Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

♪𝚜𝚒𝚡𝚝𝚢♪

“He just want to protect his little angel.”



– Taehyung, wiesz dobrze że mnie nie powstrzymasz. – odparłam stanowczo, zakładając buty i łapiąc za kluczyki od samochodu.

– Chcę ci zapewnić bezpieczeństwo. Nie jestem w stanie tego zrobić nie będąc przy tobie. – oburzył się, chcąc jechać ze mną. Ja jednak nie chciałam narażać jego, i tak w kółko.

– Zrobisz to zostając w domu, jeśli ten człowiek chce zrobić krzywdę mi to niech nie miesza w to moich bliskich. Nie próbuj za mną jechać, bo pożałujesz. – cmoknęłam go delikatnie w policzek, uśmiechając się pokrzepiająco.

Ten uśmiech był jednak przebraniem, maską którą nakładałam na w pełni przerażoną twarz. Nie chciałam jednak pokazywać strachu, wiedziałam że wtedy napewno nie byłoby mowy o moim wyjściu. Musiałam wyglądać na nieustraszoną i pewną siebie.

– Rosie.. ja martwię się o ciebie. – mruknął, spuszczając wzrok.

Był taki uroczy, gdy się o mnie troszczył.

– Wiem, Tae. Doskonale o tym wiem. Dlatego chcę położyć kres temu szaleństwu zanim ten świr posunie się o krok dalej. To dla naszego dobra, nie martw się jestem już dużą dziewczynką. – roztrzepałam nieco jego bujne włosy, próbując go rozweselić. Na próżno, dlatego że chłopak wciąż pozostawał przy smutnym grymasie niezadowolenia z mojej decyzji.

– Błagam pozwól mi jechać. – wyszeptał błagalnie, przyciągając mnie bliżej siebie. Spojrzałam na jego zmartwiony wyraz twarzy i gardło mi się zacisnęło. Nie było mowy o narażeniu go, nie mogła mu się stać krzywda. Jeśli ktokolwiek miał tutaj ucierpieć to tylko i wyłącznie ja.

– Przepraszam, ale robię to dla twojego dobra. – byłam zaskoczona tym ile razy słyszałam te słowa od innych i jak bardzo ich nienawidziłam. Teraz jednak ich używałam z pełnym przekonaniem ich siły i znaczenia. Ja miałam w tym dobre i szczere intencje w przeciwieństwie do mojego ojca.

– Kocham cię, błagam uważaj na siebie. Mam nadzieję, że wiesz co robisz. – odparł drżącym ze strachu głosem.

– Ja zawsze wiem co robię. – to było kłamstwo, jedna wielka improwizacja.

Chłopak nachylił się nade mną i złożył krótki pocałunek na moim czole, muskając nieco mój policzek dłonią. Spojrzałam na niego ostatni raz i opuściłam dom, wsiadając do samochodu. Przekręciłam kluczyk w stacyjce i ruszyłam, zapinając po drodze pasy.



***

Wchodząc do firmy zostałam powitana zszokowanymi spojrzeniami pracowników. Zapewne sądzili, że jestem zbyt przestraszona żeby się tu pojawić i że będę się chować do końca życia. Nic bardziej mylnego.

– O, Hyuna dobrze że cię widzę. Zwołaj spotkanie rady. – zaczepiłam moją sekretarkę.

– Pani Chang. – ukłoniła się przede mną i przełknęła ślinę. – Niestety obawiam się, że członkowie rady pojechali już do domów. – spuściła wzrok.

– Więc ich ściągnij z powrotem, zaznacz że to ważne. – rzuciłam na odchodne wymijając pozostałych pracowników w drodze do sali konferencyjnej.

Już po kilkunastu minutach w sali zaczęli schodzić się członkowie rady, uprzejmie się ze mną witając. Brakowało jednak jednego z nich – Hyunjin’a. Zjawił się on klasycznie spóźniony, witając się ze mną i siadając na miejscu.

– Witam was wszystkich na ważnym spotkaniu. Wybaczcie, że przerwałam wam wykonywanie waszych obowiązków jednak to spotkanie musiało się odbyć jak najszybciej. – zaczęłam, przechadzając się po sali. – Ostatnie wydarzenia zmusiły mnie do podjęcia drastycznych działań, więc oto jestem.

– Pani Chang, Czy to prawda że ktoś włamał się do rezydencji rodu Chanów? – odezwał się jeden ze starszych pracowników.

– Prawda. Dwa razy, tym razem oprawca był w mojej sypialni. Za każdym razem zostawia listy, co tyczy się osobiście mnie. Ponadto zostały wykradzione ściśle tajne dokumenty z gabinetu, ktoś także wynosi poufne dane z firmy – dzisiaj rano pracownik babci wygadał się że konkurencja znała nasze plany marketingowe, ktoś z wewnątrz musiał nas niszczyć od środka. – I to dało mi sporo do myślenia. Między innymi to, że to musi być któryś z pracowników. Może i nawet z członków tej rady. Mamy w szeregach zdrajcę, który być może teraz siedzi wśród nas albo kręci się po firmie sabotując nas. – skrzyżowałam ręce na piersi obserwując uważnie reakcje każdego z nich.

Jedni wyglądali na obojętnych, drudzy na niezbyt przekonanych, a jeszcze inni przybierali pokerową twarz nie zdradzając emocji.

– Więc obiecuję wam wszystkim, że dowiem się kto to jest. Choćbym miała zwolnić każdego z was uratuje to na co ciężko pracowali moi przodkowie przez lata. – uderzyłam pięścią w stół, tracąc nad sobą panowanie. Wszyscy się wzdrygnęli, z wyjątkiem Hyunjin’a siedzącego spokojnie nie dając się niczym rozproszyć.

– Spotkanie zakończone. – zarządziłam wychodząc z pomieszczenia szybkim krokiem.

– Rose, poczekaj. – Hyunjin złapał mnie za rękę. Spojrzałam na niego pytająco i wyrwałam swoją dłoń z jego uścisku. Wolałam trzymać teraz każdego na dystans, nie byłam zbyt ufna.

– Jak się czujesz? Musisz być wstrząśnięta. – zmartwił się. Jednak coś mi nie pasowało, nie wiedziałam co jednak coś zdradzało go o jego nieszczerych intencjach. Może po prostu byłam przewrażliwiona? Może moja intuicja mnie zawodziła?

– W porządku. – odparłam obojętnym tonem.

– W porządku? – uniósł jedną brew, zbiłam go z tropu moją odpowiedzią.– Ktoś wykrada dane z firmy, włamuje się do twojego domu a ty mówisz że jest w porządku? – spytał.

– Nie było takiej sytuacji, z której bym nie wybrnęła. Bez obaw, Hyunjin. Chyba, że masz coś na sumieniu..

– Sugerujesz coś? – zapytał podejrzliwie, a ja szybko pożałowałam swoich zarzutów. Nie powinnam była z góry zakładać, że to on. Wyraził tylko troskę, martwił się bo byliśmy przyjaciółmi. Teraz jednak traktowałam go oschle, zachowując się jak królowa lodu. Zupełnie jak moja matka, której zachowaniem gardziłam.

– Przepraszam.. – speszyłam się, spuszczając wzrok na swoje stopy. – Nie miałam tego na myśli, wybacz Hyunjin. – dodałam po chwili.

– Nic nie szkodzi, nie potrafię się na ciebie gniewać Rose. Masz sporo zmartwień na głowie, nie mogę sobie nawet wyobrazić jak okropnie musisz się czuć. – położył dłoń na moim ramieniu wysyłając falę wsparcia.









Do późnych godzin nocnych siedziałam w firmie, wszyscy pracownicy już opuścili budynek jadąc do swoich domów by zaczerpnąć snu i zregenerować siły na następny dzień ciężkiej pracy. Taehyung dzwonił do mnie kilka razy w ciągu godziny, upewniając się że jestem bezpieczna. Na końcu kazałam mu iść spać będąc poirytowana jego nadopiekuńczością.

W pewnym momencie usłyszałam dźwięk otwierania drzwi kartą do działu, w którym znajdowało się moje biuro.

Kto normalny o tej godzinie przychodzi do firmy?

Wyłączyłam szybko światło, chowając się do pomieszczenia w którym chowaliśmy wszystkie zalegające nam dokumenty. Ktoś wszedł do mojego biura, miał klucz tylko skąd?

– Tak, jestem już w środku. Kończę. – usłyszałam dość znajomy głos.

Cholera.





Ophelia. ❤️❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro