Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XI

» Bella «

Po tygodniu wróciliśmy do domu. Teraz oboje pilnowaliśmy siebie nawzajem... Ale to tylko sprawiało, że coraz bardziej się kłóciliśmy.

– Wiesz co, mam pomysł. Najpierw ja spróbuję zerwać z nałogiem, kiedy mi się uda, to ogarniemy twój – zaproponował Michael

– Michael, nie ma już różnicy. Ok, ty próbuj, ale ja pewnie i tak już umieram na HIV

– Umrę z tobą...

– Michael, przestań – zachichotałam czując jego dłonie błądzące po moim ciele

– Nic nie poradzę, że Cię kocham.

– Zostaw mnie

– Nie

– Michael!

– No co?

– Zrozum, że gwałciło mnie kilku facetów. Nie obraź się, ale nie chcę cię teraz... Nie chcę twoich czułości.

– Rozumiem cię, ale ja też tam cierpiałem.

– Niby jak? Psychicznie?! Patrząc jak mnie gwałcą?!

– Lali mnie batem i polali wrzątkiem, bo nie chciałem nikogo sprzedać.

– I co?! Porównaj sobie. Kilkanaście razy w ciągu tygodnia gwałciło mnie kilku facetów, a tobie kilka razy dali batem po plecach i polali rękę wrzątkiem! Mój honor został zmieszany z błotem! Jestem dzi*ką!

– Ja tak nie uważam. Kocham cię. Nawet jeśli cały świat miałby cię za dzi*kę, ja cię nigdy tak nie nazwę na poważnie. Jesteś dla mnie świętością.

» Michael «

– Michael... – nim skończyła rozległy się krzyki Tamary.

Oboje zerwaliśmy się na równe nogi i pobiegliśmy do niej.

– Tami co jest? – zapytałem wbiegając do jej sypialni

–...Boli...! – wykrzyczała przez łzy...

Trzymała się z brzuch, płakała i krzyczała. Usiadłem przy niej i ją przytuliłem.

– Wiesz... – powiedziała Bella siadając po drugiej stronie Tamary – kiedy byłam w ciąży, to też tak miałam.

– Michael – spojrzała na mnie Tamara – Ja nie dam rady. Nie dorosnę tak szybko... Nie... Nie dam nawet rady donosić tego dziecka...

– Dasz radę, spokojnie. Uspokój się i wszytko będzie dobrze.

– Michael... – szepnęła Bella i wskazała rosnącą plamę krwi w miejscu, gdzie siedziała Tamara. Zorientowałem się, że Tamara jest nie przytomna. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do samochodu. Razem z Bellą zawieźliśmy Tamarę do szpitala... W samochodzie mieliśmy bluzy w kapturami, więc bez problemu ukrywaliśmy twarze przed bandą ludzi w poczekalni. Tamarę, z racji jej stanu, przyjęli od razu...

Okazało się, że prawie poroniła. Zostawili ją na oddziale, bo okazało się, że generalnie ciąża jest zagrożona.

Następnego dnia

Zarwałem noc siedząc w szpitalu, ale tego dnia Tamara poczuła się lepiej.

– Michael, czemu mnie przygarnąłeś? – zapytała

– Nie mógłbym żyć z myślą, że samotna, nieletnia i bezdomna matka plącze się po ulicach, tylko dlatego, że mi nie chciało się jej pomóc. Ty masz tylko 15 lat... Wyrzucili cię z domu w ciąży... Nie miałaś dokąd pójść... Nie mogłem cię zostawić samej

– Nie masz przez to problemów?

– Moja mama się zdenerwowała, że zostanę dziadkiem przed trzydziestką, ale mam to gdzieś. Nie jesteśmy w żadnym stopniu spokrewnieni, a ja adoptowałem cię, żebyś mieszkała u mnie legalnie...

– Michael, obiecaj mi, coś

– Słucham

– Ten nauczyciel dla mnie... Niech to będzie kobieta

– Nie ma sprawy. Bella zaraz tu przyjedzie z twoimi książkami i zeszytami... Słuchaj, byłem dość dobry z fizyki w szkole. Mogę Ci pomóc, to nie jest trudne...

– Michael, ja... Ja się boję, że on wróci.

– Moi ochroniarze pilnują wejścia do twojej sali. Nikt cię nie skrzywdzi.

– Kiedy urodzę i moje dziecko będzie już w miarę rozumiało, to będę cię nazywać tatą...mogę?

– Tak... Pewnie przyjdzie Ci to łatwiej niż mi nazywanie cię córką...

– Co jeśli poronię?

– Nie wiem... Podobno to, jest groźne też dla matki... Ja cię nie zostawię samej...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro