Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Zamykac Oczy

Nigdy nie rozumiał tego, co robił Tsukasa. Ale nie kwestionował tego, idąc za nim jak świnia na rzeź –– i być może to właśnie było to, co wpędziło go ostatecznie do trumny. Młodszy był zawsze zaborczy, surowy i chłodny.

A Amane tego nie znosił.

Miał dość tych cholernych sztywnych zasad, zakazowi rozmawiania z kimkolwiek, mdlącego zapachu krwi z ran, które mu robił. Nienawidził tych wszystkich rzeczy, ale nie był w stanie przed tym uciec. Rodzice nie wiedzieli. Nigdy nie zauważyli niczego podejrzanego. I to był ich błąd, może mogliby to zatrzymać.

Na każdą ranę Amane musiał mieć wymówkę. Potknął się, co nie byłoby dziwne, skoro był ogromną niezdarą. Spadł z drzewa, chodził wśród krzaków, skaleczył się szkłem, zaciął papierem. Ani matka ani ojciec nie zadawali pytań ani nie podważali tego. Nigdy nie sądzili, że ich kochany Amane mógłby ich okłamywać i prawda może być inna, znacznie bardziej druzgocząca.

Może to poniekąd ich wina.

Amane zawsze był dla nich ich idealnym dzieckiem, synem, z którego byli dumni. Perfekcyjnym starszym bratem, dbającym o bliźniaka. A chłopak bał się powiedzieć prawdę. Bał się, że przestanie być dla nich idealny, że ich ciepłe spojrzenia i miłe słowa przeminą i będą oziębli jak Tsukasa.

Dlatego poczciwie kiwał głową i kłamał, posłusznie wypełniał polecenia i nadal był synem, z którego rodzice byli dumni i nie musieli się wstydzić.

Nie myślał nad buntem przeciw Tsukasie. To nie mogło mieć miejsca. Nie miał pojęcia co mogło być potem i właśnie to skutecznie powstrzymywało go od wszelkiego sprzeciwu. Myślał nad wieloma możliwymi zakończeniami, ale nawet jedno nie było tego warte.

Wolał zamknąć oczy i udawać, że nie boli, ugryźć się w język i siedzieć cicho i bezmyślnie dalej kopać sobie grób.
Analizy sytuacji jedynie sprawiały, że się poddawał. Był rozczarowany swoim życiem i sobą. Zaczynał tracić głos i wolę walki. I nie wiedział co z tym zrobić.

Gdy patrzył w lustro, panikował. Przerażało go to, jak stracił wszystkie barwy. Był zwykłą skorupą, wybrakowaną z życia, pustą ze wszystkiego. Bał się, że będzie gorzej, a jednocześnie nadal brał tę truciznę dawaną mu cały czas przez brata.

Był tak strasznie słaby, całkowicie bezsilny.

Nie wiedział, czy winił za to słabego siebie czy swojego brata.

A może ich obydwu naraz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro