Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

♪𝚜𝚒𝚡𝚝𝚢 𝚜𝚎𝚟𝚎𝚗♪

“Jej cały świat się zawalił, a serce podeszło do gardła.”



– Babciu, nie martw się niedługo będziemy się zbierać.

– Oj, z pewnością jej przekaże. – odezwał się głęboki, nieznajomy mi głos po drugiej stronie.

Zamarłam w bezruchu, próbując złapać oddech który ugrzązł mi gdzieś w okolicy płuc. 

– Kim jesteś? – z mojego gardła uleciał zaledwie cichy szept, połączony z przerażeniem. Miałam wrażenie, jakby cały alkohol ze mnie spłynął.

– Twoim największym koszmarem. – ponownie wstrzymałam oddech na kilka sekund. Tak podpisywał się nadawca w listach.

– Co zrobiłeś mojej babci? – poczułam jak łzy lecą po moich rozgrzanych policzkach.

– Jeszcze nic, ale jeśli nie wykonasz tego co ci powiem być może ta staruszka ucierpi.

– Błagam.. – wyszeptałam, powstrzymując się z ledwością od wybuchu szlochem.

– Spotkajmy się za kwadrans w firmie, w twoim gabinecie. Przyjdź sama. Tylko spróbuj powiadomić policję, a babka się przekręci nim zdążysz wejść do budynku.

– J-ja nie wiem czy zdążę..

– Oj.. doskonale wiesz, że zdążysz. Postarasz się, go kochasz babcię. Za kwadrans, do zobaczenia. – rozłączył się, a ja opadłam z płaczem na podłogę. Miałam ochotę pogrążyć się w szlochu, ale musiałam pomyśleć przez chwilę. Nie mogę nikomu powiedzieć, bo nie ocalę babci. Co on mi zrobi? Lub co chce zrobić?
Czego ode mnie oczekiwał?

– Rosie, Wszystko dobrze? – usłyszałam głos Taehyung’a zza drzwi. Westchnęłam, próbując zebrać się do kupy i otarłam łzy.

– Tak! Zaraz wyjdę, miałeś rację nie powinnam pić teraz mi niedobrze. – odparłam niechętnie.

– Rozumiem, potrzebujesz czegoś?

– Jeśli możesz to przynieś mi wody. – odchrząknęłam, pozbywając się lekkiej chrypki.

– W porządku, zaraz będę księżniczko. – odczekałam chwilę, otwierając drzwi i wychyliłam głowę za drzwi by upewnić się że mam czystą drogę do ucieczki.
Skierowałam się szybkim krokiem do wyjścia przeciskając się między tłumem tańczących do głośnej muzyki ludzi.

– Rosie, dobrze że jesteś. Szukaliśmy cię, właśnie się sprzeczamy o to czy granatowy to odmiana ciemnego niebieskiego czy czerni. – dopadł mnie totalnie pijany Hoseok.

– Hoseok, przepraszam ale nie mam teraz na to czasu wybacz..

– Ja uważam, że to czerń. – mruknął pod nosem Jin, nieco się zataczając.

– Ja uważam, że to niebieski. – uparł się Hoseok, zawieszając na moim ramieniu.

– Rozstrzygnę wasz spór, mam to gdzieś. – wyrwałam się z objęć chłopaka, udając się do wyjścia. Było mi przykro z powodu w jaki ich potraktowałam, ale inaczej by się nie odczepili a w tym momencie każdą sekunda była na wagę złota.

Wsiadłam do taksówki stojącej na postoju i roztrzęsiona wymamrotałam by mężczyzna zawiózł mnie do firmy.

Po kilku minutach wpadłam do budynku rozkojarzona, biegnąc w stronę mojego biura. Biegłam ile sił w nogach, mając wrażenie że już całkiem wytrzeźwiałam.

Wpadłam do pomieszczenia dostrzegając babcię siedzącą na kanapie w rogu, a przy jej boku jednego mężczyznę ubranego na czarno. Był raczej w średnim wieku, jego włosy gdzieniegdzie lekko osiwiałe.

– Jest i nasza gwiazdeczka. – odparł ochrypiałym głosem.

– Babciu! – podbiegłam do kobiety, zamykając ją w uścisku.

– Kochanie.. uciekaj.. – powiedziała, będąc totalnie przerażona. Podzielałam jej strach, ale udawałam że jest inaczej. Nakładałam maskę zimnej suki, udając że jestem nieustraszona.

– Nie cofnę się babciu. Nie zostawię cię, jesteś moją jedyną prawdziwą rodziną. – wtuliłam się w ciało kobiety.

– Czego od nas chcesz? – spytałam, podchodząc do niego pewnie.
Nie wiem skąd wziął się u mnie ten nagły przypływ odwagi.

– Tego czego zawsze chciałem. Imperium. – wyznał, zbliżając się do mnie. Był naprawdę niebezpieczne blisko. Wstrzymałam oddech i zacisnęłam powieki, czując jego nieprzyjemny oddech na moim policzku.

– A ty mi to dasz, słonko. – pogłaskał mój policzek. – doprawdy urocza buźka. Szkoda by coś jej się stało. – dodał, chwytając mój podbródek w dwa palce. Zacmokał widząc moją niechęć i obrzydzenie.

– Łapy precz od mojej wnuczki! – kobieta się podniosła, a on przybliżył się do kobiety zaciskając szczękę.

– Niczego ci nie dam. – wycedziłam przez zaciśnięte zęby.

– Chyba się nie zrozumieliśmy, skarbie. – przyłożył nagle broń do skroni babci, a ja zakryłam buzię dłonią powstrzymując się od panicznego krzyku.

– Chyba teraz zrozumiałaś przesłanie. – opuścił dłoń z pistoletem, a ja odetchnęłam z ulgą ocierając łzy. Nawet nie wiedziałam kiedy zaczęłam płakać.

– Co mam zrobić? – byłam gotowa podjąć ryzyko by ocalić życie babci.

– Przekaż mi wszystkie udziały. Oddaj interes w moje ręce, a twoje wszystkie problemy się skończą. – powiedział spokojnym i opanowanym tonem, wskazując na dokument znajdujący się na biurku.

Miałam zrzec się praw do rodzinnego interesu. Miałam poświęcić wszystko na co tak ciężko pracowali moi przodkowie, wyrzucić to do śmietnika  i ocalić życie mojej babci?
Nie mogłam mieć żadnych wątpliwości, kobieta była mi zbyt bliska. Zbyt cenna by umrzeć.

– Tik tak Rosie. Nie mamy całej nocy na rozmyślania. Chyba niezbyt zależy ci na twojej babci, co? – zwątpił w moją miłość do kobiety na co się spięłam. Nie potrzebowałam dodatkowej motywacji.

– W takim razie podpisuj! – wrzasnął, uderzając dłonią w blat drewnianego biurka. Podeszłam do niego niepewnie, spoglądając na kobietę.

– Nie rób tego.. – pokręciła głową na co odpowiedziałam pokrzepiającym uśmiechem. Chciałam jej przesłać falę spokoju, w końcu rzeczy materialne nie zastąpią mi rodziny którą i tak posiadałam już w dość okrojonej wersji.

– Nie mam wyjścia. – sięgnęłam po długopis biorąc głęboki wdech, a moją ręka zawisnęła nad kartką w powietrzu. Czy jestem gotowa wszystko stracić?

– Nie rób tego Rosie! – odskoczyłam od biurka jak poparzona będąc zaskoczona obecnością chłopaka.

– Hyunjin. – wpadłam w jego ramiona, próbując się nie rozklejać. Trzęsłam się ze strachu, chłopak potarł moje plecy wtulając mnie w swoje ciało.

– Synu, w samą porę.

– Owszem, w samą porę przyszedłem. Policja jest już w drodze. – ojciec chłopaka zdębiał.

– Słucham?

– To co słyszałeś, ojcze. Mam dość tego co robisz, już nigdy nie zrobię czegoś wbrew sobie by cię zadowolić. – ta sytuacja strasznie przypominała mi relację między mną, a moim własnym ojcem. Była dość skomplikowana i ciężka by z niej wybrnąć. Ojciec był bardzo wpływowy, wmawiał mi że bez niego jestem nikim a ja będąc niepewną siebie nastolatką ślepo wierzyłam w każde jego słowo.

– Jak śmiesz, cholerny dzieciaku! – zamachnął się na niego, ale starsza kobieta złapała za jego nadgarstek mocno go ściskając.
Mężczyzna spojrzał na nią zdziwiony i zakłopotany.

– Jak śmiesz podnosić rękę na swojego syna, dzieci to rzecz święta! – wrzasnęła, a ja byłam pewna że dała upust emocjom spoczywającym na dnie jej serca od lat. Miała żal do moich rodziców o to jak mnie traktowali, czułam że te słowa mają nawiązanie do mojej osoby. To było właściwie coś więcej niż przeczucie.

W oknie odbiły się światła policyjnego radiowozu, a do moich uszu dotarł charakterystyczny dźwięk syreny.

Mój horror właśnie się kończył.



Ophelia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro