𝓒𝓱𝓪𝓹𝓽𝓮𝓻 𝓢𝓲𝔁𝓽𝓮𝓮𝓷
𝓟𝓸𝓿. 𝓜𝓲𝓻𝓪𝓫𝓮𝓵
Dotarłam na tor Zandvoort, był piątek pierwszy dzień treningów. Umówiłam się najpierw z Charles'em, a potem z pozostałą grupą naszych znajomych na wspólne spotkanie. Mimo, że męczyły mnie takie podróże, jetlag i przebywanie w tłumie ludzi było czasami wykańczające. Jednak tylko w taki sposób mogłam być w stałym kontakcie z przyjaciółmi. Byłam gotowa poświęcić swoją wygodę życia w jednym miejscu na trochę podróży. Poniekąd zawsze chciałam podróżować po świecie, więc teoretycznie spełniałam marzenia. W każdym razie nie użalałam się na tym.
Szłam przez padok tym razem jako osoba towarzysząca Charles'a Leclerca. Trochę było mi głupio, że zawsze byłam brana pod "skrzydła" któreś z przyjaciół, żeby wchodzić na tor. Na szczęście dla nich i dla mojego sumienia było to darmowe, bo oni byli poprostu sławni i mogli takie rzeczy robić. Powoli przezwyczaiałam się do takie świata i ich postrzeganie rzeczywistości.
Mimo wszystko jako osoba stająca się powoli osobą publiczną, jak i często widywaną w towarzystwie kierowców byłam powoli rozpoznawana. A przez mój konflikt z Lancem niektórzy dziennikarze chcieli zaczepiać i mnie. Dlatego najczęściej kierowałam się do tylnich wejść, tam gdzie łatwo było ich uniknąć.
Tym razem było tak samo. Zmierzałam w stronę tylniego wejścia do budynku należącego do Ferrari, w środku którego miał czekać na mnie Charles.
Tak naprawdę już prawie wchodziłam do środka, gdy usłyszałam czyjś głos i już wiedziałam, że jestem w okropnym położeniu.
- Mirabel! - Odwróciłam się powoli i zobaczyłam stojącego przede mną Lance'a. - Cześć skarbie.
- Czego chcesz? - Nie chciałam z nim rozmawiać, nie chciałam mieć z nim nic wspólnego.
- Oj no co tak nie miło? Porozmawiajmy.
- Nie mamy o czym.
- Obawiam się, że mamy. - Podszedł do mnie, a ja spróbowałam się cofnąć dopóki nie poczułam ściany za plecami.
- Ale ja nie chcę.
- To już mnie mniej obchodzi. Masz usunąć wszystkie oskarżenia!
- Ja? Ja tylko powiedziałam jak było naprawdę.
- Psujesz mój wizerunek.
- A ty mój! Chcę w końcu powiedzieć prawdę! - Wtedy poczułam jak chłopak przycisnął mnie do ściany. Zaczęłam panikować.
- Posłuchaj mnie. Wycofasz wszystko i przyznasz się do winy.
- A... a jeśli nie?
- Pożałujesz. - Poczułam uderzenie, zapiekł mnie policzek, a z oczu pociekło kilka niechcianych łez. - Rozumiesz?
- Dlaczego mi to robisz...
- Bo jesteś przy mnie nikim. Zawsze byłaś i będziesz. Więc masz się słuchać.
Poczułam jak jego ręce ześlizgnęły się z moich ramion niżej. Chciałam się od niego odsunąć, uciec. Nie chciałam, żeby mnie dotykał.
- Zostaw mnie!
- Cicho bądź. - Zakrył jedną dłonią moje usta. Teraz już naprawdę zaczęłam się bać, że coś mi zrobi. Zaczęłam się szarpać. - Uspokój się. Poprostu obiecaj, że się przyznasz. - Nachylił się nade mną.
Pokiwałam tylko głową, bo bałam się cokolwiek zrobić. Uznał to chyba za wystarczające, więc odsunął się ode mnie i odszedł.
Jak najszybciej stamtąd uciekłam. Nie myślałam, że zaczepi mnie na żywo. Wiedziałam, że jest nieobliczalny i jeśli będzie chciał może mi coś zrobić.
Wbiegłam do budynku Ferrari, chciałam jak najszybciej znaleźć kogoś kogo znałam. Nigdy nie znałam ułożenia pomieszczeń, ale w końcu udało mi się znaleźć to którego szukałam. Gwałtownie otworzyłam drzwi, do pokoju Charles'a i równie szybko je zamknęłam kiedy znalazłam się już w środku. Oparłam się o nie próbując się uspokoić.
- Mira? - Charles stał na środku pokoju i patrzył w moją stronę. - Wszystko w porządku?
Podniosłam na niego wzrok, a moje oczy niebezpiecznie się zaszkliły. Nie chciałam płakać, chociaż bardzo tego potrzebowałam. Zaczęłam się minimalnie trząść.
- Co się dzieje? - Podszedł do mnie, a ja automatycznie cała zesztywniałam i nie pozwoliłam sobie na żaden ruch. - Twój policzek, co ci się stało? - Delikatnie dotknął mojej twarzy, normalnie chyba bym się rozpłynęła w takiej sytuacji, ale teraz tylko cicho syknęłam bo zapiekł mnie policzek i patrzyłam się na niego przerażona.
- Czy... Czy na tyłach budynku są kamery? - To było pierwsza rzecz jaką powiedziałam.
- Co?... Tak, tak oczywiście, że są. Ale po co ci? - Wtedy chyba coś zrozumiał. - Ktoś ci coś zrobił? - Powoli pokiwałam głową. - Kto?! Zabije tego kogoś, obiecuję. - Wtedy już nie wytrzymałam, zaczęłam płakać.
Zsunęłam się na podłogę i usiadłam. Nie byłam w stanie zrobić niczego innego. Charles ukucnął naprzeciwko mnie.
- Mira... Spokojnie, cokolwiek się wydarzyło, teraz już jesteś bezpieczna. - Pokwiałam tylko głową. - Powoli, tak? Oddychaj, dam ci coś do picia. - Wstał i podszedł do stolika żeby wziąć butelkę z wodą.
Jak ją dostałam powoli napiłam się i starałam się uspokoić. Wiedziałam, że powinnam wziąć się w garść, bo Charles miał za godzinę pierwszy trening, a ja nie powinnam go w tym rozpraszać. Podniosłam się z ziemi.
- Powiesz mi co się stało? - Wziął odemnie wodę.
- Nie chcę ci przeszkadzać...
- Mirabel, ktoś ci coś zrobił. Chcę pomóc, chociaż zobaczmy nagrania z kamer, żeby ocenić czy nadają się do czegoś.
- Nadają się? Do czego mają się nadawać?
- Jeśli ktoś cię skrzywdził, poiwnnaś go oskarżyć, a dobrze jest mieć dowody.
- Oh... W sumie prawda. Możemy to zobaczyć, ale potem skupisz się na jeździe. Nie chcę, żeby przezemnie ci nie szło.
- Obiecuję, skupię się najbardziej jak będę mógł. I wygram, dla ciebie. - Ostatnie zdanie wypowiedział dużo ciszej, ale i tak je usłyszałam. Poczułam jak oblewa mnie fala ciepła, takiego przyjemnego ciepła. Wzięłam głęboki oddech. - Narazie jednak chodźmy.
Wyszliśmy z pokoju. Szłam tuż za nim, czułam się bardzo nieswojo. Trochę też się bałam, bo jeśli faktycznie tam były kamery, a z tego co mówił Charles, napewno były wszystko będzie widać.
Weszłam za nim do pomieszczenia w którym siedziało kilka osób z ochrony.
- Dzień dobry panie Leclerc i... - Jeden z nich spojrzał się na mnie - i pani. Czy coś się stało?
- Chciałbym obejrzeć nagrania z kamer umieszczonych na tyłach budynku. - odezwał się Charles swoim najbardziej formalnym tonem głosu.
- W tym momencie? Po co?
- Bo miał tam miejsce pewnien incydent, który wy z pewnością przeoczyliście.
- Przepraszamy, ale zajmujemy się pilnowaniem głównych części budynku.
- To już nie ważne, co dokładnie pilnujcie, a czego nie. Potrzebuję nagrania sprzed jakiś 20 minut.
Gdy Charles załatwiał wszystko z tymi ludźmi stałam z boku i starałam się nie przypominać nikomu o mojej obecności. Ruszyłam się minimalnie dopiero wtedy gdy chłopak dostał to co chciał i zabrał się za przeglądanie. Widziałam jak ogląda mnie podchodzącą do tylniego wejścia, potem pojawiającego się Lance'a i naszą niezbyt miłą wymianę zdań. Gdy skończył oglądać, odwrócił się do mnie.
- To był on.
- Tak...
- Czego chciał?
- Żebym odwołała oskarżenia na jego temat i sama przyznała się do winy. Bo psuję mu reputację.
- Jego reputacja i tak już leży i kwiczy. - Zauważyłam, że zaczynał się coraz bardziej denerwować. Stracił swój normalny wyraz twarzy, jak i ten który przybrał do "formalnej" rozmowy. Był wściekły. - Nie ma prawa cię tak traktować! Uderzył cię, a resztę można podciągnąć pod molestowanie. Mirabel musisz coś z tym zrobić.
- Nie wiem... - Teraz już całkowicie nie wiedziałam co robić. Bałam się reagować. Wiedziałam, że teoretycznie Charles ma rację, że powinnam to zgłosić, ale zabardzo się bałam. Bałam się Lance'a i wszytskich konsekwencji jakie to za sobą pociąga.
- Mira - Podszedł do mnie, chyba zauważył jak bardzo się tym wszystkim wystraszyłam i zestresowałam, bo złagodniał. - Poprostu się martwię. Nikt nie zasługuje na takie traktowanie, a już tym bardziej ty bo niczego nie zrobiłaś. I nie bój się, będę przy tobie, on nie może ci nic zrobić.
- Yo sé, pero eso no es primera vez cuando él tocaba a mí así.(Wiem ale to nie pierwszy raz kiedy mnie tak dotykał.)
- Nic nie zrozumiałem...
- Oh tak, przepraszam. Poprostu... To nie był pierwszy raz.
- Chyba nie chcesz powiedzieć, że-...
- Robił tak częściej. Nie wiem co robić, boję się.
- Hej spokojnie. Pomogę ci. Obiecuję, że już nigdy więcej nie spróbuje się do ciebie zbliżyć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro