4
"Okej? "
Po skończonych lekcjach wróciłam do domu. Nie wróciłam z Peter'em. Nie mogłam go nigdzie znaleźć. Po jakimś czasie postanowiłam iść na dach. Tym razem z dala od krawędzi. Wchodząc zauważyłam Parkera. Usiadł przy krawędzi w stroju Spider-Mana i rozmawiał przez telefon. Nie miał na sobie maski. Chciałam trochę podsłuchać i zgadnąć z kim rozmawia.
-Ned słuchaj.. To nie uda się! To nie ma sensu. Jest za świeża sytuacja! Wpadłem.. Za dużo wymyślam.. To zaszło za daleko.. - mówił. Wiem już przynajmniej z kim rozmawiał. Ale o czym? O kim? - Lepiej było by się przyznać.. Ogarnąć. To mnie zabija od środka! Nie mogę tak dłużej..
Rozłączył się i schował twarz w dłoniach.
-Nie skacz. Ja nie mam takiego super seksownego stroju i nie uratuje cię. - powiedziałam siadając obok ale jednak dalej od krawędzi. Uśmiechnął się ledwo.
-Jasne - zaśmiał się.
-O co chodzi? - zaczęłam pytać.
-O nic.. Wszystko okej
-Nie prawda. Słyszałam coś..
-A co!? - zapytał szybko drapiąc się po głowie.
-Peter powiedz mi.. Coś się dzieje?
-Nie.. Wszystko okej.
-No nie brzmiało jakby było okej.. - spojrzałam na niego a on na mnie. Widać było że był przygnębiony.
-Eh... Heather naprawdę, nie martw się.
-Peter, nie ufasz mi? - zapytałam.
-Ufam. Ale zrozum.. Nie mogę ci powiedzieć.. Przepraszam
Spuścił głowę w dół a ja się do niego przybliżyłam i przytuliłam. Odwzajemnił uścisk.
-Będzie dobrze.. - dodałam na co delikatnie się uśmiechnął.
-Naprawdę.. Chciałbym ci powiedzieć.. Nie mogę.
-Ale ja rozumiem.
-Na pewno? - zapytał
-Tak. Na sto procent. A teraz złaź z tego dachu. Nie jest to bezpieczne. - zaśmiałam się a on również.
Oboje mieliśmy iść do jego mieszkania. Ale nagle Peter zauważył jakiś wybuch. W oddali miasta.
-Co to do cholery!? - zapytałam przerażona.
-Nie mam pojęcia.. Sprawdzę to!
-Pete nie! - krzyknęłam ale on już był na innym budynku.
Dlaczego ja nie mam przy sobie teraz Venoma? Albo nie mam takiej zbroi jak mój tata. Zeszłam na dół. Wsiadłam do samochodu i zaczęłam jechać w stronę tego wybuchu. Po chwili byłam na miejscu. Oczywiście musiałam stanąć autem dalej, a potem zaczaić się w krzakach. Okazało się że ten wybuch był spowodowany jakąś bronią od dwóch nielegalnych handlarzy. Handlowali z jakimś facetem. Zauważyłam na drzewie Petera. On również mnie zauważył. Zaczął machać rękoma że nie powinno mnie tu być. I nagle spadł. Źli ludzie nas zauważyli.
-Wydałeś nas!? - krzyknął jeden.
-Nie znam typa! - krzyknął facet ubrany w dres. Był to kupiec.
-Witajcie.. Jestem Spider-Man - powiedział Peter. - nieładnie tak sprzedawać takie rzeczy na rynku.
Nagle jeden z handlarzy Wycelował w niego ale na szczęście udało mu się zrobić unik. Nagle zaczęli uciekać a Peter Zaczął ich gonić. Ja stwierdziłam że odpuszczę. Aż nagle porwał mnie jakiś prawdopodobnie mężczyzna. Latał. Była to jakaś sowa. Albo sokół. Albo wróbel? W każdym razie ptak. A raczej strój ptaka. Latający. Leciał ze mną aż w pewnym momencie upuścił mnie do wody. Zaczęłam spadać aż nagle ktoś mnie złapał. Był to mój tata w stroju Iron Mana. Szykowały się problemy. I to potężne.. Odstawił mnie na ziemię.
-Heather.. Czyś ty zwariowała!? Co ty tu w ogóle robisz!!? Co to był za człowiek!?- zaczął pytać.
-Peter jest w niebezpieczeństwie - powiedziałam.
-Wiem. Jeden z moich modeli Iron Mana leci po niego. Obiecałem pilnować tego dzieciaka. Jak zginie, będę miał problemy. Nie chce tego. Więc muszę go pilnować.
-Jasne.
-Skąd tam się znalazłaś?
-Jechałam za Peter'em. Zauważyliśmy jakiś wybuch.
-I od tak postanowiłaś ratować świat!? - zapytał
-Tato.. Ja nie mogłam go zostawić...
Nagle przyleciał Iron Man z Peter'em.
-O kurde! Od kiedy są dwa Iron Many?! - zapytał.
Oba Iron Many zdjęły maski. Pod żadną nie było mojego ojca.
-Jak się czujesz Heather? - zapytał Peter.
-Parker odbiło ci? - zapytał Tony.
-Panie Stark! Ja chce być kimś więcej niż tylko przyjaznym Spider-Manem z sąsiedztwa.
-Wykluczone. - dodał Tony.
-Tato a tak właściwie.. Gdzie jesteś? - zapytałam.
-W warsztacie. Robię ci kostium abyś się nie zabiła. Ale nie wiem czy go dostaniesz.. Byłbym złym ojcem dając ci go,
-Nie prawda. - dodałam - najlepszym.
-Szantarz? - zapytał
-Skąd. Stwierdzam fakty
-Jasne. F.R.I.D.A.Y odprowadź ich bezpiecznie do mieszkania. - dodał Tony i się rozłączył z Iron Mana.
Po chwili byliśmy w mieszkaniu.
-Załapałeś ich? - zapytałam.
-Nie. Byłem blisko ale nagle mnie twój tata, a raczej jego robot porwał.
-Kurde.. A wiesz coś więcej?
-Nie bardzo. Strzelali do mnie z tych dziwnych broni.. Bardzo dziwnych..
-Zastanawia mnie skąd oni to mają..
-Tego nie wiem..
Nagle ktoś zapukał do drzwi. Peter szybko je otworzył. Do mieszkania wparował Ned. Najprawdopodobniej mnie nie zauważył.
-Musisz jej się zapytać o ten Bal! I musisz mi powiedzieć dużo dużo więcej o Spider-Manie! Jak to jest!? - zaczął mówić Leeds. Nagle mnie zauważył.
-Ned! - krzyknął nagle Peter.
-Ups.. Sorki. Nie zauważyłem cię Heather..
-Kogo Peter zaprasza na Homecoming? -zapytałam.
-Ymm.. No oczywiście że Liz- powiedział Ned - Sorry Peter. I tak się pewnie domyśliła.
-Czemu nie mówiłeś?! - krzyknęłam - no dalej! Zapytaj ją jutro. Nie czekaj aż ktoś ci ją zabierze.
-Jasne. - dodał Peter
-Ale zaraz.. Ned wie? - zapytałam.
-Tak.. Jakoś tak wyszło że widział jak wchodziłem do pokoju przez okno po suficie. Akurat był w moim pokoju. Miałem pecha.
-To było coś.. - dodał Ned. - a ty od kiedy wiesz?
-Od początku naszej znajomości.. - dodałam.
-Coo, ale jak?? - zapytał.
-Więc... Powiedz mu Heather. Ja zaraz wrócę. - powiedział Peter i wyszedł.
-Wtargnęłam mu do łazienki kiedy jego kostium leżał na ziemi.
-Kurde... Był w bieliźnie?
-Tak - zaśmiałam się. - Ale no tak się zaczęła nasza znajomość. Bardzo zabawnie.
-No nieźle. Ciekawe gdzie on poszedł.
-Nie mam pojęcia. Ale może lepiej to sprawdźmy? Jakoś mam przeczucie że nie ma go w mieszkaniu.. - dodałam a Ned szeroko Otworzył oczy.
-Będę człowiekiem w centrali! - krzyknął.
-Co? - zapytałam.
-Nieważne. Może jest w łazience? - zapytał.
-Nie. Ja mu znów nie będę się pchać do łazienki. Chcesz to sam zajrzyj. - dodałam szybko.
-No co ty. Ja? Nie to tobie się podoba.
-Dzięki Ned. Ale nie będę się pchać koledze do łazienki. Poczekajmy. To będzie rozsądne. I mądre.
-Dobra. Czekamy. Ale nie za długo.
-A może będzie łatwiej... PETER! JESTEŚ TAM!?! - krzyknęłam ale nikt nie Odpowiedział.
-No to wchodzimy? - zapytał.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro