Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𝓒𝓱𝓪𝓹𝓽𝓮𝓻 𝓢𝓲𝔁

𝓟𝓸𝓿. 𝓜𝓲𝓻𝓪𝓫𝓮𝓵

- Mirabel! - Usłyszałam swoje imię.

Podniosłam wzrok błagając by nie ujrzeć twarzy Lance'a. Nie był to jednak on. Tuż przede mną stał Charles Leclerc we własnej osobie. "Kurwa" było jedynym słowem które przeszło przez mój mózg.

Chłopak podszedł do mnie.

- Co się stało? - zapytał, a potem zobaczył krwawiącą rękę. - Potrzebujesz pomocy!

- J-jest okay... - Prawie wyszeptałam.

- Nie jest. Pomogę ci z ramieniem, a potem powiesz co się dokładnie stało i spróbujemy jakoś pomóc.

- Charles nie-

- Nie protestuj, wiesz, że trzeba ci wyciągnąć szkło z ręki. - Wziął moją walizkę i pozwolił mi oprzeć się o siebie.

Zaprowadził mnie do swojego pokoju, który wyglądał prawie tak samo jak mój i Lance'a. Na myśl o tym co on teraz tam robi, aż mnie skrzywiło. Leclerc zostawił walizkę przy wejściu, a mnie zaprowadził do łazienki.

Usiadłam na brzegu wanny, a chłopak zabrał się za opatrywanie mojego ramienia. Nie wiedziałam na jakim poziomie są jego umiejętności pierwszej pomocy i czy ręką mi nie odpadnie, ale było to lepsze niż nic. Dzielnie zaciskałam zęby kiedy wyciągał szkło, a potem przemywał te miejsca.

Może nie krzyczałam, ale zaczęłam płakać. Nie wiedziałam czy to z bólu fizycznego, czy psychicznego. Może z jednego i drugiego. Łzy zalewały mi policzki i oczy, osiadły na rzęsach tak, że prawie nic nie widziałam. Czułam się jak małe dziecko, które z nie mocy tylko płacze bo nic innego nie potrafi zrobić.

Kiedy moje ramię zostało owinięte bandażem, a ja umyłam twarz z łez Charles zadał mi pytanie. Do tej pory żadne z nas się nie odezwało i tak naprawdę nadal chciałam, żeby tak zostało.

- Powiesz mi co się stało?

- Ja... Nic...

- Mirabel widzę przecież. To Lance, tak?

- No... - Nie wiedziałam co mam na to powiedzieć, nie chciałam się przyznawać, trochę też bałam się reakcji Charles'a

- Możesz mi powiedzieć, naprawdę nic ci nie zrobię - Kucnął żeby być twarzą na przeciwko mnie.

- T-tak... - Tylko to udało mi się wykrztusić.

- Co ci zrobił? Mogę jeszcze jakoś pomóc?

- Zawieź... mnie na lotnisko...

- Teraz?

- Jak najszybciej... Proszę... Chcę do domu...

- Ou dobrze ale nie wiem czy jeszcze dzisiaj będą jakieś loty do Kanady.

- No importa, me quiero ir de aqui! (To nie ważne, chcę stąd iść!)

- Eee...

- Poprostu zawieź mnie tam

- Mirabel o tej godzinie to nie jest dobry pomysł, poczekamy do rana.

- A-ale...

- Zostaniesz tutaj na noc ja prześpię się na kanapie. Rano jak najszybciej odwiozę cię na lotnisko, dobrze?

- Mhm... - Zgodziłam się bo nie miałam już siły się kłócić.

Wstałam z brzegu wanny i omijając Charles'a wyszłam z łazienki. Chłopak wyszedł tuż za mną. Westchnęłam bo naprawdę potrzebowałam pobyć przez chwilę sama, ale oczywiście nie umiałam się odezwać, a Leclerc cały czas się mnie trzymał.

- Wezmę twoją walizkę i wstawię ci ją do sypialni, masz tam dużo łóżko wyśpisz się.

- A ty?

- Mną się nie przejmuj kanapa też jest wygodna.

Wziął moją walizkę i zaprowadził mnie do sypialni. Usiadłam na łóżku, faktycznie było wygodne. Trochę głupio mi się zrobiło, że zabieram mu miejsce do spania. Jednak moim problemem jest fakt, że nie potrafię się odzywać kiedy potrzeba. Coś mnie blokuje i nic nie mówię. Dlatego siedziałam poprostu milcząc i analizowałam sytuację i to co teoretycznie chciałabym powiedzieć, a tego nie zrobię.

- Gdybyś czegoś potrzebowała to mów, będę zaraz za ścianą. - Charles przerwał ciszę.

- Dziękuję... - Tylko tak mu odpowiedziałam mając nadzieję, że w głosie było słychać jak bardzo naprawdę jestem wdzięczna.

- Buenas noches (Dobranoc) - Charles wycofał się do drzwi.

- Ty... - Zaskoczył mnie tym.

- Nauczyłem się tylko dzień dobry i dobranoc. - Zrobiło mi się bardzo miło, bo zdałam sobie sprawę, że zrobił to dla mnie.

- Buenas noches Charles (Dobranoc Charles)

꧁꧂

Obudziłam się rano i na początku nie wiedziałam gdzie jestem. To wszystko wydawało mi się jakimś sennym koszmarem. Jednak zabandażowane ramię i hotelowa sypialnia Charles'a potwierdziły mi , że to nie był sen.

Powoli podniosłam się i otworzyłam walizkę. Przebrałam się w inne ubrania i ułożyłam pozostałe rzeczy tak, że już bez problemu się zamknęła. Zwlekałam jak najdłużej ze wszystkim, żeby opóźnić moment w którym będę musiała wyjść z sypialni.

Nie mogłam jednak czekać tak w nieskończoność, więc powoli otworzyłam drzwi i wyszłam z pokoju. Zaskoczył mnie fakt, że kiedy już wyszłam zobaczyłam Charles'a w pełni naszykowanego jedzącego śniadanie.

- Buenos días! (Dzień dobry!) - powiedział gdy tylko mnie zobaczył. Automatycznie się uśmiechnęłam, bo od dawna nikt mnie tak nie witał.

- Buenos días (Dzień dobry) - odpowiedziałam mu.

- Zamówiłem śniadanie do pokoju, żebyś też mogła zejść. Usiądź.

- Ou... Dzięki - Usiadłam przy stole i wzięłam kawałek chleba. - To mi wystarczy.

- Możesz wziąść coś więcej jeśli będziesz chciała.

- Mhm - Zaczęłam jeść chcąc uniknąć rozmowy na temat wydarzeń z wczoraj.

- A jak się trzymasz? Wszystko w porządku? - I tak właśnie zostałam przyparta do muru i musiałam coś odpowiedzieć.

- Estoy bien (Jest dobrze)... znaczy eee... Jest okay...

- Napewno? Jeśli chciałabyś pogadać czy coś to wiesz, że możesz zawsze.

- Charles... - Odłożyłam kanapkę, którą właśnie trzymałam. Chłopak spojrzał się na mnie. - To z wczoraj... Pokłóciłam się z Lance'm...

- O coś bardzo poważnego?

- On... On mnie zdradzał... - Zamknęłam oczy bo poczułam jak napływają mi do nich łzy. - Przepraszam - Wstałam od stołu i pobiegłam do łazienki.

Nie mogłam powstrzymać się od płaczu i gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi wybuchłam płaczem. Tak mocno jeszcze nie płakałam. Byłam wkurzona, było mi przykro i czułam się głupio. To wszystko wypływało ze mnie razem ze łzami.

- Mirabel? - Usłyszałam głos Charles'a za drzwiami. - Hey, spokojnie. Nie będę wchodził, okay?

Nic nie odpowiedziałam, nie byłam w stanie wydusić z siebie choćby cichego potaknięcia.

- Wiem jakie to uczucie - Zaczął mówić dalej. - Czujesz się okropnie i zaczynasz się obwiniać. Że nie byłaś dość dobra, że to twoja wina. Posłuchaj. To nie jest twoja wina i nigdy nie będzie. Nie zrobiłaś nic złego. To wina tej osoby jeśli zrobiła ci coś tak okropnego. To ona nie była dobra dla ciebie, a nie na odwrót.

Podeszłam pod drzwi, ale ich nie odtworzyłam.

- Skąd ty to... - Wytarłam łzy.

- Miałem podobna sytuację. Bardzo długo zajęło mi zrozumienie, że nie zrobiłem nic złego.

- Camilla nazwała to ochroną przyjacielską - Przypomniała mi się ta sytuacja.

- Wiem... I dlatego teraz ja chcę pomóc tobie. Jeśli chcesz możesz się umyć w szafce jest czysty ręcznik, a jak tylko poczujesz się gotowa, żeby wyjść tutaj spowrotem zabiorę cię na lotnisko, dobrze?

- Dobrze... Gracias Charles, eres cariñoso (Dziękuję Charles, jesteś kochany)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro