♪𝚝𝚠𝚎𝚗𝚝𝚢 𝚗𝚒𝚗𝚎♪
“Przegrałaś – powtarzała sobie w myślach każdej sekundy i żałowała że jej organizm wciąż pełni podstawowe funkcje życiowe. Przegrała ze swoim największym koszmarem.”
✶ Podczas czytania rozdziału polecam włączyć sobie piosenkę znajdującą się w mediach ✶
– Tak trzeba, Rosie. To dla twojego dobra, ojciec nie jest zły wiesz o tym. Wszystko czego pragnie to chronić ciebie i zapewnić ci szczęście. – usłyszałam za swoimi plecami gdy pakowałam ułożone ubrania do walizki.
– Nie dotykaj mnie. – rzuciłam oschle, gdy kobieta położyła swoją dłoń na moim gołym ramieniu. Nie posłuchała mnie, więc postanowiłam dać jej jasno do zrozumienia że chcę spokoju.
– Powiedziałam nie dotykaj mnie! Wynoś się, rozumiesz?! – krzyknęłam, patrząc jak kobieta przerażona i jednocześnie zdziwiona moją reakcją wychodzi z pomieszczenia. Pod wpływem emocji, chwyciłam pierwszy lepszy przedmiot jaki miałam pod ręką i cisnęłam nim w drzwi. Chciałam tylko być szczęśliwa, czy wymagałam tak wiele?
Szczęście jest zakazane, Rosie.
W tym domu nikt go nie zazna. Żałowałam, że moi dziadkowie nie żyli. Wiedziałam, że gdyby wciąż byli na tym świecie poparliby mnie w każdej możliwej kwestii i wspierali w każdej możliwej decyzji.
Gdy się uspokoiłam, podeszłam do drzwi. Na podłodze leżało zdjęcie przedstawiające mnie i moich rodziców, a obok pozostałości po ramce w postaci malutkich kawałków szkła.
Podniosłam fotografię i podeszłam do opustoszałego w większości już biurka. Chwyciłam nożyczki i wycięłam moich rodziców, chowając nowo przerobione zdjęcie do kieszeni.
Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie. Za piętnaście minut miałam spotkać się z moimi przyjaciółmi, miało być to nasze ostatnie spotkanie. Mimo tego, że zdecydowanie przekroczyłam już limit wylanych łez na najbliższe kilka miesięcy, wciąż miałam ochotę płakać.
Wyszłam z pokoju, schodząc po schodach rzucając okiem na przestronne wnętrze domu w którym i tak nie czułam się dobrze. Zbyt bardzo przypominał mi złe chwile, jedynym co mnie przekonywało do przebywania w nim była pani Kim. Cieszę się jedynie, że kobieta pomyślnie przeszła operację. Ojciec oskarżył o kradzież pieniędzy z sejfu jednego z pracowników, chociaż w tej kwestii mi się upiekło. Chociaż nie wiem czy to by zmieniło moją sytuację, w końcu gorzej już być nie może.
Ubrałam buty i narzuciłam na siebie płaszcz w kratę. W progu korytarza pojawił się ojciec, oparty na framugę.
– Jestem z ciebie dumny córeczko, znosisz to lepiej niż myślałem. Cieszę się, że w końcu zrozumiałaś moje intencje. Jeśli nie mamy wpływu na to co się dzieje w naszym życiu, należy to po prostu zaakceptować. – powiedział, poprawiając moje włosy. Ani drgnęłam, starałam się nie okazywać emocji. Nauczyłam się tego przez te kilka dni, robiłam dokładnie to czego ode mnie oczekiwał.
– Masz dziesięć minut od momentu dojechania na miejsce. Będę wiedział, bo pan Lee mi powie. I pamiętaj, bez żadnych numerów. – uśmiechnął się, otwierając mi drzwi wyjściowe.
Wyszłam z budynku, przed którym czekał już czarny samochód z panem Lee ubranym w czarny garnitur stojącym na baczność.
– Pani Chang. – ukłonił się nisko, otwierając mi drzwi. Wsiadłam do środka, a zaraz po mnie za kierownicą pojawił się mężczyzna.
– Dokąd pani Chang? – spytał uprzejmie.
– Do mojej dawnej szkoły.
Czyli tam gdzie wszystko się zaczęło.
Po upływie kilkunastu minut samochód został zaparkowany pod dziedzińcem.
– Mam nadzieję, że nie muszę tam z panią wchodzić pani Chang. Nie chciałbym oberwać od pani ojca. – odparł spoglądając na mnie z lusterka.
– Nie, panie Lee. Nie ma już odwrotu, mogę chociaż o coś pana poprosić?
– Zamieniam się w słuch, pani Chang.
– Mógłby pan zameldować mojemu ojcu o przybyciu na miejsce za dziesięć minut? – spytałam z nadzieją w głosie. Jeśli mam już ich nigdy nie zobaczyć chce mieć trochę więcej czasu.
– Nie ma mowy, przepraszam pani Chang.
– Proszę.. nie pytam o pomoc w ucieczce, jedynie o dodatkowe dziesięć minut z moimi przyjaciółmi. Doskonale wie pan jak wygląda i jak będzie wyglądało moje życie. W Stanach też będzie mnie pan pilnował, chyba lepiej żebyśmy mieli dobre relacje. – próbowałam w dalszym ciągu przekonać mężczyznę. Jako, że jest on jednym z najlepszych pracowników mojego taty również jedzie z nami do Stanów.
– Oczywiście. W porządku, ma pani osiem minut. Powiem, że stanęliśmy w korkach.
– Nie trzeba, sama to zrobię. – odparłam, gdy chciał wstawać i otworzyć dla mnie drzwi.
– Dziękuję. – rzuciłam wychodząc z pojazdu, ruszając biegiem do budynku.
Wpadłam do środka, a moim oczom ukazał się wielki transparent wiszący na ścianie z napisem “Będziemy tęsknić, Rosie.”
Wokół mnie zebrali się moi przyjaciele, patrząc na mnie ze łzami w oczach. Przełknęłam ślinę, patrząc na nich po kolei. W ich oczach mogłam dostrzec ból, żal, smutek i rozczarowanie oraz niesprawiedliwość. Moje serce rozpadało się na miliony kawałków. Nic nie powiedzieli, zamiast tego podeszli do mnie i zamknęli w grupowym uścisku. Trwaliśmy w nim kilka minut, jednak dla mnie każda minuta była na wagę złota. Mój czas był policzony co do sekundy.
– Ile mamy czasu? – spytał zasmucony Jimin.
– Niewiele. – odparłam, nie chcąc ich bardziej dołować.
– Nie wierzę, że to wszystko na nic. Że.. teraz nas zostawisz. – powiedziała Semi, trzęsąc się z rozpaczy. Z jej twarzy spływały słone, wodospady łez. Tworząc ścieżki, ściekające na jej ubranie.
– Nie mam wyboru, jeśli tego nie zrobię mój ojciec zniszczy każdego z was jeden po drugim.. – zacisnęłam powieki.
– Chcę powiedzieć, że bez ciebie to wszystko... nie będzie już takie samo. Wszystko będzie puste i bez wyrazu. – zaczął Jungkook.
– Bez twojego uśmiechu.. – dodał Jimin.
– Bez twoich żartów.. – dołączył TaeYong.
– Bez twoich złotych rad. – dodał łamliwym głosem Namjoon.
– Po raz pierwszy pustka w naszych sercach została zapełniona, wszyscy czuliśmy że w końcu gdzieś należymy. Że jesteśmy wartościowi, ważni i potrzebni. – powiedział w końcu Taehyung, ledwo mogąc się wysłowić przez zaciskające się gardło.
– Byłaś jak brakujący element układanki między nami. – powiedział Yoongi, który wydawał się zawsze dość obojętny wobec mnie. Słysząc ich słowa, czułam że łzy coraz bardziej odbierają mi mowę. Nigdy nie czułam silniejszych emocji.
– Będziemy za tobą bardzo tęsknić, Rosie. – zza grupki przyjaciół, wyłoniła się pani Kim na wózku. Wyglądała o wiele lepiej, zdrowiej. To zdecydowanie podnosiło mnie na duchu.
– Pani Kim.. – natychmiast porwałam się do objęcia kobiety.
– Pamiętaj, jesteś bardzo wartościową dziewczyną. Nie waż się w to nigdy zwątpić, czy zapomnieć kim jesteś. – uśmiechnęła się, mając łzy w oczach. Rzadko widziałam ją w takim stanie, zazwyczaj próbowała pokazać że wszystko jest dobrze by podtrzymać innych na duchu. Nawet wtedy gdy jej zdrowie było zagrożone, a teraz? Ta pozytywna energia się ulotniła, z na jej miejsce pojawiła się pustka.
– Roseanne, Możemy porozmawiać, na osobności? – usłyszałam za sobą dobrze znany mi głos. Odwróciłam się i zobaczyłam Chanyeol’a, wyglądał jakby od bardzo dawna nie zaznał odpowiedniego snu. Wyglądało na to, że także schudł. Ogarnęło mnie poczucie winy, i chęć pomocy. Skinęłam tylko głową, wychodząc z nim na zewnątrz zostawiając moich przyjaciół pocieszających siebie nawzajem.
– Wiem, że masz ograniczony czas więc się pospieszę. Wiem, że jako przyjaciel byłem okropny. To dlatego, że nie chciałem nim dłużej być. Chciałem być kimś więcej. Może nie z początku, ten zakład to była jedna wielka pomyłka i cholernie tego żałuję. Jednak musisz wiedzieć, że potem moje uczucia były prawdziwe, szczere i miałem wobec ciebie najlepsze intencje. Zakochałem się po uszy, i proszę cię o wybaczenie. Nic więcej, nie mogę spać z myślom o tym że nie będziesz miała okazji mnie wysłuchać i odejdziesz myśląc że wszystko czego pragnąłem to cię zranić. – nie mogłam patrzeć na to jak bardzo smutny był, przytuliłam go mocno tłumiąc łzy.
– Wybaczam ci Chan. Byłeś naprawdę dobrym przyjacielem, żałuję że nie poznałam cię jeszcze lepiej. Życzę ci jak najlepiej i mam nadzieję, że znajdziesz miłość swojego życia i zaznasz szczęścia jakiego jeszcze nigdy dotąd nie zaznałeś. – uniosłam jeden kącik ust, próbując być dla niego oparciem. Zobaczyłam za jego plecami stojącego Taehyung’a.
– A teraz wybacz, ale jest jeszcze jedna osoba z którą powinnam się pożegnać. – skinął głową i odszedł z wolnym sumieniem. Miałam wrażenie, jakby kamień spadł mu z serca.
– Czyli to koniec, tak? – westchnął Taehyung, podchodząc do mnie bliżej.
– Na to wygląda.. – spojrzałam w jego smutne oczy.
– To nie miało tak być. Miałem powoli zdobywać twoje serce, pokazywać ci każdego dnia jak bardzo mi zależy. Traktować cię tak jak na to zasługujesz, a na koniec uwolnić cię od ojca tyrana. Przepraszam, zawiodłem cię. – starłam samotną łzę, spływającą po jego policzku.
– Proszę nie..
– Nie dam sobie rady bez ciebie. Byłaś dla mnie jak fundament, w moim zawalającym się domu. Bez ciebie moja konstrukcja nie będzie w stanie być stabilna. Jestem słaby, słabszy niż myślisz. Przez wiele lat myślałem, że moją słabością jest samotność. Myliłem się, Rosie. To ty byłaś moją słabością. – chłopak rozpłakał się na dobre. Skorupa wokół niego pękła, stało się.
– Shh... Już dobrze. – położyłam obie dłonie na jego policzkach, na bieżąco ścierając nowe krople słonej cieczy.
– Ja.. nie dam rady..
– Ależ oczywiście, że dasz. – po wypowiedzeniu tych słów połączyłam nasze usta w delikatnym pocałunku. Całowaliśmy się dokładnie tak jakby miałby to być nasz ostatni pocałunek, czuliśmy go w każdym calu naszego ciała. Prądy adrenaliny były odczuwalne nawet w naszych palcach u stóp.
Nie mogłam uwierzyć, że już nigdy nie spojrzę w jego piękne oczy i nie usłyszę anielskiego głosu bruneta.
– Pani Chang! Za chwilę musimy wyruszać na lotnisko. – usłyszałam wołanie pana Lee, odrywając się od miękkich warg chłopaka. Spojrzałam głęboko w jego oczy, a następnie przeskanowałam jego twarz chcąc dokładnie zapamiętać każdy jej detal.
– Pamiętaj o naszej zasadzie.
– Gdy zatęsknisz spójrz w gwiazdy. – odparłam doskonale znając te słowa.
– A ja zrobię to samo. Nic nas nie rozdzieli, rozumiesz? Odszukam cię choćbym miał poświęcić swoją przyszłość rozumiesz? Obiecuję ci to, Rosie. Przyjadę po ciebie, uwolnię cię od tego. – pokiwałam głową, chcąc wierzyć w słowa chłopaka. Wydawał się mówić z pełnym przekonaniem, jak nigdy dotąd.
– Weź to. – wyjęłam z kieszeni swoje zdjęcie i położyłam je na jego otwartej dłoni, zaciskając ją.
– Pani Chang! – pan Lee, stanął przy drzwiach od samochodu i je otworzył.
– Rosie! Mamy coś dla ciebie. – dołączyła do nas reszta z Semi na przodzie.
– Pamiętaj o nas. Obiecaj, że do nas wrócisz. – podała mi różowy notes.
– Obiecuję. – rozpłakałam się na dobre.
– Będę za wami tęsknić, błagam nie zapomnijcie o mnie. Nie nienawidzcie mnie, nie chciałam by tak wyszło. – odparłam rozpaczliwie, ściskając kurczowo zeszyt.
– Wiemy.. – odparł zasmucony Jungkook.
– Żegnajcie. Kocham was i nigdy nie zapomnę o chwilach, które razem przeżyliśmy. – rzuciłam na odchodne, wchodząc do samochodu. Gdy ruszaliśmy, zsunęłam szybę samochodową i wpatrywałam się z zapłakaną grupkę młodych ludzi, którym właśnie zawalił się cały świat.
Jedni chowali swoje twarze w dłoniach, drudzy zaś ściskali się mocno ocierając wzajemnie łzy. No i został brunet, klęczący na posadzce. Twarz zalaną miał we łzach, ściskał w ręce fotografię ukochanej krzycząc jakby był obdzierany ze skóry. Przyjaciele próbowali go podnieść, lecz na próżno. Chłopak nie mógł znieść dłużej bólu jaki w nim tkwił.
Ophelia.
I co myślicie, że to już koniec?
Przyznajcie się, płakaliście?
Będę bardzo wdzięczna o udostępnienie książki znajomym. ❤️❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro