21. Wspomnienia [pt.2]
Dazai's memories
Part 2
— Macie go zlikwidować. — odparł brunet.
— Zrozumiano. — odparło jednocześnie grupa mężczyzn w garniturach którymi można było nazwać podwładnymi bruneta, mężczyźni wyszli o mało nie zabijając małej dziewczynki która stała pomiędzy nimi. Cała podeptana przez resztę mężczyzn patrzyła w sufit leżąc na plecach ledwo oddychając, niestety wbrew woli Moriego i po części Dazaia, do dziewczynki podbiegł szatyn kucając przed nią aby sprawdzić czy wszystko okej, szczerze Odasaku nie czegoś takiego spodziewał się po Osamu. Znał go od dziecka i nie poznawał go, rozkazy jakie dostali od Moriego były niedorzeczne dokładnie jak zachowanie bruneta. Jak ma mała słaba ósmolatka zabijać niebezpiecznych przeciwników bronią która jest jej wielkości? Odasaku nie miał zamiaru trzymać się poleceń Moriego, a przynajmniej do jakiegoś stopnia. Było to dla niego nielogiczne, mała [imię] nie potrafiła podnieść broni którą otrzymała od bruneta gdyż broń była dla niej za duża i trochę za ciężka. Nawet zwyczajny pistolet jest przesadą, takiego zdania był szatyn i zdania nie zmieni.
— Wszystko dobrze? — spytał pomagając ósmolatce usiąść, ta pokiwała z uśmiechem głową i wzięła z nie małym wysiłkiem spluwę w dłonie obserwując ją po raz setny tego dnia. Szatyn się uśmiechnął ścierając kciukiem kurz z jej twarzy, dziewczynka spojrzała na niego na co szatyn posłał jej ciepły uśmiech i pomógł wstać. Zabrał od niej broń i zabezpieczył (jak się okazało) odbespieczoną broń i schował ją do paska z innymi spluwami po czym złapał dziewczynę za rękę i ruszyli pomału w stronę bruneta który nie wyglądał na zainteresowanego sytuacją. Jednak w środku był zaniepokojony i martwił się czy nic sobie nie zrobiła, były momenty kiedy nie słuchał swojego rozsądku który powtarzał w kółko że to tylko żołnierz i po prostu reagował albo takie momenty jak tamten, był z nią duchowo.
— Dazai-kun czy to nie przesada? — spytał poważnym tonem zmuszającym bruneta na spojrzenie na niego co również brunet uczynił.
— Nie. — rzucił.
—To tylko żoł... — zaczął chcąc się ugryźć w język jednak przerwał mu szatyn za co był mu bardzo wdzięczny.
— Do cholery Osamu. — przerwał mu stając przed nim, a dokładnie przed stołem na którym siedział brunet z poważna miną.
— Czy ty widzisz jak się zachowujesz? — spytał kładąc dłoń na głowie dziewczynki stojącej obok niego.
— To jeszcze dziecko. — odparł bardzo poważnym i po części rozłoszczonym tonem, rzadko kiedy był naprawdę wściekły albo agresywny, w tamtym momencie raczej odczuwał zirytowanie i żal.
— Wiek nie ma znaczenia. — odparł schodząc ze stołu.
— Póki ma dwie ręce i dwie nogi da sobie radę. — odparł, szczerze nie puściłby jej i nie ma zamiaru.
— Osamu, czy ty siebie słyszysz? Co ty mówisz? Ona ledwo trzyma ten pistolet w dłoniach! — pokazał na małą brunetkę stojącą obok niej.
— Chcesz posłać słabe małe dziecko na miejsce bitwy? Nigdy chyba nie widziałeś prawdziwej wojny pomiędzy gangami. — uniósł nieco głos szatyn, Dazai wiedział że ma racje. Nigdy by jej nie puścił w takie miejsce, nawet z najlepszymi egzekutorami, po prostu nigdy.
— Czym wcześniej przyzwyczai się do tego jaki świat jest okrutny tym lepiej. — odparł opierając się bokiem o stół.
Niespodziewanie Odasaku pod naciskiem złości dłońmi uderzył o blat stołu strasząc tym małą dziewczynkę. Brunetka przytuliła się do mężczyzny stojącej obok niej spłoszona, przez co szatyn odczuł jeszcze większą złość na bruneta.
— Dazai, narobisz jej tylko traumy. Krew i wypływające flaki to nie widok dla ósmoletniego dziecka! — zezłoszczony wyciągnął broń którą zabrał dziewczynce i rzucił ją na stół. Podniósł dziewczynkę która przytuliła się do niego i zamknęła oczy.
— Rozumiem że masz szacunek do Moriego. — odparł do niego już spokojniej.
— Ale poświęcając czas w którym możesz nie zmieniać jej życia w piekło będziesz potrafił jej stworzyć piękne wspomnienia i oswoić ją z tym miejscem. — ruszył w stronę wyjścia.
— Bo wszyscy wiemy że nie ma nikogo kto zrobił by to tak aby nie ucierpiało jej zdrowie psychiczne poza tobą.
_
3/3
Mam nadzieje że maratonik się spodobał! ❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro