♪𝚝𝚑𝚒𝚛𝚝𝚢 𝚎𝚒𝚐𝚑𝚝♪
“W powietrzu wisiały zmiany. Poważne zmiany, które odbiją się na życiu niewinnej i niczego nieświadomej Rosie.”
– Mój ojciec był człowiekiem honorowym.. – opuściłam ręce z zapisaną na kartce przemową w dół głośno wzdychając, a krawcowa odskoczyła ode mnie z miarą niczym poparzona.
– Nie dam rady tego przeczytać, to same brednie. – poskarżyłam się.
– A masz jakiekolwiek wyjście? – spytała Semi, patrząc na mnie współczująco.
– Matka mi kazała, więc nie. Nie do wiary, że dała mi już ułożoną przemowę. Nawet po śmierci ojciec ma nade mną kontrolę. Podobno to opisał w swojej ostatniej woli. – powiedziałam zrezygnowana. Pogrzeb miał być jutro, w tym celu matka wyznaczyła krawcowej pracującej dla nas już od lat by przygotowała dla mnie suknie. Kiedy okazało się, że jest mi za duża musiała nanieść parę zmian. Była to czarna suknia lekko przed kolano, jej dół był rozkloszowany góra zaś opięta. Dekolt w kształcie serca i długie rękawy z czarnego, prześwitującego materiału.
– Dokonałam potrzebnych pomiarów. Naniosę odpowiednie zmiany, i przekaże panu Lee. – ukłoniła się przed nami.
– Do widzenia. – pożegnałyśmy kobietę, również się kłaniając w geście uprzejmości i obserwowałyśmy jak opuszcza pomieszczenie.
– Co jest między tobą, a Taehyung’iem? – wypaliła nagle Semi, a ja omal co nie zakrztusiłam się powietrzem. Co miała na myśli?
– Hmm? – uniosłam brwi, zakładając na siebie bluzę.
– No, jesteście parą? – spytała, patrząc na mnie jak na głupka.
Nie do końca byłam pewna jakiej odpowiedzi udzielić. Kim dla siebie byliśmy? Od czasu pobytu w Stanach trzymałam go na dystans, bałam się relacji międzyludzkich. Nie chciałam też ponownie go zranić. Wiem, że ciężko jest to zrozumieć. Jestem jednak dość skomplikowana, właściwe wszystko co związane z uczuciami jest mi obce. Myślałam o naszych wcześniejszych pocałunkach, miałam wrażenie że wynikały one raczej z długotrwałej rozłąki i tęsknoty lub zdarzały się pod wpływem chwili. Mieszkam aktualnie u niego w domu, ale to sytuacja tymczasowa. Chłopak śpi w salonie, a ja zajęłam jego sypialnie. Oprócz tego zdarzało nam się złapać za ręce, czy nawet przytulić. Jednak, czy przyjaciele się tak nie zachowują?
– Nie muszę z tobą o tym rozmawiać.. – próbowałam za wszelką cenę uniknąć odpowiedzi.
– Czyli nie jesteście? – uniosła brwi w geście zdziwienia.
– Daj spokój, co?
– Ale całowaliście się.. widziałam na własne oczy. Podczas pożegnania i wnioskuję, że nie tylko wtedy. – włożyła jedną rękę do kieszeni.
– Owszem, ale czy ludzie którzy się całują zawsze muszą być razem? – spytałam ironicznie.
– Kochasz go? – to pytanie totalnie zbiło mnie z tropu.
– Ja.. chyba tak, nie wiem. – nie wiedziałam, że przyjdzie taki moment kiedy będę musiała się rozliczyć ze swoich uczuć. Nikt mnie nigdy o nie nie pytał, więc co w tym dziwnego że nie potrafiłam ich rozpoznawać. Co prawda, powiedziałam chłopakowi że go kocham. Tak samo jak on mi, jednak skąd mam wiedzieć że nie mówiłam tego pod wpływem emocji? Może chłopak również?
Może nie potrafił odróżnić tęsknoty od miłości?
Wiedziałam jedynie, że cholernie mi na nim zależało. Pragnęłam dla niego jak najlepiej i dbałam o niego jak nikt inny. Czułam się przy nim bezpieczna, doceniona i ważna. Czy to jest miłość? Miłość z prawdziwego zdarzenia? Nie wiedziałam tego, bo nigdy czegoś takiego nie doświadczyłam. Skoro sama przez tyle lat nie doświadczyłam miłości, to jak mogłam ją kogoś darzyć?
– On cię kocha. – to było bardziej stwierdzenie niż pytanie.
– Słucham?
– On cię kocha, kretynko. – oburzyła się moją dezorientacją.
– Mówił mi to, ale.. – skrzyżowałam ręce na wysokości piersi.
– Wystarczy na niego spojrzeć. Patrzy na ciebie jak na anioła w ludzkiej postaci. Nie powinnaś mieć co do tego żadnych wątpliwości. Tym bardziej skoro ci to powiedział. – zauważyła, a ja zaczęłam poważnie zastanawiać się nad sensem jej słów.
– Wiesz, mam pewne problemy z zaufaniem.. – odrzuciłam jej teorię.
– Nic dziwnego, ale..
– Robi się późno, jutro czeka mnie ciężki dzień. Myślę, że powinnaś już iść. – zbyłam ją.
– Rosie.. nie odtrącaj mnie, nie chciałam cię zranić. – powiedziała, podchodząc do mnie bliżej.
– Semi, chcę zostać sama. – w istocie wcale tego nie chciałam. Jednak wolałam unikać niewygodnych pytań, jak my wszyscy prawda?
Nie Rosie, po prostu się boisz.
– W porządku, widzimy się jutro. Pamiętaj, wszyscy tam będziemy dla ciebie. Po to by cię wspierać, nie będziesz sama. – oznajmiła wychodząc z pomieszczenia zostawiając mnie sam na sam z moimi uciążliwymi myślami.
Zeszłam na dół, gdzie w salonie czekała na mnie matka by omówić szczegóły uroczystości według protokołu.
Usiadłam obok kobiety, spoglądając na stertę papierów.
– Cieszę się, że to robisz Rosie. Wiem, że to będzie dla ciebie wyjątkowo ciężkie. Ale pamiętaj, nie wyciągamy rodzinnych problemów na zewnątrz. Pogrzeb będzie transmitowany na żywo, każdy błąd będzie zauważony. Każdy najmniejszy ruch, nie możemy zawieść. Musimy pożegnać ojca jak należy. – powiedziała matka. Widziałam po niej, że ciężko było jej się pozbierać. Kochała mojego ojca, mimo jego specyficznego charakteru. Był dla niej jedynym bliskim, była zmuszona zrzec się nazwiska tylko dla niego. Po części została do tego zmuszona, tak samo jak do miłości. Osobiście porównywałam to do syndromu sztokholmskiego*.
– W porządku, zrobię to. – obiecałam, chociaż przychodziło mi to z ogromnym trudem. Jednak wiedziałam jedno, nigdy nie wybaczę matce. Ani ojcu, pomimo tego że nie jest już wśród nas póki nie umrę będę chować urazę do obojga rodziców.
– Więc omówmy kolejność. – westchnęła, zakładając okulary korekcyjne na nos i sięgnęła po papiery.
– Podjeżdżamy samochodami pod bramę kaplicy, następnie wchodzimy pierwsze jako rodzina. Dopiero potem wchodzą goście. Zasiadamy w pierwszym rzędzie, w następnym pracownicy ojca, inwestorzy i członkowie rady. Na samym końcu znajdzie się miejsce dla twoich przyjaciół. – zaczęła.
Doprawdy ojciec był tak zapatrzony w siebie, że zaprojektował swój własny pogrzeb. Wiem, że w jego planie nie było miejsca na moich przyjaciół jednak matka nieco go zmodyfikowała. Wiedziała, że nie zgodziłabym się na tą szopkę gdyby nie ich obecność.
– Chór zaczyna śpiewać pieśń wybraną przez ojca. Trumna zostaje wniesiona do środka. Następnie ty wygłaszasz przemowę, wtedy ponownie jest czas na pieśń. Wtedy mikrofon przejmują poszczególni członkowie rady i fundacji, mówiąc kilka słów o tacie.
– Oni też mają wymyśloną przemowę? – spytałam z ciekawości.
– Nie. – właśnie takiej odpowiedzi się spodziewałam. Ojciec chciał mieć kontrolę nad tym co mówię i co robię. Czyli nic się nie zmieniło.
– Oficjalne pożegnanie włącznie ze złożeniem kwiatów, wspólna modlitwa i czas na wspólny posiłek w rodzinnej rezydencji. Jakieś pytania? – zaprzeczyłam, nie marząc o niczym innym jak o powrocie do mojego tymczasowego domu. Dusiłam się w towarzystwie matki, zbyt bardzo przypominała mi o przykrych wydarzeniach. O tym jak zmusili mnie do pozostawienia moich jedynych przyjaciół. Osób, które znaczyły dla mnie więcej niż cokolwiek innego. Osób, które sprawiały mi radość i podtrzymywały na duchu.
||||||||||||||||||||||||||||||||
Syndrom Sztokholmski* – stan psychiczny, który pojawia się u ofiar porwania lub u zakładników, wyrażający się odczuwaniem sympatii i solidarności z osobami je przetrzymującymi.
Ophelia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro