♪𝚝𝚑𝚒𝚛𝚝𝚢 𝚘𝚗𝚎♪
“Tęsknota wysysała z niego życie, nie miał ochoty jeść spać ani wychodzić z łóżka. Chciał tylko zamknąć w ramionach swoją niewinną istotkę, swojego anioła i wyszeptać w jej ucho dwa słowa mające dla niego największe znaczenie. – Kocham Cię.”
Chłopak wrócił do swojej kruchej, słabej postaci. Nie chciał z nikim rozmawiać, unikał jakichkolwiek spotkań towarzyskich i nie jadał normalnie posiłków. Wyjazd młodej dziewczyny nie wpłynął także korzystnie na życie pozostałych członków ich paczki.
Nie spotykali się już tak jak wcześniej, właściwie wcale się nie wydawali. Z trudem próbowali utrzymać się na powierzchni, podczas gdy tęsknota za przyjaciółką ściągała ich na samo dno. Każdy z nich zamknął się w czterech ścianach swojego pokoju, i wyglądało na to że wcale nie mieli ochoty z nich wychodzić.
Namjoon porzucił marzenia o studiach prawniczych, Yoongi wyrzucił zeszyty z piosenkami, a związek Semi i TaeYonga wisiał na włosku. Do tego Jungkook, uroczy, czarujący chłopak który niegdyś był tym najśmieszniejszym i podnosił wszystkich na duchu zamknął się w sobie na dobre.
Każdy z nich stracił to co ich łączyło, stracili chęci do życia i nadzieję na odzyskanie swojej najlepszej przyjaciółki. Tak cholernie tęsknili za jej melodyjnym głosem, różanym zapachem ciągnącym się za jej drobną posturą. Nie wspominając już o jej żartach, i wyjątkowo pomocnych radach. Była taka urokliwa, że świat bez niej stał się szary.
Bez Rosie nic już nie było takie samo.
| Rosie pov. |
Wysiadając z samolotu musiałam zmierzyć się z nowym życiem, nową rzeczywistością i nowymi wyzwaniami. Silny nowojorski podmuch wiatru, omało co nie zrzucił mnie że schodów.
Wokół roiło się od reporterów, poprawiłam okulary spoczywające na moim nosie i zostałam zagoniona do zejścia na dół gdzie czekał na nas czarny samochód.
– Panie Chang! Ma pan przepiękną córkę! – usłyszałam gdzieś z tłumu.
– Dziękuję, jak widać urodę odziedziczyła po matce. – zaśmiał się teatralnie. Aktorem był świetnym, nie ma co. Odgrywał wzorowo rolę dobrego tatusia i kochającego męża.
Podczas gdy tak naprawdę był to potwór w ludzkiej postaci.
Podczas gdy mój tata odpowiadał na pytania, aparaty skierowane były w stronę matki i moją. Dusiłam się w tym fałszywym środowisku. Ta cała otoczka idealnej rodziny wysyłała ze mnie życie.
– Uśmiechnij się. – matka zacisnęła mocniej dłoń, znajdującą się na mojej talii. Wykonałam jej polecenie, spoglądając na kobietę kątem oka. Szczerzyła się jak ostatnia debilka, kiedy moja matka się tak zmieniła? Pieniądze niszczą człowiekowi mózg.
I nie tylko.
– Koniec wywiadów na dziś, pan Chang wraz z rodziną uda się na spoczynek po długiej i wyczerpującej podróży. – usłyszałam głos pana Lee, a po chwili wsiedliśmy do samochodu odjeżdżając z lotniska.
– Spisałaś się. Jednak uważam, że mogłaś się bardziej uśmiechać. – zauważyła matka surowym tonem.
– Nie potrafię udawać szczęścia w przeciwieństwie do ciebie. – mruknęłam pod nosem, wpatrując się w widoki za oknem.
– Nie odzywaj się tak do matki. – rzucił ponuro ojciec znad szklanego ekranu tabletu, na którym odczytywał swój grafik.
– Ależ proszę bardzo, nie muszę się do was wcale odzywać. – westchnęłam ukazując swoje zirytowanie.
– Za piętnaście minut będziemy na miejscu panie Chang. – odparł mężczyzna za kierownicą, a ojciec podziękował za informację.
Już za chwilę staniemy przed naszym kolejnym domem. Ogromną, pustą i zimną rezydencją. Po co to komu? Ojciec od zawsze uwielbiał podkreślać swoją pozycję drogimi samochodami i posiadłościami. Liczyły się dla niego tylko wartości materialne. Wysiedliśmy pod białym pałacem, dookoła posiadłości znajdował się idealnie przystrzyżony trawnik i żywopłoty w rozmaitych kształtach. Utrzymanie tego budynku kosztuje fortunę, nie podoba mi się rozrzutność z jaką żyjemy. Moi dziadkowie od zawsze żyli w jednym, niewielkim domu. Stawiali na wygodę i komfort, ale przytulne i ciepłe wnętrza.
I tutaj widzę pierwszą różnice, gdyż po wejściu do domu ujrzałam dużo pustej przestrzeni i bogatych zdobień. Wiele znanych dzieł sztuki wiszących na ścianach, drogie rzeźby i schody z czystego marmuru. Nienawidziłam tego, pragnęłam zwykłej rodziny, zwykłego domu i zwykłego życia. Nie pasowałam tu, ani do Stanów. Moje miejsce było w Korei u boku moich przyjaciół.
Resztę dnia spędziłam na rozpakowywaniu się w moim pokoju. Wybrałam taki, który jest najbardziej oddalony od obsesyjnego ojca i bipolarnej kobiety zwanej matką.
Królewskie łoże ani ogromna garderoba wypchana po ściany markami takimi jak Gucci, Chanel, Prada, YSL, Czy też Dior nie wypełni pustki po stracie przyjaciół.
Ale kogo to obchodzi?
– Roseanne, mamy dla ciebie niespodziankę. Zaraz przyjdzie do ciebie stylistka, a potem zejdziesz na dół i zobaczysz co dla ciebie mamy. – usłyszałam głos matki przy drzwiach. Ton jej głosu ciężko było określić, jednak napewno było w nim pełno obojętności. Nie wiem gdzie zapodziała się matczyna miłość i inne emocje, które powinny się w nim znaleźć.
– W porządku.
Tak jak ostrzegła mnie matka po upływie kilku minut przyszła do mnie wyjątkowo uprzejma kobieta i wykonała mi makijaż oraz dobrała strój. Na włosach zrobiła delikatne, złamane loki opadające kaskadami na moje plecy i wsunęła spinki w złotym kolorze z napisem znanej marki.
Podała mi na wieszaku białą sukienkę bez rękawów przed kolano z klamrą w pasie. Do całości zmuszona byłam założyć szpilki w tym samym kolorze. Czułam się jak szmaciana lalka, z którą moi rodzice robili to co żywnie im się podoba. Nie miałam już dłużej siły się opierać, traciłam siłę na choćby mruganie i oddychanie.
Zrobili mi to moi rodzice, zamienili mnie w przedmiot ich chorych fantazji.
– Gotowe, pani Chang. – odparła uprzejmie brunetka zakładając mi prawego buta. Zmierzyłam ją ponurym wzrokiem, i skinęłam głową w geście podziękowania.
– Pani Chang, goście przybyli.
Słucham? Jacy goście?
Wyszłam z pokoju, schodząc po schodach. Stukot szpilek spotykających się z marmurową powierzchnią odbijał się echem od ścian rezydencji.
– I to jest właśnie nasza córka, Roseanne. – zobaczyłam rodziców stojących u podnóża schodów wraz z uroczym małżeństwem i chłopaka najprawdopodobniej w moim wieku.
Ojciec kurczowo złapał mnie w talii gdy tylko do nich dotarłam i zacisnął na niej swoją dłoń, wymuszając na mnie reakcję.
Wytresował mnie jak psa.
– Witam państwa. – ukłoniłam się uprzejmie z obojętnym wyrazem twarzy.
– Doprawdy urocza. – rzekł mężczyzna na mój widok.
– Roseanne, poznaj państwa Carrington. I Williama swojego przyszłego męża. – niebieskie spojrzenie blondyna skanowało mnie od góry do dołu. Jego rodzice również wyczekiwali mojej reakcji z zapartym tchem. W tym momencie uleciały ze mnie resztki życia i godności. Straciłam swoją wartość, zostałam oficjalnie sprzedana.
Ophelia <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro