Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

♪𝚏𝚒𝚏𝚝𝚎𝚎𝚗♪



Jesteś dla mnie jak anioł, słońce na niebie podczas pochmurnego dnia. Gdy widzę twoje ciemne oczy na mojej buzi pojawia się uśmiech, którego nie było na niej odkąd skończyłem ósmy rok życia. Wtedy wraz z tobą odeszła cała radość.”










   Wychodząc z sali po napisanym egzaminie miałam wrażenie, że serce wyskoczy mi z klatki piersiowej. Ciężko się uczyłam przez ostatnie kilka tygodni by nie wszczynać kolejnej kłótni. Z drugiej strony, byłam naprawdę zmęczona o czym mój organizm nie pozwolił mi zapomnieć nawet na chwilę. W tym tygodniu miewałam często krwotoki z nosa, migreny, omdlenia i wahania nastrojów.

– Wszystko dobrze, Rosie? – spytała Semi, której uwadze najwyraźniej nie umknęło moje dziwne zachowanie.
Miałam wrażenie, że nawet odezwanie się mogłoby pochłonąć zbyt dużą ilość energii, więc po prostu skinęłam głową.

– Jesteś jakaś blada. – stwierdziła wpatrując się we mnie.

– Faktycznie. Wszystko dobrze? – dołączył do nas Jimin oraz Jungkook. Położyłam głowę na ławce i wzruszyłam ramionami, włosy opadły mi na twarz co sprzyjało obecnej sytuacji.

– Rosiee ~ yaa wake up, Rosie Rosie don't fall asleep.. – Jimin zaczął wesoło śpiewać przy moim uchu, na co się zaśmiałam. Jego głos był bardzo przyjemny, gdybym go nie znała uważałabym go za tak samo sympatyczną osobę jak teraz dzięki ciepłej barwie jego głosu.

– Udało się! – ucieszył się. Mimo, tego że go teraz nie widziałam to byłam pewna tego, że uroczo mruży oczy.

– Śpi? – spytał zdezerterowany Jungkook.

– Nie, debilu. Udało mi się ją rozśmieszyć. – parsknęłam ponownie śmiechem.

Malutka rączka Jimina odgarnęła włosy z mojej twarzy.

Ach ten ChimChim.

Koło nas przeszedł Chanyeol i położył napój brzoskwiniowy ze słomką z mojej ulubionej kawiarni na stoliku. Nim zdążyłam zareagować chłopak był już na swoim miejscu. Nie chciałam robić awantury więc po prostu posłałam do niego lekki uśmiech.

– Uuuuu – cała klasa nas obserwowała.

– Z czego się tak ekscytujecie? – mruknął wchodząc do sali Tae. Podniosłam głowę z ławki, chłopak miał w ręce tą samą brzoskwiniową herbatę mrożoną, z mojej ulubionej kawiarni którą przed chwilą dostałam od Chana.

Podszedł do mojej ławki, położył ją patrząc na drugi kubek i odszedł wpatrując się we mnie badawczo.

Rany, naprawdę aż tak źle wyglądam?

– Ale Tae miał minę. – zauważyła Semi, gdy wychodziłyśmy z sali.

– Nie wspominajmy o nim, ta sprawa zaczyna mnie mocno irytować. – westchnęłam czując silne pieczenie oczu.

– Doprawdy? Myślałem, że lubisz moje szerokie ramiona. Aniele. – zaśmiał się głośno.

Zaraz, zaraz. Chyba gdzieś to kiedyś słyszałam.

– Woow.. ale masz szerokie ramiona, ćwiczysz? – zaczęłam dotykać jego ramion, a ku mojemu zdziwieniu anioł nie protestował tylko się głośno zaśmiał.

Cholera jasna.

– Ya! Taehyung! Ty gnoju, czekaj. – zaczęłam biec za nim, udało mi się go dogonić na dziedzińcu szkoły. Szarpnęłam go za rękaw bluzy, przez co się zatrzymał i spojrzał na mnie pytająco.

– Ja.. byłam wtedy pijana. – wyjaśniłam krótko, po chwili zdając sobie sprawę z tego, że zabrzmiało to dość żałośnie. Szkoda, że nie można cofnąć się w czasie.

– Słowa pijanego to myśli trzeźwego. – sprawił, że nie wiedziałam co powiedzieć. Brakowało mi kontrargumentu.

No, Rosie gdzie podziała się twoja odwaga?

– Głupek. – uderzyłam go w ramię na co zaśmiał się gardłowo.

– Chyba powinnaś być częściej pijana. Stajesz się rozmowna, może bardziej byś się otworzyła i nie zgrywała niedostępnej. – uśmiechnął się smutno, na co zmarszczyłam brwi.

Słucham?

– Co? – spytałam zdezorientowana.

– Taehyung! – nie otrzymałam niestety odpowiedzi, bo dołączyło do nas grono jego przyjaciół w tym Jimin, Jungkook, Hoseok, Namjoon, Yoongi oraz niejaki Jin.

– Do zobaczenia, aniele. – zaśmiał się odchodząc z nimi z mojego pola widzenia.

– Smakowała herbata? – usłyszałam za sobą i poczułam rękę Chana na swoim ramieniu.

– Tak, dziękuję. – to jedyne na co mnie było stać. Byłam już tak maksymalnie zmęczona, że zaczynałam widzieć mroczki i kolorowe cienie migoczące w zasięgu mojego wzroku.

– Widziałem jak słabo wyglądasz, więc pomyślałem że pewnie to choć trochę poprawi ci humor i postawi cię na nogi. Więc nie wyobrażaj sobie zbyt wiele, to czysta łaska. – powiedział zupełnie jakby obawiał się nadmiernej interpretacji.

– Nie martw się, nawet przez myśl mi by nie przeszło że byłoby cię stać na coś takiego. Nie spodziewałabym się po tobie tak ludzkich odruchów. – miałam wrażenie, że dość dotknęły go te słowa. Chciałam przeprosić, to chyba była przesada jednak poczułam się tak słabo, że straciłam równowagę. Następnie widziałam już tylko urywki, twarz Semi, następnie znów Chan, TaeYong i znów Semi.

Czułam się lekko jakby przez kogoś niesiona, ból głowy nie ustępował  jednak zdawało mi się że ten gorszy moment minął. Otworzyłam oczy i zobaczyłam skupioną twarz Chana. Niósł mnie.


– Rosie uwierz, posiadam ludzkie odruchy. – powiedział ledwo dosłyszalnie, być może nawet miał nadzieję że nie przyjdzie mi tego usłyszeć. Na jego nieszczęście zawsze słyszę to czego nie mam.

– Wiem. Przepraszam, nie chciałam tego powiedzieć. Po prostu miałam ciężki dzień. – wyszeptałam.

– Dzień? Chyba tydzień. Albo i nawet więcej, sypiasz w ogóle? Jesz regularnie posiłki? – spytał patrząc na mnie.

– Sypiam i jem o to nie musisz się martwić.

– Ile godzin śpisz? – był dociekliwy.

– Coś ty nagle taki ciekawski, co? – zirytowałam się.

– Zadałem ci pytanie. – kontynuował stanowczym tonem.

– Ja również. – próbowałam z nim walczyć na słowa.

– Zadałem je pierwszy. – na próżno.

– Około trzy, może cztery godziny ostatnio po prostu nie miałam za dużo czasu na sen. – zobaczyłam jak jego szczęka mocno się zaciska.

– Rose. Jesteś normalna? Nie ma nic ważniejszego od twojego zdrowia. Chcesz, abym przychodził do twojego domu i spał z tobą?

– Nie! – prawie krzyknęłam wyrażając swój protest w tej sprawie.

– Więc zacznij sypiać o normalnych porach, co? Bądź odpowiedzialna. – wydawał się być na mnie zły.

– Dobrze. Już się nie złość Chan, nie do twarzy ci z tą emocją. – zażartowałam by rozluźnić atmosferę.

– A z jaką mi do twarzy? – spojrzał na mnie ponownie, unosząc jedną brew ku górze.

– Nie wiem, widziałam cię tylko do tej pory z obojętnością.

– Tak? Mi się jednak wydaje, że widziałaś mnie jeszcze z jedną. Jest dość szczególna, moja ulubiona. – powiedział stając w miejscu i nie odrywał odemnie wzroku. Dziwiłam się również, że mnie nie postawił. Niósł mnie na rękach całą drogę do mojego domu, nie wyglądał nawet na zmęczonego.

– Z jaką? – spytałam z zaciekawieniem.

– Z zauroczeniem. – odparł patrząc mi głęboko w oczy.



Ophelia. <333

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro