Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𝓒𝓱𝓪𝓹𝓽𝓮𝓻 𝓣𝔀𝓮𝓷𝓽𝔂 𝓝𝓲𝓷𝓮

𝓟𝓸𝓿. 𝓜𝓲𝓻𝓪𝓫𝓮𝓵

Charles miał startować jutro z trzeciego pola. Byłam z niego dumna. Tym razem jednak mogłam wyjść z garażu i jak tylko odsunęli się od niego ludzie, przytulić. Miałam gdzieś wzork kamer skierowany w naszą stronę oraz fakt, że poprostu wszyscy to widzieli. Tego chciałam, chciałam móc go przytulić i pogratulować nie chowając się.

Nie mogłam jednak tam stać w nieskończoność, chociaż bardzo bym chciała. Po chwili odsunęłam się na bok, żeby nie przeszkadzać.

Przesiedziałam jeszcze trochę w garażu Ferrari, mimo że powoli wszyscy już zaczynali się zbierać. Czekałam na Charles'a, a to było jedyne bezpieczne miejsce. Nikt kogo nie chciałabym widzieć nie mógł tam wejść. Wstałam dopiero gdy jeden z mechaników mnie oto poprosił. Musiałam wyjść. Chciałam zrobić to nie wywołując żadnego zbędnego zamieszania.

Zaczęłam iść przez padok w stronę miejsca gdzie kierowcy udzielali wywiadów. Chciałam gdzieś tam z tył poczekać na Charles'a i wrócić z nim do hotelu. Jednak oczywiście spokój nie był mi pisany.

- Mirabeel! - Usłyszałam jak ktoś woła moje imię i automatycznie się odwróciłam szukając wzrokiem tej osoby.

Zobaczyłam stojącą za mną Margaret. Uśmiechała się do mnie i gdybym nie wiedziała jak okropną jest osobą i że mnie nienawidzi mogłabym pomyśleć, że jest to bardzo miły uśmiech. Wiedziałam jednak swoje i chciałam odejść. Nie zdążyłam jednak tego zrobić, bo poczułam jej rękę na ramieniu. Zesztywniałam cała i nie miałam odwagi się poruszyć.

- Poczekaj moja droga. Nie sądzisz, że poiwnnyśmy trochę porozmawiać.

- Podobno jestem plebsem - rzuciłam cicho.

- Oh oczywiście, że jesteś. Nawet ubrać się dobrze nie umiesz. Ale to nie znaczy, że z tobą chwilę nie porozmawiam. Poświęcę się.

- Więc czego chcesz?

- Wytłumaczę ci sytuację. Gdy pojawiasz się na torze w towarzystwie Leclerc'a, a później ogłaszacie się jako para, bardzo źle to wygląda. - Nie wiedziałam co mam jej na to odpowiedzieć. - Bo zobacz. Jeszcze przed chwilą ciągnęłaś ten beznadziejny proces sądowy i teraz nagle masz nowego chłopaka. A jeśli zdradziłaś Lance'a i teraz się usprawiedliwiasz?

- Co?! Dobrze wiesz jaka jest prawda! - Odsunęłam się od niej. - Nie próbuj mi teraz wmawiać kłamstw! Pozatym ten temat skończył się już dawno temu!

- Ja ci tylko daje radę. Nie pokazuj się tu więcej. Z nim albo sama. Poprostu zniknij, bo i tak tutaj nie pasujesz.

- To groźba?

- Jak na razie to ostrzeżenie. Mam nadzieję, że do nie zobaczenia Mirabel Moreno. - Odwróciła się i odeszła.

Stałam tak przez dobrą chwilę i analizowałam to co mi właśnie powiedziała. Tak naprawdę to ona i Lance wyglądali w tej sytuacji bardzo źle i próbowali to zrzucić na mnie. Mogłam się założyć, że jej chłopak wiedział, że do mnie przyszła. Chcieli się mnie pozbyć, bo ciągle przypominałam ludzią o tym co się stało. Gdybym zniknęła pewnie by zapomnieli. Nie zamierzam się jednak chować, tylko dlatego, że jakaś para skończonych idiotów z pieniędzmi tego odemnie chcą. Może nie byłam wysoko postawiona i nie miałam tylu pieniędzy ale mogłam robić co chciałam.

- Mira coś się stało? - Usłyszałam głos Charles'a, który pojawił się obok mnie. - Myślałem, że jesteś w garażu.

- Musiałam wyjść, bo mechanicy tam się ogarniali, więc poszłam do ciebie, ale coś mnie zatrzymało tutaj.

- Co?

- W zasadzie... To nie ważne. Powiem ci później.

- No dobra, okay. W takim razie możemy iść?

- Tak, jasne. - Złapałam go za rękę i poszliśmy

꧁꧂

Następnego dnia był wyścig, oczywiście również przyjechałam z Charles'em na tor. Nie powiedziałam mu jednak nic na temat mojego spotkania z Margaret. I gdy powiedziałam, że nie chcę czekać na Rosali i Elenę nie zadawał żadnych pytań. Wiedziałam, że będę musiała mu powiedzieć. Nie chcę mieć przed nim sekretów, jeśli chcę zaufania musi ono być obustronne. Jednak nie mogłam teraz mu tego powiedzieć. Miał dużo ważniejszych problemów na głowie niż ja i moje kłótnie z jakimiś idiotami.

Weszliśmy na tor tak jak wczoraj. Nic się nie różniło, może tylko fanów było więcej. Nadal tak naprawdę robiłam za tło, miło uśmiechając się do wszystkich. Kilka osób życzyło mi miłego dnia. Było to naprawdę miłe.

Ten dzień również spędziłam w garażu Ferrari. Nie chciałam zabardzo się pokazywać, nie dla tego że naprawdę posłuchałam się groźby Margaret, raczej żeby jej ponownie nie spotkać. Bo im częściej ją widziałam tym bardziej miałam ochotę zwyczajnie ją uderzyć.

Jednym z plusów tej sytuacji był fakt, że przez cały czas byłam blisko Charles'a. Wiedziałam, że jest świetnym kierowcą, ale od jego wypadku za każdym jego wyjazdem na tor strasznie się stresowałam, a teraz to już szczególnie. Nie chciałam go stracić.

Zanim wsiadł do bolidu podeszłam do niego.

- Będziesz uważał prawda? - Złapałam go za rękę.

- Jak najbardziej będę mógł. Nie martw się, nie tak łatwo mnie zabić.

- Mam nadzieję - zaśmiałam się. - Poprostu wróć do mnie.

- Zawsze wracam - Pocałował mnie, trochę nie chciałam żeby ta chwila się kończyła. Mogłabym z nim tak stać przez cały czas. Wiedziałam jednak, że nie możemy, więc odsunęłam się po chwili.

- Powodzenia.

Wróciłam na swoje miejsce i założyłam słuchawki które dostałam. Przesiedziałam tak cały wyścig. Charles ukończył go na drugim miejscu, zabrakło mu trochę do Verstappena, który zajął najwyższe miejsce na podium.

I dzisiaj mogłam zrobić coś na co od dawna czekałam. Odrazu jak tylko mogłam wręcz pobiegłam pod podium. Wokół mnie ustawili się mechanicy Ferrari. Trochę mnie to nie obchodziło, chciałam tylko zobaczyć Charles'a i móc mu pogratulować. Tutaj odrazu, a nie gdzieś schowana w kąt garażu.

Żeby tradycji stało się za dość jak tylko Charles wysiadł z bolidu rzucił się na swoich mechaników, którzy zaczęli mu gratulować i poklepywać po ramionach. Dopiero gdy się od nich odsunął i zdjął kask spojrzał się na mnie. Stałam tuż przy barierce śledząc go wzorkiem. Podszedł do mnie, a ja go przytuliłam.

- Gratuluję, Charlie

- Nigdy mnie tak nie nazywałaś - powiedział cicho.

- Mogę zacząć.

- Nie mam nic przeciwko. - Spojrzał się na mnie. - Mogę?

- Co masz na-... - Nie dokończyłam zdania, bo nagle poczułam jego usta na moich. Wiedziałam że są tu wszyscy, że kamery już na pewno nas złapały tak samo jak aparaty. Charles nachylał się do mnie przez barierkę, miał rozczochrane włosy i był spocony. Szczerze nie przeszkadzało mi to w żadnym stopniu. Odsunął się ode mnie dopiero po chwili i się uśmiechnął.

Nie mógł tak przy mnie stać, jeszcze nie teraz. Wrócił więc, napił się trochę i zaraz wzięli go do krótkich wywiadów z pierwszą trójką. Jako, że trochę czasu poświęcił mnie zapytali go na końcu mimo że skończył drugi. Słuchałam wywiadu, który był dość standardowy jeśli chodzi pytanie na temat wyścigu i odpowiedzi Charles'a. Dopiero ostatnie pytanie trochę mnie zaskoczyło.

- Dziękuję bardzo, Charles, ale jeszcze jedno małe pytanko. Czy możemy poznać kim jest ta piękna dziewczyna, która i wczoraj i dzisiaj ci gratulowała? - zapytała dziennikarka przeprowadzająca wywiady.

Chyba i mnie i chłopaka zaskoczyło to pytanie. Nagle zobaczyłam swoją twarz na ekranie. To był mój krótki czas. Uśmiechnęłam się i pomachałam do kamery. A w tym samym momencie Charles odpowiedział.

- Cieszę się, że w końcu możecie ją poznać. To Mirabel moja dziewczyna.

Później było podium, wszyscy odsłuchaliśmy już dobrze nam znane hymny Holandii i Austrii. Cały czas nie odrywałam wzorku od mojego chłopaka. Zrobiłam kilka zdjęć i akurat zdążyłam schować telefon gdy postanowił otworzyć szampana i zamiast wylać go na Maxa albo na Pereza wylał go na nas. W każdym razie próbował.

Całkiem zabawnie było patrzeć jak później w połowie pustą butelkę próbuje przełożyć przez barierkę podium i podać jednemu z mechaników. Udało się to i nawet niczego nie rozbili. Tak więc każde z nas stojących na dole wziął małego łyka. Mnie też to nie ominęło. Potem poszłam spowrotem do garażu, żeby tam jeszcze raz spotkać Charles'a i tym razem dłużej z nim porozmawiać.

Pojawił się tam po chwili. Przytulił mnie jeszcze i stanął na przeciwko.

- Mam nadzieję, że nie jesteś zła.

- Na co?

- Na to co powiedziałem o nas.

- Ohh... Jasne, że nie! I tak już by wyszło. W ten weekend trochę nie wyszło nam ukrywanie się.

- Tylko troszeczkę.

- Ale naprawdę spokojnie. Jest w porządku. Poczekać jeszcze na ciebie tutaj?

- Jeśli chcesz. Ale trochę mi to zajmie.

- Będzie okej, poczekam.

- Dobrze, w takim razie do zobaczenia za chwilę.

Poszedł się przebrać, bo ciągle był w mokrym od szampana kombinezonie.

Dopóki nie zaczęły się wywiady siedziałam w garażu Ferrari, dopiero później poszłam do strefy mediów. Właściwie to nawet tam nie doszłam. Zatrzymałam się nie daleko, żeby nie przeszkadzać. Chociaż nie był to chyba dobry wybór.

- Mirabel, skarbie. - Usłyszałam nagle i poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Spojrzałam się w bok i zobaczyłam nie kogo innego jak Meg. Czy ona mogła się już odemnie odczepić?

- Czego chcesz tym razem? - rzuciłam.

- Nie posłuchałaś się.

- A kim ty niby jesteś żebym miała to zrobić.

- Jeśli chcesz wiedzieć, jestem dużo wyżej postawiona niż ty. I mogę to w każdej chwili wykorzystać aby cię zniszczyć.

- Powodzenia. Już próbowali. - Nie miałam najmniejszej ochoty z nią rozmawiać.

- Jeszcze zobaczymy. Całowanie się z Charles'em było bardzo głupim pomysłem. - Uśmiechnęła się złośliwie i odeszła. Trochę nie widziałam jak mam na to zareagować. Tym razem jednak to chyba była groźba.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro