Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𝓒𝓱𝓪𝓹𝓽𝓮𝓻 𝓣𝔀𝓮𝓷𝓽𝔂

𝓟𝓸𝓿. 𝓜𝓲𝓻𝓪𝓫𝓮𝓵

Leciałam samolotem razem z Aną. Narazie nie chciałam wszędzie pokazywać się z Charles'em. Chciałam żeby nadal uważali nas za przyjaciół. Mimo to chciałam być blisko niego, tym bardziej że po jego wypadku jeszcze bardziej się o niego martwiłam. Wiedziałam, że jest świetnym kierowcą, ale i tak lęk pozostał.

- Nie stresuj się. - Usłyszałam głos Any.

- Nie stresuję się. Skąd taki pomysł? - Spojrzałam się na nią próbując się uśmiechnąć.

- Bawisz się barnosletkami, to znaczy że się denerwujesz.

- Skąd to niby wiesz? Jestem tootalnie wyluzowana.

- Znam cię od dwóch lat. Tyle zdążyłam zauważyć.

- Może trochę...

- Spokojnie, nie masz czym.

- ¡Tengo! ¡Tengo muchas cosas! Primero está Lance, nuestro juicio aún no ha terminado. En segundo, tengo miedo porque la gente no sabe acerca de Charles y de mí y cuando se enteran, puede que no sea bueno. En tercero, tengo miedo por todos, por ti, por él, por nuestros amigos. Todo es muy difícil para mí...(Mam! Mam dużo rzeczy! Po pierwsze jest Lance, nasza rozprawa jeszcze się nie skończył. Po drugie boję się ponieważ ludzie nie wiedzą o mnie i o Charles'ie i kiedy to odkryją może nie być dobrze. Po trzecie boję się o wszystkich, o ciebie, o niego, o naszych przyjaciół. Wszyscy jest bardzo trudne dla mnie...)

- Zrozumiałam tylko kilka wyrazów... - I już wiedziałam, że w nerwach nie skontrolowałam po jakiemu mówię. - Tengo miedo... Tyle wyniosłam, ale nie bój się. Nie jesteś w tym sama. Bardzo dużo rzeczy dzieje się naraz, ale masz nas wszystkich.

- Wiem, powtarzacie mi to.

- Bo kochanie nadal tego nie rozumiesz. A teraz do tego masz jeszcze Charles'a który zrobi dla ciebie wszystko.

- I to mnie martwi. - Położyłam głowę na jej ramieniu.

- Ale nie powinno. Bo ty dla niego też. Macie siebie i to jest ważne.

꧁꧂

- Kiedy mówiłeś, że lecimy do Japonii myślałam, że będzie tutaj ciepło. - Szłam razem z Charles'em przez padok obejmując się szczelniej ramionami.

- Przecież jest ciepło.

- Jest 17°! Tyle to jest późną jesienią.

- Chyba w Kolumbii.

- Tak! I myślałam, że tutaj będzie tak samo.

Weszliśmy do motorhome'u Ferrari. Dzisiejsze kwalifikacje miałam przesiedzieć w garażu. Więc mogłam cały czas być Charles'em ale nie aż tak bardzo na widoku.

- Chcesz moją bluzę? - zapytał mnie gdy szliśmy korytarzem.

- Ale tobie będzie zimno.

- Uwierz mi nie będzie. - I tak chłopak założył mi przez głową swoją bluzę w której trochę się utopiłam, bo była zdecydowanie za duża. Ale poprawiłam sobie rękawy i już było lepiej.

- Dziękuję. - Mimowolnie wciągnęłam zapach z bluzy. Pachniała nim czyli najlepiej jak mogła.

Weszliśmy do garażu, Charles przywitał się mechanikami, a ja odsunęłam się na bok. Nie byłam zbytnio obeznana w samochodach, umiałam jeździć, ale tylko "normalnymi" modelami. Więc też nie mogłam zbytnio opisać co widziałam.

Dostałam słuchawki, które odrazu sobie założyłam. Jeszcze nic się nie działo, więc po chwili zsunęłam je na szyję. Wypatrzyłam sobie miejsce do siedzenia. Właściwie wszystko było gotowe u mnie jak u Charles'a, tak przynajmniej widziałam. Zanim jednak chłopak dostał sygnał do wejścia do bolidu odciągnęłam go trochę w bok. Do korytarza, w którym w tym momencie nie było nikogo.

- Charles wiem, że to trochę głupie ale obiecaj mi że nic ci się nie stanie. - Stanęłam tuż na przeciwko niego.

- Nie bój się o mnie.

- Obiecaj mi. - Złapałam go za ręce. - Proszę.

- Obiecuję. To tylko kwalifikacje. Przejadę kilka szybkich okrążeń i wrócę tutaj do ciebie. - Stanęłam na palcach i go pocałowałam. Obijał mnie delikatnie. - Nie bój się. - Zdjął z nadgarstka jedną ze swoich bransoletek i założył mi na rękę. - Oddasz mi ją po kwalifikacjach, dobrze?

- Mhm. A jak coś sobie zrobisz to wsadzę ci ją tak głęboko, że nie wyjmiesz jej nigdy więcej. - Zaśmiał się w odpowiedzi.

Całe kwalifikacje oglądałam siedząc na krzesełku z tył garażu bawiąc się bransoletką Charles'a. Na szczęście nie wydarzyło się nic oco mogłabym się bać. To były zwykłe kwalifikacje bez żadnych nagłych czerwonych flag.

Po godzinie znaliśmy już wyniki końcowe. Charles był trzeci ale z bardzo małą różnicą czasową. Kiedy wchodził z samochodu nie wydawał się jakoś bardzo szczęśliwy, ale gdy mnie zauważył uśmiechnął się.

Najchętniej odrazu bym do niego podbiegła, ale nie mogłam. Musiałam zaczekać. Odeszłam jeszcze bardziej do tył i czekałam aż sam do mnie podejdzie. Wtedy bylibyśmy sami i mogłam go bezpiecznie przytulić bez obawy, że ktoś zrobi nam zdjęcie.

- Widzisz nic mi się nie stało. - Pojawił się przede mną po kilku minutach.

- Masz szczęście. - Wsunęłam mu na rękę jego bransoletkę.

- Z tobą zawsze je mam. - Objął dłońmi moją twarz i mnie pocałował. Zawsze kiedy się całowaliśmy czułam jak w środku się rozpuszczam, gdyby ciało nie trzymało mnie w pozycji pionowej już dawno bym leżała na ziemi.

- Chyba nie powinienem tego widzieć. - Usłyszeliśmy nagle i odsunęliśmy się od siebie. Spojrzałam w bok i zobaczyłam Carlosa stojące na środku korytarza.

- Co ty tu robisz? - zapytał Charles.

- Kulturalnie idę do kibelka, to wy całujecie się na środku.

- Ciiiiś - Charles podszedł do niego. - Mój przyjacielu, umówimy się tak, że ty niczego nie widziałeś i nikomu nic nie powiesz, a ja puszczę cię dalej. Co ty na to?

- Ukrywacie się?

- Nie kurwa, nudzi nam się w życiu. Idź już i nie zadawaj głupich pytań. Najlepiej o wszystkim zapomnij.

- Wygada się... - powiedziałam patrząc w podłogę. - Byliśmy głupi, wogóle nie powinniśmy się całować, ani przytulać.

- Mirabel będzie dobrze.

- Powie to Lando a dalej już tego nie zatrzymasz!

- Pogadam z nim jeszcze. Nikt więcej się nie dowie.

- Wrócę do hotelu - zadecydowałam. - Zanim znowu ktoś coś zobaczy. Ty masz jeszcze wywiady, zostań ile będziesz musiał. A ja i tak mam pracę do zrobienia. Jutro też przyjadę sama.

- Jesteś pewna, że to dobry pomysł? - Widziałam troskę w jego oczach.

- Tak. Tak będzie najlepiej. - Rozejrzałam się i szybko go pocałowałam. - To był ostatni raz.

Jak najszybciej mogłam wyszłam z garażu Ferrari i bokiem przeszłam do wyjścia z padoku. Udało mi się to zrobić bez zbędnych rozmów z kimkolwiek. Trochę już irytowało mnie to ukrywanie na początku siebie potem nas. Nie chciałam stanąć i wykrzyczeć, że jesteśmy razem, ale chciałam funkcjonować normalnie.

Będąc na parkingu złapałam taksówkę, która podwiozła mnie do hotelu. Na szczęście było w nim dość pusto i ten godzinie, więc bez problemu doszłam do pokoju. Dzieliłam go razem z Charles'em. Był to nasz pierwszy wspólny pokój hotelowy co po dosłownie tygodniu związku było dla mnie nieco krępujące. Jasne widział mnie już w różnych sytuacjach, ale tym razem nie miałam własnej przestrzeni tylko dla siebie. Ale nie chciałam o nią prosić, bo wiedziałam, że Charles chciałby żebyśmy jednak spali w jednym pokoju.

Po wejściu odrazu wzięłam prysznic ale pozostałam w bluzie chłopaka. Była niezwykle wygodna do noszenia. Wzięłam się za pracę. Rozłożyłam na stole tablet i laptop i zaczęłam pracować.

Nawet nie zdałam sobie sprawy ile czasu minęło dopóki Charles nie wszedł do pokoju, a ja dostałam małego zawału. Byłam w trakcie śpiewania zwrotki piosenki puszczonej z małego głośnika. Zawsze tak pracowałam.

- Ładnie śpiewasz. - Uśmiechnął się do mnie.

- Nie jestem przekonana. - Wyłączyłam muzykę i schowałam głośnik. - Już nie będę.

- Nie przeszkadzałoby mi to, ale jak chcesz. Idę wziąć prysznic i się przebrać. - Zniknął w łazience, a ja wróciłam do pracy.

Po kilkunastu minutach poszłam nalacie sobie soku, przy okazji też dla Charles'a. Nie zdążyłam jednak zanieść szklanek do stołu bo poczułam jak chłopak przytula mnie od tyłu. Na początku się trochę wystraszyłam bo nie spodziewałam się tego. Odstawiłam szklanki na blat i spróbowałam się rozluźnić. Dopiero wtedy poczułam, że jest bez koszulki. Zaczęłam panikować.

- Charles może ja... - Odwróciłam się do niego przodem i mimowolnie zilustrowałam wzorkiem. Był przystojny nie mogłam zaprzeczyć, jednak nie kręciło mnie to. Wogóle nic takiego nie czułam. Nigdy niczego takiego nie czułam i było mi z tym dobrze. Teraz jednak zrobiło mi się przykro, bo może powinnam.

- Spokojnie - Pocałował mnie, ale tym razem zrobił to tylko on. Nie oddałam mu tego, stałam cała zesztywniała. - Mirabel, co się stało?

- Ja... Musimy, znaczy możemy... Chcę, muszę ci coś powiedzieć - wydukałam z siebie.

- Oczywiście. - Widziałam, że starał się wyglądać normalnie, ale chyba go w tym momencie zawiodłam. Szybko mi poszło, brawo Mirabel.

- Tylko ubierz koszulkę, proszę...

Zrobił to i usiedliśmy na kanapie. Wiedziałam, że muszę zacząć coś mówić, ale patrzyłam się w podłogę i bawiłam bransoletkami.

- Więc? Chciałaś mi coś powiedzieć?

- T-tak... - Podciągnęłam kolana pod brodę. - Powinnam była powiedzieć ci o tym wcześniej. Charles ja jestem aseksualna...

- Co? - Spojrzał się na mnie.

- To jest moja seksualność. Niektórzy są heteroseksualni, niektórzy homoseksualni albo biseksualni. Jest bardzo dużo różnych tożsamości. Ja jestem a.

- Czyli nigdy nie będziesz chciała...

- Nigdy. Ja poprostu tego nie czuję. To nie twoja wina, nie o ciebie tutaj chodzi. Nigdy do nikogo nic nie czuję.

- Ale jesteśmy razem? To jest fałszywe?

- Nie! - Zaczęłam się bać, że tym jeszcze bardziej wszystko pogorsze. - Kocham cię najbardziej prawdziwie jak można.

- Nie rozumiem...

- Różne osoby różnie utożsamiają się z aseksualnością. Nie którzy nie chcą związków ani niczego, za to ja chcę. Chcę mieć chłopaka, chcę być kochana i kochać. Nie mam nic przeciwko całowaniu się czy przytulaniu, zawsze kiedy to robię rozpływam się ze szczęścia. Ale nie jestem w stanie pójść z kimś do łóżka. To jest dla mnie za dużo. Mogę kochać, szaleć za kimś, całować się ale nic więcej. Nie czuję tego.

- To jest trochę skomplikowane.

- Przepraszam... - Wstałam z kanapy i uciekłam na balkon. To było chyba jedyne miejsce gdzie mogłam w spokoju odetchnąć, bo byłam cała zestresowana.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro