5/9
Magnus po raz kolejny odrzucił połączenie przychodzące od swojego ojca i wziął następny łyk trzeciej już puszki. Siedząc pod sklepem opierał głowę o budynek, zamykając oczy. Miał mocne wrażenie, że jego rozmyśleń w tym tygodniu było więcej niż kiedykolwiek. Oczywiście każda taka pojedyńcza myśl zahaczała o Aleca.
Westchnął, wlewając do swego gardła więcej alkoholu. W pewnym momencie usłyszał nawet swoje imię wypowiedziane przez jakąś dziewczynę. I ta dziewczyna chyba właśnie obok niego usiadła.
- Magnus, ty żulu! - bez delikatności potrząsnęła jego ramieniem, aż prawie pół pusta puszka wypadła mu z ręki. - Dlaczego pijesz sam?
- A dlaczego nie? - spojrzał na nowo przybyłą, która patrzyła na niego surowo spod długich rzęs. - Camille, nie chcę być niemiły, ale się odwal.
- Chciałbyś - prychnęła dziewczyna i wyrwała puszkę z ręki bezradnego, zmęczonego Magnusa. - Podziel się.
- Mówisz "podziel się" po tym, jak coś sobie weźmiesz? - spytał Magnus, trochę rozbawiony. - Czy ja cię kiedykolwiek tego uczyłem?
- Obserwowałam - odparła blondynka, patrząc na drogę i auta przed sklepem, popijając piwo. Magnus otworzył czwarte i ostatnie . - Patrzyłam, jak zmuszałeś jednego z Lightwood'ów do palenia, mimo, że jeszcze nie był twoją dziwką - mówiła, a Bane prawie zakrztusił się pierwszym łykiem piwa. - Albo jak go całowałeś po policzkach czy co. W każdym razie nie widziałam jednak. Skłamałam. To koleżanki i koledzy mi mówili.
- Zjebałaś nastrój - burknął z urazą Magnus i odstawił puszkę na bok. Odechciało mu się pić. - Nie zaczynaj przy mnie tematu o Lightwood'ach.
- Ojej, biedaczysko - zakpiła z wrednym uśmiechem Camille i spojrzała na Magnusa. - Aleś złamał ci serduszko?
- Stul się, glonojadzie - fuknął obrażony. Blondynka natomiast tylko zachichotała i wróciła spojrzeniem przed siebie.
- Ale tak serio to fajna parka z was była. Nie byliście nudni, temu rozmowy o was były interesujące - posłała zirytowanemu Magnusowi dłuższe spojrzenie. - Niby zwykły bad boy i good boy, ale coś tam jednak w was było. Promocyjnie mogę dodać, że osobiście podziwiałam to, jak udało ci się go stoczyć.
- Blondi, naprawdę się, kurwa, zamknij i nie poruszaj tego tematu - wymamrotał azjata.
- Tak naprawdę, bez kiczu: dlaczego zerwaliście?
Magnus uniósł ręce i zatkał uszy. Niestety dalej słyszał głos Camille.
- Do diabła z tobą, panie Bane. Miałeś takiego produktywnego chłoptasia i go wyrzuciłeś, bo się ci znudził?
- Zamknij się.
- Ktoś ci kazał to zrobić? Choć wątpię, że posłuchałbyś rodzeństwa Alexandra, więc może...
- Proszę - jeknął Magnus. Zabrzmiał tak żałośnie, że Camille aż się zamknęła, zdziwiona. - Nie mów o nim.
- Interesujące - szepnęła sama do siebie i popatrzyła na puszkę w swojej dłoni. - Ale nie odpuszczę. Powiedz, dlaczego to zrobiłeś. Jeśli nie, nie pójdę sobie stąd. Potrzebuję nowych plotek.
Magnus wziął głębszy wdech.
- Bo, kurwa, kocham tego pieprzonego lalusia i wiem, że przy mnie predzęj by się zabił niż dobrze żył? - spojrzał z bólem w oczach na ciekawską blondynkę. - Bo tylko bym go niszczył, kochając go?
Camille, ku zdziwieniu Magnusa, zaczęła rechotać. W sumie jak jego przyjaciele.
Bez zahamowań zgięła się w pół i miała polew z Bane'a, który z trudem się uzewnętrznił. Chłopak prychnął głośno i wstał z ziemi.
- A pierdol się w swoim towarzystwie - mruknął i zrobił kilka kroków do przodu, chcąc iść do domu, ale został pociągnięty za ramię do tyłu. Podirytowany wywrócił oczami i się odwrócił. Camille nadal chichotała, choć było widać, że chciała przestać.
- Magnusie Bane - zaśmiała się perfidnie i potrząsnęła ramionami Magnusa. - Od kiedy ty przejmujesz się jakimś chorym uczuciem. Boże przenajświętszy! - dramatyzowała, podczas gdy Bane próbował zachować spokój. - Nawzajem siebie niszczycie tą miłością. A ty głupio myślisz, że tylko Alexander tutaj cierpi.
- Po pierwsze: nie mów na niego jego pełnym imieniem, bo tylko ja tak mogę - uprzedził, patrząc na nią uważnie. - A po drugie: o czym ty pieprzysz? Alec mi chociaż pomagał, a ja co? Zastanów się chwilę.
- O, matko - tym razem zirytowała się Camille. - Niszczycie się nawzajem, debilu, bo się kochacie. Ty jak nikt inny wiesz, jak bolą jakiekolwiek uczucia - gwałtownie poderwała rękaw bluzy Magnusa do góry, obnażając białe blizny na nadgarstkach i przedramionach. A Magnus jej na to pozwolił. - Tu nie ma się nad czym zastanawiać.
- Co sugerujesz? - spojrzał na nią trochę zdezorientowany, ale czuł, że ma w sobie głupi płomyk nowej nadziei po jej słowach. I czynach.
Camille uniosła brwi.
- Wypiłeś trzy piwa i już masz problem z myśleniem?
- Może...
- Więc idź do tego twojego Alexa... Aleca i go odzyskaj. No proste i logiczne - wywróciła oczami. - Zdenerwujesz tym też przecież jego rodzeństwo. A kto bardzo lubi wkurzać ludzi? - wyszczerzyła się słodko i popatrzyła na Magnusa jak na małe dziecko. - Mój Magnusek!
- Ohyda, nie mów tak do mnie - wzdrygnął się Magnus i zaciągnął rękaw bluzy. - Masz rację, ale teraz przecież do niego nie pójdę. Palnąłbym jeszcze jakąś głupotę po tych trzech piwach i co?
- Phi! - prychnęła dziewczyna. - On cię zna na wylot i jest kurewsko wyrozumiały. Obrazi się za to, że jego ukochany ćpun będzie trochę smakował piwem?
- Smakował?
- Ty go nie pocałujesz? - parsknęła śmiechem Camille, tym samym poprawiając humor Magnusa jeszcze bardziej.
Kto by pomyślał, że pomoże mu osoba, po której najmniej oczekiwał, że otrzyma pomocną dłoń. A tu proszę. Cóż, ale trzeba było przyznać, że Magnus był zdesperowany, więc najmniejsze słowa otuchy i wsparcia potrafiły zdziałać wiele. Jak w tej chwili, kiedy zapomniał o głupim rodzeństwie Alexandra i chciał po prostu go odzyskać.
- I tak cię nie lubię, ale dzięki za to - uśmiechnął się Bane, biorąc jeszcze w rękę torebkę z ziemi, w której były jego drobne zakupy i o której sobie przypomniał.
- W końcu będę miała o czym plotkować z koleżankami - wyszczerzyła się zachłannie. - I mówisz, że ci pomogłam i wprowadziłam na dobrą ścieżkę życiową, tak?
- Oczywiście - odparł Magnus i zerknął na swój telefon. Nawet nie ma wieczoru. Nie siedział tu długo. Jak narazie wszystko mu sprzyja.
- O ja pierdolę. Idę na psychologa - Camille poruszyła brwiami i odwróciła się, powiewając złotymi włosami, które prawie uderzyły Magnusa w twarz. - I idź w końcu do niego. Bo jeszcze pójdzie do kościoła czy co.
- Dobra, dobra, idź sobie - uśmiechnął się Bane i też odwrócił, idąc w stronę swojego domu.
- Całuśnego naprawiania sobie życia! - krzyknęła jeszcze Camille.
- Podniecającego plotkowania z koleżankami!
***
Magnus wszedł do domu i czym prędzej doskoczył do kuchni, żeby rzucić tam zakupy i uciec do domu Lightwood'ów. Ale gdy już znalazł się w pomieszczeniu, jego ojciec go zatrzymał. Złapał za kaptur bluzy Magnusa i spojrzał na syna zdenerwowany. Magnus zmarszczył brwi.
- Puść mnie, idioto - warknął Magnus i próbował się wyrwać. Ojciec za to wzmocnił uścisk i zbliżył się do niego. Magnus widział aż nadto gromy buchające w złych oczach ojca.
- Czuję alkohol. Chcesz mi przez to powiedzieć, kurwa, że prócz tego, że nie odbierałeś ode mnie tych pieprzonych telefonów, to jeszcze wypiłeś sobie piwo, które miałeś kupić mi?
- Nic nie chcę ci mówić - coraz mocniej rozdrażniony Magnus odepchnął od siebie ojca. - Zostaw mnie w spokoju, no ja pierdolę...
- O nie, nigdzie nie wychodzisz - sarknął mężczyzna i wyprzedził Magnusa, gdy ten chciał już uciekać. Asmodeus zamknął drzwi i wsadził kluczyk do swojej kieszeni. - Zostajesz w domu.
- Gówno mnie obchodzi, czego ty ode mnie chcesz! - krzyknął zniecierpliwiony Magnus i zacisnął pięści. - Otwieraj te zasrane drzwi!
- Nawet odnosić się z szacunkiem do ojca nie potrafisz - prychnął mężczyzna. - Może i mam cię głęboko w nosie przez cały czas, ale nie będziesz mnie tu wkurwiał i się rządził, jasne?
Magnus pomyślał, że musi się uspokoić, bo jeszcze zrobi coś, co chciałby zrobić. Przymknął oczy i wziął kilka wdechów, które w sumie go irytowały, bo wolałby wdychać świeże powietrze, idąc do domu Lightwood'ów. A tu śmierdzący klops.
- Ale i tak nie myśl sobie... - zaczął Asmodeus, powoli podchodząc do syna. - Że żadna nauczka ciebie nie odwiedzi.
Magnus spojrzał na ojca z uniesioną, pytającą brwią, i wtedy zauważył, że ojciec zaciska pięść.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro