Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𝓒𝓱𝓪𝓹𝓽𝓮𝓻 𝓣𝔀𝓮𝓵𝓿𝓮

𝓟𝓸𝓿. 𝓜𝓲𝓻𝓪𝓫𝓮𝓵

Po trzech dniach udało mi się dotrzeć do Monako. Charles przyjechał po mnie na lotnisko, a ja byłam najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Nie byłam tylko pewna czy powinnam reagować aż tak wielkim entuzjazmem. Chyba nie, ale nie dbałam o to.

Gdy wysiadłam z samochodu na podjeździe widok jego domu trochę mnie przytłoczył. Był naprawdę duży i widać było, że poszło na niego dużo pieniędzy. Oczywiście był też bardzo ładny, ale nie byłam przezwyzajona do takich widoków. A tutaj w Monako większość domów była właśnie taka.

- Wszystko w porządku? - zapytał Charles gdy stanął obok mnie.

- Duży dom - Tylko to udało mi się wykrztusić.

- Zależy do czego porównujesz.

- Do miejsc gdzie mieszkałam. - Złapałam mocniej za rączkę walizki.

- Ou... No tak. Wejdziemy?

- Prowadź. - Poszłam za nim.

Zaprowadził mnie do środka i pokazał co mniej więcej gdzie się znajduje. Na końcu otworzył mi drzwi do sypialni, w której miałam spać.

- Rozgość się, cała szafa jest pusta dla ciebie, a drzwi z boku są do twojej łazienki.

- Dzięki... - Stałam trochę wmurowana. Miałam własną łazienkę. Może dla niektórych nie było to coś nadzwyczajnego, ale dla mnie jak najbardziej.

- Będę na dole w salonie, jak będziesz gotowa to zejdź, chciałbym cię gdzieś zabrać. - Spojrzał się na mnie i się uśmiechnął.

- Mnie?... Gdzie?... Mam się jakoś specjalnie ubrać czy coś? - Zaczęłam trochę panikować.

- Ubierz się tak jak chcesz i nie bój się. Będzie fajnie.

- Mam nadzieję - powiedziałam cicho, a chłopak zostawił mnie idąc zapewne jak zapowiedział do salonu, który swoją drogą też był olbrzymi.

Weszłam do pokoju i otworzyłam walizkę. Zaczęłam się zastanawiać w co się ubrać. Nigdy nie miałam z tym większego problemu, ale tym razem chciałam wyglądać naprawdę dobrze. Po pierwsze nie wiedziałam gdzie idziemy i jaka jest definicja Charles'a "będzie fajnie". Po drugie byłam w Monako, tutaj chyba trzeba się jakoś dobrze prezentować. Po trzecie co chyba najciężej przychodziło mi przyznać, chciałam dobrze wyglądać dla niego.

W końcu wybrałam sobie ciemnozieloną lekką sukienkę do kolan. Uznałam, że nie jest zbyt wyszukana ale ładniejsza niż t-shirt i dżinsy, które miałam na sobie. Na szybko rozczesałam włosy i zrobiłam lekki makijaż. Byłam z siebie zadowolona. Wzięłam jeszcze małą czarną torebkę gdzie wrzuciłam najpotrzebniejsze rzeczy.

Zeszłam na dół i weszłam do salonu, gdzie czekał na mnie Charles siedząc na kanapie i pijąc sok ze szklanki.

- Jestem gotowa - oznajmiłam gdy stanęłam w wejściu.

- Okej-... - Spojrzał się na mnie i przez chwilę nic nie mówił. - Wyglądasz ślicznie.

- Dziękuję. - Uśmiechnęłam się. - Chociaż nadal nie wiem czy tak jest odpowiednio dobrze jak na tutejsze standardy.

- Jest idealnie. - Zapewnił mnie wstając. - Nie będzie to problem jeśli się przejdziemy?

- Najmnijeszy. - Byłam zadowolona, że pozostałam w swoich trampkach.

Poszłam za nim do wyjścia i gdy upewnił się, że wszystko jest dobrze zamknięte wyszliśmy na ulicę.

Zaczęliśmy iść chodnikiem, a ja podziwiałam tutejsze domy. Miasto było bardzo zadbane, do tego było przyjemnie ciepło. Jedynym minusem, który widziałam to wszech obecny przepych. Naprawdę rzucało się w oczy, że mieszkają tu bogaci ludzie. Starałam się zachowywać tak jakby to było dla mnie zwyczajne, chociaż czasami zakłóło uczucie zazdrości.

- Dowiem się gdzie mnie prowadzisz? - zapytałam się gdy stanęliśmy na skrzyżowaniu i czekaliśmy na zielone światło.

- Zaraz dojdziemy i się dowiesz. - Patrzył się na mnie z uśmiechem.

- Lubisz tajemnice?

- Niezbyt, ale lubię niespodzianki, a to jest różnica, bo one są przyjemne.

Zeszliśmy z głównego chodnika i przeszliśmy małą ścieżką między budynkami, aż wyszliśmy na promenadę. Charles złapał mnie za rękę i poprowadził na lewo.

- Jesteśmy. - powiedział gdy zatrzymaliśmy się przed małym budynkiem. Przed wejściem stało kilka stolików, drzwi były otwarte, a ze środka dobiegała latynoska muzyka. - Pomyślałem, że ci się spodoba. Jedna z nielicznych restauracji z jedzeniem z Ameryki Południowej i Meksyku.

- Oh Charles... To jest wspaniałe, dziękuję! - Chyba nikt nie zrobił mi tak wspaniałej niespodzianki. Byłam prawie pewna, że zabierze mnie do jednej z tych bogatych restauracji z wykwintnym jedzeniem. To było miłe zaskoczenie.

- Wiem, że trochę nie swojo czujesz się w takim przepychu w jakim na codzień obcuje ja, więc pomyślałem, że spróbuję polepszyć ci samopoczucie twoją kulturą. Chociaż nie wiem na ile się uda, bo to jednak nie to samo jak jest u ciebie.

- Naprawdę doceniam, że się starasz, a to miejsce jest chyba najbliższe mojemu domowi. Usiądziemy na dworze?

- Oczywiście, jak chcesz. - Podeszliśmy do stolika i odsunął mi krzesło na którym usiadłam.

Po chwili podeszła do nas kelnerka. Popatrzyła się na mnie, a potem na Charles'a i chyba go rozpoznała, albo wiedziała, że jest kimś ważnym bo wyglądała na zestresowaną.

- Co chciał... Chcieliby państwo zamówić? - zapytała się nas, a w jej głosie i sposobie w jakim to powiedziała było słychać, że angielski nie jest jej pierwszym językiem, francuski chyba też nie. Dlatego postanowiłam zamówić dla nas jedzenie w naszym języku, żeby i mnie i jej było prościej i milej przy okazji.

- Arepas, cazuela de mariscos y dos vasos de aqua, por favor. (Poprosimy arepas, cazuela de mariscos i dwie szklanki wody.)

- Por supuesto. ¿Algo más? (Oczywiście. Coś jeszcze?) - Dziewczyna wydawała się lekko zaskoczona, ale po chwili poczuła się już swobodniej.

-  Eso es todo por ahora. Gracias. (Narazie to wszystko, dziękuję.)

Kelnerka również podziękowała i poszła. Uśmiechnęłam się jeszcze do niej.

- Próbowałem wsłuchać się w to co mówiłyście, ale nic nie zrozumiałem. Co mi zamówiłaś?

- Zupę z owoców morza. Moja mama często taką robi, mam nadzieję, że będzie ci smakować.

- Będzie ostra? Bo wy chyba dużo przypraw dajecie.

- Tak, ale nie powinna być bardzo ostra. Nie umrzesz od tego. - Za śmiałam się. - Dziękuję, że chcesz próbować mojej kultury. To naprawdę bardzo miłe.

- Jestem ciekawy, pozatym robię to dla ciebie, bo widzę, że jesteś szczęśliwa.

Po chwili kelnerka przyniosła nam jedzenie i życzyła smacznego. Zabrałam się za jedzenie swoich arepas. Tak dawno ich nie jadłam, a tutaj smakowały prawie tak samo jak te w domu. Widziałam, że Charles'owi też smakuje. To była ta jedna z tych szczęśliwych chwil gdy nic innego się nie liczy. Ja i Charles w małej restauracji w Monako. Nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu.

Gdy zjedliśmy chłopak uparł się że to on za nas zapłaci. Ja natomiast zostawiłam kelnerce napiwek, bo polubiłam ją.

Wyszliśmy z restauracji, ale zamiast wrócić do domu zeszliśmy na plażę. Zdjęłam buty i zaczęłam chodzić przy brzegu na boso. Było to nadzwyczaj przyjemne. Zawsze to lubiłam, powoli zachodzące słońce, ciepły piasek i woda obmywająca nogi. Czułam się trochę jak takie małe dziecko, które dostało wspaniały prezent na gwiazdkę. Wbiegłam do wody do połowy łydek i stanęłam. Wzięłam głęboki wdech. Tutaj powietrze było zupełnie inne niż na mojej plaży. Jednak sam zapach słonej wody narazie mi wystarczał. Na chwilę zapomniałam, że jest tutaj ze mną Charles. Mogłam tam stać całą wieczność.

Ocknęłam się dopiero gdy chłopak zawołał moje imię. Odwróciłam się do niego i wyszłam z wody.

- Dziękuję ci za dzisiaj - odezwałam się.

Nie odpowiedział mi. Zamiast tego bardzo delikatnie przytulił mnie. Też go przytuliłam, zaczęło do mnie docierać jak bardzo lubię to robić. Przytulenie się z nim było czymś innym niż przytulenie się z przyjacielem albo kimś z rodziny, to było coś czego nie da się porównać do niczego innego. I gdy tak o tym pomyślałam zaczęłam się bać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro