Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10

Specjalna dedykacja dla Natalia51400 😏😏👌💗💗💗🔥🔥💪💙💙💙

~Magnus~
Szedłem z Alekiem w stronę jego domu, gdyż uparłem się, że go odprowadzę. Zostało jeszcze jakieś kilka minut, więc pomyślałem, że mógłbym się trochę pozalecać i popatrzeć na jego rumieńce.

- Alec? - odezwałem się.

- No? - chłopak patrzył przed siebie.

- Naprawdę nie jesteś gejem? Albo bi?

- Ee... No nie - rzekł trochę zakłopotany.

- Szkoda - westchnąłem głośno. - Czyli na randkę byś ze mną nie poszedł?

- Polegało by to na papierosach zapewne.

- Raczej... - zbliżyłem się do jego ucha. - Na czymś przyjemniejszym.

Alexander odsunął się nieco ode mnie, kurczowo zaciskając pięść na pasku od plecaka. Mogłem wręcz usłyszeć jego przyspieszony oddech.

- Mhm.

- Zrobię z ciebie geja, zobaczysz - oznajmiłem wesoło.

- Taa... - parsknął śmiechem.

- No tak. Nie mogę pozwolić. by taki słodki kąsek uciekł mi sprzed nosa.

Alec zerknął na mnie kątem oka, a ja w odpowiedzi poruszyłem sugestywnie brwiami. Od razu odwrócił wzrok.

- Daj spokój - oznajmił speszony. Specjalnie przyspieszyłem kroku, by zaglądnąć przez ramię i mieć lepszy widok na zaróżowione policzki Lightwood'a.

- Nie dam spokoju. Jesteś przystojny, słodki, uroczy i masz fajny tyłek. No i... - uśmiechnąłem się zwycięsko. - Przyjemnością dla moich oczu jest patrzenie na twoje czerwone poliki - dodałem, kiedy czerwony kolor twarzy Lightwood'a przybierał na sile.

- Magnus... - westchnął chłopak, drapiąc się po nosie.

- Alexander. Uroczy... - zamyśliłem się nad jakimś określeniem, które pasowałoby do Aleca. Muszę w końcu jakoś nazwać swój eksperyment, który chcę stoczyć.

- Już - oznajmił spełniony Alec, gdy dotarliśmy pod jego dom. - Cześć, do jutra - powiedział pospiesznie i ruszył w stronę drzwi.

Jednak zanim to zrobił, ja złapałem go za nadgarstek i obróciłem chłopaka do mnie. Nie spiesząc się i z uśmiechem obserwując jego zdezorientowaną minę, przybliżyłem się do tej czerwonej twarzy. Złożyłem na gorącym policzku Aleca soczystego buziaka.

- Teraz możesz iść - oznajmiłem z zadowolonym uśmiechem, puszczając jego rękę i odsuwając się. Alexander uciekł do domu nim zdążyłem mrugnąć choć raz.

~Alec~
Wbiegłem szybko do domu i zamknąłem za sobą drzwi. Zrzuciłem z siebie plecak i oparłem się plecami o drewnianą powłokę, po czym zamknąłem oczy, chcąc się jakoś uspokoić. Co Bane sobie myśli? Ja wiem, że on podrywa wszystko, co się rusza, ale...

- Alec? - usłyszałem głos Izzy, więc otworzyłem oczy. - Wszystko w porządku? Coś taki czerwony?

- N-nieważne - spojrzałem w lustro wiszące na ścianie i aż złapałem się za głowę z powodu koloru mojej twarzy. - Pogadamy potem - szybko ominąłem dziewczynę i uciekłem do swojego pokoju.

Co się ze mną dzieję? To nie jest normalne. Pewnie dlatego, że Bane jest zbyt pewny siebie. Tak, to jedyny powód mojego zachowania. Mam nadzieję...

***
~Magnus~
- Po prostu mów do niego "kochanie" - westchnął Raphael podczas naszej rozmowy telefonicznej. Siedziałem na huśtawce znajdującej się przed blokiem, w którym mieszkam.

- Zbyt oklepane - mruknąłem. - Musi być coś lepszego. Myśl.

- Sam myśl.

- Staram się!

- Ej! - usłyszałem w słuchawce głos Ragnora. - I jak tak z Alekiem? Wiesz co, mam pomysł. Rozkochaj go w sobie.

- Chyba przesada - zaśmiałem się, ale jakoś nazbyt nerwowo. - Podrywam go i tak dalej, ale ten chłopak nic mi nie zrobił, żebym prócz stoczenia zniszczył go jeszcze bardziej. Powtórzę wam moje hasło życiowe. "Kochać to niszczyć, a być kochanym to zostać zniszczonym" czaicie?

- Mhm - mruknął Raphael. - Ale zgadzam się z Ragnorem. Jak niszczyć, to po całości, przecież powinieneś to wiedzieć.

- I poza tym... - dodał Ragnor. - Przez swoją odmowę chcesz nam powiedzieć, że nie jesteś w stanie rozkochać w sobie Lightwood'a? Czyżby magia się wypaliła?

Świnie.

- Kretyni - fuknąłem. - Mogę mieć kogo chcę.

- To dawaj - powiedział Raphael wyzywającym tonem i mógłbym przysiąc, że tak właśnie się uśmiecha. - Rozkochaj w sobie Lightwood'a. Wtedy też będzie łatwiej uzależnić go od dragów.

- I upominam przyjacielu... - rzekł Ragnor. - Sam chciałeś stoczyć Lightwood'a, więc nie możesz mieć nam tego za złe. To jak? Dil?

Co oni sobie myślą?

- Oczywiście - prychnąłem. - Poderwę go szybciej niż myślicie, jebane pasożyty.

- Ta, ta - mruknął Raphael.

- Chwila... - zamyśliłem się i wpadł mi do głowy świetny pomysł na nazwę dla Aleca. - Już wiem, jak nazwę Lightwood'a.

- Jak? Aniołek? - prychnął Raphael.

- Ojj, przyjacielu, coś odwrotnego - uśmiechnąłem się pod nosem.

***
~Alec~
Idąc następnego dnia do szkoły zastanawiałem się, czy wolałbym unikać Magnusa czy wręcz przeciwnie. Ze względu na to, że nienawidzę, gdy mnie podrywa. Bo zaczynam tracić wiarę we własną orientację, kiedy Bane zaczyna mnie komplementować. Ponieważ czuję wtedy te dziwne mrowienie w brzuchu, nie wiedząc czemu serce zaczyna szybciej bić, oddech staje się płytki, a przed oczami ciągle mam ten zadziorny uśmiech. Tylko do Magnusa on tak pasuje.

Myśląc o Magnusie, chwilę potem usłyszałem jego głos, który mnie wolał. Azjata przebiegł przez ulicę i dogonił mnie, zrównając ze mną krok.

- Hej, diabełku - odezwał się wesoło. - Jak się spało? Wiem, że źle, bo nie było mnie przy tobie. Ale spokojnie, możesz to zmienić jednym słowem.

Ja go zamorduję za te teksty.

- Magnus - mruknąłem speszony, obracając głowę w drugą stronę. Nie dość, że policzki mnie piekły, to jeszcze nos. W porządku, nie zmienię tego, że na komplementy robi mi się gorąco. I nawet miło.

- No co? - zaśmiał się melodyjnie.

- Diabełku? - spytałem, wracając wzrokiem przed siebie. I uparcie w tym trwałem, nie chcąc widzieć uśmiechu Magnusa, bo bym po prostu się rozpłynął na miejscu. Czuję się tak pewnie tylko z tego powodu, że jest przystojny. Nie mogłem się przecież zauroczyć, a co dopiero zakochać.

- Nom. Muszę cię w końcu jakoś nazywać.

- Już bardziej "aniołku" - zaśmiałem się.

- Długo nim nie będziesz - powiedział ze słyszalną w głosie dumą.

- To skoro tak... To ja też chcę cię jakoś nazywać.

- Oho, czekam. Diablo? Demon? Szatan? Król?

- Niunioch.

- Że co? - aż się zatrzymał.

Ja również zrobiłem to kilka kroków dalej, spoglądając przez ramię na jego zdziwioną minę, która wywołała mój szczery śmiech. Azjata po chwili pokręcił głową i z powrotem zrównał ze mną krok, więc mogliśmy kontynuować wędrówkę do szkoły. Tym razem nie odrywałem od Magnusa wzroku.

- No co? - uśmiechnąłem się niewinnie. - To słodkie.

- Czy ja ci wyglądam na słodziaka? - spojrzał na mnie z niedowierzaniem. - Masz problemy ze wzrokiem?

- Ja chodzę w każdą niedzielę do kościoła, a jestem diabełkiem, więc jest sprawiedliwie - posłałem mu uśmiech. - A teraz daj papierosa.

- Wiedziałem - mruknął sam do siebie, wykrzywiając usta w triumfalnym uśmiechu. Za chwilę wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów wraz z zapalniczką. Wziąłem jedną z używek.

- Tylko ze względu na nasz układ - zapewniłem od razu. - Inaczej bym nie palił.

- Mhm - uśmiechnął się wrednie i podał mi zapalniczkę. A ja zastanawiałem się nad pytaniem, które mógłbym mu zadać.

***
- Ehh, już - kaszlnąłem, po wciągnięciu ostatniego bucha.

Wyrzuciłem niedopałek papierosa do kosza obok i oparłem się tyłkiem o murek przed szkołą. Mamy jeszcze trochę czasu do dzwonka. Magnus stał przede mną, dziwnie mi się przypatrując i paląc swojego - drugiego już dzisiaj rano - papierosa.

- Więc, kolejna informacja o mnie to...

- Zapytam - przerwałem od razu. - Będę zadawał pytania.

Magnus popatrzył na mnie, mrużąc oczy w skupieniu, jednak w końcu skinął głową na zgodę.

- Ale ma być szczerość - oświadczyłem. - Jasne?

- Masz moje słowo, którego nie chcę składać, diabełku - wyszeptał, powoli wypuszczając ze swoich ust biały, papierosowy dym. Nawet było mu w tym do twarzy.

- Więc, masz jakieś problemy w domu? I sformułuj trochę odpowiedź.

- Nie mam problemów w domu.

- Kłamiesz - zmrużyłem oczy, by lepiej przyjrzeć się jego twarzy.

- Nie kłamię - prychnął. - Mam co jeść, pieniędzy nie brakuje i nie jest brudno jak w burdelu.

- Nie o to mi chodzi. Tylko o to, jak się czujesz w swoim domu z rodzicami. O uczucia mi chodzi.

Magnus spuścił wzrok na papierosa w swojej dłoni. Przyglądał mu się uważnie, jakby się nad czymś intensywnie zastanawiał. A z jego twarzy mogłem odczytać jakąś nutę smutku, która pewnie była zasłaniana pod wiecznym, cynicznym uśmiechem.

- No, odpowiadaj.

- Odpowiedziałem. Mogłeś lepiej sformułować pytanie - wzruszył ramionami, wyrzucając niedopałek papierosa na ziemię.

- To zaczekaj tylko na kolejne pytanie, niuniochu - uśmiechnąłem się.

- Mam ochotę ci przyłożyć - spojrzał na mnie groźnie, zaraz po czym rozległ się dzwonek na lekcje. 

- Nie zdążyłeś - posłałem mu niewinny uśmiech i odwróciłem się na pięcie, kierując się w stronę wejścia do budynku szkolnego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro