Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Maski Opadly

Maski opadły.

Rozumiał, że powoli umiera. Uświadomił to sobie, kiedy którejś nocy nie był już w stanie płakać. Chciało mu się wylewać łzy jak nigdy, ale nic się nie działo. Pustka. Wtedy właśnie zrozumiał, że zbliża się do końca.

Koniec zaczynał się tam, w tej okropnej kuchni. Obok Tsukasy. Obok niego zawsze była śmierć. Jak zwykle rodziców nie było, o tej porze pracowali. Tsukasa jak zwykle wpadł na genialny pomysł podręczenia jakiegoś biednego zwierzaka, ale nagle w ostatniej chwili zmienił zdanie. Wziął kawałek szkła z kieszeni i rutynowo zaczął wyrysowywać nim znaki i kreski na ręce Amane. Młodszy to lubił. Robił coraz więcej ran, uśmiechając się, jakby czerpał z tego wielką zabawę. Chociaż nie, on miał z tego rozrywkę. Okropną radość.

Amane dopiero wtedy zdał sobie sprawę z tego, co próbował ukryć przed samym sobą przez tyle nocy, próbując zabrać to z umysłu –– miał dość. To wszystko kłębiło się w nim przez lata, niszcząc go od środka. Nadmiar negatywnych emocji spalających go.

Nie miał pojęcia jak to się stało. Wspomnienia są całkowicie zamglone, nie ma do nich dostępu. Nie wie jak do tego doszło.

Maska pękła.

Chwilę temu stał pochylony z wyciągniętą ręką trzymaną przez Tsukasę, który brodził w niej ostrzem szkła, powodując wylew krwi. Nie wie co się stało potem. Zanim zrozumiał klęczał nad leżącym na podłodze młodszym bracie z zakrwawionym nożem w ręce, którym tamten został zadźgany.

Zabił go.

Cholera. Cholera. Cholera. Cholera.

Jak do tego doszło?

Dotarła do niego rzeczywistość. Gwałtownie wstał, prerażony sytuacją. Oczy zaszkliły się tak, że prawie nie widział, ale może to i lepiej. Rzucił nóż na podłogę, jakby go parzył. Spojrzał na ręce.

Miał krew na rękach.

Nie wiedział, czy prawdziwą, czy to mózg płatał mu figle.

Może po prostu doszczętnie zwariował, a to jakiś jego chory koszmar?
Modlił się o to w duchu. Nie miał pojęcia co robić, był sparaliżowany. Nie był nawet pewny czy oddychał.

Cholera. Cholera. Cholera.

Zamknął oczy w nadziei, że gdy je otworzy, to się obudzi i wszystko będzie jak zawsze. Tak nie było. Dotarło to do niego.

Zabił go.

Cholera. Cholera.

Ocknął się. Na nogach jak z waty podszedł do ciała. Jak do tego doszło? To niemożliwe. To chory sen. Napewno mu się to śni. Napewno się zaraz obudzi.

Cholera.

To działo się naprawdę.

Nie wiedział jak pobiegł do pokoju i się przebrał. Nie wiedział co działo się potem. Nie pamięta. To było tak nagłe, czysty impuls, natłok emocji.

Był w lasku, niedaleko parku. Zdyszany. Chyba biegł. Nie był pewnien. Cholera. Co będzie dalej? Co zrobią rodzice? Co on zrobi? Co się z nim stanie?

Cholera. Cholera. Cholera. Cholera.

To było za dużo.
Dużo za dużo.
Nie do zniesienia.

Cholera, co on zrobił?

Upadł na trawę. Próbował się uspokoić, złapać oddech. Nie mógł. To było za trudne. Natłok myśli i uczuć przejmował nad nim kontrolę.

Mur pękł, dostarczając tym samym rzeczywistość, której chłopak tak bardzo chciał uniknąć. Pękła i szkatułka, uwalniając to, czego on tak się bał, wyzwalając w nim to piekło, które kłębiło się latami. A Amane był zbyt słaby by to opanować, więc pożar go pochłonął.

Amane go zabił.

Cholera.

Nie wie co działo się potem.
Był w domu, objęty przez rodziców, obok śledczych. Płakał. Rodzice też, ale mniej niż on. Powiedział, że cały czas był w parku. Nikt nie kwestionował. Wyglądał na tak zdruzgotanego, że nikt nigdy nie uwierzył by, że to on był sprawcą.

Nie przyznał się.

Nigdy.

Nie potrafił

Chciał, by to wszystko się skończyło. Chciałby się po prostu uśmiechnąć z byle powodu.

Nie mógł spać tej nocy. Płakał, nękały go koszmary, demony poczucia winy dźgały bezlitośnie. W głowie grały słowa, które zmienią wszystko na zawsze, o czym on jeszcze nie wiedział.

Co ja zrobiłem?

Jutro nowy odcinek toh i ap aaaaaa trzymajcie mnie

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro