Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

♪𝚜𝚎𝚟𝚎𝚗𝚝𝚢 𝚝𝚠𝚘♪

I didn't know that I was starving till I tasted you”

– Rosie? – głos bruneta usłyszałam jak zza mgły. To wszystko wydawało się być takie nierzeczywiste, a ja czułam się jak w cholernej symulacji. Zupełnie jakby moje życie było w czyiś rękach.

Wciąż byłam skulona w jego ramionach wcale nie mając zamiaru się z nich wydostawać. Pragnęłam poczuć się bezpieczna chociaż na ten moment.

– Rose.. powiesz mi co się stało? Jesteś rozstrzęsiona. – odgarnął pasmo moich ciemnych włosów za ucho i spojrzał na mnie z góry. Na jego twarzy wymalowana była troską i chęć pomocy. Nawet nie miał pojęcia jak bardzo to doceniałam.

Nie mając siły nic więcej mówić uniosłam dłoń i wskazałam palcem na leżący w kącie pokoju bukiet kwiatów. Pozostał tam od czasu mojego ataku na chłopaka. Choć cała sytuacja wyglądała dość zabawnie, mi wcale nie było do śmiechu. Wręcz przeciwnie, miałam ochotę zwinąć się w kłębek i zamknąć w sobie. Pogrążyć w rozpaczy, już nigdy nie ujrzeć światła dziennego. Dlaczego ktoś chciał bym tak cierpiała?

Omal nie straciłam rodzinnego dziedzictwa, o które dbali moi przodkowie. Prawie nie straciłam osoby, którą kocham i dowiedziałam się że wciąż ranię zakochanego we mnie przyjaciela.

Doprawdy moje życie lubiło ze mną pogrywać, czyż nie?

Chłopak niechętnie wstał, pozostawiając po sobie pustkę której tak bardzo się obawiałam. Chciałam go już z powrotem obok siebie. Podszedł do bukietu, schylił się po niego i odszukał bileciku. Jego mięśnie wyraźnie się napięły, a szczeka mocno zacisnęła. Był zaniepokojony i wściekły.

Rzucił bukiet na biurko i wyjął telefon z kieszeni swoich spodni.

– Co robisz? – spytałam, ocierając łzy.

– Dzwonię na policję. Ten palant za to zapłaci. – odparł twardym tonem, który wręcz ociekał złością. Na tyle, że poczułam się zaniepokojona jeszcze bardziej. Przeszły mnie nieprzyjemne ciarki, pociągnęłam kolana bliżej klatki piersiowej i pogrążyłam się w myślach.

Już po kilku minutach w budynku pojawiła się policja, złożyłam zeznania. Wiedziałam jednak, że jedyną poszlaką może być bukiet i firma dostarczająca kwiaty. Na tej podstawie są w stanie uzyskać jakiekolwiek informacje.
Mimo to byłam prawie pewna, że niczego przydatnego się nie dowiemy.

– Rosie, już jesteśmy. – usłyszałam cichy głos Jeon’a. Wyjrzałam przez szybę, faktycznie znajdowaliśmy się już pod domem. Nawet nie zauważyłam kiedy się tu znaleźliśmy.

Przeniosłam wzrok na niego i spojrzałam smutno w jego oczy pełne żalu. Rozłożył ramiona, więc skorzystałam bez słowa z jego niemej propozycji. Napawałam się chwilą, skupiając się na jego przyjemnym zapachu. W pewnym sensie pozwalało mi to oderwać myśli od tych okropnych zdarzeń.

– Dziękuję. Naprawdę, naprawdę dziękuję Jungkook. Nawet nie wiesz ile.. – chłopak dał mi całusa w czoło. Przez moment zdawało mi się, że temperatura w samochodzie chłopaka wzrosła. A może to tylko moje policzki?

– Nie dziękuj, a teraz leć do domu. Odpocznij, biedactwo. – pogłaskał mnie po głowie. Oderwałam się od jego umięśnionego ciała i wysiadłam z samochodu. – Rosie? – odezwał się, gdy miałam już zamykać drzwi.

– Tak? – nachyliłam się, i na niego spojrzałam.

– Obiecuję ci, że wszystko się ułoży. – posłał mi pokrzepiającym uśmiech.

– Trzymam cię za słowo, Kookie. Dobranoc. – pomachałam mu, zamknęłam drzwi od jego auta i przekroczyłam bramę posesji. Po chwili znalazłam się już w środku, zamknęłam drzwi i przywitałam się z Marrie.

– Co zechce pani na kolację? – spytała uprzejmie, kłaniając się.

– Cóż.. nie jestem głodna, dziękuję. – odparłam po chwili zastanowienia i zmieniłam buty na domowe kapcie.

Nagle w progu pojawił się rozzłoszczony Taehyung.

– Jadłeś już? – spytałam, nie mając zamiaru mówić mu o dzisiejszym zdarzeniu. Nie chciałam mu dokładać zmartwień. Chciałam zapomnieć o tym przeklętym dniu.
Brunet się tylko zaśmiał i pokręcił głową z dezaprobatą patrząc na mnie jak surowy rodzic.

– Słucham, do cholery? Jadłeś? Jesteś śmieszna, Rosie. – zmarszczyłam brwi.

– Co? – spytałam zdezorientowana.

– Nie udawaj! Czemu wszystko przede mną ukrywasz, co? – pociągnął mnie za nadgarstek do salonu. Postanowiłam się po prostu poddać i posłusznie szłam za nim. Wskazał na ekran telewizora wiszącego nad kominkiem, a tam w wiadomościach wyświetlało się moje zdjęcie. Dziennikarka mówiła na żywo, spod firmy opisując całe zdarzenie ze szczegółami. Łącznie z bukietem, wizytą popularnego idola i tym że wychodziliśmy stamtąd razem.

– Cholera.. Taehyung. – spojrzałam na niego, patrzył na mnie z góry wyczekując odpowiedzi.

– Kiedy w końcu zaczniesz mi ufać co? – odparł zraniony.

Nie wiedziałam co powiedzieć. Czułam jak serce rozpada mi się na miliony kawałków.

– Ufam ci. Po prostu..

– Po prostu co? – jego głos przybrał bardziej stanowczy ton.

Zastanawiałam się nad tym co mam mu powiedzieć. Jednak w mojej głowie zapanowała kompletna pustka.

– Dobrze, wiesz że to ja tam powinienem przy tobie być. Nie Jungkook. – odparł z wyrzutem. Miałam wrażenie, że z całej sprawy zwrócił uwagę tylko na fakt z kim byłam. Mnie martwiło jednak co innego. Mój koszmar powrócił.

– Odpowiedz do cholery! – wrzasnął, uderzając pięścią w stół. Wzdrygnęłam się, a wszystko na blacie się zakołysało.

– Nie krzycz na mnie. – podeszłam bliżej niego, celując w niego wskazującym palcem. On jedynie obciął mnie wzorkiem od góry do dołu, i złapał za nadgarstki.

– Nie mów mi co mam robić. – nie poznawałam go. Był stanowczy i arogancki. Gdzie się podział mój uroczy i troskliwy Taehyung?
Wiem, że zachowałam się nie w porządku jednak wciąż byłam jego dziewczyną.

– Nie poznaje cię, Taehyung.. – zacisnął mocniej palce na moich nadgarstkach. – puszczaj mnie! – wrzasnęłam.

– Ja ciebie też nie. Od kiedy jesteś bliżej z moim przyjacielem, niż ze mną? – zmarszczył brwi, jednak wciąż nie poluźnił uścisku.

– Przestań być zazdrosny, nie widzisz co się dzieje? Odłóż zazdrość na bok, mamy inne problemy. – próbowałam go przywrócić do rzeczywistości.

– Pieprzyłaś się już z nim? – jego pytanie sprawiło, że poczułam jakbym dostała nożem prosto w serce.

Jak mógł to powiedzieć?

Moje oczy się zaszkliły, a jego uścisk poluźnił. Wyrwałam się od niego i spojrzałam na niego zraniona.

– Rosie.. ja.. – chyba dotarło do niego co powiedział. – nie chciałem, skarbie wiesz o tym.. po prostu jestem tak cholernie zły i zazdrosny. Chcę wiedzieć o takich rzeczach jako pierwszy.. a dowiaduje się jako ostatni. To mnie rani. – próbował się usprawiedliwiać. Nie chciałam go już słuchać, więc po prostu wyszłam z pomieszczenia.

– Gdzie idziesz? – wrzasnął za mną.

– Prześpię się w pokoju gościnnym. – odparłam, słysząc za sobą kroki.

– Przepraszam, Rosie.. wybacz mi. Wiesz, że cię..

– Kochasz? – odwróciłam się do niego przodem. – Gdybyś mnie kochał to byś tego nie powiedział. Doskonale byś wiedział, że nie byłabym w stanie cię zdradzić. – weszłam do pokoju i zamknęłam drzwi na klucz, zostawiając go samego na pustym korytarzu.

Słowa chłopaka ugodziły mnie w same serce, byłam mu oddana jak nikomu innemu. Owszem, Jungkook wiele dla mnie znaczył. Jednak traktowałam go tylko i wyłącznie jako przyjaciela.
Bolało mnie to, że nie potrafił odłożyć zazdrości na bok i chwilami kierował się tylko tym uczuciem.








Ophelia

Rozdział niesprawdzony!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro