Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𝓒𝓱𝓪𝓹𝓽𝓮𝓻 𝓢𝓲𝔁𝓽𝓮𝓮𝓷

𝓟𝓸𝓿. 𝓜𝓲𝓻𝓪𝓫𝓮𝓵

Dotarłam na tor Zandvoort, był piątek pierwszy dzień treningów. Umówiłam się najpierw z Charles'em, a potem z pozostałą grupą naszych znajomych na wspólne spotkanie. Mimo, że męczyły mnie takie podróże, jetlag i przebywanie w tłumie ludzi było czasami wykańczające. Jednak tylko w taki sposób mogłam być w stałym kontakcie z przyjaciółmi. Byłam gotowa poświęcić swoją wygodę życia w jednym miejscu na trochę podróży. Poniekąd zawsze chciałam podróżować po świecie, więc teoretycznie spełniałam marzenia. W każdym razie nie użalałam się na tym.

Szłam przez padok tym razem jako osoba towarzysząca Charles'a Leclerca. Trochę było mi głupio, że zawsze byłam brana pod "skrzydła" któreś z przyjaciół, żeby wchodzić na tor. Na szczęście dla nich i dla mojego sumienia było to darmowe, bo oni byli poprostu sławni i mogli takie rzeczy robić. Powoli przezwyczaiałam się do takie świata i ich postrzeganie rzeczywistości.

Mimo wszystko jako osoba stająca się powoli osobą publiczną, jak i często widywaną w towarzystwie kierowców byłam powoli rozpoznawana. A przez mój konflikt z Lancem niektórzy dziennikarze chcieli zaczepiać i mnie. Dlatego najczęściej kierowałam się do tylnich wejść, tam gdzie łatwo było ich uniknąć.

Tym razem było tak samo. Zmierzałam w stronę tylniego wejścia do budynku należącego do Ferrari, w środku którego miał czekać na mnie Charles.

Tak naprawdę już prawie wchodziłam do środka, gdy usłyszałam czyjś głos i już wiedziałam, że jestem w okropnym położeniu.

- Mirabel! - Odwróciłam się powoli i zobaczyłam stojącego przede mną Lance'a. - Cześć skarbie.

- Czego chcesz? - Nie chciałam z nim rozmawiać, nie chciałam mieć z nim nic wspólnego.

- Oj no co tak nie miło? Porozmawiajmy.

- Nie mamy o czym.

- Obawiam się, że mamy. - Podszedł do mnie, a ja spróbowałam się cofnąć dopóki nie poczułam ściany za plecami.

- Ale ja nie chcę.

- To już mnie mniej obchodzi. Masz usunąć wszystkie oskarżenia!

- Ja? Ja tylko powiedziałam jak było naprawdę.

- Psujesz mój wizerunek.

- A ty mój! Chcę w końcu powiedzieć prawdę! - Wtedy poczułam jak chłopak przycisnął mnie do ściany. Zaczęłam panikować.

- Posłuchaj mnie. Wycofasz wszystko i przyznasz się do winy.

- A... a jeśli nie?

- Pożałujesz. - Poczułam uderzenie, zapiekł mnie policzek, a z oczu pociekło kilka niechcianych łez. - Rozumiesz?

- Dlaczego mi to robisz...

- Bo jesteś przy mnie nikim. Zawsze byłaś i będziesz. Więc masz się słuchać.

Poczułam jak jego ręce ześlizgnęły się z moich ramion niżej. Chciałam się od niego odsunąć, uciec. Nie chciałam, żeby mnie dotykał.

- Zostaw mnie!

- Cicho bądź. - Zakrył jedną dłonią moje usta. Teraz już naprawdę zaczęłam się bać, że coś mi zrobi. Zaczęłam się szarpać. - Uspokój się. Poprostu obiecaj, że się przyznasz. - Nachylił się nade mną.

Pokiwałam tylko głową, bo bałam się cokolwiek zrobić. Uznał to chyba za wystarczające, więc odsunął się ode mnie i odszedł.

Jak najszybciej stamtąd uciekłam. Nie myślałam, że zaczepi mnie na żywo. Wiedziałam, że jest nieobliczalny i jeśli będzie chciał może mi coś zrobić.

Wbiegłam do budynku Ferrari, chciałam jak najszybciej znaleźć kogoś kogo znałam. Nigdy nie znałam ułożenia pomieszczeń, ale w końcu udało mi się znaleźć to którego szukałam. Gwałtownie otworzyłam drzwi, do pokoju Charles'a i równie szybko je zamknęłam kiedy znalazłam się już w środku. Oparłam się o nie próbując się uspokoić.

- Mira? - Charles stał na środku pokoju i patrzył w moją stronę. - Wszystko w porządku?

Podniosłam na niego wzrok, a moje oczy niebezpiecznie się zaszkliły. Nie chciałam płakać, chociaż bardzo tego potrzebowałam. Zaczęłam się minimalnie trząść.

- Co się dzieje? - Podszedł do mnie, a ja automatycznie cała zesztywniałam i nie pozwoliłam sobie na żaden ruch. - Twój policzek, co ci się stało? - Delikatnie dotknął mojej twarzy, normalnie chyba bym się rozpłynęła w takiej sytuacji, ale teraz tylko cicho syknęłam bo zapiekł mnie policzek i patrzyłam się na niego przerażona.

- Czy... Czy na tyłach budynku są kamery? - To było pierwsza rzecz jaką powiedziałam.

- Co?... Tak, tak oczywiście, że są. Ale po co ci? - Wtedy chyba coś zrozumiał. - Ktoś ci coś zrobił? - Powoli pokiwałam głową. - Kto?! Zabije tego kogoś, obiecuję. - Wtedy już nie wytrzymałam, zaczęłam płakać.

Zsunęłam się na podłogę i usiadłam. Nie byłam w stanie zrobić niczego innego. Charles ukucnął naprzeciwko mnie.

- Mira... Spokojnie, cokolwiek się wydarzyło, teraz już jesteś bezpieczna. - Pokwiałam tylko głową. - Powoli, tak? Oddychaj, dam ci coś do picia. - Wstał i podszedł do stolika żeby wziąć butelkę z wodą.

Jak ją dostałam powoli napiłam się i starałam się uspokoić. Wiedziałam, że powinnam wziąć się w garść, bo Charles miał za godzinę pierwszy trening, a ja nie powinnam go w tym rozpraszać. Podniosłam się z ziemi.

- Powiesz mi co się stało? - Wziął odemnie wodę.

- Nie chcę ci przeszkadzać...

- Mirabel, ktoś ci coś zrobił. Chcę pomóc, chociaż zobaczmy nagrania z kamer, żeby ocenić czy nadają się do czegoś.

- Nadają się? Do czego mają się nadawać?

- Jeśli ktoś cię skrzywdził, poiwnnaś go oskarżyć, a dobrze jest mieć dowody.

- Oh... W sumie prawda. Możemy to zobaczyć, ale potem skupisz się na jeździe. Nie chcę, żeby przezemnie ci nie szło.

- Obiecuję, skupię się najbardziej jak będę mógł. I wygram, dla ciebie. - Ostatnie zdanie wypowiedział dużo ciszej, ale i tak je usłyszałam. Poczułam jak oblewa mnie fala ciepła, takiego przyjemnego ciepła. Wzięłam głęboki oddech. - Narazie jednak chodźmy.

Wyszliśmy z pokoju. Szłam tuż za nim, czułam się bardzo nieswojo. Trochę też się bałam, bo jeśli faktycznie tam były kamery, a z tego co mówił Charles, napewno były wszystko będzie widać.

Weszłam za nim do pomieszczenia w którym siedziało kilka osób z ochrony.

- Dzień dobry panie Leclerc i... - Jeden z nich spojrzał się na mnie - i pani. Czy coś się stało?

- Chciałbym obejrzeć nagrania z kamer umieszczonych na tyłach budynku. - odezwał się Charles swoim najbardziej formalnym tonem głosu.

- W tym momencie? Po co?

- Bo miał tam miejsce pewnien incydent, który wy z pewnością przeoczyliście.

- Przepraszamy, ale zajmujemy się pilnowaniem głównych części budynku.

- To już nie ważne, co dokładnie pilnujcie, a czego nie. Potrzebuję nagrania sprzed jakiś 20 minut.

Gdy Charles załatwiał wszystko z tymi ludźmi stałam z boku i starałam się nie przypominać nikomu o mojej obecności. Ruszyłam się minimalnie dopiero wtedy gdy chłopak dostał to co chciał i zabrał się za przeglądanie. Widziałam jak ogląda mnie podchodzącą do tylniego wejścia, potem pojawiającego się Lance'a i naszą niezbyt miłą wymianę zdań. Gdy skończył oglądać, odwrócił się do mnie.

- To był on.

- Tak...

- Czego chciał?

- Żebym odwołała oskarżenia na jego temat i sama przyznała się do winy. Bo psuję mu reputację.

- Jego reputacja i tak już leży i kwiczy. - Zauważyłam, że zaczynał się coraz bardziej denerwować. Stracił swój normalny wyraz twarzy, jak i ten który przybrał do "formalnej" rozmowy. Był wściekły. - Nie ma prawa cię tak traktować! Uderzył cię, a resztę można podciągnąć pod molestowanie. Mirabel musisz coś z tym zrobić.

- Nie wiem... - Teraz już całkowicie nie wiedziałam co robić. Bałam się reagować. Wiedziałam, że teoretycznie Charles ma rację, że powinnam to zgłosić, ale zabardzo się bałam. Bałam się Lance'a i wszytskich konsekwencji jakie to za sobą pociąga.

- Mira - Podszedł do mnie, chyba zauważył jak bardzo się tym wszystkim wystraszyłam i zestresowałam, bo złagodniał. - Poprostu się martwię. Nikt nie zasługuje na takie traktowanie, a już tym bardziej ty bo niczego nie zrobiłaś. I nie bój się, będę przy tobie, on nie może ci nic zrobić.

- Yo sé, pero eso no es primera vez cuando él tocaba a mí así.(Wiem ale to nie pierwszy raz kiedy mnie tak dotykał.)

- Nic nie zrozumiałem...

- Oh tak, przepraszam. Poprostu... To nie był pierwszy raz.

- Chyba nie chcesz powiedzieć, że-...

- Robił tak częściej. Nie wiem co robić, boję się.

- Hej spokojnie. Pomogę ci. Obiecuję, że już nigdy więcej nie spróbuje się do ciebie zbliżyć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro