1/9
Łokej... Zachciało mi się to napisałam, okey? XDD dla chętnych, jak komuś się nudzi i chce dramy XD 💚💙✌️
- Odpierdol się - burknął zirytowany Magnus, wkładając papierosa do ust i patrząc na dziewczynę przed sobą. Wkurwiającą dziewczynę.
- Nie zamierzam - oznajmiła twardo Isabelle Lightwood. - Kiedy to do ciebie dotrze, że lepiej by było, gdybyś zostawił Aleca w spokoju?
Magnus parsknął gorzkim śmiechem.
- Nie zostawię w spokoju twojego braciszka - syknął z wrednym uśmiechem, przez który Isabelle skrzywiła się. - Bo on tego nie chce. Dobrze mu ze mną.
- Ha, akurat - dziewczyna malowniczo wywróciła oczami. - On sam siebie oszukuje. Mieszkam z nim i widzę, co się z nim stało. To twoja wina.
- No tak - kiwnął głową, zaciągając się nikotyną. - Starczy ci? Odjebiesz się w końcu ode mnie? Zaraz zadzwoni dzwonek i Alec tu przyjdzie.
- Jeszcze kilka minut - założyła ręce na piersi. - Jeszcze kilka minut będę cię opierdalać, Bane. A potem Jace. I tak w kółko, dopóki nie zostawisz naszego brata w spokoju.
- Mhm... - Magnus zmrużył oczy i postanowił ignorować siostrę swojego chłopaka. Próbował, lecz zwrócił uwagę na jej dalsze słowa.
- Znam go - ciągnęła uparcie Isabelle. - Znałam go i znam. A ty go zniszczyłeś - wbiła spojrzenie w oczy Magnusa, który mimowolnie podniósł na nią wzrok. - Kiedyś był dobrym uczniem, przyjacielem, bratem... Po prostu dobrym człowiekiem i...
- Kiedyś był? - Bane kpiąco uniósł brew. - Skoro tak bardzo go kochasz, powinnaś widzieć w nim dobrego człowieka cały czas.
- Nie przerywaj mi - warknęła, na co azjata parsknął i wypalał swojego papierosa do filtra. - Jak mówiłam, był dobrym człowiekiem. Szedł w dobrą stronę, mógł mieć dobre życie. Z rodziną, przyjaciółmi, pieniędzmi i tak dalej... - westchnęła, na co Magnus zwrócił uwagę. - Mógł być szczęśliwy, Bane. Nie pojmujesz tego? - kiedy spojrzała na Magnusa niemal błagalnie, azjata poczuł dziwny ścisk w żołądku. - Zostaw go w spokoju. Przez ciebie Alec tylko uzależnił się od papierosów, nie uczy się i może kiblować... Przestał interesować się swoim zdrowiem, a zaczął tobą, przez co jest z nim coraz gorzej... - rozłożyła ręce, jakby czekała, aż Bane przyzna jej rację. Wiedział, że dziewczyna ją ma, ale nie wiedział, że ta prawda kiedykolwiek będzie mu przeszkadzać. - I ty go niby kochasz, Magnusie Bane? - wypluła z odrazą, przez co azjata poczuł się tak, jakby dostał z siarczystego liścia. To pytanie akurat zabolało i fizycznie i psychicznie. - Jakoś trudno mi w to uwierzyć, pieprzony wirusie - patrzyła na niego z niesmakiem. Magnus poczuł żar na palcu, bo zapomniał o palącym się papierosie. - Zrozum. Głupi chyba nie jesteś, skoro Alec coś tam w tobie zobaczył. Im szybciej z nim zerwiesz, tym będzie dla niego lepiej - powiedziała już spokojniej. - My mu pomożemy. Tylko zostaw go. Pomyśl nad tym... - westchnęła ostatni raz i odeszła wraz z dzwonkiem oznajmiającym koniec dzisiejszych lekcji.
Magnus nie chciał o tym myśleć. Ale myślał. I to bolało w dziwny sposób.
- Heeej, niuniochu - Alec pojawił się kilka minut później. Jego uśmiechnięta, blada twarz z cieniami pod oczami dodatkowo ukłuła Magnusa.
- Cześć i czołem, diabełku - mruknął, próbując się uśmiechnąć.
- Co dziś robimy? - spytał uśmiechnięty Alec, sięgając do kieszeni bluzy Magnusa. Wyciągnął z niej paczkę papierosów. - Chciałem się urwać wcześniej, ale baba zrobiła nam kartkówkę na koniec - fuknął oburzony, wyciągając jedną z używek. Magnus z wewnętrznym oporem podał Alecowi zapalniczkę. - A ty byłeś na lekcji czy paliłeś tutaj? - zaciągnął się dymem, przymrużając oczy. Bane wyrzucił końcówkę swojego filtra na ziemię.
- Paliłem tutaj - westchnął, opierając głowę o twardą ścianę budynku. Patrzył na wesołego Alexandra.
- Tak beze mnie? - zaśmiał się niebieskooki. - Cham.
- Sam sobie chama wybrałeś - azjata wzruszył ramionami.
- Tia. I nie żałuję.
Alec uśmiechnął się szeroko i zbliżył do Magnusa, żeby złączyć ich usta. Azjata poczuł żal nad samym sobą. Ale odwzajemnił pocałunek.
Nie wiedział, dlaczego usta Aleca tak idealnie pasują do tych jego. Nie byli sobie przeznaczeni. Alec płacił za ich relację wysoką cenę. On pomagał Magnusowi. Z zaburzeniami odżywiania, z okaleczaniem, ojcem i też sprawdzianami, jeśli było trzeba. A on jak pomógł Alecowi? Zniszczył jego zdrowie i start na dobrą przyszłość.
Nie dość, że Isabelle miała rację, to jeszcze tak bardzo miała rację, że Magnus zaczął rozważać jej propozycję. To chyba był jedyny sposób, by pomóc Alecowi i odwdzięczyć się za wszystko...
- To gdzie idziemy? - spytał z wesołą miną Alec, kiedy ich usta rozłączyły się. Lightwood zaciągnął się nikotyną i przylgnął do ciała Magnusa opartego o budynek. - Garaże? Twój dom? Jakaś melina Santiago?
- Chodź na plażę - powiedział Magnus.
I znowu poczuł nieprzyjemny ścisk w środku, kiedy jego słowa wywołały iskierki w błękitnych oczach i róż na bladych policzkach.
- Brzmi romantycznie - stwierdził cicho Alec, uśmiechając się delikatnie. - Ty nie jesteś romantykiem.
- Nie jestem - oznajmił Magnus, odpychając się od ściany. Alec zrobił kilka kroków w tył. - Chodź po prostu - rzekł i ominął Lightwood'a, idąc do wyjścia z terenu liceum.
- Ktoś tu nie ma humoru - kiedy Alec zrównał z nim krok, złączył ich dłonie. W czułym geście. Magnus zmrużył oczy, postanawiając wykonać swój plan szybko i sprawnie.
- Będę miał humor, gdy stulisz japę, Lightwood.
***
- Chyba byłem tu kiedyś z Jacem - zaśmiał się Alec, tuląc się do ręki Magnusa, który z całych sił próbował zachować obojętność.
Siedzieli na jednej z piaszczystych wydm na najbliższej plaży, która rozciągała się za szarymi blokami. Woda była tu szara, piasek wilgotny i nie złoty jak w filmach. Nie było ślicznie, ale miejsce te miało wiele wspomnień. I było wolne od ludzi.
- Nie obchodzi mnie twój brat - powiedział Magnus.
Chciał zacząć rozmowę, którą musiał z Alekiem odbyć. Ale od piętnastu minut nadal mu się nie udało. Westchnął zrezygnowany.
- Wiem - rozbawiony Lightwood pokręcił głową opartą o ramię Bane'a. - Wiesz co?
- Co? - Magnus mimochodem przekręcił głowę, by spojrzeć na twarz Alexandra.
- Ale to wiesz - zachichotał Alec, tuląc się do jego boku jeszcze bardziej. Bane uśmiechnął się smutno.
- Co wiem?
- Wiesz, że cię kocham - zadowolony uniósł głowę, łapiąc spojrzenie Magnusa. Jednocześnie łatwo i trudno będzie zgasić te promyczki w niebieskich tęczówkach.
- Wiem - Magnus spojrzał na wodę i zacisnął pięści. Jeśli dalej tak pójdzie, nie zerwie z Alekiem. Musi zrobić to jak najszybciej.
- A ty mnie kochasz? - spytał ze śmiechem Alec. Azjata postanowił działać póki ma odwagę.
- Alexandrze, posłuchaj... - powoli się odsunął, uciekł z uścisku Aleca.
- Teraz wyznasz mi miłość? - zaśmiał się Alec. Nic nie podejrzewał. I raniło to Magnusa jeszcze ostrzej. - Jesteś słodki. A próbują mi wmówić, że nie.
- Nie jestem słodki, idioto - mruknął Magnus i zmrużył oczy, gdy Alec znowu zachichotał. - Nie tęsknisz za starym życiem?
- Starym życiem? Nie bardzo.
- Dlaczego?
- Nie było w nim ciebie - wzruszył ramionami Alec i posłał Magnusowi ten przepełniony uczuciem uśmiech. Bane przełknął ślinę.
- Nie możesz się więcej ze mną spotykać - zaczął w końcu Magnus, słysząc głośne bicie własnego serca. - Nie możemy, Alec.
- Dziś nie ma prima aprilis - parsknął śmiechem Alec i spojrzał w szarą, wzburzoną wodę. Czarne włosy powiewały na wietrze, tworząc piękny obraz. A Magnus musiał to teraz zniszczyć.
- Ja nie żartuję - powiedział ostrożnie. - Nie żartuję, Alexandrze. Naprawdę nie możemy się już spotykać.
Magnus zauważył i wręcz poczuł na własnej skórze, jak Alec się spina. Niebieskie oczy spojrzały w te jego. Rozbawienie prysło, zastąpione niewiedzą, a z każdą sekundą coraz to bardziej widocznym strachem. Uśmiechu już nie było.
- Możesz przestać? - szepnął Alec. Głos już zaczął mu drżeć, a to był dopiero początek. Magnus ugryzł się w język, żeby sobie jakoś pomóc i nie pęknąć.
- Nie żartuję - powtórzył, próbując jeszcze pozbierać myśli. Alec zaczął widocznie drżeć, pewnie z mroźnego powietrza, które Magnus zaczął nagle odczuwać.
- Przestań - szepnął znowu Alexander. - Mówiłeś, że już nie będziesz chamski względem mnie. A jesteś taki od końca lekcji...
- Chcę zerwać - oświadczył, zmuszając się na powagę i wyrzucając z głosu targające nim emocje. Udało mu się to. Wstał z piachu, otrzepując spodnie.
- Co...?
Alexander też wstał. Chwiejnie, jakby otrzymał cios. Magnus nie widział jego twarzy. Uparcie patrzył przed siebie, na szarą, brzydką wodę i fale. To mniej bolało.
- To, co słyszałeś - mówił Bane, gryząc wargi i język. - Chcę zerwać. I właśnie to robię. Zrywam z tobą.
Przez chwilę panowała cisza między nimi. Słychać było świszczący wiatr. Po jakimś czasie Magnus usłyszał, jak Alec pociąga nosem. Bał się, że jeśli teraz zobaczy łzy płynące z tych niebieskich oczu, które mocno kocha, stchórzy i wykrzyczy, że wcale nie chce zrywać i to wszystko przez Isabelle.
Jeśli stchórzy. A nie chciał tego. Udało mu się nakryć emocje pokerową twarzą i znudzonym głosem, choć w środku czuł, że mógłby zwymiotować tu i teraz. Ale nie może poddać się w takim momencie.
- Magnusie...
Bane szybko zamknął oczy i wcisnął ręce do kieszeni bluzy, kiedy poczuł, jak zimne dłonie Lightwood'a lądują na jego policzkach.
- Magnusie, spójrz na mnie - powiedział Alec drżącym, przepełnionym negatywnymi emocjami głosem. Ale pewnym siebie głosem.
Lecz Magnus w tej kwestii stchórzył i nie otworzył oczu. Wiedział, że nie mógł ujrzeć obrazu przed sobą.
- Alec, nie przedłużajmy - odezwał się, kiedy przełknął ślinę. Znowu usłyszał, jak Alec pociąga nosem. - Zrywamy i tyle.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro