ROZDZIAŁ 12
*Pov Sebastian*
Następnego dnia od razu po codziennych czynnościach pojechałem z Paniczem do wspomnianej wczoraj kawiarni. Po drodze spotkaliśmy pewnego irytującego osobnika o czerwonych włosach.
—Sebuś kochanie cieszę się, że Cię widzę.—Powiedział rozentuzjazmowany.
—Mi nie koniecznie Panie Sutcliff, a teraz przykro mi lecz razem z Paniczem musimy pilnie coś załatwić.—Oznajmiłem.
—Możesz się do czegoś sprzydać.—Panicz zwrócił się do Grella.
—Naprawdę?! Ale wiedzie, że to będzie kosztować?—Zapytał zadowolony.
—Jeżeli twoje informacje będą przydatne to będziesz mógł pocałować Sebastiana.—Powiedział obojętnie Panicz.
—Ach pocałunek z Sebastianem! Cudownie a będzie z języczkiem?—Zapytał zachowując się jak jakaś zakochana nastolatka.
—Wszystko zależy od informacji.—Powiedział.
—Jasne, a co chcesz wiedzieć?—Zapytał przybliżają się do mnie.
—Widziałeś może wczoraj Madison? Jest na twojej liście?—Zapytał udając spokój.
—To Mad zniknęła? Jak to?—Zapytał zdziwiony.
—Czyli nie masz potrzebnych informacji.—Ziewnął Panicz.
—Także przepraszamy, ale musimy już iść.—Powiedziałem z ulgą.
Nie zwracając uwagi na tego kogoś poszliśmy do wcześniej wspomnianego miejsca. Panicz poszedł zamówić sobie ciasto, a ja zacząłem przepytywać pracownice tego budynku. Żadna nic nie zauważyła no co za ludzie eh nie mamy żadnych poszlak Madison nie mogła przecież od tak sobie zniknąć.
*Pov Alois*
Wszystko idzie zgodnie z naszym planem Madison nam zaufała. Ciel i Sebastian pewnie teraz ją szukają niestety nie znajdą jej. Zostanie tutaj na kilka dni, a później wyjedzie za granicę i Ciel znów zostanie sam.
—Oj Ciel niedługo będziesz mój.—Powiedziałem sam do siebie.
—Dlaczego mówi Panicz sam do siebie?—Zapytał dobrze znany mi głos.
—Claude jak Ci idzie?—Zapytałem.
—Dobrze mi idzie Paniczu.—Odpowiedział zimno.
Czasami zazdroszczę Madison mimo że on tylko udaje miłego i troskliwego. Chciałbym żeby udawał takiego dla mnie, ale niestety to się nie stanie. Zdaje sobie sprawę, że demon wykorzystuje fakt, że mi na nim zależy. Nie mogę tego zmienić, ale ważne, że jest przy mnie nawet jeżeli nie traktuje mnie tak jakbym chciał.
—O czym Panicz myśli?—Zapytał oschło.
—Och czyżby Cię to interesowało?—Zapytałem figlarnie.
—Ależ oczywiście.—Kłamie.
—To nic ważnego po prostu nie mogę się doczekać aż Ciel będzie mój.—Rozmarzyłem się.
—Rozumiem.—Odparł.
—Wyjdź stąd Claude.—Powiedziałem zimno już miałem dość jego towarzystwa jak na jeden dzień.
Wyszedł on bez słowa wyszedł eh jestem ciekawy czy pójdzie teraz do niej. Ja naprawdę w takich chwilach jej zazdroszczę mój lokaj udaje przy niej miłego z tego co mówił to raz nawet ją przytulił, a mnie nigdy nie przytulił. Teraz to nie jest ważne mój plan musi się udać tylko to się teraz liczy.
*Pov Claude*
Udawanie miłego przy tej dziewczynie idzie mi naprawdę dobrze. Albo ona jest tak naiwna albo coś podejrzewa i chce uciec, ale w sumie jest w niej coś czego nie umiem opisać.
—Oj Ciel niedługo będziesz mój.—Powiedział Panicz sam do siebie.
—Dlaczego mówi Panicz sam do siebie?—Zapytałem.
—Claude jak Ci idzie?—Zapytał.
—Dobrze mi idzie Paniczu.—Odpowiedziałem zimno.
Idzie mi nawet bardzo dobrze termin opuszczenia przez Madison rezydencji Trancy się zbliża. Już niedługo Panicz dokona zemsty nareszcie pożre jego duszę i będę wolny.
—O czym Panicz myśli?—Zapytałem oschło.
—Och czyżby Cię to interesowało?—Zapytał figlarnie.
—Ależ oczywiście.—Skłamałem.
—To nic ważnego po prostu nie mogę się doczekać aż Ciel będzie mój.—Rozmarzył się.
—Rozumiem.—Odparłem.
—Wyjdź stąd Claude.—Powiedział zimno.
Taki jak mi kazał wyszedłem z pokoju i poszedłem do Panienki. Jestem ciekawy o co tym razem będzie mnie wypytywać naprawdę coś w niej jest. Obiecałem pomóc jej ze sprawą z wyjazdem, więc słowa dotrzymam. Jestem już przy jej drzwiach powoli je otworzyłem i ujrzałem ją z książką w ręku.
—Witaj Claude.—Powiedziała blondynka.
—Witaj Panienko.—Odpowiedziałem.
—Ile razy Ci mówiłam żebyś mówił do mnie po imieniu?—Zapytała przewracając oczami.
—Z siedem razy. (Siedem razy i dalej nie rozumie...)—Odparłem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro