𝓒𝓱𝓪𝓹𝓽𝓮𝓻 𝓣𝓱𝓲𝓻𝓽𝓮𝓮𝓷
𝓟𝓸𝓿. 𝓜𝓲𝓻𝓪𝓫𝓮𝓵
Gdy się obudziłam nie byłam pewna gdzie się znajduje. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że jestem w Monako u Charles'a. Szybko wyłączyłam dzwoniący budzik. To on miał wakacje nie ja. Powoli wstałam z łóżka. Ogarnęłam się i już ubrana i umyta wyszłam z sypialni. Wczoraj umówiłam się z chłopakiem tak, że jeśli chcę mogę sobie pracować w salonie i korzystać ze wszystkiego do woli, a on będzie trenował (tak miał siłownię w domu).
Weszłam do kuchni, żeby zrobić sobie kawę i miałam miłą niespodziankę gdyż na blacie stał kubek z parującym napojem, a obok niego karteczka "Buenos dias, wyszedłem pobiegać." Uśmiechnęłam się, wzięłam do ręki długopis i dopisałam akcent nad "i" poczym przywiesiłam karteczkę do lodówki.
Pijąc kawę przeszłam do salonu gdzie, przy dużym stole rozłożyłam sobie laptopa i tablet graficzny. Zaczęłam pracować, w domu najczęściej puszczałam sobie muzykę z telefonu, ale teraz nie chciałam tego robić, bo nie wiedziałam jak to zostanie odebrane, więc założyłam słuchawki.
Charles wrócił do domu po pół godzinie. Przywitał się ze mną i poszedł na górę. Zagadywałam, że pewnie się przebrać. Potem nie widziałam go przez przynajmniej dwie godziny podczas, których zajęłam się sobą i pracą.
Pojawił się w zasięgu mojego wzorku dopiero około 12 gdy poszedł do kuchni.
- Mira, chciałabyś coś zjeść? - Wyjrzał z kuchni.
- A robisz coś?
- No mam tosty.
- To mogę jakiegoś zjeść.
Po chwili dostałam dwa tosty z serem. Zaczęłam je jeść. Chłopak przysiadł się do mnie do stołu.
- Zaraz pójdę, bo jeszcze nie skończyłem na dzisiaj trenować. Wszystko w porządku? Nie potrzebujesz niczego?
- Jest okej, naprawdę. Pewnie skończę na dzisiaj koło 15. Będziesz jeszcze zajęty? Bo nie chcę ci przeszkadzać.
- Szczerze to nie wiem. Jak coś to na końcu korytarza jest siłownia, tam powinienem być, możesz przyjść.
- Dobra, dzięki. - Wróciłam spowrotem do pracy.
- Mira? - zaczepił mnie jeszcze, a ja tylko odmruknęłam, że słyszę i żeby kontynuował. - Może to nie jest najlepszy moment, ale przeglądałem sobie przed chwilą social media i... Nie chcę być nachalny, ale masz jakąś kłótnię z Lancem?
- Ouh... - Niespodziewałam się, że tak nagle poruszy ten temat. Szczerze, to nie chciałam o tym rozmawiać. Chciałam wyrzucić to z pamięci i już nie myśleć. Dlatego nie oderwałam wzorku od ekarnu i dalej rysowałam. - No nie taką dosłowną. On poprostu nie przyzna się, że rozstaliśmy się z jego winy i oczernia mnie. A ja tylko próbuje się bronić, co mi trochę nie wychodzi, biorąc pod uwagę, że spędzam czas z waszą resztą.
- Pomogę ci.
- Charles nie. - Spojrzałam się na niego. - To tylko wszystko pogorszy. Oni już i tak myślą, że to ja zdradziłam Lance'a dla któregoś z was.
- Mira, nie można tego tak zostawić.
- Nie zostawię, ale ty ani nikt inny niech się w to nie miesza. Proszę.
- Dobrze... Ale gdyby tylko coś się działo, mów i działamy coś.
- Okej.
Później Charles poszedł trenować, a ja dalej zajmowałam się swoimi rzeczami. Dopiero po południu, poszłam go poszukać i faktycznie znalazłam go na siłowni gdzie kończył trening. Resztę dnia spędziliśmy razem gadając tak naprawdę o wszystkim i o niczym. Na sam koniec zabrał mnie znowu na plażę. I znowu przepełniło mnie to głupie uczucie, przez które nie umiałam logicznie myśleć.
꧁꧂
Następny trzy dni minęły w praktycznie taki sam sposób. Rano wstawałam, barałam się do pracy, a Charles trenował. Po południu spędzaliśmy czas razem, a wieczorami chodziliśmy na plażę albo do portu. Chłopak więcej nie poruszył temat mojej "kłótni" z Lancem, chociaż wiedziałam, że dużo uważniej zaczął się jej przyglądać.
Ten układ zmienił się dopiero w piątek, kiedy Charles zrobił sobie dużo krótszy trening i gdzieś tak w południe przysiadł się do mnie. Nie przeszkadzał mi swoją obecnością, wręcz przeciwnie. Do tego siedział cicho wyraźnie nie chcąc wytrącić mnie z rytmu, bo byłam w trakcie pisania kilku ważnych e-maili.
Odezwał się dopiero wtedy, kiedy przyuważył, że skończyłam.
- Podoba ci się w Monako?
- Jest fajnie - odpowiedziałam. Spodziewałam się, że taka odpowiedź go nie zadowoli, więc dodałam - Jest tutaj zupełnie inne życie niż takie do którego jestem przezwyczajona.
- No tak. Bo wiesz gdyby coś...
- Tak, wiem - przerwałam mu. - Przerabialiśmy już to. Nie musisz aż tak się o mnie martwić. Wszystko jest w porządku.
- Okej, to dobrze.
Znowu zapanowała cisza. Tym razem była ona bardziej niezręczna niż ta poprzednia. Takie momenty były strasznie irytujące, ale nie byłam w stanie im zapobiegać albo ich przerywać. Zamiast tego zaczęłam udawać jak to bardzo jestem zajęta pracą.
I kiedy już szło mi naprawdę dobrze udawanie, że przeglądanie referencji podesłanych mi w wiadomościach tak bardzo mnie absorbuje, że nie jestem w stanie robić nic innego. Zadzwonił mój telefon. Wzięłam go do ręki i spojrzałam na wyświetlacz. Kompletnie nie spodziewałam się kto do mnie zadzwonił. Tak naprawdę myślałam, że już całkowicie o mnie zapomniała i nie chciała mieć ze mną nic wspólnego.
- Cześć mamo. - Odebrałam. - Jak miło, że dzwonisz. Poraz pierwszy od gwiazdki.
- Cześć Mirabel. Nie bądź taka sarkastyczna.
- Chciałabym, ale chyba nie mogę. Co takiego się stało, że przypomniałaś sobie o moim istnieniu?
- Stęskniłam się za tobą. Camilo i Sofía też.
- Nie mieszaj w to ich. - Zacisnęłam zęby starając trzymać nerwy na wodzy. - Wszyscy wiemy dlaczego nie mam z nimi kontaktu. Juan i Pedro mają szczęście, że już z wami nie mieszkają i nikt im nie zabrania kontaktu ze mną.
- Nikt nikomu niczego nie zabrania, skarbie.
- Mamo, nie mam ochoty o tym rozmawiać. Jeśli chcesz coś jeszcze to powiedz, bo jestem zajęta swoim życiem.
- Chciałam żebyś przyjechała do domu na trochę. Pobyła z nami. Są wakacje dzieci są w domu.
- A może ja jestem zajęta? Zastanawiałaś się nad tym? Pozatym po co mam wracać skoro jestem tak okropną córką, która się wyprowadziła?!
- Kochanie to nie prawda. Tata był wtedy zdenerwowany.
- Oh tak oczywiście, szkoda, że później się już do mnie nie odzywał!
- Zastanów się proszę nad tym. Będziemy wszyscy na ciebie czekać. Bo to w Kolumbii jest twój dom.
- Dobrze. Do zobaczenia. - Natychmiast się rozłączyłam.
Prawie rzuciłam telefonem na stół i wstałam. Byłam zdenerwowana i to nawet bardzo. Dlaczego ona tak nagle do mnie dzwoni i chce żebym wracała. Ja tego nie chciałam, fakt trochę tęskniłam, ale najpierw oczekiwałam jakiś przeprosin za to jak mnie potraktowali.
- Mira? - Usłyszałam głos Charles'a. Praktycznie zapomniałam, że on tam jest. W tej sytuacji jedynym plusem był fakt, że pewnie nic nie zrozumiał z mojej rozmowy z mamą.
- Przepraszam - Usiadłam spowrotem.
- Z kim rozmawiałaś?
- Z moją matką.
- Ou... Pokłóciłyście się?
- Ta, ale już z dwa lata temu. Kiedy przeprowadziłam się do Kanady. Ani ona, ani mój ojciec nie chcieli wypuszczać mnie z domu. Chcieli, żebym została zajęła się domem i młodszym rodzeństwem, ale ja nie tego chciałam od życia. Tym bardziej, że moi starsi bracia już mieszkali w stanach. Wkurzyłam się na nich, a oni na mnie. Od tego czasu nie rozmawiałam z ojcem, a matka dzwoniła do mnie tylko na święta i urodziny.
- Przykro mi.
- Nie jest źle... Nie żałuje moich decyzji. Jedynie może faktu, że przez to straciłam kontakt z młodszym bratem i siostrą, bo oni wciąż mieszkają z rodzicami. A teraz matka chce, żebym wróciła.
- Może to dobrze? - Spojrzał się na mnie. - Może oni żałują, że tak postąpili.
- Jestem ich córką, a chcieli zamknąć mnie w domu!
- Pewnie martwili się o ciebie. Nie chcę ich usprawiedliwiać, bo to nie było dobre zachowanie. Ale rodzice też czasami nie wiedzą co robić i panikują. Twoi bracia są starsi i są chłopakami. Już sam ten fakt ich trochę chroni, pozatym jest ich dwójka.
- Ale...
- Mira wiem jak to brzmi. Ale jeśli chciałabyś mojej rady to uważam, że powinnaś spróbować. Chociażby ze względu na swoje młodsze rodzeństwo, za którym jak mówiłaś tęsknisz.
- Boże to jest takie chujowe... - Bezwiednie z moich oczu popłynęło kilka łez. Szybko je wytarłam.
- Ou Mira... - Charles wstał. - Chodź tutaj - Wyciągnął do mnie rękę, a ja wstałam. Odrazu mnie przytulił. - Pamiętaj, że masz nas. Mnie, Anę, Lando i Carlosa. Twoi bracia Juan i Pedro, tak? - Pokiwałam głową. - Oni też są z tobą jestem tego pewien. Możesz pojechać tam na kilka dni i zobaczyć. Jeśli będzie tak źle zawsze masz do kogo wracać, bo my tutaj będziemy. Może się też okazać, że wszystko się powoli naprawi i będzie tylko coraz lepiej.
- Dziękuję...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro