Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𝓒𝓱𝓪𝓹𝓽𝓮𝓻 𝓣𝓱𝓲𝓻𝓽𝓮𝓮𝓷

𝓟𝓸𝓿. 𝓜𝓲𝓻𝓪𝓫𝓮𝓵

Gdy się obudziłam nie byłam pewna gdzie się znajduje. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że jestem w Monako u Charles'a. Szybko wyłączyłam dzwoniący budzik. To on miał wakacje nie ja. Powoli wstałam z łóżka. Ogarnęłam się i już ubrana i umyta wyszłam z sypialni. Wczoraj umówiłam się z chłopakiem tak, że jeśli chcę mogę sobie pracować w salonie i korzystać ze wszystkiego do woli, a on będzie trenował (tak miał siłownię w domu).

Weszłam do kuchni, żeby zrobić sobie kawę i miałam miłą niespodziankę gdyż na blacie stał kubek z parującym napojem, a obok niego karteczka "Buenos dias, wyszedłem pobiegać." Uśmiechnęłam się, wzięłam do ręki długopis i dopisałam akcent nad "i" poczym przywiesiłam karteczkę do lodówki.

Pijąc kawę przeszłam do salonu gdzie, przy dużym stole rozłożyłam sobie laptopa i tablet graficzny. Zaczęłam pracować, w domu najczęściej puszczałam sobie muzykę z telefonu, ale teraz nie chciałam tego robić, bo nie wiedziałam jak to zostanie odebrane, więc założyłam słuchawki.

Charles wrócił do domu po pół godzinie. Przywitał się ze mną i poszedł na górę. Zagadywałam, że pewnie się przebrać. Potem nie widziałam go przez przynajmniej dwie godziny podczas, których zajęłam się sobą i pracą.

Pojawił się w zasięgu mojego wzorku dopiero około 12 gdy poszedł do kuchni.

- Mira, chciałabyś coś zjeść? - Wyjrzał z kuchni.

- A robisz coś?

- No mam tosty.

- To mogę jakiegoś zjeść. 

Po chwili dostałam dwa tosty z serem. Zaczęłam je jeść. Chłopak przysiadł się do mnie do stołu.

- Zaraz pójdę, bo jeszcze nie skończyłem na dzisiaj trenować. Wszystko w porządku? Nie potrzebujesz niczego?

- Jest okej, naprawdę. Pewnie skończę na dzisiaj koło 15. Będziesz jeszcze zajęty? Bo nie chcę ci przeszkadzać.

- Szczerze to nie wiem. Jak coś to na końcu korytarza jest siłownia, tam powinienem być, możesz przyjść.

- Dobra, dzięki. - Wróciłam spowrotem do pracy.

- Mira? - zaczepił mnie jeszcze, a ja tylko odmruknęłam, że słyszę i żeby kontynuował. - Może to nie jest najlepszy moment, ale przeglądałem sobie przed chwilą social media i... Nie chcę być nachalny, ale masz jakąś kłótnię z Lancem?

- Ouh... - Niespodziewałam się, że tak nagle poruszy ten temat. Szczerze, to nie chciałam o tym rozmawiać. Chciałam wyrzucić to z pamięci i już nie myśleć. Dlatego nie oderwałam wzorku od ekarnu i dalej rysowałam. - No nie taką dosłowną. On poprostu nie przyzna się, że rozstaliśmy się z jego winy i oczernia mnie. A ja tylko próbuje się bronić, co mi trochę nie wychodzi, biorąc pod uwagę, że spędzam czas z waszą resztą.

- Pomogę ci.

- Charles nie. - Spojrzałam się na niego. - To tylko wszystko pogorszy. Oni już i tak myślą, że to ja zdradziłam Lance'a dla któregoś z was.

- Mira, nie można tego tak zostawić.

- Nie zostawię, ale ty ani nikt inny niech się w to nie miesza. Proszę. 

- Dobrze... Ale gdyby tylko coś się działo, mów i działamy coś.

- Okej.

Później Charles poszedł trenować, a ja dalej zajmowałam się swoimi rzeczami. Dopiero po południu, poszłam go poszukać i faktycznie znalazłam go na siłowni gdzie kończył trening. Resztę dnia spędziliśmy razem gadając tak naprawdę o wszystkim i o niczym. Na sam koniec zabrał mnie znowu na plażę. I znowu przepełniło mnie to głupie uczucie, przez które nie umiałam logicznie myśleć.

꧁꧂

Następny trzy dni minęły w praktycznie taki sam sposób. Rano wstawałam, barałam się do pracy, a Charles trenował. Po południu spędzaliśmy czas razem, a wieczorami chodziliśmy na plażę albo do portu. Chłopak więcej nie poruszył temat mojej "kłótni" z Lancem, chociaż wiedziałam, że dużo uważniej zaczął się jej przyglądać.

Ten układ zmienił się dopiero w piątek, kiedy Charles zrobił sobie dużo krótszy trening i gdzieś tak w południe przysiadł się do mnie. Nie przeszkadzał mi swoją obecnością, wręcz przeciwnie. Do tego siedział cicho wyraźnie nie chcąc wytrącić mnie z rytmu, bo byłam w trakcie pisania kilku ważnych e-maili.

Odezwał się dopiero wtedy, kiedy przyuważył, że skończyłam.

- Podoba ci się w Monako?

- Jest fajnie - odpowiedziałam. Spodziewałam się, że taka odpowiedź go nie zadowoli, więc dodałam - Jest tutaj zupełnie inne życie niż takie do którego jestem przezwyczajona.

- No tak. Bo wiesz gdyby coś...

- Tak, wiem - przerwałam mu. - Przerabialiśmy już to. Nie musisz aż tak się o mnie martwić. Wszystko jest w porządku.

- Okej, to dobrze.

Znowu zapanowała cisza. Tym razem była ona bardziej niezręczna niż ta poprzednia. Takie momenty były strasznie irytujące, ale nie byłam w stanie im zapobiegać albo ich przerywać. Zamiast tego zaczęłam udawać jak to bardzo jestem zajęta pracą.

I kiedy już szło mi naprawdę dobrze udawanie, że przeglądanie referencji podesłanych mi w wiadomościach tak bardzo mnie absorbuje, że nie jestem w stanie robić nic innego. Zadzwonił mój telefon. Wzięłam go do ręki i spojrzałam na wyświetlacz. Kompletnie nie spodziewałam się kto do mnie zadzwonił. Tak naprawdę myślałam, że już całkowicie o mnie zapomniała i nie chciała mieć ze mną nic wspólnego.

- Cześć mamo. - Odebrałam. - Jak miło, że dzwonisz. Poraz pierwszy od gwiazdki.

- Cześć Mirabel. Nie bądź taka sarkastyczna.

- Chciałabym, ale chyba nie mogę. Co takiego się stało, że przypomniałaś sobie o moim istnieniu?

- Stęskniłam się za tobą. Camilo i Sofía też.

- Nie mieszaj w to ich. - Zacisnęłam zęby starając trzymać nerwy na wodzy. - Wszyscy wiemy dlaczego nie mam z nimi kontaktu. Juan i Pedro mają szczęście, że już z wami nie mieszkają i nikt im nie zabrania kontaktu ze mną.

- Nikt nikomu niczego nie zabrania, skarbie.

- Mamo, nie mam ochoty o tym rozmawiać. Jeśli chcesz coś jeszcze to powiedz, bo jestem zajęta swoim życiem.

- Chciałam żebyś przyjechała do domu na trochę. Pobyła z nami. Są wakacje dzieci są w domu.

- A może ja jestem zajęta? Zastanawiałaś się nad tym? Pozatym po co mam wracać skoro jestem tak okropną córką, która się wyprowadziła?!

- Kochanie to nie prawda. Tata był wtedy zdenerwowany.

- Oh tak oczywiście, szkoda, że później się już do mnie nie odzywał!

- Zastanów się proszę nad tym. Będziemy wszyscy na ciebie czekać. Bo to w Kolumbii jest twój dom.

- Dobrze. Do zobaczenia. - Natychmiast się rozłączyłam.

Prawie rzuciłam telefonem na stół i wstałam. Byłam zdenerwowana i to nawet bardzo. Dlaczego ona tak nagle do mnie dzwoni i chce żebym wracała. Ja tego nie chciałam, fakt trochę tęskniłam, ale najpierw oczekiwałam jakiś przeprosin za to jak mnie potraktowali.

- Mira? - Usłyszałam głos Charles'a. Praktycznie zapomniałam, że on tam jest. W tej sytuacji jedynym plusem był fakt, że pewnie nic nie zrozumiał z mojej rozmowy z mamą.

- Przepraszam - Usiadłam spowrotem.

- Z kim rozmawiałaś?

- Z moją matką.

- Ou... Pokłóciłyście się?

- Ta, ale już z dwa lata temu. Kiedy przeprowadziłam się do Kanady. Ani ona, ani mój ojciec nie chcieli wypuszczać mnie z domu. Chcieli, żebym została zajęła się domem i młodszym rodzeństwem, ale ja nie tego chciałam od życia. Tym bardziej, że moi starsi bracia już mieszkali w stanach. Wkurzyłam się na nich, a oni na mnie. Od tego czasu nie rozmawiałam z ojcem, a matka dzwoniła do mnie tylko na święta i urodziny.

- Przykro mi.

- Nie jest źle... Nie żałuje moich decyzji. Jedynie może faktu, że przez to straciłam kontakt z młodszym bratem i siostrą, bo oni wciąż mieszkają z rodzicami. A teraz matka chce, żebym wróciła.

- Może to dobrze? - Spojrzał się na mnie. - Może oni żałują, że tak postąpili.

- Jestem ich córką, a chcieli zamknąć mnie w domu!

- Pewnie martwili się o ciebie. Nie chcę ich usprawiedliwiać, bo to nie było dobre zachowanie. Ale rodzice też czasami nie wiedzą co robić i panikują. Twoi bracia są starsi i są chłopakami. Już sam ten fakt ich trochę chroni, pozatym jest ich dwójka.

- Ale...

- Mira wiem jak to brzmi. Ale jeśli chciałabyś mojej rady to uważam, że powinnaś spróbować. Chociażby ze względu na swoje młodsze rodzeństwo, za którym jak mówiłaś tęsknisz.

- Boże to jest takie chujowe... - Bezwiednie z moich oczu popłynęło kilka łez. Szybko je wytarłam.

- Ou Mira... - Charles wstał. - Chodź tutaj - Wyciągnął do mnie rękę, a ja wstałam. Odrazu mnie przytulił. - Pamiętaj, że masz nas. Mnie, Anę, Lando i Carlosa. Twoi bracia Juan i Pedro, tak? - Pokiwałam głową. - Oni też są z tobą jestem tego pewien. Możesz pojechać tam na kilka dni i zobaczyć. Jeśli będzie tak źle zawsze masz do kogo wracać, bo my tutaj będziemy. Może się też okazać, że wszystko się powoli naprawi i będzie tylko coraz lepiej.

- Dziękuję...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro