Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5/9


Magnus po raz kolejny odrzucił połączenie przychodzące od swojego ojca i wziął następny łyk trzeciej już puszki. Siedząc pod sklepem opierał głowę o budynek, zamykając oczy. Miał mocne wrażenie, że jego rozmyśleń w tym tygodniu było więcej niż kiedykolwiek. Oczywiście każda taka pojedyńcza myśl zahaczała o Aleca.

Westchnął, wlewając do swego gardła więcej alkoholu. W pewnym momencie usłyszał nawet swoje imię wypowiedziane przez jakąś dziewczynę. I ta dziewczyna chyba właśnie obok niego usiadła.

- Magnus, ty żulu! - bez delikatności potrząsnęła jego ramieniem, aż prawie pół pusta puszka wypadła mu z ręki. - Dlaczego pijesz sam?

- A dlaczego nie? - spojrzał na nowo przybyłą, która patrzyła na niego surowo spod długich rzęs. - Camille, nie chcę być niemiły, ale się odwal.

- Chciałbyś - prychnęła dziewczyna i wyrwała puszkę z ręki bezradnego, zmęczonego Magnusa. - Podziel się.

- Mówisz "podziel się" po tym, jak coś sobie weźmiesz? - spytał Magnus, trochę rozbawiony. - Czy ja cię kiedykolwiek tego uczyłem?

- Obserwowałam - odparła blondynka, patrząc na drogę i auta przed sklepem, popijając piwo. Magnus otworzył czwarte i ostatnie . - Patrzyłam, jak zmuszałeś jednego z Lightwood'ów do palenia, mimo, że jeszcze nie był twoją dziwką - mówiła, a Bane prawie zakrztusił się pierwszym łykiem piwa. - Albo jak go całowałeś po policzkach czy co. W każdym razie nie widziałam jednak. Skłamałam. To koleżanki i koledzy mi mówili.

- Zjebałaś nastrój - burknął z urazą Magnus i odstawił puszkę na bok. Odechciało mu się pić. - Nie zaczynaj przy mnie tematu o Lightwood'ach.

- Ojej, biedaczysko - zakpiła z wrednym uśmiechem Camille i spojrzała na Magnusa. - Aleś złamał ci serduszko?

- Stul się, glonojadzie - fuknął obrażony. Blondynka natomiast tylko zachichotała i wróciła spojrzeniem przed siebie.

- Ale tak serio to fajna parka z was była. Nie byliście nudni, temu rozmowy o was były interesujące - posłała zirytowanemu Magnusowi dłuższe spojrzenie. - Niby zwykły bad boy i good boy, ale coś tam jednak w was było. Promocyjnie mogę dodać, że osobiście podziwiałam to, jak udało ci się go stoczyć.

- Blondi, naprawdę się, kurwa, zamknij i nie poruszaj tego tematu - wymamrotał azjata.

- Tak naprawdę, bez kiczu: dlaczego zerwaliście?

Magnus uniósł ręce i zatkał uszy. Niestety dalej słyszał głos Camille.

- Do diabła z tobą, panie Bane. Miałeś takiego produktywnego chłoptasia i go wyrzuciłeś, bo się ci znudził?

- Zamknij się.

- Ktoś ci kazał to zrobić? Choć wątpię, że posłuchałbyś rodzeństwa Alexandra, więc może...

- Proszę - jeknął Magnus. Zabrzmiał tak żałośnie, że Camille aż się zamknęła, zdziwiona. - Nie mów o nim.

- Interesujące - szepnęła sama do siebie i popatrzyła na puszkę w swojej dłoni. - Ale nie odpuszczę. Powiedz, dlaczego to zrobiłeś. Jeśli nie, nie pójdę sobie stąd. Potrzebuję nowych plotek.

Magnus wziął głębszy wdech.

- Bo, kurwa, kocham tego pieprzonego lalusia i wiem, że przy mnie predzęj by się zabił niż dobrze żył? - spojrzał z bólem w oczach na ciekawską blondynkę. - Bo tylko bym go niszczył, kochając go?

Camille, ku zdziwieniu Magnusa, zaczęła rechotać. W sumie jak jego przyjaciele.

Bez zahamowań zgięła się w pół i miała polew z Bane'a, który z trudem się uzewnętrznił. Chłopak prychnął głośno i wstał z ziemi.

- A pierdol się w swoim towarzystwie - mruknął i zrobił kilka kroków do przodu, chcąc iść do domu, ale został pociągnięty za ramię do tyłu. Podirytowany wywrócił oczami i się odwrócił. Camille nadal chichotała, choć było widać, że chciała przestać.

- Magnusie Bane - zaśmiała się perfidnie i potrząsnęła ramionami Magnusa. - Od kiedy ty przejmujesz się jakimś chorym uczuciem. Boże przenajświętszy! - dramatyzowała, podczas gdy Bane próbował zachować spokój. - Nawzajem siebie niszczycie tą miłością. A ty głupio myślisz, że tylko Alexander tutaj cierpi.

- Po pierwsze: nie mów na niego jego pełnym imieniem, bo tylko ja tak mogę - uprzedził, patrząc na nią uważnie. - A po drugie: o czym ty pieprzysz? Alec mi chociaż pomagał, a ja co? Zastanów się chwilę.

- O, matko - tym razem zirytowała się Camille. - Niszczycie się nawzajem, debilu, bo się kochacie. Ty jak nikt inny wiesz, jak bolą jakiekolwiek uczucia - gwałtownie poderwała rękaw bluzy Magnusa do góry, obnażając białe blizny na nadgarstkach i przedramionach. A Magnus jej na to pozwolił. - Tu nie ma się nad czym zastanawiać.

- Co sugerujesz? - spojrzał na nią trochę zdezorientowany, ale czuł, że ma w sobie głupi płomyk nowej nadziei po jej słowach. I czynach.

Camille uniosła brwi.

- Wypiłeś trzy piwa i już masz problem z myśleniem?

- Może...

- Więc idź do tego twojego Alexa... Aleca i go odzyskaj. No proste i logiczne - wywróciła oczami. - Zdenerwujesz tym też przecież jego rodzeństwo. A kto bardzo lubi wkurzać ludzi? - wyszczerzyła się słodko i popatrzyła na Magnusa jak na małe dziecko. - Mój Magnusek!

- Ohyda, nie mów tak do mnie - wzdrygnął się Magnus i zaciągnął rękaw bluzy. - Masz rację, ale teraz przecież do niego nie pójdę. Palnąłbym jeszcze jakąś głupotę po tych trzech piwach i co?

- Phi! - prychnęła dziewczyna. - On cię zna na wylot i jest kurewsko wyrozumiały. Obrazi się za to, że jego ukochany ćpun będzie trochę smakował piwem?

- Smakował?

- Ty go nie pocałujesz? - parsknęła śmiechem Camille, tym samym poprawiając humor Magnusa jeszcze bardziej.

Kto by pomyślał, że pomoże mu osoba, po której najmniej oczekiwał, że otrzyma pomocną dłoń. A tu proszę. Cóż, ale trzeba było przyznać, że Magnus był zdesperowany, więc najmniejsze słowa otuchy i wsparcia potrafiły zdziałać wiele. Jak w tej chwili, kiedy zapomniał o głupim rodzeństwie Alexandra i chciał po prostu go odzyskać.

- I tak cię nie lubię, ale dzięki za to - uśmiechnął się Bane, biorąc jeszcze w rękę torebkę z ziemi, w której były jego drobne zakupy i o której sobie przypomniał.

- W końcu będę miała o czym plotkować z koleżankami - wyszczerzyła się zachłannie. - I mówisz, że ci pomogłam i wprowadziłam na dobrą ścieżkę życiową, tak?

- Oczywiście - odparł Magnus i zerknął na swój telefon. Nawet nie ma wieczoru. Nie siedział tu długo. Jak narazie wszystko mu sprzyja.

- O ja pierdolę. Idę na psychologa - Camille poruszyła brwiami i odwróciła się, powiewając złotymi włosami, które prawie uderzyły Magnusa w twarz. - I idź w końcu do niego. Bo jeszcze pójdzie do kościoła czy co.

- Dobra, dobra, idź sobie - uśmiechnął się Bane i też odwrócił, idąc w stronę swojego domu.

- Całuśnego naprawiania sobie życia! - krzyknęła jeszcze Camille.

- Podniecającego plotkowania z koleżankami!

***

Magnus wszedł do domu i czym prędzej doskoczył do kuchni, żeby rzucić tam zakupy i uciec do domu Lightwood'ów. Ale gdy już znalazł się w pomieszczeniu, jego ojciec go zatrzymał. Złapał za kaptur bluzy Magnusa i spojrzał na syna zdenerwowany. Magnus zmarszczył brwi.

- Puść mnie, idioto - warknął Magnus i próbował się wyrwać. Ojciec za to wzmocnił uścisk i zbliżył się do niego. Magnus widział aż nadto gromy buchające w złych oczach ojca.

- Czuję alkohol. Chcesz mi przez to powiedzieć, kurwa, że prócz tego, że nie odbierałeś ode mnie tych pieprzonych telefonów, to jeszcze wypiłeś sobie piwo, które miałeś kupić mi?

- Nic nie chcę ci mówić - coraz mocniej rozdrażniony Magnus odepchnął od siebie ojca. - Zostaw mnie w spokoju, no ja pierdolę...

- O nie, nigdzie nie wychodzisz - sarknął mężczyzna i wyprzedził Magnusa, gdy ten chciał już uciekać. Asmodeus zamknął drzwi i wsadził kluczyk do swojej kieszeni. - Zostajesz w domu.

- Gówno mnie obchodzi, czego ty ode mnie chcesz! - krzyknął zniecierpliwiony Magnus i zacisnął pięści. - Otwieraj te zasrane drzwi!

- Nawet odnosić się z szacunkiem do ojca nie potrafisz - prychnął mężczyzna. - Może i mam cię głęboko w nosie przez cały czas, ale nie będziesz mnie tu wkurwiał i się rządził, jasne?

Magnus pomyślał, że musi się uspokoić, bo jeszcze zrobi coś, co chciałby zrobić. Przymknął oczy i wziął kilka wdechów, które w sumie go irytowały, bo wolałby wdychać świeże powietrze, idąc do domu Lightwood'ów. A tu śmierdzący klops.

- Ale i tak nie myśl sobie... - zaczął Asmodeus, powoli podchodząc do syna. - Że żadna nauczka ciebie nie odwiedzi.

Magnus spojrzał na ojca z uniesioną, pytającą brwią, i wtedy zauważył, że ojciec zaciska pięść.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro