Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𝓒𝓱𝓪𝓹𝓽𝓮𝓻 𝓣𝓱𝓲𝓻𝓽𝔂 𝓕𝓸𝓾𝓻

𝓟𝓸𝓿. 𝓜𝓲𝓻𝓪𝓫𝓮𝓵

Siedziałam w samolocie lecącym do Abu Dhabi. Była to długa podróż, ale tym razem mi to nie przeszkadzało. Na miejscu czekał na mnie Charles. Była tam też Ana. Chciałam się już z nimi spotkać.

Wszystko co dowiedziałam się od Any przekazałam Charles'owi, który podobno uciął sobie bardzo miłą pogawędkę z niejaką Margaret i jej chłopakiem. Jak na razie chyba to podziałało, bo nie dostałam żadnej wiadomości z ich strony.

Większość lotu przespałam, dlatego gdy wylądowałam na lotnisku wyglądałam jak strach na wróble. Na tak długi lot nie przejmowałam się wyglądem tylko wygodą. Teraz jednak musiałam zacząć się przejmować i jednym i drugim. Wiedziałam, że Charles przyjechał po mnie, a jeśli on tu jest są również aparaty. Paparazzi nigdy nie przegapią okazji by zrobić zdjęcie. W sieci hula już za dużo moich brzydkich zdjęć, ale to nie moja wina, że po każdej podróży tak wyglądam. Dlatego zanim poszłam się z nim spotkać po odebraniu bagażu, weszłam na chwilę do łazienki. Rozczesałam włosy i umyłam twarz, to powinno wystarczyć.

Weszłam do hali przylotów popychając walizkę i szukając wzrokiem Charles'a. Po chwili go zauważyłam, stał trochę bardziej z boku, wciąż jednak otoczony przez ludzi. Też mnie zauważył. Podbiegłam do niego i przytuliłam się. Odrazu mnie objął i wtulił w siebie.

- Tęskniłam.

- Ja za tobą też. - Pocałował mnie w czoło.

- Strasznie dużo tu ludzi. - Spojrzałam się na niego.

- Chcesz iść już, prawda?

- Widzisz jak wyglądam? Jak najszybciej.

- Wyglądasz ślicznie.

- Zawsze tak mówisz. - Wziął moją walizkę.

- Bo to zawsze prawda.

Poszliśmy na parking, gdzie stał jego tymczasowy samochód, oczywiście nie inny niż Ferrari. Wsiadłam odrazu do środka na miejsce pasażera. Już po chwili Charles znalazł się na miejscu kierowcy i ruszyliśmy do hotelu. Jedyne co o nim wiedziałam, to, to że znajdował się w centrum miasta i podobno był bardzo wypasiony. Trochę mnie to onieśmielało, chociaż próbowałam nad tym pracować.

Gdy zaparkowaliśmy pod hotelem ludzi nie było wcale mniej. Wysiadłam z samochodu i już nauczona nie patrzyłam się wogóle na nich, nic nie mówiłam tylko szłam do przodu zasłaniając się ręką.

Odetchnęłam dopiero w środku. Charles zaprowadził mnie do naszego pokoju. I tam w końcu mogłam odpocząć.

Otworzyłam walizkę, wyjęłam z niej nowy t-shirt i poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic, bo chciałam zmyć z siebie brud podróży. Dlatego spędziłam w środku dość dużo czasu. Wyszłam ubrana w sam podkoszulek. Usiadłam na kanapie.

- Nalałem ci soku. - Charles podał mi szklankę.

- Dzięki. - Wzięłam ją i wypiłam wszystko odrazu. - Jadłeś już kolację?

- Nie. Muszę iść na dół do restauracji, inni też tam będą. Mogę ci zamówić coś do pokoju.

- Oh... Nie róbmy problemu zejdę tam z tobą, tylko poczekaj założę jakieś spodnie.

Odstawiłam szklankę na stolik i poszłam poszukać jakiś spodni. Teoretycznie poiwnnam cały czas prezentować się jak najlepiej, ale szczerze nie miałam na to dzisiaj siły. Oversize'owa koszulka i podarte dżinsy musiały wystarczyć. Ubrałam się i związałam włosy w koka.

- Możemy iść. Chyba nie będzie nikomu przeszkadzało to jak wyglądam?

- Absolutnie. Od ciebie tego nie wymagają.

- Okej.

Zjechaliśmy windą do hotelowej restauracji. Rozjerzałam się, poza normalnymi gośćmi hotelowymi rzuciło mi się w oczy kilku kierowców i pracowników teamów. Widziałam George'a i Camillę jedzących chyba owoce morza. Zauważyłam też Pierre'a i Rosali, dziewczyna tłumaczyła coś swojemu chłopakowi stojąc przy napojach. Gdzieś tam siedzieli też sami kierowcy tacy jak Lewis, Daniel czy Max.

Poszłam za Charles'em, który zaczął sobie nakładać coś na talerz. Też zaczęłam, byłam dość głodna, ale mimo to musiałam powstrzymać się od nałożenia sobie wszystkiego. W oczy rzuciły mi się małe tortille i arepas z warzywami. Chciałam sobie nałożyć i spróbować jak będzie smakować kolumbijskie jedzenie w Azji. Jednak za cholerę nie mogłam dobrze podważyć placków żeby przełożyć tylko kilku. Może było to głupie, że pokonało mnie jedzenie na kolacji, ale zaczęłam się czuć głupio. Już chciałam odejść gdy ktoś inny nałożył mi na talerz kilka arepas.

- Eso es más fácil como tu piensas. Más importante es atrapar bien.(To jest prostrze niż myślisz. Najważniejsze jest dobrze złapać.) - Odezwał się ten ktoś i już go poznałam.

- Hola Carlos.

- Hola Mira, te vencieronlos arepas?

- Muy divertido. (Bardzo zabawne.) - Chłopak się zaśmiał. Ucieszyłam się że to on a nie ktoś inny kogo nie znam.

- A po za tym co tam u ciebie? Dawno nie gadaliśmy.

- Całkiem dobrze. Ułożyłam sobie życie, nie narzekam.

- Vale (Dobrze). I zauważyłem, że odebraliście z Charles'em, Carlando tytuł pary Twittera.

- Co?

- Ja i Lando. Trendowaliśmy dłużej niż byśmy tego chcieli.

- Aaa - Zaśmiałam się. - Ludzi fascynują takie rzeczy.

- Zauważyłem. Teraz korona jest wasza.

- Ah tak, przy was czuję się totalnie jak królowa.

- Ktoś coś tu mówi o mojej królowej. - Nagle podszedł do nas Charles, a ja zrobiłam się cała czerwona. Mogłam żartować sobie z Carlosem, ale nie myślałam, że Charles to usłyszy albo weźmie na serio.

- Wszyscy ją podziwiają. - Carlos wyszczerzył się w uśmiechu. - Dlatego ja was już zostawię, zanim Lando pomyśli, że się zgubiłem. Hasta la vista (Do zobaczenia).

- Hasta luego (Do później). - odpowiedziałam mu.

Poszłam razem z Charles'em do jednego z wolnych stolików. Tam w spokoju zjedliśmy kolację rozmawiając. Była to ta rozmowa z gatunku o wszystkim i o niczym. Pytałam się go trochę jak się czuje przed ostatnim wyścigiem sezonu. Stwierdził, że jest okej i wystarczy że przy nim będę żeby ten nastrój się nie psuł. Chciałam jednak zrobić coś więcej, wiedziałam, że jego ambicje są wysokie szczególnie w tym sezonie gdy mają tak dobry bolid. Ciągle jednak pozostaje na drugim miejscu w tabeli i chyba tylko cud mógłby to zmienić. Próbowałam przeliczać punkty i tak naprawdę Max będący obecnie jako pierwszy musiałby nie ukończyć wyścigu, a Charles musiałaby wygrać i zrobić najszybsze okrążenie. Wierzyłam oczywiście w mojego chłopaka, jednak będąc przy tym realistką, która wiedziała, że taki scenariusz był dość mało prawdopodobny. Nie chciałam jednak okazać tego przed nim, chciałam żeby widział tylko wspierającą mnie.

- Mira? - Odezwał się Charles w chwili ciszy gdy kończyłam dopijać mój kieliszek wina.

- Tak?

- Chciałem się zapytać... W Grudniu jest organizowana pewna gala, wiesz taka gdzie wręczają kilka nagród. Jako obecny wicemistrz dostałem zaproszenie i czy nie chciałabyś mi towarzyszyć?

- Ja? - zapytałam głupio odstawiając trochę zbyt głośno pusty już kieliszek na stół. - Poszłabym z tobą wszędzie...

- Słyszę, że będzie jakieś 'ale'.

- Ale jesteś pewien, że chciałbyś pokazać się tam właśnie ze mną?

- Tak. Tak naprawdę bardzo bym chciał żebyś mi towarzyszyła.

- Oh... Jeśli to jest dla ciebie ważne, pójdę z tobą. Postaram się wpasować.

- Nie rób nic na siłę. Tylko pytałem.

- A ja dałam odpowiedź. Pójdę z tobą Charles.

- Cieszę się. I już sprawdzałem, gala jest tydzień przed twoją premierą na którą mieliśmy iść. Czyli dwa tygodnie przed świętami.

- Kompletnie zapomniałam o premierze!

- Ale wciąż jest aktualna?

- Tak, tak. Na pewno bym usłyszała gdyby nie była. I co do świąt... Mama do mnie dzwoniła.

- I jak?

- Nawet dobrze. Pytała się co u mnie i zaprosiła do domu na Boże Narodzenie, a ja się zgodziłam. Więc nie spędzimy go razem, bo nawet nie myśl o tym, żeby nie spotkać się ze swoją rodziną. Za to mama dowiedziała się, zapewne od Juana i Pedra, że kogoś mam i dostałeś zaproszenie. Przyjechał byś do Kolumbii na Sylwestra?

- Mówiłem ci to już. Z tobą pójdę wszędzie.

- Nawet jeśli przez mojego ojca okaże się być chujowo?

- Szczególnie wtedy będę z tobą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro