Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𝓒𝓱𝓪𝓹𝓽𝓮𝓻 𝓣𝔀𝓮𝓷𝓽𝔂 𝓢𝓮𝓿𝓮𝓷

𝓟𝓸𝓿. 𝓒𝓱𝓪𝓻𝓵𝓮𝓼

Wróciłem do pokoju zaraz po konferencji. Myślałem, że zastam Mirabel w środku. Nie było jej jednak, co znaczyło, że poszła do Rosali. Nie pisała do mnie, więc założyłem, że mimo wszystko dobrze się bawi. Nie chciałem jej przeszkadzać, więc też się nie odzywałem. Rzadko gdzieś z kimś się spotykała, więc jeśli tylko wszystko było bezpiecznie nie miałem nic przeciwko, żeby tam była.

Siedziałem w pokoju nie robiąc nic szczególnego. Trochę przeglądałem social media, trochę sobie oglądałem film. Zszedłem na kolację do hotelowej restauracji. Zjadłem w towarzystwie Pierre'a, który tak jak obiecał swojej dziewczynie nie wrócił jeszcze do swojego pokoju. Siedzieliśmy razem w restauracji pijąc drinka. Tylko jednego, żeby przez noc całkowicie pozbyć się alkoholu z organizmu. Nie działo się nic niezwykłego.

Dopiero około dziewiątej zadzwonił mój telefon. Byłem pewny, że to Mirabel. Wróciła do pokoju i pewnie zastanawia się gdzie jestem. Jednak gdy spojrzałem na wyświetlacz nie była to moja dziewczyna. Dzwoniła do mnie Camilla. Odebrałem.

- Halo? Camilla? Co się stało?

- Charles? Jesteś w hotelu?

- Tak. W restauracji, a co?

- Przyjdź do pokoju Pierre'a i Rosali, 830. Chodzi o Mirabel. - Zabrzmiała poważnie, a ja w głowie miałem już najgorsze scenariusze.

- Co z nią?! - Wstałem od stołu i zostawiając Pierre'a bez żadnych wyjaśnień ruszyłem prawie biegnąc do windy.

- Upiła się. I to tak mocno. Musisz pomóc mi ją ogarnąć, bo nie chce przestać pić.

- Już idę. Zabiorę ją do pokoju. Zaraz będę. - Rozłączyłem się.

Gdy winda zatrzymała się na naszym piętrze pobiegłem do pokoju 830. Drzwi były zamknięte, więc zacząłem w nie głośno pukać. Po chwili otworzyła mi Camilla. Odrazu usłyszałem muzykę oraz poczułem zapach alkoholu. Wszedłem do środka.

- Mirabel? - Dziewczyna odwróciła się do mnie razem z Rosali i jeszcze jedną dziewczyną, której nie poznawałem. Zauważyłem, że była bez koszulki co jeszcze bardziej mnie zaniepokoiło.

- Ohh Charles! - Podeszła do mnie z kieliszkiem w ręku. - Napijesz się? - Uśmiechnęła się ale widać było, że jest całkowicie upita. Do tego pachniała mocnym alkoholem.

- Nie. - Wyciągnąłem jej z rąk kieliszek i odstawiłem na stół. Nie chciałem wyjść na nie miłego, ale trzeba było mówić ostro, żeby przemówić do niej. - Chodź, idziemy stąd.

- Nieee. - Lekko zatoczyła się na bok.

- Mirabel, idziemy. - Złapałem ją za rękę zanim odeszła odemnie. Przestała się uśmiechać i zrobiła obrażoną minę. Spodziewałem się, że nie będzie zadowolona, ale musiałem ją stąd zabrać. Pociągnąłem ją lekko w stronę wyjścia.

Niechętnie zaczęła iść za mną jednak wogóle nie szło jej chodzenie prosto. Zataczała się na boki dopóki nie potknęła się. Zdążyłem złapać ją zanim upadła. Nie mogłem pozwolić jej iść w takim stanie. Prędzej zabiła by się zanim doszła by do naszego pokoju. Dlatego wziąłem ją na ręce i bez słowa wyszedłem z pokoju. Dziewczyna wtuliła twarz w moją koszulkę i gdyby nie była kompletnie pijana uznałbym to za naprawdę urocze. Zaniosłem ją do naszego pokoju.

W środku położyłem ją delikatnie na łóżku. Zaczęła minimalnie się trząść, prawdopodobnie przez brak koszulki było jej zimno. Znalazłem koc i przykryłem ją nim. Usiadłem na skraju łóżka. Miała zamknięte oczy i powoli zasypiała. Złapałem ją za rękę nie byłem zły, było mi przykro i się o nią martwiłem. Siedziałem tak dopóki nie zasnęła.

Potem sam położyłem się obok niej i zasnąłem.

𝓟𝓸𝓿. 𝓜𝓲𝓻𝓪𝓫𝓮𝓵

Obudziłam się z potwornym bólem głowy. Czułam się jakby ktoś rozłupywał mi czaszkę na pół. Nie miałam nawet siły podnieść powiek i otworzyć oczu. Po chwili jednak to zrobiłam i powoli rozejrzałam się dookoła.

Leżałam na łóżku w moim hotelowym pokoju, tuż obok mnie leżała rozrzucona kołdra co znaczy, że Charles wcześniej tutaj spał ale już wstał. Było cicho i dopiero kiedy nie skupiłam się na niczym i żeby się odprężyć wsłuchałam się w ciszę, usłyszałam odgłos płynącej wody. Chłopak musiał być właśnie w łazience.

Teoretycznie miałabym teraz czas żeby wstać i się ogarnąć bo mogłam się tylko spodziewać w jak bardzo fatalnym stanie byłam. Nie miałam jednak na to siły, więc poprostu leżałam patrząc się w ścianę. Próbowałam przypomnieć sobie co dokładnie się wczoraj wydarzyło. Niestety film urywał mi się na momencie w którym zaczęłam pić więcej. Potem były tylko częściowe fragmenty tego co się działo i gdyby ktoś zapytał się mnie co tam się wydarzyło nie była bym w stanie mu powiedzieć.

Gdy usłyszałam, że Charles wychodzi z łazienki spróbowałam wstać. Odrzuciłam z siebie koc i zdałam sobie sprawę, że nie mam na sobie żadnej koszulki. Nie miałam pojęcia dlaczego, tym bardziej, że reszta ubrań była wczorajsza. Powoli usiadłam na łóżku.

- Mirabel, co ty odpierdoliłaś? - zapytałam sama siebie.

- O Mira wstałaś. - Charles pojawił się w zasięgu mojego wzroku. - Jak się czujesz?

- Głowa mnie boli i trochę mnie mdli - odpowiedziałam szczerze.

- Połóż się, przyniosę ci coś do picia.

Nie zrobiłam tego jednak, usiadłam tylko wyżej, żeby oprzeć się plecami o ścianę. Była zimna co trochę pomogło otrzeźwić się. Po chwili Leclerc wrócił ze szklanką wody. Usiadł obok mnie i mi ją podał. Napiłam się.

- Lepiej?

- Może trochę. - Nie czułam się lepiej, może jedynie zaspokoiłam pragnienie. - Charles?

- Tak?

- Jesteś na mnie zły? Za wczoraj.

- Nie, nie jestem. Tylko się o ciebie martwię.

- Nie chciałam, żeby tak wyszło.

- Już nic z tym nie zrobisz. Uważam jednak, że powinnaś podziękować Camilli.

- To może nie miłe ale... Za co?

- Nie pamiętasz?

- Nie...

- Próbowała ci pomóc, zadzwoniła po mnie, żebym przyszedł i cię stamtąd zabrał.

- Oh... Masz rację, zrobię to.

- Mira, powiesz mi tylko dlaczego się upiłaś?

- To może być puste... - Uciekłam od niego wzrokiem, było mi strasznie głupio.

- Nie będę cię oceniał. - Wzięłam wdech.

- Nie pasuje do takiego towarzystwa, nie jestem taka ładna, ani taka zabawna, ani taka bogata. Nie umiem się bawić jak one. Nie podoba mi się to. Nie mam praktycznie żadnych tematów do rozmów, bo nie interesują mnie takie rzeczy jak je. Jest mi głupio kiedy jestem otoczona przez ludzi, którzy od praktycznie zawsze mieli pieniądze i nie przejmowali się nimi. Nie znam się na żadnych drogich markach ani na tym jak można spędzać czas gdy jest się bogatym. Odstaje od nich. I wczoraj też się tak czułam, zaczęłam pić bo one to robiły a ja i w tym nie chciałam być gorsza. Potem jakoś już tak poszło, Rosali zaczęła mi dolewać ja piłam, a że rzadko to robię nie trzeba było dużo, żebym się upiła. Nie pamiętam co tam się działo dokładnie, ale wiem, że lepiej się bawiłam gdy nie byłam w pełni świadoma. Wiem, że nie powinnam dopuścić, żeby to się stało.

- Zawsze tak się czujesz gdy spotykamy się ze znajomymi? - Byłam pewna, że na mnie nakrzyczy, byłam już na to gotowa. Nie spodziewałam się współczującego i spokojnego tonu.

- Z twoimi znajomymi. Tak. Za każdym jednym razem. - Złapał mnie za rękę.

- Wiedziałem, że nie jest ci najlepiej ale myślałem, że gdy to są ludzie których znasz jest inaczej.

- To, że ich znam nie zmienia faktu, że jestem z zupełnie innego świata. Jestem z niższej klasy, gdy wy się zastanawiacie w której restauracji zjeść obiad, my myślimy czy na ten obiad wogóle starczy pieniędzy. I teraz gdy jestem tutaj z tobą to jest duży i niezbyt przyjemny szok.

- Przy mnie też się tak czujesz?

- Czuję się tak cały czas. Rozejrzyj się, ten pokój, gdybym cię nie poznała musiałabym zbierać całe życie, żeby zarezerwować jedną noc w takim hotelu.

- Mirabel...

- Nie ważne. Skończmy ten temat.

- Nie, jeśli czujesz się źle.

- Charles nic z tym nie zrobisz. Nie chcę żebyś przezemnie z czegoś rezygnował. Poprostu nie należę do twojego świata i tyle.

- Co chcesz przez to powiedzieć?

- Że jest mi ciężko ze względu na moje stare życie i moją rodzinę.

- Mam pieniądze mogę im jakoś pomóc

- Nie! Nie przyjmę jałmużny, oni też się na to nie zgodzą. Już ledwo się zgadzają na pieniądze od moich braci. Musisz poprostu zaakceptować, że nigdy nie będę taka jak wy i jeśli ci to przeszkadza mogę się usunąć z twojego życia.

- Nigdy. Nie patrzę na ciebie przez pryzmat tego skąd pochodzisz. Jesteś sobą i za to cię kocham. W życiu bym nie spojrzał na czyjś stan majątkowy i na twój też nie patrzę. A jeśli jest jakiś problem bardzo chętnie pomogę, bo mam taką możliwość.

- Oh Charles...

- I jeśli gdzieś będziemy i nie będziesz się czuła komfortowo odrazu mi powiedz. Jeśli nie chcesz gdzieś iść też powiedz. Nie chcę zmuszać cię do przebywania gdzieś, gdzie nie jest ci komfortowo, dobrze?

- Mhm

- I nie przejmuj się wczoraj, możemy uznać, że to nigdy nie miało miejsca.

Nigdy wcześniej nie czułam od nikogo tak wielkiego wsparcia. Było to jedno z najmilszych uczuć jakich doświadczyłam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro