♪𝚏𝚘𝚛𝚝𝚢 𝚏𝚘𝚞𝚛♪
“To była niepowtarzalna okazja. Choć oboje cierpieli, musieli się pogodzić z ponowną rozłąką”.
Minęły cztery dni od wyjazdu Taehyung’a, a ja zdecydowałam się wziąć sprawę w swoje ręce i aplikowałam elektronicznie do uczelni w centrum miasta. Miałabym do niej około czterdziestu minut drogi, aczkolwiek musiałam to przełknąć. Uczelnia oferowała naprawdę dobre warunki, ponadto cieszyła się dobrą, wręcz nienaganną opinią wśród absolwentów. Wysłałam e-maila do uczelni i opadłam na oparcie skórzanego fotela w gabinecie głośno wzdychając.
– Teraz pozostaje tylko czekać.. – powiedziałam sama do siebie.
– Czekać na co? – usłyszałam za sobą, na co omało co nie dostałam zawału serca wzdrygając się.
– Babciu! Przestraszyłaś mnie. – zawołałam, teatralnie chwytają się za serce.
– Wybacz, słoneczko. – stanęła za mną, kładąc dłonie na moich ramionach. – To na co będziesz czekać? Aplikowałaś już do jakiejś uczelni? – spytała, zakładając mi pasmo włosów za ucho.
– Dokładnie, babciu. Wybrałam jedną z najlepszych. – powiedziałam z dumą w głosie.
– Wcale mnie to nie dziwi, Rosie. Z pewnością pozytywnie rozpatrzą twoje podanie. – miałam wrażenie, że kobieta miała mi coś do powiedzenia. Coś ewidentnie ją trapiło.
– Babciu, masz mi może coś do powiedzenia? – spytałam niepewnie, obracając się przodem do kobiety.
– Cóż.. byłam tylko ciekawa. Od czasu twojej rozmowy z tym chłopcem.. Taehyung’iem chodzisz jakaś nieobecna i smutna. – wiedziałam.
– Aj, babciu. Nie masz czym się martwić, zapewniam cię. Po prostu nieco się posprzeczaliśmy. – wyjaśniłam, będąc przekonana iż kobieta pociągnie mnie za język.
– Mogę wiedzieć dlaczego? Jeśli trzeba to wystarczy jeden telefon i..
– Babciu, on po prostu wyjechał na studia. Uczy się za miastem, wiele dla mnie znaczy i dlatego trochę to przeżywam. – odparłam szczerze.
– Byliście blisko. – bardziej stwierdziła niż spytała.
– Owszem, byliśmy. – zgodziłam się.
– Żywisz jakieś szczególne uczucia co do tego chłopaka? – nie owijała w bawełnę.
– Tak. Kocham go, a on kocha mnie. – powiedziałam z pełnym przekonaniem, wstając z miejsca.
– Więc dlaczego razem nie jesteście? – oburzyła się, wyrzucając ręce w powietrze.
– Sama nie wiem, tak wyszło.. – speszyłam się.
– Tak wyszło? Rosie.. jesteś taka młoda, i tak wiele musisz się jeszcze nauczyć o związkach.
– Masz rację babciu, kompletnie nie mam doświadczenia w tych sprawach. On był moją pierwszą.. miłością. To mój przyjaciel z dzieciństwa. – kobieta wybałuszyła oczy na tą wiadomość.
– Doprawdy? To wspaniale! Musicie się doskonale rozumieć. – zdawała się bardziej pochłonięta i zafascynowana moim życiem niż ja sama.
– Tak, to prawda.
– A wiesz co to oznacza? – pokręciłam głową.
– To oznacza, że warto na niego czekać. Jeśli czujesz się przy nim szczęśliwa, przeczekaj najgorsze. Napewno miał zamiar poprosić się o bycie jego dziewczyną, ale nie chciał sprawiać ci większej przykrości swoim wyjazdem. – to co mówiła babcia brzmiało całkiem rozsądnie, jednak czy on naprawdę miał takie plany?
– No dobrze babciu, dość o tym. Teraz skupię się na nauce, i mam zamiar przysiąść do planowania imprezy charytatywnej. Zaprosiłam przyjaciół by mi w tym pomogli, mam nadzieję że się nie gniewasz. – upewniłam się.
– Ależ skąd! To takie dobre dzieciaki. Będzie ten Jimin? Jeśli tak poproszę Marie o przygotowanie porcji skrzydełek.
– Tak, podobno ma przyjść. Byłoby super babciu, napewno się ucieszy. – śmiałam się w duchu z sympatii jaką babcia darzyła blondyna. To było conajmniej urocze. Jimin wyglądał przy niej jak taki uroczy bobas, któremu babcia tylko dokłada jedzenia na talerz.
||||||||||||||||||||||||||||||||
– Gdzie reszta – spytałam Semi, Jimina i Namjoona, którzy weszli za mną do salonu rozsiadając się na dywanie przed kominkiem.
– Jungkook w studiu, uczy się choreografii do debiutu. Yoongi zabrał się za pisanie piosenek, i całkiem go to pochłonęło. TaeYong pojechał do Busan odwiedzić swoich dziadków, Jin jest ze swoją dziewczyną nad morzem no i Hoseok, nasza perełka pomaga Kookowi uczyć się choreografii. Tak poza tym jest całkiem dobry w te klocki, tylko byś widziała te jego kocie ruchy. – parsknęłam śmiechem w momencie, w którym usłyszałam “kocie ruchy”.
– Czekajcie.. od kiedy Jin ma dziewczynę? – zmarszczyłam brwi, kładąc się na plecach na wygodnym grubym dywanie.
– Nie martw się. Ja też powoli nie nadążam to już czwarta w tym miesiącu. – żachnął się Jimin.
– Obrotny chłopak. – skwitowałam.
– A dziwisz się? Z taką twarzą to nic tylko iść i zdobywać świat. Według koreańskiego standardu piękna Jin jest 11/10. – zaśmiał się Namjoon.
– No tak. Zabierzmy się lepiej za sprawę w jakiej się tu zebraliśmy. – rozłożyłam papiery na podłodze, wsuwając długopis między zęby zawzięcie główkując.
– Czytaj jakie bzdury tam masz – odparła Semi wpatrując się we mnie z zaciekawieniem.
– Więc możemy wesprzeć sprawę szkoły w Busan pochłoniętej pożarem, schroniska dla zwierząt w Daegu, niepełnosprawnej dziewczynki z Gwangju..
– Schronisko!! – wykrzyczeli w tym samym momencie, nie dając szansy dokończyć.
– Och, w porządku. Poszło szybciej niż myślałam. – spojrzałam na Jimina ogrzewającego sobie swoje małe rączki w cieple kominka.
Ten widok strasznie mnie rozbawił.
– Wybierzmy zatem listę gości, musimy wybierać rozważnie biorąc pod uwagę ich fundusze i relacje z firmą. Tu macie ich zdjęcia i..
– Ten! Bierzemy tego, spójrz tylko na te kości policzkowe. – rozmarzyła się Semi, wyrywając mi kartkę i gapiąc się na jednego z inwestorów.
– Ile on ma lat? – spytałam, widząc jak dwaj obecni chłopcy przewracają oczami wzdychając.
– Dwadzieścia dwa. Młoda dupa z niego. – stwierdziła, a ja uniosłam brwi.
– Pokaż. – wyrwałam jej kartkę unosząc brwi. Miałam wrażenie, że nie patrzę na inwestora, ale na jakiegoś greckiego boga. Co tu się dzieje, to jakiś żart?
– Bierzemy go. – odparłam bez namysłu.
– Ach Chimmy, co my mamy z tymi babami nie? – Namjoona spotkał ogromny zawód, gdyż jego jedyny męski towarzysz odpłynął w krainę Morfeusza pod kominkiem. Nic dziwnego, było naprawdę przyjemnie, ciepło i wygodnie, czego chcieć więcej?
– No i zostałeś sam, Nam. – zaśmiała się Semi, klepiąc kolegę po plecach.
– Jestem załamany tym dzieciakiem. – odparł żartobliwie.
– Dobra, co powiecie na kubek gorącej czekolady z piankami i bitą śmietaną? – wstałam z podłogi.
– O tak, właśnie tego teraz potrzebuję. – zaśmiała się Semi, na co opuściłam ich idąc do kuchni.
Po kilku minutach siedzieliśmy okryci kocami z kubkami ciepłego napoju w rękach i dokonywaliśmy w trójkę (dlatego że jeden padł pod kominkiem) selekcji inwestorów, niejaki Hwang Hyunjin – czyli młody inwestor, dziedzic konkurencyjnego imperium swojego ojca został przez nas uznany za obowiązkowego gościa. No, przynajmniej przeze mnie i Semi.
Był nie tylko nieziemsko przystojny, ale posiadł również walory w postaci licznych akcji charetatywnych.
W dokumentacji została zamieszczona również informacja, iż nasi ojcowie dobijali ze sobą interesów od lat. Uznałam więc, że wszystko wskazuje na to iż jest on odpowiedni na głównego inwestora.
Poszukiwania i selekcja następnych oraz wybieranie potraw, muzyki i przebiegu imprezy przebiegły tak owocnie że padliśmy obok Jimina zapadając w błogi sen.
Ophelia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro