. - Naprawdę już idź.

- Czyli wybierasz blondynę? - ostatnie słowo wręcz wypluł. - A myślałem, że jesteś mądrzejszy, Alexandrze - prychnął, stając się coraz bardziej rozzłoszczony.

- Idź... - zacisnąłem pięści na podłokietnikach fotela, starając się, by mój głos brzmiał w miarę normalnie.

- Mhm - azjata uniósł dumnie gardę, patrząc na mnie i za chwilę na Lydię. - Branwell, życzę ci, aby jakiś miły kogut wydłubał ci oczy razem z tymi sztucznymi rzęsami. Lightwood... - spojrzał na mnie kątem oka, a ja wbiłem się jak najmocniej mogłem w fotel. Takiego oskarżycielskiego spojrzenia jeszcze nie widziałem, albo żadne inne nie wywołało u mnie takich wyrzutów sumienia. - Do reszty zgłupiałeś.

Po tym wstał, poprawił swoją skórzaną kurtkę i opuścił salę kinową.

- No - uśmiechnęła się Lydia  - Tak lepiej. Dobrze zrobiłeś - pocałowała mnie w policzek.

~Magnus~
Wkurwiony wyszedłem z sali kinowej. On tak na serio? Co za pozer. I ta szmata do tego, jak ją spotkam w szkole, to nóż mi się otworzy w kieszeni.

Jednak mimo wszystko pomyślałem, że Lightwood jeszcze zdąży się ogarnąć i do mnie przyjdzie, więc poczekałem przed salą. Stałem tak kilka minut, a drzwi nadal się nie otwierały. Cóż, niech teraz on żałuje. Ja nie powinienem.

Przeklinając w myślach mój durny zakład z kolegami, ruszyłem do wyjścia z budynku kina. Pieprzony Lightwood. Muszę się uspokoić. Wsadziłem rękę do kieszeni spodni i szukałem papierosów, wychodząc przez drzwi wejściowe i za moment znajdując się na betonowym chodniku. Szedłem dalej, stawiając kroki szybciej dla rozluźnienia atmosfery. Wyciągnąłem już papierosa i zapalniczkę z paczki od fajek, kiedy usłyszałem za plecami ten głos, którego właściciel doprowadził mnie przed kilkoma minutami do szewskiej pasji.

- Magnus, zaczekaj!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro