Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

♪𝚝𝚠𝚎𝚗𝚝𝚢 𝚗𝚒𝚗𝚎♪

“Przegrałaś – powtarzała sobie w myślach każdej sekundy i żałowała że jej organizm wciąż pełni podstawowe funkcje życiowe. Przegrała ze swoim największym koszmarem.”

✶ Podczas czytania rozdziału polecam włączyć sobie piosenkę znajdującą się w mediach ✶








– Tak trzeba, Rosie. To dla twojego dobra, ojciec nie jest zły wiesz o tym. Wszystko czego pragnie to chronić ciebie i zapewnić ci szczęście. – usłyszałam za swoimi plecami gdy pakowałam ułożone ubrania do walizki.

– Nie dotykaj mnie. – rzuciłam oschle, gdy kobieta położyła swoją dłoń na moim gołym ramieniu. Nie posłuchała mnie, więc postanowiłam dać jej jasno do zrozumienia że chcę spokoju.

– Powiedziałam nie dotykaj mnie! Wynoś się, rozumiesz?! – krzyknęłam, patrząc jak kobieta przerażona i jednocześnie zdziwiona moją reakcją wychodzi z pomieszczenia. Pod wpływem emocji, chwyciłam pierwszy lepszy przedmiot jaki miałam pod ręką i cisnęłam nim w drzwi. Chciałam tylko być szczęśliwa, czy wymagałam tak wiele?

Szczęście jest zakazane, Rosie.

W tym domu nikt go nie zazna. Żałowałam, że moi dziadkowie nie żyli. Wiedziałam, że gdyby wciąż byli na tym świecie poparliby mnie w każdej możliwej kwestii i wspierali w każdej możliwej decyzji.

Gdy się uspokoiłam, podeszłam do drzwi. Na podłodze leżało zdjęcie przedstawiające mnie i moich rodziców, a obok pozostałości po ramce w postaci malutkich kawałków szkła.

Podniosłam fotografię i podeszłam do opustoszałego w większości już biurka. Chwyciłam nożyczki i wycięłam moich rodziców, chowając nowo przerobione zdjęcie do kieszeni.
Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie. Za piętnaście minut miałam spotkać się z moimi przyjaciółmi, miało być to nasze ostatnie spotkanie. Mimo tego, że zdecydowanie przekroczyłam już limit wylanych łez na najbliższe kilka miesięcy, wciąż miałam ochotę płakać.

Wyszłam z pokoju, schodząc po schodach rzucając okiem na przestronne wnętrze domu w którym i tak nie czułam się dobrze. Zbyt bardzo przypominał mi złe chwile, jedynym co mnie przekonywało do przebywania w nim była pani Kim. Cieszę się jedynie, że kobieta pomyślnie przeszła operację. Ojciec oskarżył o kradzież pieniędzy z sejfu jednego z pracowników, chociaż w tej kwestii mi się upiekło. Chociaż nie wiem czy to by zmieniło moją sytuację, w końcu gorzej już być nie może.

Ubrałam buty i narzuciłam na siebie płaszcz w kratę. W progu korytarza pojawił się ojciec, oparty na framugę.

– Jestem z ciebie dumny córeczko, znosisz to lepiej niż myślałem. Cieszę się, że w końcu zrozumiałaś moje intencje. Jeśli nie mamy wpływu na to co się dzieje w naszym życiu, należy to po prostu zaakceptować. – powiedział, poprawiając moje włosy. Ani drgnęłam, starałam się nie okazywać emocji. Nauczyłam się tego przez te kilka dni, robiłam dokładnie to czego ode mnie oczekiwał.

– Masz dziesięć minut od momentu dojechania na miejsce. Będę wiedział, bo pan Lee mi powie. I pamiętaj, bez żadnych numerów. – uśmiechnął się, otwierając mi drzwi wyjściowe.
Wyszłam z budynku, przed którym czekał już czarny samochód z panem Lee ubranym w czarny garnitur stojącym na baczność.

– Pani Chang. – ukłonił się nisko, otwierając mi drzwi. Wsiadłam do środka, a zaraz po mnie za kierownicą pojawił się mężczyzna.

– Dokąd pani Chang? – spytał uprzejmie.

– Do mojej dawnej szkoły.

Czyli tam gdzie wszystko się zaczęło.






Po upływie kilkunastu minut samochód został zaparkowany pod dziedzińcem.

– Mam nadzieję, że nie muszę tam z panią wchodzić pani Chang. Nie chciałbym oberwać od pani ojca. – odparł spoglądając na mnie z lusterka.

– Nie, panie Lee. Nie ma już odwrotu, mogę chociaż o coś pana poprosić?

– Zamieniam się w słuch, pani Chang.

– Mógłby pan zameldować mojemu ojcu o przybyciu na miejsce za dziesięć minut? – spytałam z nadzieją w głosie. Jeśli mam już ich nigdy nie zobaczyć chce mieć trochę więcej czasu.

– Nie ma mowy, przepraszam pani Chang.

– Proszę.. nie pytam o pomoc w ucieczce, jedynie o dodatkowe dziesięć minut z moimi przyjaciółmi. Doskonale wie pan jak wygląda i jak będzie wyglądało moje życie. W Stanach też będzie mnie pan pilnował, chyba lepiej żebyśmy mieli dobre relacje. – próbowałam w dalszym ciągu przekonać mężczyznę. Jako, że jest on jednym z najlepszych pracowników mojego taty również jedzie z nami do Stanów.

– Oczywiście. W porządku, ma pani osiem minut. Powiem, że stanęliśmy w korkach.

– Nie trzeba, sama to zrobię. – odparłam, gdy chciał wstawać i otworzyć dla mnie drzwi.
– Dziękuję. – rzuciłam wychodząc z pojazdu, ruszając biegiem do budynku.

Wpadłam do środka, a moim oczom ukazał się wielki transparent wiszący na ścianie z napisem “Będziemy tęsknić, Rosie.”

Wokół mnie zebrali się moi przyjaciele, patrząc na mnie ze łzami w oczach. Przełknęłam ślinę, patrząc na nich po kolei. W ich oczach mogłam dostrzec ból, żal, smutek i rozczarowanie oraz niesprawiedliwość. Moje serce rozpadało się na miliony kawałków. Nic nie powiedzieli, zamiast tego podeszli do mnie i zamknęli w grupowym uścisku. Trwaliśmy w nim kilka minut, jednak dla mnie każda minuta była na wagę złota. Mój czas był policzony co do sekundy.

– Ile mamy czasu? – spytał zasmucony Jimin.

– Niewiele. – odparłam, nie chcąc ich bardziej dołować.

– Nie wierzę, że to wszystko na nic. Że.. teraz nas zostawisz. – powiedziała Semi, trzęsąc się z rozpaczy. Z jej twarzy spływały słone, wodospady łez. Tworząc ścieżki, ściekające na jej ubranie.

– Nie mam wyboru, jeśli tego nie zrobię mój ojciec zniszczy każdego z was jeden po drugim.. – zacisnęłam powieki.

– Chcę powiedzieć, że bez ciebie to wszystko... nie będzie już takie samo. Wszystko będzie puste i bez wyrazu. – zaczął Jungkook.

– Bez twojego uśmiechu.. – dodał Jimin.

– Bez twoich żartów.. – dołączył TaeYong.

– Bez twoich złotych rad. – dodał łamliwym głosem Namjoon.

– Po raz pierwszy pustka w naszych sercach została zapełniona, wszyscy czuliśmy że w końcu gdzieś należymy. Że jesteśmy wartościowi, ważni i potrzebni. – powiedział w końcu Taehyung, ledwo mogąc się wysłowić przez zaciskające się gardło.

– Byłaś jak brakujący element układanki między nami. – powiedział Yoongi, który wydawał się zawsze dość obojętny wobec mnie. Słysząc ich słowa, czułam że łzy coraz bardziej odbierają mi mowę. Nigdy nie czułam silniejszych emocji.

– Będziemy za tobą bardzo tęsknić, Rosie. – zza grupki przyjaciół, wyłoniła się pani Kim na wózku. Wyglądała o wiele lepiej, zdrowiej. To zdecydowanie podnosiło mnie na duchu.

– Pani Kim.. – natychmiast porwałam się do objęcia kobiety.

– Pamiętaj, jesteś bardzo wartościową dziewczyną. Nie waż się w to nigdy zwątpić, czy zapomnieć kim jesteś. – uśmiechnęła się, mając łzy w oczach. Rzadko widziałam ją w takim stanie, zazwyczaj próbowała pokazać że wszystko jest dobrze by podtrzymać innych na duchu. Nawet wtedy gdy jej zdrowie było zagrożone, a teraz? Ta pozytywna energia się ulotniła, z na jej miejsce pojawiła się pustka.

– Roseanne, Możemy porozmawiać, na osobności? – usłyszałam za sobą dobrze znany mi głos. Odwróciłam się i zobaczyłam Chanyeol’a, wyglądał jakby od bardzo dawna nie zaznał odpowiedniego snu. Wyglądało na to, że także schudł. Ogarnęło mnie poczucie winy, i chęć pomocy. Skinęłam tylko głową, wychodząc z nim na zewnątrz zostawiając moich przyjaciół pocieszających siebie nawzajem.

– Wiem, że masz ograniczony czas więc się pospieszę. Wiem, że jako przyjaciel byłem okropny. To dlatego, że nie chciałem nim dłużej być. Chciałem być kimś więcej. Może nie z początku, ten zakład to była jedna wielka pomyłka i cholernie tego żałuję. Jednak musisz wiedzieć, że potem moje uczucia były prawdziwe, szczere i miałem wobec ciebie najlepsze intencje. Zakochałem się po uszy, i proszę cię o wybaczenie. Nic więcej, nie mogę spać z myślom o tym że nie będziesz miała okazji mnie wysłuchać i odejdziesz myśląc że wszystko czego pragnąłem to cię zranić. – nie mogłam patrzeć na to jak bardzo smutny był, przytuliłam go mocno tłumiąc łzy.

– Wybaczam ci Chan. Byłeś naprawdę dobrym przyjacielem, żałuję że nie poznałam cię jeszcze lepiej. Życzę ci jak najlepiej i mam nadzieję, że znajdziesz miłość swojego życia i zaznasz szczęścia jakiego jeszcze nigdy dotąd nie zaznałeś. – uniosłam jeden kącik ust, próbując być dla niego oparciem. Zobaczyłam za jego plecami stojącego Taehyung’a.

– A teraz wybacz, ale jest jeszcze jedna osoba z którą powinnam się pożegnać. – skinął głową i odszedł z wolnym sumieniem. Miałam wrażenie, jakby kamień spadł mu z serca.

– Czyli to koniec, tak? – westchnął Taehyung, podchodząc do mnie bliżej.

– Na to wygląda.. – spojrzałam w jego smutne oczy.

– To nie miało tak być. Miałem powoli zdobywać twoje serce, pokazywać ci każdego dnia jak bardzo mi zależy. Traktować cię tak jak na to zasługujesz, a na koniec uwolnić cię od ojca tyrana. Przepraszam, zawiodłem cię. – starłam samotną łzę, spływającą po jego policzku.

– Proszę nie..

– Nie dam sobie rady bez ciebie. Byłaś dla mnie jak fundament, w moim zawalającym się domu. Bez ciebie moja konstrukcja nie będzie w stanie być stabilna. Jestem słaby, słabszy niż myślisz. Przez wiele lat myślałem, że moją słabością jest samotność. Myliłem się, Rosie. To ty byłaś moją słabością. – chłopak rozpłakał się na dobre. Skorupa wokół niego pękła, stało się.

– Shh... Już dobrze. – położyłam obie dłonie na jego policzkach, na bieżąco ścierając nowe krople słonej cieczy.

– Ja.. nie dam rady..

– Ależ oczywiście, że dasz. – po wypowiedzeniu tych słów połączyłam nasze usta w delikatnym pocałunku. Całowaliśmy się dokładnie tak jakby miałby to być nasz ostatni pocałunek, czuliśmy go w każdym calu naszego ciała. Prądy adrenaliny były odczuwalne nawet w naszych palcach u stóp.
Nie mogłam uwierzyć, że już nigdy nie spojrzę w jego piękne oczy i nie usłyszę anielskiego głosu bruneta.

– Pani Chang! Za chwilę musimy wyruszać na lotnisko. – usłyszałam wołanie pana Lee, odrywając się od miękkich warg chłopaka. Spojrzałam głęboko w jego oczy, a następnie przeskanowałam jego twarz chcąc dokładnie zapamiętać każdy jej detal.

– Pamiętaj o naszej zasadzie.

– Gdy zatęsknisz spójrz w gwiazdy. – odparłam doskonale znając te słowa.

– A ja zrobię to samo. Nic nas nie rozdzieli, rozumiesz? Odszukam cię choćbym miał poświęcić swoją przyszłość rozumiesz? Obiecuję ci to, Rosie. Przyjadę po ciebie, uwolnię cię od tego. – pokiwałam głową, chcąc wierzyć w słowa chłopaka. Wydawał się mówić z pełnym przekonaniem, jak nigdy dotąd.

– Weź to. – wyjęłam z kieszeni swoje zdjęcie i położyłam je na jego otwartej dłoni, zaciskając ją.

– Pani Chang! – pan Lee, stanął przy drzwiach od samochodu i je otworzył.

– Rosie! Mamy coś dla ciebie. – dołączyła do nas reszta z Semi na przodzie.

– Pamiętaj o nas. Obiecaj, że do nas wrócisz. – podała mi różowy notes.

– Obiecuję. – rozpłakałam się na dobre.

– Będę za wami tęsknić, błagam nie zapomnijcie o mnie. Nie nienawidzcie mnie, nie chciałam by tak wyszło. – odparłam rozpaczliwie, ściskając kurczowo zeszyt.

– Wiemy.. – odparł zasmucony Jungkook.

– Żegnajcie. Kocham was i nigdy nie zapomnę o chwilach, które razem przeżyliśmy. – rzuciłam na odchodne, wchodząc do samochodu. Gdy ruszaliśmy, zsunęłam szybę samochodową i wpatrywałam się z zapłakaną grupkę młodych ludzi, którym właśnie zawalił się cały świat. 

Jedni chowali swoje twarze w dłoniach, drudzy zaś ściskali się mocno ocierając wzajemnie łzy. No i został brunet, klęczący na posadzce. Twarz zalaną miał we łzach, ściskał w ręce fotografię ukochanej krzycząc jakby był obdzierany ze skóry. Przyjaciele próbowali go podnieść, lecz na próżno. Chłopak nie mógł znieść dłużej bólu jaki w nim tkwił.



Ophelia.

I co myślicie, że to już koniec?

Przyznajcie się, płakaliście?

Będę bardzo wdzięczna o udostępnienie książki znajomym. ❤️❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro