Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4

"Okej? "

Po skończonych lekcjach wróciłam do domu. Nie wróciłam z Peter'em. Nie mogłam go nigdzie znaleźć. Po jakimś czasie postanowiłam iść na dach. Tym razem z dala od krawędzi. Wchodząc zauważyłam Parkera. Usiadł przy krawędzi w stroju Spider-Mana i rozmawiał przez telefon. Nie miał na sobie maski. Chciałam trochę podsłuchać i zgadnąć z kim rozmawia.

-Ned słuchaj.. To nie uda się! To nie ma sensu. Jest za świeża sytuacja! Wpadłem.. Za dużo wymyślam.. To zaszło za daleko.. - mówił. Wiem już przynajmniej z kim rozmawiał. Ale o czym? O kim? - Lepiej było by się przyznać.. Ogarnąć. To mnie zabija od środka! Nie mogę tak dłużej..

Rozłączył się i schował twarz w dłoniach.

-Nie skacz. Ja nie mam takiego super seksownego stroju i nie uratuje cię. - powiedziałam siadając obok ale jednak dalej od krawędzi. Uśmiechnął się ledwo.

-Jasne - zaśmiał się.

-O co chodzi? - zaczęłam pytać.

-O nic.. Wszystko okej

-Nie prawda. Słyszałam coś..

-A co!? - zapytał szybko drapiąc się po głowie.

-Peter powiedz mi.. Coś się dzieje?

-Nie.. Wszystko okej.

-No nie brzmiało jakby było okej.. - spojrzałam na niego a on na mnie. Widać było że był przygnębiony.

-Eh... Heather naprawdę, nie martw się.

-Peter, nie ufasz mi? - zapytałam.

-Ufam. Ale zrozum.. Nie mogę ci powiedzieć.. Przepraszam

Spuścił głowę w dół a ja się do niego przybliżyłam i przytuliłam. Odwzajemnił uścisk.

-Będzie dobrze.. - dodałam na co delikatnie się uśmiechnął.

-Naprawdę.. Chciałbym ci powiedzieć.. Nie mogę.

-Ale ja rozumiem.

-Na pewno? - zapytał

-Tak. Na sto procent. A teraz złaź z tego dachu. Nie jest to bezpieczne. - zaśmiałam się a on również.

Oboje mieliśmy iść do jego mieszkania. Ale nagle Peter zauważył jakiś wybuch. W oddali miasta.

-Co to do cholery!? - zapytałam przerażona.

-Nie mam pojęcia.. Sprawdzę to!

-Pete nie! - krzyknęłam ale on już był na innym budynku.

Dlaczego ja nie mam przy sobie teraz Venoma? Albo nie mam takiej zbroi jak mój tata. Zeszłam na dół. Wsiadłam do samochodu i zaczęłam jechać w stronę tego wybuchu. Po chwili byłam na miejscu. Oczywiście musiałam stanąć autem dalej, a potem zaczaić się w krzakach. Okazało się że ten wybuch był spowodowany jakąś bronią od dwóch nielegalnych handlarzy. Handlowali z jakimś facetem. Zauważyłam na drzewie Petera. On również mnie zauważył. Zaczął machać rękoma że nie powinno mnie tu być. I nagle spadł. Źli ludzie nas zauważyli.

-Wydałeś nas!? - krzyknął jeden.

-Nie znam typa! - krzyknął facet ubrany w dres. Był to kupiec.

-Witajcie.. Jestem Spider-Man - powiedział Peter. - nieładnie tak sprzedawać takie rzeczy na rynku.

Nagle jeden z handlarzy Wycelował w niego ale na szczęście udało mu się zrobić unik. Nagle zaczęli uciekać a Peter Zaczął ich gonić. Ja stwierdziłam że odpuszczę. Aż nagle porwał mnie jakiś prawdopodobnie mężczyzna. Latał. Była to jakaś sowa. Albo sokół. Albo wróbel? W każdym razie ptak. A raczej strój ptaka. Latający. Leciał ze mną aż w pewnym momencie upuścił mnie do wody. Zaczęłam spadać aż nagle ktoś mnie złapał. Był to mój tata w stroju Iron Mana. Szykowały się problemy. I to potężne.. Odstawił mnie na ziemię.

-Heather.. Czyś ty zwariowała!? Co ty tu w ogóle robisz!!? Co to był za człowiek!?- zaczął pytać.

-Peter jest w niebezpieczeństwie - powiedziałam.

-Wiem. Jeden z moich modeli Iron Mana leci po niego. Obiecałem pilnować tego dzieciaka. Jak zginie, będę miał problemy. Nie chce tego. Więc muszę go pilnować.

-Jasne.

-Skąd tam się znalazłaś?

-Jechałam za Peter'em. Zauważyliśmy jakiś wybuch.

-I od tak postanowiłaś ratować świat!? - zapytał

-Tato.. Ja nie mogłam go zostawić...

Nagle przyleciał Iron Man z Peter'em.

-O kurde! Od kiedy są dwa Iron Many?! - zapytał.

Oba Iron Many zdjęły maski. Pod żadną nie było mojego ojca.

-Jak się czujesz Heather? - zapytał Peter.

-Parker odbiło ci? - zapytał Tony.

-Panie Stark! Ja chce być kimś więcej niż tylko przyjaznym Spider-Manem z sąsiedztwa.

-Wykluczone. - dodał Tony.

-Tato a tak właściwie.. Gdzie jesteś? - zapytałam.

-W warsztacie. Robię ci kostium abyś się nie zabiła. Ale nie wiem czy go dostaniesz.. Byłbym złym ojcem dając ci go,

-Nie prawda. - dodałam - najlepszym.

-Szantarz? - zapytał

-Skąd. Stwierdzam fakty

-Jasne. F.R.I.D.A.Y odprowadź ich bezpiecznie do mieszkania. - dodał Tony i się rozłączył z Iron Mana.

Po chwili byliśmy w mieszkaniu.

-Załapałeś ich? - zapytałam.

-Nie. Byłem blisko ale nagle mnie twój tata, a raczej jego robot porwał.

-Kurde.. A wiesz coś więcej?

-Nie bardzo. Strzelali do mnie z tych dziwnych broni.. Bardzo dziwnych..

-Zastanawia mnie skąd oni to mają..

-Tego nie wiem..

Nagle ktoś zapukał do drzwi. Peter szybko je otworzył. Do mieszkania wparował Ned. Najprawdopodobniej mnie nie zauważył.

-Musisz jej się zapytać o ten Bal! I musisz mi powiedzieć dużo dużo więcej o Spider-Manie! Jak to jest!? - zaczął mówić Leeds. Nagle mnie zauważył.

-Ned! - krzyknął nagle Peter.

-Ups.. Sorki. Nie zauważyłem cię Heather..

-Kogo Peter zaprasza na Homecoming? -zapytałam.

-Ymm.. No oczywiście że Liz- powiedział Ned - Sorry Peter. I tak się pewnie domyśliła.

-Czemu nie mówiłeś?! - krzyknęłam - no dalej! Zapytaj ją jutro. Nie czekaj aż ktoś ci ją zabierze.

-Jasne. - dodał Peter

-Ale zaraz.. Ned wie? - zapytałam.

-Tak.. Jakoś tak wyszło że widział jak wchodziłem do pokoju przez okno po suficie. Akurat był w moim pokoju. Miałem pecha.

-To było coś.. - dodał Ned. - a ty od kiedy wiesz?

-Od początku naszej znajomości.. - dodałam.

-Coo, ale jak?? - zapytał.

-Więc... Powiedz mu Heather. Ja zaraz wrócę. - powiedział Peter i wyszedł.

-Wtargnęłam mu do łazienki kiedy jego kostium leżał na ziemi.

-Kurde... Był w bieliźnie?

-Tak - zaśmiałam się. - Ale no tak się zaczęła nasza znajomość. Bardzo zabawnie.

-No nieźle. Ciekawe gdzie on poszedł.

-Nie mam pojęcia. Ale może lepiej to sprawdźmy? Jakoś mam przeczucie że nie ma go w mieszkaniu.. - dodałam a Ned szeroko Otworzył oczy.

-Będę człowiekiem w centrali! - krzyknął.

-Co? - zapytałam.

-Nieważne. Może jest w łazience? - zapytał.

-Nie. Ja mu znów nie będę się pchać do łazienki. Chcesz to sam zajrzyj. - dodałam szybko.

-No co ty. Ja? Nie to tobie się podoba.

-Dzięki Ned. Ale nie będę się pchać koledze do łazienki. Poczekajmy. To będzie rozsądne. I mądre.

-Dobra. Czekamy. Ale nie za długo.

-A może będzie łatwiej... PETER! JESTEŚ TAM!?! - krzyknęłam ale nikt nie Odpowiedział.

-No to wchodzimy? - zapytał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro