Proby Buntu
Płacz był w tym domu zawsze wszechobecny. Wśród ścian, na obrazach, w lustrach, na przedramionach i w myślach. Codziennie, w każdej sekundzie, nieustannie. Szloch zakradał się korytarzami do kuchni, do pokoi, do łazienki i do salonu. Amane pragnął udawać, że to nieprawda, ale nie mógł.
Szkoła naznaczyła krwią to, przed czym Amane uciekał. Przypieczętowała jego los, choć on wtedy nie zdawał sobie z tego sprawy. Marzył. Zastanawiał się jak to jest mieć przyjaciół. Jego brat nie musiał tego robić, miał ich całe tabuny. A Amane był sam. Myślał. Jego marzenia nie miały prawa zaistnieć, płonęły. Przemieniały się w pył, tak jak sam chłopak.
Miał wiele rozczarowań. Bardzo wiele. Zbyt wiele. Łamał sobie kręgosłup nie mogąc ich unieść, a wciąż starał się robić to, nawet, jeśli bolało. A zawsze bolało. Bardzo. Ale to nie były rozczarowania z jego winy, tylko z winy brata. Ten fakt ranił jeszcze bardziej, miał inny smak; smak zbliżającej się śmierci, obejmującej Amane kościstymi rękoma i szepcząca mu do ucha.
Oh, chłopak jeszcze nie wiedział, jak szybko z nią zatańczy.
Nienawidzi swoich wspomnień ze szkoły. Wszystkich bez wyjątku. Każdego, nawet najmniejszego przebłysku. Ale tego najbardziej.
Pamiętał, mimowolnie, że to był początek. Ciepłe światła z okien, zapach kwiatów. Pamiętał, że siedział przy oknie, a słońce raziło go w oczy. Poczuł wtedy jakiś dziwny przypływ odwagi. Może dlatego, że nie było w pobliżu Tsukasy. Był sam. Nie był pewny, czy to dobrze. Brat był zawsze koło niego, kontrolując go. Nie był przyzwyczajony do robienia czegoś samemu. Odwaga paliła mu język, jak nigdy dotąd. Wreszcie bez brata. Był sam. Nareszcie. I być może dlatego, gdy ku niemu odwrócił się pewien lokowłosy szczerbaty chłopak z propozycją przyjaźni, Yugi się zgodził, uśmiechając się niemrawo.
Przez kilka dni, może tydzień, dużo z nim rozmawiał. Siedzieli blisko siebie, przesiadywali w bibliotece na przerwach.
Oh, te wspomnienia były jednymi z najmilszych jakie posiadał. Może dlatego tak ich nienawidzi.
Rozczarował się. To było tak nagłe. Pamiętał, że jak zwykle machał chłopcu, ale ten się odwrócił. Nie rozumiał. Cały dzień był unikany. Po ostatniej lekcji zebrał w sobie resztki odwagi i podszedł do lokowłosego.
Oh, gorzkie rozczarowanie. Pamiętał jak wpatrywał się w te zielone oczy z żalem, jak następnie szybko wyszedł z sali udając, że go to nie rusza. Że wszystko jest dobrze. Chociaż wcale tak nie czuł.
Został sam. Już nie miał przyjaciela. Ale ta samotność była zupełnie inna niż ta pierwszego dnia. Była czymś innym; gorszym. Może zbyt mocno przywiązał się do faktu posiadanie kolegi.
Tsukasa dowiedział się szybciej niż Amane o tym myślał.
Później w nocy dużo myślał. Może zbyt dużo. Leżał pół nocy pod kołdrą i płakał. Wtedy właśnie porzucił myślenie o jakimkolwiek buncie. Łamanie reguł brata kończyło się dla niego tylko rozczarowaniem. Nie chodziło tylko o tego chłopca, tu chodziło o sam gest. Zdecydował się zrobić coś, rozmawiać z kimś. Pierwszy raz sprzeciwił się młodszemu, ale to skończyło się jedynie porażką.
Okropną porażką, która sprawiła, że Yugi już więcej z nikim nie rozmawiał.
Łamanie zasad niosło tylko płacz, a on płakał już za dużo.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro