♪𝚝𝚠𝚎𝚗𝚝𝚢 𝚝𝚑𝚛𝚎𝚎♪
“Tylko jeden ostatecznie otrzyma klucz do jej serca i będzie mógł w nim zamieszkać.”
Siedziałam na korytarzu przed salą, w której badano panią Kim. Byłam przepełniona strachem i niepokojem. Ostatnie czego potrzebowałam to żeby jedynej osobie mnie popierającej stała się krzywda.
– Panie doktorze, co z panią Kim? – zerwałam się z krzesła, gdy tylko lekarz wyszedł z sali. Był nim mężczyzna na oko trzydziestoletni z lekkim zarostem i oliwkową cerą. Do tego był zdecydowanie wyższy ode mnie.
– Jest pani kimś z rodziny? – po jego pytaniu cała nadzieja na dowiedzenie się czegokolwiek rozpłynęła się w powietrzu.
– Można tak powiedzieć.. ta kobieta jest mi naprawdę bliska. – odparłam, starając się być najbardziej przekonująca jak mogłam.
– A jak to wygląda formalnie? Lepiej niech pani nie kłamie, bo mam wgląd do dokumentacji i z łatwością to sprawdzę. – ostrzegł mnie, a ja posmutniałam.
– Tak myślałem, więc niestety nie jestem w stanie pani udzielić żadnych informacji. – powiedział po chwili ciszy.
– Ale mi pan może, jestem jej synem. – usłyszałam za sobą dobrze znany mi głos.
– Taehyung? – odwróciłam się do chłopaka.
– Co ty taka zdziwiona, to moja mama. Nie wiedziałaś? Czekaj, nie odpowiadaj. Twoja zdziwiona mina mówi sama za siebie. – mimo zmartwienia wymalowanego na twarzy, wciąż nie opuszczał go dobry humor.
– Doskonale, zapraszam pana do gabinetu. – lekarz położył rękę na plecach chłopaka i zaczął go prowadzić w kierunku gabinetu. Posłałam Taehyung’owi pokrzepiający uśmiech na odchodne. Choć tyle mogłam zrobić, wspierać go duchowo.
Nie miałam pojęcia, że pani Kim była jego mamą. Zbieżność nazwisk mogła być przypadkowa, w końcu jest ono dość pospolite w Korei.
Nie wyobrażałam sobie nawet jak okropnie musiał się czuć chłopak. Mam nadzieję, że nie pomyśli że coś jej się przytrafiło przeze mnie.
Postanowiłam poczekać aż wróci z gabinetu i zostać z nim jak najdłużej będę mogła. Przyda mu się teraz wsparcie, pora się odwdzięczyć. Już po kilku minutach zajął miejsce na plastikowym krześle obok mnie, chowając twarz w dłoniach. Jego usta opuściło głośne westchnienie. Nie wiedząc co robić, położyłam rękę na jego ramieniu chcąc dodać mu nieco otuchy.
– Wiadomo co się stało twojej mamie? – spytałam niepewnie w obawie przed tym, że go zdenerwuję.
– Lekarz powiedział, że to coś związanego z sercem. Wygląda na poważne, więc muszą zrobić więcej szczegółowych badań. – odparł łamiącym się głosem.
– Nie mogę jej stracić. Po prostu nie mogę, mam tylko ją rozumiesz? To wszystko moja wina, mogłem ją trochę odciążyć. – nie mogłam znieść tego, iż chłopak się obwinia. Przecież nie jest winny za chorobę jego matki, skąd miał wiedzieć że coś takiego się wydarzy. Jednak tak już mamy w zwyczaju, obwiniać się za rzeczy na które absolutnie nie mamy wpływu. Było to całkiem zrozumiałe, emocje robią swoje.
– Proszę cię Taehyung, nie mów tak. Masz mnie, jestem tutaj i nigdzie się nie wybieram rozumiesz? – próbowałam go pocieszyć, ale zdałam sobie sprawę z tego że skłamałam. Przecież za miesiąc ma mnie tu nie być, ale zakładam że zrozumiał że chodzi o chwilę obecną.
– Już raz cię straciłem, skąd mogę mieć pewność że nie stanie się to ponownie? – spytał, podnosząc głowę i wpatrując się we mnie smutnymi oczami.
Czułam jak moje serce pęka na miliony kawałków.
To tak bardzo bolało, nie mogłam mu powiedzieć prawdy. Nie teraz, ale jak nie teraz to kiedy? Dwa dni przed wyjazdem?
– Najważniejsze by twoja mama wyzdrowiała. Dopilnuje tego, dobrze? – złapałam go delikatnie za rękę, bawiąc się jego długimi palcami.
Właściwe nigdy nie miałam okazji się im bliżej przyjrzeć, a jest czemu.
Chłopak lekko skinął głową, nie mając najwyraźniej siły na dalszą konwersację. Nie dziwiłam mu się, przeżywał wewnętrzną bitwę z samym sobą.
Przez całą noc siedzieliśmy na niewygodnych, szpitalnych krzesłach. Po długich namowach przekonałam Taehyung’a by zasnął na moich kolanach, jednak jego sen nie trwał długo. Co chwilę się budził, wypytując lekarzy o stan swojej mamy której to były wciąż robione badania.
Zastanawiałam się czy mój telefon się rozładował czy po prostu nikt nie dzwoni. Jednak gdy nacisnęłam na przycisk włączający ekran nie pokazało się żadne powiadomienie o nowej wiadomości, czy nieodebranym połączeniu. No tak, czego ja się spodziewałam skoro jedyna osoba która się mną przejmowała leży pod kroplówką.
– Pan Kim Taehyung? – chłopak zerwał się gdy tylko usłyszał swoje imię z ust pielęgniarki.
– Tak, to ja. – przetarł twarz rękoma, próbując się bardziej przebudzić.
– Może pan zobaczyć swoją mamę, proszę jednak zachować ostrożność. Pańska mama nie powinna się denerwować. – powiedziała krótko brunetka, otwierając mu drzwi do sali.
Ciemnooki stanął w progu i spojrzał na mnie, wyciągając rękę w moim kierunku. Ujęłam jego dłoń, posyłając lekki uśmiech i weszłam z nim do niewielkiego pomieszczenia.
– Taehyung, Rosie.. cieszę się, że jesteście. – powiedziała słabym głosem na nasz widok i zerknęła na nasze splecione dłonie, które od razu schowałam za naszymi plecami.
– Jak się pani czuje? – zapytałam nieśmiało, podchodząc z chłopakiem bliżej łóżka.
– Bywało lepiej, ale nie ma powodu do zmartwień dzieciaki. Głowa do góry, Taehyung uśmiechnij się. – zachęciła go, a na twarzy chłopaka po chwili pojawił się uśmiech niemal przez łzy.
– No nie.. Tae, tylko nie płacz przeze mnie. – wyciągnęła do niego ręce, a chłopak już po chwili znalazł się w jej objęciach.
To był naprawdę urzekający widok. Ile bym dała by mieć taką więź emocjonalną z moimi rodzicami, wnioskuję jednak że Taehyung ma tylko swoją mamę. Nigdy nie wspominał o ojcu, z resztą widać że darzy ją podwójną miłością. Z jakiegoś powodu musiał ją przelać z ojca na jego matkę, nie miałam zamiaru zagłębiać się w szczegóły. Jeśli chłopak uzna to za stosowne, powie mi w odpowiednim momencie.
– Rosie, byłaś tutaj całą noc? – spytała, a w jej głosie można było usłyszeć nutę zmartwienia.
Głos mi ugrzązł w gardle, więc nie byłam w stanie niczego z siebie wykrztusić. Po prostu skinęłam głową, uśmiechając się blado. Taehyung stanął obok mnie, dość blisko. Na tyle blisko, że zdawało mi się że słyszę bicie jego serca. Nasza bliskość nie umknęła uwadze pani Kim, nie mogła oderwać od nas swojego wzroku. Nie byłam pewna czy ten widok jej się podobał, jednak nie wyglądała na złą.
– To ja może pójdę kupić coś do picia w bufecie. – odparłam, wychodząc z sali. Chęć zaspokojenia pragnienia nie była jedynym powodem opuszczenia sali. W końcu napewno chcieli mieć chwilę dla siebie, nie chciałam stać im na przeszkodzie. Nie jestem aż tak bliska kobiecie jak jej rodzony syn.
Kupiłam dwie butelki wody mineralnej i batona czekoladowego dla Taehyung’a by zadbać o jego poziom cukru. Potem mam zamiar pojechać do domu, ugotować coś i mu przywieźć bo zapewne przez najbliższe kilka godzin nie zgodzi się na powrót do domu i zostawienie swojej mamy samej.
Gdy miałam wejść do sali, usłyszałam kawałek ich rozmowy. Nie chciałam podsłuchiwać, ale to było silniejsze ode mnie. Do tego były uchylone drzwi.
Spłoniesz w ogniu piekielnym, Rosie.
– Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że udało ci się ją odnaleźć. Nie mogę uwierzyć, że twoja Rosie, przez cały czas była pod moim nosem. Chociaż muszę przyznać, że domyśliłam się kiedy zginęła jej bransoletka. Wtedy już wiedziałam na sto procent. Dbaj o nią, musisz o nią dbać. Ma bardzo ciężko w życiu, wiesz? Nie ma tyle szczęścia co ty. Od swoich rodziców już od najmłodszych lat nie otrzymywała tyle miłości na ile zasługuje. – powiedziała zatroskana kobieta.
– Wiem, mamo. Ona jest drugą najważniejszą kobietą w moim życiu, zaraz po tobie. Obiecałem sobie, że już nigdy nie wypuszczę jej z rąk. Nie mógłbym pozwolić też na to by stała jej się krzywda. Zbyt wiele dla mnie znaczy.. – przyznał nieśmiało.
– Pilnuj jej jak oka w głowie. Widzę jak cię uszczęśliwia, od dawna cię takiego nie widziałam.
Poczułam jak stado motyli w brzuchu skacze z radości na jego słowa. To uczucie było mi dotąd nieznane, ale chyba muszę się zacząć przyzwyczajać. Właściwie, zaczęłam je już nawet lubić.
Nie mogłam uwierzyć w jego słowa, były tak bardzo prawdziwe. Tak bardzo szczere, czułam że mówi to z serca.
Ophelia. 🍒❤️🍓
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro