Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𝓒𝓱𝓪𝓹𝓽𝓮𝓻 𝓣𝔀𝓮𝓷𝓽𝔂 𝓣𝔀𝓸

𝓟𝓸𝓿. 𝓜𝓲𝓻𝓪𝓫𝓮𝓵

Byłam na Grand Prix Japonii, ale starałam się jak najmniej pokazywać ludzią. Nie chciałam z nikim rozmawiać. Tak naprawdę byłam tam tylko dlatego, że nadal bałam się o Charles'a. Mimo, że przed startem znowu zapewniał mnie, że nic się nie stanie. Jeśli wydarzył się wypadek to dlaczego drugi miałby się nie wydarzyć. Oto się martwiłam.

Siedziałam w garażu Ferrari oglądając przebieg wyścigu. W rękach bawiłam się bransoletką Charles'a. Dostałam ją jako zapewnienie, że wróci ją odebrać. Chyba trochę mnie to uspokajało.

Sam wyścig nie był zły. W każdym razie nie dla Ferrari. Zajęli trzecie i czwarte miejsce. Mój chłopak zajmował najniższy stopień podium. Byłam z niego dumna i szczęśliwa. Nie było mnie jednak pod podium w czasie ceremonii wręczenia pucharów. Siedziałam wtedy nadal w rogu garażu i czekałam.

Chłopak przyszedł do mnie po zakończeniu wszytskiego, ale jeszcze przed wywiadami. Był cały mokry od szampana.

- Gratuluję - Uśmiechnęłam się do niego.

- Chodź się przytul - Rozłożył ręce.

- O nie! Jesteś klejący od szampana.

- Nie daj się prosić.

- Charles nie. Jak się-... - Nie zdążyłam dokończyć bo zamknął mnie w uścisku.

- I co nie jest aż tak źle?

- Uhh... Masz szczęście, że cię tak bardzo kocham. - Pocałowałam go.

- Mam dużo szczęścia w tym momencie.

Nic mu na to nie odpowiedziałam, bo tuż obok nas pojawił się nie kto inny jak Carlos. Zawsze musiał pojawiać się w najmniej odpowiednich momentach. Odsunęłam się od Charles'a na bezpieczną odległość, chociaż i tak było widać, że moja koszulka jest mokra.

- Carlos przyjacielu, co cię sprowadza na moją część garażu? - odezwał się Charles.

- W zasadzie to nic szczególnego, ale jak już was spotkałem. Znowu w bardzo interesującej sytuacji.

- Nie powiedziałeś nikomu?! - zapytałam.

- Tylko Lando... Ale spokojnie. Obiecał, że nikomu nic nie powie i trzyma się tego.

- Okej, dobra.

- Bo wy jesteście razem, co nie? - Przewróciłam oczami. Po naszych dwóch konwersacjach chyba już sam powinien dojść do jakiś wniosków.

- Tak. Ale narazie nikomu nie mówić.

- Dobra, dobra. Rozumiem. - Spojrzał się jeszcze na mnie, a potem na Charles'a. - Mam sobie pójść? Pójdę.

- Jak chcesz... - Nie chciałam go wyrzucać,.bo to w końcu był też częściowo jego garaż, ale mógłby sobie pójść.

- Nie zapomnij o wywiadach Charles. Buena elección Mira, será lo mejor para ti.(Dobry wybór Mira, on będzie dla ciebie najlepszy) - Na koniec rzucił do mnie i sobie poszedł.

- Nie uważasz, że to wszystko z ukrywaniem się jest męczące? - Charles spojrzał się prosto na mnie.

- Jest, ale... W tym tygodniu moja sprawa z Lance'm dobiegnie końca. Zacznę się przeprowadzać. Kocham cię i chciałabym nie musieć się ukrywać ale... Na razie tak jest najlepiej. - Patrzyłam się w podłogę i na ściany, wszędzie byle nie na niego.

- Oh tak, oczywiście.

- Przepraszam jeśli cię to krzywdzi. Obiecuję, że to nie ma nic wspólnego z tobą. Chciałabym tylko poukładać sobie wszystko u siebie.

- Rozumiem i jest w porządku. - Uśmiechnął się do mnie. - Pójdę już. Do zobaczenia po wywiadach.

I poszedł się przebrać. A ja wiedziałam, że wcale w porządku nie jest. I właśnie zaczynałam spierdalać najlepszą rzecz jaka mnie w życiu spotkała. Ile? Tydzień? Mirabel naprawdę jesteś w to coraz lepsza.

꧁꧂

Wróciłam do Kanady już w poniedziałek. Charles został tam jeszcze ale powiedział mi, że przyleci do mnie na kilka dni. Trochę się tego bałam. Po naszej ostatniej rozmowie po wyścigu miałam jakieś wrażenie, że zrobiło się dziwniej. Żadne z nas już więcej nie poruszało tego tematu. Równie dobrze mogło to mi się tylko wydawać. Starałam się tego nie roztrząsać tylko zająć się tym co mam do zrobienia. Bo miałam trochę nagłowie.

Po pierwsze musiałam napisać kilka oficjalnych e-maili. Nie miałam problemów z językiem angielskim, ale pisanie czegoś oficjalnego zawsze mnie stresowało. Co jeśli napisała bym coś co nie było by dobrze przyjęte? Dlatego sama ta czynność zajęła mi dużo więcej czasu niż poiwnna. Wysłałam wiadomości do sprzedawcy od którego kupowałam nowe mieszkanie w Stanach, do właściciela mojego obecnego mieszkania, że wyprowadzę się do końca obecnego miesiąca, oraz do Disney'a, że z wielką chęcią podejmę się nowego dużo większego zlecenia i że za tydzień pojawię się już na miejscu w firmie.

Potem musiałam pójść do sądu. Moja rozparwa właśnie dobiegła końca i miałam poznać jej wyniki. Ubrałam się najbardziej elegancko jak mogłam, czyli w czarny garnitur i wyszłam. Miałam pojechać tam z Aną, która była również moim świadkiem i też brała w tym wszystkim udział. Spotkałam się z nią przy samochodzie.

- Cześć, jak się czujesz? - Przywitała mnie.

- Jak mam się czuć? Cholernie zestresowana.

- Będzie dobrze. Nie masz się oco martwić. Wsiadaj, ja poprowadzę. - Zrobiłam tak, zajęłam miejsce pasażera.

Samo rozstrzygnięcie trwało dość krótko. Prawnik Lance'a próbował coś jeszcze zdziałać na moją nie korzyść, ale mimo to i tak wyszłam z sali sądowej jako wygrana w sprawie. To było chyba największa ulga mojego życia. Chłopak musiał zapłacić mi odszkodowanie w wysokości kilku tysięcy dolarów, miał też dostać dwa miesiące w zawieszeniu, ale jego prawnikowi udało się ominąć tą karę i z tego co było mi wiadomo nic takiego narazie mu nie grozi, pozatym nadal utrzymał się nakaz o nie zbliżaniu się. Nie był to może najwyższy wymiar kary, bo gdy się ma kupę pieniędzy na prawników to zawsze da się coś ułagodnić. Mimo to byłam szczęśliwa.

Wychodząc z budynku sądu widziałam kilku dziennikarzy, którzy musieli dowiedzieć się gdzie dokładnie i o której godzinie odbędzie się zakończenie rozprawy i chcieli dowiedzieć się jak najwięcej. Nie miałam najmniejszej ochoty z żadnym z nich rozmawiać. Wygrałam to, świetnie, ale to było moje prywatne życie, a nie ich. Dlatego razem z Aną jak najszybciej dostałyśmy się do samochodu i zamknełyśmy się w środku.

- Mówiłam, wszystko było dobrze - powiedziała Ana odpalając silnik.

- Tak, na szczęście. Skończyło się to wszystko. Mogę się w końcu stąd wynieść.

- Wynieść? Co chcesz przez to powiedzieć? - I wtedy mnie zamurowało, nie zdążyłam powiedzieć jej o mojej przeprowadzce.

- Wyprowadzam się... - odpowiedziałam cicho. - Do Los Angeles.

- Co?! Dlaczego?!

- To miejsce zabardzo mi o wszystkim przypomina. Nie lubię już chodzić tu po mieście, bo wszystko źle mi się kojarzy. Poza tym awansowali mnie, będę pracować w połowie na miejscu.

- Dlaczego mi nic nie powiedziałaś?

- Miałam powiedzieć.

- Kiedy?

- No jakoś teraz...

- Kiedy wyjeżdżasz?

- Pod koniec tego tygodnia.

- Miło, że uprzedziłaś. - Wyjechała z parkingu.

- Ana przepraszam. Naprawdę chciałam ci powiedzieć.

Już mi nic nie odpowiedziała. Jechałyśmy w milczeniu Nie odezwała się do mnie kiedy zapracowała pod blokiem, ani kiedy oddała mi kluczyki. Nic nie powiedziała na pożegnanie tylko odeszła. Zrobiło mi się cholernie przykro, wiedziałam że to moja wina. Powinnam była jej powiedzieć. Dlaczego nigdy nie mówię ludzią tego co poiwnnam?

Weszłam do mieszkania. Tak naprawdę to chciało mi się tylko płakać. Ale postanowiłam tego nie robić. Udało mi się wziąć się w garść. Stwierdziłam, że jutro pójdę jeszcze do niej i wszystko wytłumaczę. Dzisiaj zajmę się pozostałymi rzeczami. Takimi jak rozpoczęciem pakowania się, poinformowanie Charles'a o wyniku rozprawy oraz zadzwonienie do moich braci i powiedzeniu, że przyjadę do nich z rzeczami z przeprowadzki. To były rzeczy do zrobienia na teraz.

Chciałam ogarniać wszystko po kolei, tak żeby powoli moje życie wracało do normy i spowrotem było szczęśliwe i spokojne.

Zajęłam się rzeczami "na teraz".

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro