Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6

"Kolejny Iron? "

-Tak jasne nic już nie mówię. - dodał.

-No to dobrze. I tak wiesz że nie jesteś w stanie wybić mi tego z głowy.

-Fakt. - dodał.

-Ale.. Jestem zła

-Na co?

-Na ciebie. I to bardzo. Ale no co.

-Nie gniewaj się.. To była moja decyzja. Też byś nie była w stanie mi przemówić do rozsądku.

-Tak racja. Niech ci będzie.

*następnego dnia w szkole*

Właśnie Peter, Ned, MJ i dużo innych osób miało próbę do olimpiady. Postanowiłam trochę ich obserwować i przy okazji trochę się uczyć. Siedziałam pod ścianą, słuchając pytań zadawanych przez Liz. Peter właśnie rozmawiał z panem Harringtonem. Próbował jakoś się zwolnić z olimpiady. Stwierdził że musi zostać z powodu "Stażu u Starka". Liz błagała mnie abym jakoś z tatą porozmawiała, ale nic nie mówiłam. Nagle odezwał się Ned.

-To może Heather pojedzie!? - krzyknął.

-Co?? Ja ? Nieee. Nie ćwiczyłam ani trochę. - dodałam szybko.

-Tak. To dobry pomysł. - poparła Betty.

-Niee no co wy mówicie. Nie mam z wami szans. - dodałam.

-Tak zrobimy. - dodał nagle pan Harrington. - Heather jedziesz z nami. Liz i reszta pomoże Ci w Przygotowaniach. Damy radę.

-Super - dodałam delikatnie się uśmiechając. Oczywiście sztucznie.

-No i Heather, jedziesz na olimpiadę. - dodał Peter śmiejąc się.

-Spadaj. To przez ciebie. - dodałam uderzając go delikatnie w ramię. Uśmiechnął się.

-Przepraszam. No naprawdę muszę zostać..

-Jasne. Rozumiem. Nie mam nic za złe.

Nagle zadzwonił do mnie telefon. Odebrałam. Był to mój tata.

-Hej tato. Coś ważnego? Mam przygotowania do olimpiady. - dodałam.

-A to wpadnij po zajęciach do Avengers Tower. Mam niespodziankę. - powiedział

-Dobra. Papa.

Rozłączyłam się i wróciłam do ćwiczeń. Liz zadawała mi strasznie dużo pytań. Z każdej kategorii. Nie wiadomo czego można się było spodziewać na olimpiadzie. Po jakimś czasie zaczynało robić się to męczące. Naprawdę na dużo pytań znałam odpowiedź. W mojej poprzedniej szkole był naprawdę wysoki poziom nauki. Jestem trochę do przodu z materiałem z niektórych zajęć. Minęła godzina. Obie miałyśmy dość. Od razu pojechałam do Avengers Tower jak chciał mój tato.

-Jestem! - krzyknęłam wchodząc po schodach.

-Świetnie. Chodź.

Weszłam do jego pracowni. Obok niego stał Iron Man. Tyle że w innych barwach. Fioletowo-żółtych. Był świetny.

-To.. To dla mnie?? - zapytałam.

-Jasne. A dla kogo?

-Dziękuję tato! - krzyknęłam i go przytuliłam.

-Dla mojej córki wszystko. Ale.. Uważaj na siebie. - dodał

-Jasne. Będę uważać.. Nie martw się tato.

-Mam nadzieję. No to zmykaj już. Twój program o nazwie Wednesday, będzie ci pomagał. Możesz z nim rozmawiać. Doradzi ci. To taki ja w twoim kostiumie i o innym imieniu.

-Jasne tato. Poradzę sobie. A takie pytanie. Jak go schować?

-A no tak. - kliknął na środku przycisk i cała zbroja stała się walizką.

-Czad.. Dobra ja się będę zwijać.. Do zobaczenia tato! Kocham cie!

-Ja ciebie też Heather..

Wyszłam z Avengers Tower i od razu wróciłam do mieszkania. Zostawiłam tam plecak i udałam się na dach wraz z walizką. Nie była ona za duża. Przez chwilkę zastanawiałam się jak mam ją otworzyć. Położyłam na ziemi i dotknęłam delikatnie nogą. Otworzyła się i zaczęła zakładać na mnie zbroje. Było to dziwne, ale i też bardzo szybkie. Po chwili byłam już ubrana w strój.

-Witaj Heather. Jestem Wednesday. - odezwał się program.

-Ja nie wierzę.. Ale super

-W czym mogę pomóc? Instrukcja obsługi?

-Oczywiście. Poproszę.

Nagle zanim Wednesday zaczęła mi wszystko pokazywać na dachu pojawił się Peter. Peter a nie Spider-Man. Na szczęście.

-Cześć Peter - zaczęłam.

-Hej. Jak było na ćwiczeniach? - zapytał.

-Dobrze. Dobrze..

-Super... Ale dobra, jednak masz tę zbroje..

-Tak Peter. Ale to nie bardzo jest w twoim interesie. - dodałam

-Jednak jest. Bardzo dobrze wiem jak to jest być kimś takim.

-Takim? Jakim?

-Innym.

-Czy ja jestem inna? - zapytałam

-Niee, nie o to mi chodzi.. - zaczął się gubić we własnych słowach.

-Peter przestań. Wracaj do swoich zajęć. Nie interesuj się tym co ja teraz robię. To moje życie które przestało cię interesować kilka tygodni temu. Więc łaskawie idź stąd! - krzyknęłam.

-Ale, ale Heather..

-Peter. Wystarczy. Idź

Nic już nie powiedział tylko zszedł na dół. Musiałam wyrzucić z siebie całą moją złość. Naprawdę byłam na siebie zła za to że go straciłam. Nadal był przy mnie co prawda, ale to nie to samo.. Brakowało mi jego dotyku, bliskości, wtuleń.. Nadal mi się podobał.. Nadal coś do niego czułam. Ale wiedziałam że on totalnie próbuje sobie na nowo życie ułożyć. Nie chciałam mu w tym przeszkadzać. Poprosiłam Wednesday aby mi pokazała parę początkowych rzeczy które muszę znać. Pokazała mi jak strzelać. Jak używać wyjmowanej tarczy. Jakie mam inne funkcję. A co najważniejsze, pokazała tryb latania. Było to coś niesamowitego.. Ale za razem bałam się. Mimo że miałam zbroje, bałam się. Ale no muszę spróbować. Z moich dłoni wydobył się podmuch wiatru. Dość mocny. Można to porównać do startującej rakiety. Ale oczywiście z mniejszą mocą. Na początku nie mogłam złapać równowagi. Ale jakoś po chwili mi się to udało. Starałam się przelecieć na drugi blok. Niestety podczas lotu coś się chyba uszkodziło bo usłyszałam że Wednesday została odłączona. Jakby się wyczerpała. Zaczęłam spadać w dół. Znów to samo. Na szczęście wcześniej Peter mnie złapał. Tym razem się nie zapowiadało jakby miał to uczynić. Poczułam mocne uderzenie od upadku. Zabolała mnie głowa.. Aczkolwiek chyba byłam cała. W każdym razie nie mogłam się ruszyć. Nagle poczułam się źle. Ale nadal żyłam. Nie straciłam jeszcze przytomności. Usłyszałam głosy ludzi. Zaczęli gadać o mnie. Byli przerażeni. Ktoś dzwonił na pogotowie. Nagle poczułam że ktoś zdejmuje moją maskę. Gwałtownie zamknęłam oczy przed słońce.

-To jeszcze dziecko.. - zaczęła jakaś starsza pani.

-Dzień dobry.. - zaczełam cicho.

Próbowałam wstać ale nagle upadłam na ziemię. Nie miałam siły. Kręciło mi się w głowie.

-Usiądź. Zaraz będzie pomoc. - dodał jakiś mężczyzna.

Wokół mnie zrobił się tłum ludzi byli naprawdę ciekawi co się dzieje. Po chwili przyjechała karetka. I właśnie nagle w tym momencie straciłam przytomność.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro