𝓒𝓱𝓪𝓹𝓽𝓮𝓻 𝓣𝓱𝓲𝓻𝓽𝔂
𝓟𝓸𝓿. 𝓜𝓲𝓻𝓪𝓫𝓮𝓵
W poniedziałkowe popołudnie wylądowałam razem z Charles'em na lotnisku w Los Angeles. Szliśmy razem przez halę przylotów, a chłopak uparł się, że będzie ciągnął nasze dwie walizki. Innym razem może bym się kłóciła, że jestem w stanie sama to zrobić. Dzisiaj jednak byłam zbyt zmęczona. Nie przespałam ubiegłej nocy, a w samolocie nie byłam w stanie odpocząć. Teraz byłam śpiąca, więc szłam powoli obok niego ziewając co chwilę. Na początku próbowałam ukryć senność, ale gdy poraz kolejny spróbowałam zakamuflować ziewanie kaszlem brzmiało to jeszcze gorzej, więc się poddałam.
- Złapiemy tutaj jakąś taksówkę - oznajmił Charles gdy wyszliśmy z lotniska na parking.
- To nie jest daleko możemy iść.
- Mira, dosłownie zasypiasz na stojąco.
- Wydaje ci się.
- Eh... - Wiedziałam, że mnie zignorował.
Dlatego już po chwili byliśmy w drodze do mojego mieszkania. A mi prawie udało się zasnąć w samochodzie. Opierałam się głową o ramię chłopaka i gdyby nie fakt, że Los Angeles było głośnym miastem pewnie odrazu bym odpłynęła. Hałas samochodów uniemożliwił mi to.
Kilkanaście minut później zatrzymaliśmy się pod moim blokiem, a właściwie wieżowcem na małym osiedlu. Charles zapłacił kierowcy i wysiedliśmy. Wzięłam jedną z walizek i poszłam w stronę wejścia do klatki schodowej. Po przeszukania całej torebki udało mi się znaleźć klucze i otworzyć drzwi. Po chwili byliśmy już w moim mieszkaniu.
Byłam zbyt zmęczona by trudzić się otwieraniem walizki, poprostu odstawiłam ją w kąt pokoju. Zajmę się nią później.
- Idź spać, odpocznij - powiedział Charles podchodząc do mnie.
- Napewno?
- Tak. Też pewniej się na chwilę zdrzemnę. Nie musimy cały czas się czymś zajmować. Szczególnie zaraz po powrocie.
- W pełni się zgadzam.
Zrzuciłam z nóg trampki i również ściągnęłam dżinsy zostając w samej koszulce i bieliźnie. Na szybko związałam włosy bo tak się najwygodniej spało. Rzuciłam się na łóżko. Dosłownie kilka minut zajęło mi zaśnięcie.
Obudziłam się kilka godzin później, może z cztery. Nie byłam pewna ale też nie było to zbytnio ważne. Byłam dość wyspana, w akceptowalnym stanie funkcjonowania.
Usiadłam na łóżku i rozjerzałam się po pomieszczeniu. Nie było w nim Charles'a, ale prześcieradło i koc obok mnie były pomiete, więc zakładałam, że też tutaj spał. Teraz słyszałam jak kręcił się po mojej salono-kuchni. Chyba szedł w stronę sypialni.
Nie pomyliłam się. Dosłownie kilka sekund później chłopak pojawił się w wejściu do pokoju. Nie wyglądał jednak na zadowolonego. Był wsypany to owszem, ale na pewno nie był szczęśliwy. Spojrzał się na mnie, a potem na przedmiot trzymany w ręce. Był to chyba telefon. Przyjrzałam się nic nie mówiąc i cholera... To był mój telefon. Nie miałam przed nim nic do ukrycia, tak więc znał hasło pozatym nie było ono znowu takie skomplikowane. A w tym momencie stał patrząc się przygnębionym wzorkiem to na mnie to na wyświetlacz.
- Co to jest? - zapytał. Nie wiedziałam co mu chodzi. Zakładałam, że to co zobaczył na ekranie, ale nie miałam pojęcia co to mogło być.
- Telefon, mój telefon - rzuciłam wiedząc, że nie zadowoli go ta odpowiedź.
- To też. Ale co TO jest? - I zwrócił wyświetlacz w moją stronę. Tak naprawdę w tamtym momencie mogłam spodziewać się wszytskiego. Jednak nie zgadnęła bym nigdy co to było. Na ekranie widniała prywatna rozmowa na Instagramie, a raczej kilka wiadomości wysłanych do mnie. Byłam pewna, że nigdy wcześniej ich nie widziałam. Zawsze odbieram na bieżącą wiadomości, nie lubię zostawiać nieodebranych. Spojrzałam się na nazwę konta z którego je otrzymałam i już wiedziałam, że mam przejebane. Potem dopiero zaczęłam je czytać i było coraz gorzej.
- Mogę cię zapewnić, że widzę je poraz pierwszy na oczy.
- To wiem. Sam je odebrałem, ale z tego monologu wynika, że znasz niejaką Margaret Sanat.
- Teoretycznie. - Nigdy nie słyszałam jej nazwiska, ale wiedziałam, że to ona.
- I nie jest to wasza pierwsza rozmowa na ten temat. Dlaczego mi nie powiedziałaś? I kim ona wogóle jest?
- To... Nie chciałam cię martwić. Miałeś wyścig musiałeś się skoncentrować, a potem nie było jakoś czasu...
- Lecieliśmy dwie godziny samolotem.
- Oh... Być może...
- Myślałem, że nie chcemy żadnych sekretów.
- Bo nie chcę! Przysięgam chciałam ci powiedzieć. Margaret... To jest ta dziewczyna z którą zdradzał mnie Lance. Poznałam ją w sobotę, przyjaźni się z Rosali i Eleną. Zaczepiła mnie z dwa razy gdy szłam do strefy mediów poczekać na ciebie. Nie podoba jej się nasz związek, bo nie korzystnie na tym wychodzi. I daje mi do zrozumienia, że nie pasuje do waszego świata. Tylko tyle.
- Tylko? Mirabel... Wiesz, że możesz mi mówić o takich rzeczach.
- Wiem. - Zrobiło mi się strasznie głupio. Chyba go zawiodłam. - Poprostu nie chciałam robić problemu.
- Nigdy go nie robisz - Odłożył telefon na szafkę i usiadł obok mnie. - Rozumiesz? Nigdy nie będziesz problemem.
- Moje życie to jeden wielki problem! Zawsze coś się musi spierdolić!
- I dlatego masz mnie.
- Ale...
- A ja ci chętnie pomogę. Po to jestem.
- Masz też swoje problem - powiedziałam ciszej.
- Ale to nie przeszkadza mi w pomaganiu tobie. Rozmawialiśmy już na ten temat. Musisz nauczyć się przyjmować pomoc.
- Wiem...
- Dlatego mów mi proszę gdy coś się dzieje, nie ważne gdzie będziemy.
- Mhm... - Przytulił mnie. Wtuliłam twarz w jego koszulkę i westchnęłam. Bałam się że się na mnie zezłości, jednak tak się nie stało za co byłam bardzo wdzięczna.
- A tą całą Margaret się nie przejmuj. Załatwię to. Nikt nie ma prawa cię zastraszać. Nie ważne skąd pochodzi i kim jest.
- Nie chcę żebyś przezemnie się z kimś kłócił.
- I nie będę. Poprostu z nimi pogadam. Nie martw się oto. - Popatrzył mi prosto w oczy. - A teraz już koniec myślenia o tym. Jesteśmy w domu i mamy kilka dni tylko dla siebie. Nie będziemy się smucić. - Uśmiechnęłam się.
Resztę dnia spędziliśmy nie robiąc nic konkretnego. Starałam się nie myśleć o całej tej porąbanej sytuacji, a Charles bardzo mi to ułatwiał. Siedzieliśmy trochę w domu, poszliśmy na spacer i do kawiarni. Fajnie udawało się, że chłopak wcale nie jest znanym sportowcem i nie ma kupy pieniędzy, tylko jest zwykłym chłopakiem, a ja jego dziewczyną. Cieszyłam się, że on to rozumie, że jest w stanie zrobić coś dla mnie. Nasze życia zawsze będą się różnić, on ma łatwiej i lepiej, nie przejmuje się rzeczami, którymi ja muszę. Ale kiedy ja staram się dopasować do jego świata wtedy kiedy muszę. To w chwilach gdy nie trzeba tego robić on stara się dopasować do mnie. Nikt na nikim niczego nie wymusza, jedynym mankamentem są rozmowy. Z tym zawsze miałam problem. Mogę wysłuchać innych, coś poradzić, spróbować pomóc. Jednak w drugą stronę działa to już trochę gorzej, ale próbuje. I wiem, że Charles też to wie.
Wieczorem dostałam maila od Pedra gdzie wysłał nam bilety na mecz. Jako rodzina dwójki zawodników mogłam za ich pomocą otrzymać bilety na najlepsze miejsca. Charles był moją osobą towarzyszącą. W końcu to ja go gdzieś zabierałam, a nie on mnie.
Poszłam mu powiedzieć, że dostałam już wejściówki i że jutrzejszy dzień trzeba ustawić pod mecz.
- To świetnie! - Dostałam odpowiedź. - Mam się jakoś specjalnie ubrać?
- Mogę ci namalować falge Stanów na plecach - Zaśmiałam się. - Albo dam ci flagę Kolumbii.
- Masz przy sobie flagę Kolumbii? - zapytał jakby to było w tej chwili najważniejsze.
- Tak. Wywieszam ją na wszystkie święta narodowe.
- Oo
- A teraz na serio nie musisz nic robić. Poprostu tam pójdziemy. Juan mówił, że pewnie będą chcieli zdjęcia jakieś. Ale ty to się na tym znasz, zawsze ci zdjęcia robią.
- Bo jestem taki przystojny.
- Nie zaprzeczę. W każdym razie...
- Nie zaprzeczysz? - Podszedł do mnie.
- Nieee, chociaż gdyby się lepiej przyjrzeć.
- Bardzo zabawne. - Zmniejszył dystans między nami do minimum.
- Też tak uważam. - Patrzyłam mu się w oczy starając się zachować poważny wyraz twarzy, pomimo tego że w środku zaczynało mi się robić gorąco.
- Cieszę się że się rozumiemy. - Nachylił się nade mną a ja czułam jak się rozpływam od środka.
- Jeśli chcesz mnie pocałować poprostu to zrób.
- Kto powiedział, że chcę?
- Okropny jesteś. - Nie wytrzymałam, sama go pocałowałam, chyba na to czekał. Poczułam jak jego ręce obejmują mnie w talii. Sama zaczepiłam swoje w jego włosach. I chwilo trwaj jak najdłużej, kochałam to uczucie, kochałam go.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro