♪𝚜𝚒𝚡𝚝𝚢♪
“He just want to protect his little angel.”
– Taehyung, wiesz dobrze że mnie nie powstrzymasz. – odparłam stanowczo, zakładając buty i łapiąc za kluczyki od samochodu.
– Chcę ci zapewnić bezpieczeństwo. Nie jestem w stanie tego zrobić nie będąc przy tobie. – oburzył się, chcąc jechać ze mną. Ja jednak nie chciałam narażać jego, i tak w kółko.
– Zrobisz to zostając w domu, jeśli ten człowiek chce zrobić krzywdę mi to niech nie miesza w to moich bliskich. Nie próbuj za mną jechać, bo pożałujesz. – cmoknęłam go delikatnie w policzek, uśmiechając się pokrzepiająco.
Ten uśmiech był jednak przebraniem, maską którą nakładałam na w pełni przerażoną twarz. Nie chciałam jednak pokazywać strachu, wiedziałam że wtedy napewno nie byłoby mowy o moim wyjściu. Musiałam wyglądać na nieustraszoną i pewną siebie.
– Rosie.. ja martwię się o ciebie. – mruknął, spuszczając wzrok.
Był taki uroczy, gdy się o mnie troszczył.
– Wiem, Tae. Doskonale o tym wiem. Dlatego chcę położyć kres temu szaleństwu zanim ten świr posunie się o krok dalej. To dla naszego dobra, nie martw się jestem już dużą dziewczynką. – roztrzepałam nieco jego bujne włosy, próbując go rozweselić. Na próżno, dlatego że chłopak wciąż pozostawał przy smutnym grymasie niezadowolenia z mojej decyzji.
– Błagam pozwól mi jechać. – wyszeptał błagalnie, przyciągając mnie bliżej siebie. Spojrzałam na jego zmartwiony wyraz twarzy i gardło mi się zacisnęło. Nie było mowy o narażeniu go, nie mogła mu się stać krzywda. Jeśli ktokolwiek miał tutaj ucierpieć to tylko i wyłącznie ja.
– Przepraszam, ale robię to dla twojego dobra. – byłam zaskoczona tym ile razy słyszałam te słowa od innych i jak bardzo ich nienawidziłam. Teraz jednak ich używałam z pełnym przekonaniem ich siły i znaczenia. Ja miałam w tym dobre i szczere intencje w przeciwieństwie do mojego ojca.
– Kocham cię, błagam uważaj na siebie. Mam nadzieję, że wiesz co robisz. – odparł drżącym ze strachu głosem.
– Ja zawsze wiem co robię. – to było kłamstwo, jedna wielka improwizacja.
Chłopak nachylił się nade mną i złożył krótki pocałunek na moim czole, muskając nieco mój policzek dłonią. Spojrzałam na niego ostatni raz i opuściłam dom, wsiadając do samochodu. Przekręciłam kluczyk w stacyjce i ruszyłam, zapinając po drodze pasy.
***
Wchodząc do firmy zostałam powitana zszokowanymi spojrzeniami pracowników. Zapewne sądzili, że jestem zbyt przestraszona żeby się tu pojawić i że będę się chować do końca życia. Nic bardziej mylnego.
– O, Hyuna dobrze że cię widzę. Zwołaj spotkanie rady. – zaczepiłam moją sekretarkę.
– Pani Chang. – ukłoniła się przede mną i przełknęła ślinę. – Niestety obawiam się, że członkowie rady pojechali już do domów. – spuściła wzrok.
– Więc ich ściągnij z powrotem, zaznacz że to ważne. – rzuciłam na odchodne wymijając pozostałych pracowników w drodze do sali konferencyjnej.
Już po kilkunastu minutach w sali zaczęli schodzić się członkowie rady, uprzejmie się ze mną witając. Brakowało jednak jednego z nich – Hyunjin’a. Zjawił się on klasycznie spóźniony, witając się ze mną i siadając na miejscu.
– Witam was wszystkich na ważnym spotkaniu. Wybaczcie, że przerwałam wam wykonywanie waszych obowiązków jednak to spotkanie musiało się odbyć jak najszybciej. – zaczęłam, przechadzając się po sali. – Ostatnie wydarzenia zmusiły mnie do podjęcia drastycznych działań, więc oto jestem.
– Pani Chang, Czy to prawda że ktoś włamał się do rezydencji rodu Chanów? – odezwał się jeden ze starszych pracowników.
– Prawda. Dwa razy, tym razem oprawca był w mojej sypialni. Za każdym razem zostawia listy, co tyczy się osobiście mnie. Ponadto zostały wykradzione ściśle tajne dokumenty z gabinetu, ktoś także wynosi poufne dane z firmy – dzisiaj rano pracownik babci wygadał się że konkurencja znała nasze plany marketingowe, ktoś z wewnątrz musiał nas niszczyć od środka. – I to dało mi sporo do myślenia. Między innymi to, że to musi być któryś z pracowników. Może i nawet z członków tej rady. Mamy w szeregach zdrajcę, który być może teraz siedzi wśród nas albo kręci się po firmie sabotując nas. – skrzyżowałam ręce na piersi obserwując uważnie reakcje każdego z nich.
Jedni wyglądali na obojętnych, drudzy na niezbyt przekonanych, a jeszcze inni przybierali pokerową twarz nie zdradzając emocji.
– Więc obiecuję wam wszystkim, że dowiem się kto to jest. Choćbym miała zwolnić każdego z was uratuje to na co ciężko pracowali moi przodkowie przez lata. – uderzyłam pięścią w stół, tracąc nad sobą panowanie. Wszyscy się wzdrygnęli, z wyjątkiem Hyunjin’a siedzącego spokojnie nie dając się niczym rozproszyć.
– Spotkanie zakończone. – zarządziłam wychodząc z pomieszczenia szybkim krokiem.
– Rose, poczekaj. – Hyunjin złapał mnie za rękę. Spojrzałam na niego pytająco i wyrwałam swoją dłoń z jego uścisku. Wolałam trzymać teraz każdego na dystans, nie byłam zbyt ufna.
– Jak się czujesz? Musisz być wstrząśnięta. – zmartwił się. Jednak coś mi nie pasowało, nie wiedziałam co jednak coś zdradzało go o jego nieszczerych intencjach. Może po prostu byłam przewrażliwiona? Może moja intuicja mnie zawodziła?
– W porządku. – odparłam obojętnym tonem.
– W porządku? – uniósł jedną brew, zbiłam go z tropu moją odpowiedzią.– Ktoś wykrada dane z firmy, włamuje się do twojego domu a ty mówisz że jest w porządku? – spytał.
– Nie było takiej sytuacji, z której bym nie wybrnęła. Bez obaw, Hyunjin. Chyba, że masz coś na sumieniu..
– Sugerujesz coś? – zapytał podejrzliwie, a ja szybko pożałowałam swoich zarzutów. Nie powinnam była z góry zakładać, że to on. Wyraził tylko troskę, martwił się bo byliśmy przyjaciółmi. Teraz jednak traktowałam go oschle, zachowując się jak królowa lodu. Zupełnie jak moja matka, której zachowaniem gardziłam.
– Przepraszam.. – speszyłam się, spuszczając wzrok na swoje stopy. – Nie miałam tego na myśli, wybacz Hyunjin. – dodałam po chwili.
– Nic nie szkodzi, nie potrafię się na ciebie gniewać Rose. Masz sporo zmartwień na głowie, nie mogę sobie nawet wyobrazić jak okropnie musisz się czuć. – położył dłoń na moim ramieniu wysyłając falę wsparcia.
Do późnych godzin nocnych siedziałam w firmie, wszyscy pracownicy już opuścili budynek jadąc do swoich domów by zaczerpnąć snu i zregenerować siły na następny dzień ciężkiej pracy. Taehyung dzwonił do mnie kilka razy w ciągu godziny, upewniając się że jestem bezpieczna. Na końcu kazałam mu iść spać będąc poirytowana jego nadopiekuńczością.
W pewnym momencie usłyszałam dźwięk otwierania drzwi kartą do działu, w którym znajdowało się moje biuro.
Kto normalny o tej godzinie przychodzi do firmy?
Wyłączyłam szybko światło, chowając się do pomieszczenia w którym chowaliśmy wszystkie zalegające nam dokumenty. Ktoś wszedł do mojego biura, miał klucz tylko skąd?
– Tak, jestem już w środku. Kończę. – usłyszałam dość znajomy głos.
Cholera.
Ophelia. ❤️❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro