Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

♪𝚜𝚒𝚡𝚝𝚢 𝚘𝚗𝚎♪

"Just tell me, why?"








- Tak, jestem już w środku. Kończę. - usłyszałam dość znajomy głos.

Wstrzymałam oddech nie mogąc uwierzyć w to co słyszę. Był jedną z ostatnich osób jakie mogłabym podejrzewać. Z jakiegoś powodu jednak cierpliwie czekałam na potwierdzenie moich obaw. Być może jakaś część mnie potrzebowała przyłapać go na gorącym uczynku.

Zobaczyłam jak mężczyzna wyciąga z kieszeni pendrive i podłącza go do mojego komputera. Teraz miałam już pewność, to on wynosił dane z firmy.

- Błagam powiedz, że to nie to co myślę. - wyszłam z pomieszczenia podchodząc bliżej chłopaka.

- J-ja.. Rose, przysięgam..

- Jak mogłeś, Hyunjin? Jak mogłeś udawać mojego przyjaciela, a potem wbić mi nóż w plecy i wypatroszyć tak jak wypatroszyłeś moją firmę? - chłopak zbladł, nie spodziewał się mnie tutaj w środku nocy.

- Ja.. nie chciałem. - wykrztusił.

Podeszłam bliżej niego patrząc mu w oczy, po czym wyciągnęłam pendrive z laptopa i rzuciłam nim o podłogę patrząc jak ślizga się aż spotkał się z pobliską ścianą.

- Jak mogłeś do cholery! To ty włamałeś się do mojego domu? Nastraszyłeś mnie i moją całą rodzinę? - celowałam w niego palcem wskazującym, zmniejszając odległość między nami.

- Musiałem, zrozum. - odparł cicho, jakby w obawie przed tym że jeśli powie to głośniej jego słowa nabiorą złych intencji pomimo tego jak bardzo okropnej rzeczy dokonał.

- Co musiałeś? Co musiałeś do cholery! - wrzasnęłam, a mój piskliwy lecz lekko zachrypnięty głos odbił się echem od ścian pomieszczenia.

- Uspokój się.

- Nie będę spokojna! Masz pojęcie co zrobiłeś?! Jesteś przy zdrowych zmysłach? - nie mogłam przestać krzyczeć, byłam tak potwornie wściekła. Nie do wiary jak szybko z przyjaźni można przejść do nienawiści.

- Powiedziałem uspokój się! - podniósł głos, chwytając mnie za nadgarstki i przyszpilając do najbliższej ściany. Wstrzymałam oddech.

- Musiałem to zrobić, inaczej on by cię zabił. Chroniłem cię. - powiedział siląc się na spokojny ton, a jego spojrzenie badało każdy skrawek mojej twarzy.

O czym on mówił? Kto chciał mnie zabić?

- Łapy przy sobie sukinsynu! - usłyszałam nagle i zobaczyłam jak Hyunjin zostaje powalony na podłogę z impetem przez Taehyung'a.

Chłopak usiadł na nim okrakiem, okładając go pięściami w szale. Ja stałam jak sparaliżowana i nie wiedziałam co powinnam zrobić. Czułam jakby wszystko działo się w zwolnionym tempie, a ja nie miała wpływu na bieg wydarzeń.

Nagle dotarło do mnie co może się wydarzyć, jeśli go nie powstrzymam.

- Taehyung! Zostaw go. - rzuciłam się na kolana obok nich i próbowałam go zrzucić z ledwo utrzymującego się Hyunjin'a.

Taehyung był w transie, zdawał się nieobecny. Zupełnie jakby był w innym świecie.

- Taehyung, do cholery! - zebrałam w sobie siłę krzycząc najgłośniej jak potrafiłam, ściągając go na ziemię. Chłopak spojrzał zszokowany na swoje pięści pokryte krwią i przełknął ślinę próbując opanować swój nierównomierny oddech.

Hyunjin spojrzał na mnie półprzytomny, a w jego oczach zebrały się łzy.

- Hyunjin..

- Rosie, posłuchaj mnie. - wyszeptał, a ja spanikowałam.

- On zrobi wszystko by na tym zyskać. Nie cofnie się przed niczym, zależy mu tylko na kasie.. - jęknął z bólu.

- Komu? Hyunjin.. o kim mówisz? - spytałam będąc roztrzęsiona.

- O moim ojcu. - nagle wszystko zebrało się w logiczną całość. Miał klucz do mojego gabinetu, dlatego że jego ojciec był blisko z moim. Byli niemalże wspólnikami, znali swoje sekrety, piny do konta i wiele innych rzeczy.

- Czego on ode mnie chce? - spytałam zdezorientowana.

- Chce przejąć twoją firmę. Od zawsze miał taki plan, uderzył w momencie w którym interes osłabł. Nie daj się zmylić, zaatakuje wtedy kiedy będziesz się tego najmniej spodziewała. Uważaj na siebie, od zawsze byłaś mi bliska.. - wyszeptał, a do pomieszczenia wkroczyła policja w towarzystwie Taehyung'a. Poczułam mokrą ciecz spływającą po moich policzkach, tworzyła drogę która znikała pod materiałem koszulki.

- Hyunjin, wybaczam ci. Wiem, że nie zrobiłbyś mi niczego złego. Wierzę w twoje dobro. - odparłam, próbując nie rozpłakać się na dobre.

- Jesteś cudowna. - wyszeptał, ścierając moje łzy wierzchem dłoni.



***


- Jego ojciec.

- Cholera, że też o tym nie pomyślałam. Od zawsze zacierał rączki na interes. - babcia upiła łyka herbaty z filiżanki.

- Taehyung.. ktoś powinien to opatrzeć. - zwróciła uwagę na zakrwawione kostki na dłoniach chłopaka.

- Ja się tym zajmę. - odparłam.

- Nie, musimy porozmawiać.. teraz wszystko się zmieni. - zaczęła, a ja wiedziałam do czego zmierzała starsza kobieta. Zapewne miała zamiar powiedzieć, że teraz system ochrony mojej osoby wejdzie na jeszcze wyższy poziom. Może zamkną mnie w jakiejś wieży, czy coś i ogrodzą fosą do tego postawią smoka ziejącego ogniem na straży.

- Nie. Pozwól babciu, że sama będę decydować o tym co robię. Porozmawiamy później, ale zaznaczam że chować się nie będę. - powiedziałam stanowczo, chwytając za nadgarstek bruneta i poszłam z nim do łazienki w moim pokoju.

- Jesteś zła? - spytał po chwili ciszy panującej między nami.

Czy byłam zła? Nie. Dlatego, że nie umiałam się na niego gniewać. Patrzyłam na tą uroczą buzię, piękne brązowe oczy i automatycznie miękły mi kolana.

- Nie. - odparłam krótko, szukając apteczki po szafkach.

- Przepraszam.. po prostu tak bardzo się o ciebie bałem. Nie wracałaś tak długo, potem przestałaś odbierać. Już myślałem, że.. - rozpłakał się. Spojrzałam na niego zaskoczona, nie mogłam znieść widoku chłopaka zalanego łzami. Wtuliłam się w jego ciało, wsuwając jedną z dłoni w jego miękkie włosy. To go uspokajało.

- Shh.. Jestem przy tobie Taehyung. Cała i zdrowa, nic się nie stało. - wyszeptałam będąc zauroczona jego okazaniem strachu o moją osobę.

- Wciąż jesteś w niebezpieczeństwie. I nie mogę z tym nic zrobić.. - wybuchnął panicznym szlochem.

- Taehyung.. błagam nie płacz. Nic mi nie będzie. - próbowałam go przekonywać mimo tego, że sama nie byłam szczególnie przekonana o znaczeniu tych słów.

- Nie chcę by mojemu aniołkowi się coś stało. Jesteś dla mnie wszystkim, bez ciebie sobie nie poradzę. - jęknął rozpaczliwie, schylając się i schował twarz w zagłębieniu mojej szyi.

Był taki kruchy, taki delikatny, taki zakochany.





Ophelia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro