Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𝓒𝓱𝓪𝓹𝓽𝓮𝓻 𝓕𝓲𝓯𝓽𝓮𝓮𝓷

𝓟𝓸𝓿. 𝓜𝓲𝓻𝓪𝓫𝓮𝓵

Krążyłam po moim starym pokoju. Na łóżku siedzieli Pedro i Camilo. Z nimi zawsze miałam najlepszy kontakt bo najbliżej byłam do nich wiekiem. Pedro był trzy lata starszy, a Camilo trzy lata młodszy.

- Dlaczego mama nie powiedziała ojcu, że przyjadę?

- Byliśmy pewni, że wie - powiedział Pedro.

- I dziwiliśmy się, no chyba głównie ja, że tak spokojnie to przyjmuje - odezwał się Camilo. - Nie chcę cię stresować, ale był na ciebie ostro wkurwiony.

- Słownictwo! - krzyknęliśmy w tym samym czasie z Pedrem.

- Dobra, dobra. W każdym razie, wogóle nie pozwalał nam, znaczy mnie i Sofí się z tobą kontaktować. On się boi, że i jej namieszasz w głowie i też będzie chciała wyjechać.

- Ona ma 10 lat! Pozatym to moja decyzja i jeśli ona będzie też chciała to ma do tego prawo!

- My to wiemy. On nie. - Camilo spojrzał się na mnie. - Ledwo pozwolił mi mieszkać w internacie.

- Nienawidzę go.

- Mira, spokojnie - Pedro wstał z łóżka i do mnie podszedł. - Wcale nie musi być aż tak źle. Kolację przeżyjemy, bo będzie tam Sofía i będzie musiał się pilnować

- Ta wiem. Najwyżej potem ucieknę i szybko wrócę do Kanady.

- Obiecałaś Sofí, że nas nie zostawisz. - Przypomniał mi Camilo.

- Jesteś już dorosły, możesz mieć kontakt z kim chcesz. Nie może ci już zakazać kontaktowania się ze mną, więc będziesz mógł pomagać w tym jej.

- Mira, nie zakładaj najgorszego. Będzie dobrze. On się uspokoi, a ty będziesz do nas przyjeżdżać. - Pedro położył mi rękę na ramieniu.

Chciałam mu coś na to odpowiedzieć, ale w tym momencie otworzyły się drzwi i stanęła w nich Sofía. W jednej ręce trzymała kubek z kredkami, a w drugiej kolorowankę, którą jej przywiozłam jako prezent.

- Mira pokolorujesz ze mną?

- Tak, jasne. - Byłam trochę zaskoczona jej pojawieniem się. - Chodź tutaj. - Ale nigdy nie umiałam jej odmówić.

I kiedy weszła do pokoju i rozłożyła swoje rzeczy na moim biurku, chłopaki stwierdzili, że wyjdą i zostawią nas same.

- Zawołam was kiedy będzie trzeba - powiedział jeszcze Pedro i zamknął drzwi.

Następną godzina minęła mi na kolorowaniu księżniczek i wróżek. Oczywiście według mojej siostry każda z nich poiwnna być ciemnoskóra tak samo jak ona czy ja.

W tym czasie nie mogłam jeszcze bardziej roztrząsać nadchodzącego spotkania z tatą, co chyba wyszło mi na plus, bo zaczynałam dostawać jakaś paranoję na ten temat. Poprostu nie chciałam się z nim kłócić, jeśli już mama mnie przeprosiła, rodzeństwo było szczęśliwe, że z nimi jestem, nie chciałam, żeby on to zepsuł.

Po półtorej godzinie Pedro zawołał nas na kolację. Posłałam Sofíę przodem, mówiąc, że zaraz też przyjdę. I tak było. Przyszłam z dwie minuty później. Weszłam do salonu gdzie przy dużym stole już wszyscy siedzieli. Mój ojciec też, u szczytu stołu i patrzył się prosto na mnie.

- Cześć tato. - powiedziałam sztywno i usiadłam do stołu.

- Wróciłaś. - To jedno słowo, to był cały jego komentarz. Przez cały czas w którym jedliśmy nie powiedział już nic więcej.

Zamiast niego odzywali się Juan i Pedro opowiadając o siatkówce, treningach i ich życiu. Potem zaczął dodawać coś Camilo na temat swojego liceum i przyszłych studiów, do których już się szykuje. Sofía powiedziała coś o wróżkach, a wszyscy pokiwaliśmy głowami na znak, że wierzymy. Żadne z naszych rodziców się nie odezwało. Dopiero wtedy gdy zaczęliśmy jeść lody, będące deserem mama zapytała się mnie o to jak mi się żyje w Kanadzie. Nie zdążyłam jednak nic odpowiedzieć.

- Nie będziemy tego słuchać. - odezwał się ojciec. - Nikogo z nas nie interesuje twoje życie, bo prowadzisz je z dala od rodziny.

- Bo ty mi nie... - Próbowałam mu coś odpowiedzieć.

- Bardziej interesuje mnie fakt, kiedy przestaniesz się bawić i założysz rodzinę. Bo jeśli nas już opuściłaś, to musisz wyjść za mąż i mieć dzieci. - Przerwał mi, a mnie zamurowało.

- Muszę?

- Tak. Na tym polega twoje życie. Mogę przymknąć oko, że mieszkasz nie wiadomo gdzie, ale to już najwyższa pora. Masz 22 lata, powinnaś już mieć narzeczonego.

- Ale go nie mam.

- Znajdziemy ci kogoś. Musisz się pospieszyć, bo musisz urodzić przynajmniej dwójkę dzieci.

- Co?...

- To co słyszysz. To twój obowiązek, jako kobieta.

- Nie... - Jak na początku nie wiedziałam co mam zrobić, bo byłam całkowicie zdezorientowana, tak teraz byłam poprostu wkurzona.

- Co powiedziałaś?

- Że nie. Nie chcę narazie męża! Ani tym bardziej nie chcę mieć dzieci!

- Musisz je mieć.

- NIE BĘDĘ MIAŁA DZIECI, NIGDY! - Wstałam od stołu. Mama wyglądała na przerażoną, moi bracia nie wiedzieli co zrobić, a Sofía chyba nic nie rozumiała. - JEŚLI TYLKO TYLE MASZ MI DO POWIEDZENIA, TO SPADAJ.

- Jak ty się do mnie odzywasz, jestem twoim ojcem! - Też wstał, w tym momencie interweniował Juan. Już nie słuchałam ich wymiany zdań, bo uciekłam do mojego pokoju.

Było mi cholernie przykro i byłam zła. Już myślałam, że wszystko będzie dobrze. Że wrócę do domu i będziemy szczęśliwi, ale jest tylko coraz gorzej. Teraz nie dość, że ojciec będzie na mnie zły, za to, że się wyprowadziłam to będzie jeszcze mnie zmuszał do ślubu.

Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać. Czułam się okropnie i już nie wiedziałam co innego miałabym zrobić. Zaczynałam żałować, że tu wogóle przyjechałam.

Po chwili do pokoju wszedł Pedro. Usiadł na brzegu łóżka.

- Mira... - Spojrzałam się na niego. - Nie płacz, będzie dobrze.

- Niby jak? Słyszałeś wszystko, nic go nie obchodzę!

- To nieprawda, jesteś jego córką i się martwi.

- Będziesz go teraz bronił?!

- Nie, ale nie chcę żebyś znowu zostawiała nas.

- Ja was? Pedro posłuchaj się! To oni mnie zostawili, wy też! Nikt we mnie nie wierzył, a dałam sobie radę! A teraz, nie zamierzam się słuchać. Nie będę wychodzić za mąż ani mieć dzieci! Mam 22 lata chcę żyć tak jak tego zapragnę, a nie tak jak oni tego chcą!

- Mira...

- Nie, proszę cię nie chcę gadać. W czwartek mam samolot, był to mój plan awaryjny i z niego skorzystam.

- Znowu uciekniesz?

- Nie mam wyboru. Tym razem postaram się jednak częściej wracać.

- Trzymam cię za słowo. Jeśli byś chciała spędzić z nami czas, zawsze możesz napisać do mnie do Juana, wiesz o tym, prawda?

- Tak, zrobię to. I teraz zostawię tylko ojca, z resztą chcę mieć kontakt i będę się o niego starać.

꧁꧂

Kolejne dwa dni w domu minęły mi szybko. Starałam się jak najbardziej unikać ojca, który chyba robił dokładnie to samo więc udawało mi się to.

Pozatym byłam zajęta pracą i próbowałam sprawić, żeby te dni były jak najbardziej normalne. To wychodziło mi średnio, ponieważ musiałam funkcjonować z pozostałą czwórką mojego rodzeństwa, które co chwila coś odemnie chciało. Poza tym moja mama i Sofía były zafascynowane moją pracą i przez większość czasu siedziały i patrzyły mi przez ramię.

Wszystko to było w większości miłe i takie rodzinne, ale odzwyczaiłam się i powoli zaczynało mnie męczyć. Tym bardziej, że jeszcze w tym samym czasie gdy pracowałam, spędzałam czas z rodzeństwem, musiałam naprawiać swój wizerunek w mediach. Nie mógł być zepsuty tak bardzo jak był w tym momencie, bo to blokowało mi drogę do jakiekolwiek awansu. Disney Studios nie mogło przecież mieć w swoim sztabie pracownika, który jest znany z tego, że jest niewierny i jest oszustem. Dlatego mocniej się do tego przyłożyłam i dobitniej odpowiadałam na wszystko, tym razem już nie dbając o to czy Lance się wkurzy czy nie. Chciałam żeby wszyscy znali prawdę.

I z takim nastawieniem wsiadałam do samolotu lecącego do Holandii. Zostałam zaproszona przez Charles'a jako osoba towarzysząca i zgodziłam się. Bo chciałam się z nim spotkać i pogadać. On jako jedyny wiedział, że wróciłam do domu. A teraz zaczęła się drugą połowa sezonu i tak naprawdę tylko przez jazdę na wyścigi mogłam to zrobić. Pozatym stęskniłam się za resztą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro