XV
*Luka*
Jestem tak wkurwiony! Marinette się do mnie nie odzywa. No... Nie licząc wtedy, gdy musi, bo jej grożę.
W sumie nie tak wyobrażałem sobie nasz związek, ale żebym był szczęśliwy muszę sobie jakoś radzić. No i lubię mieć kontrolę nad innymi.
W końcu Marinette jest moją dziewczyną, kontrolowanie jest zrozumiałe i na porządku dziennym, to normalne. Jednak ta głupia dziewucha i tego nie rozumie.
-Lukaaa...
Tak cały czas mówi drżącym głosem. Jakby się mnie bała...
Respekt w końcu musi być!
Jednak w związku najbardziej liczy się szacunek do faceta, a Marinette tego nie okazuje! Pożałuje tego, muszę tylko wymyślić, co jej zrobić, lub czym zagrozić.
Ale tymczasem idę do niej, zapowiada się fajny wieczór.
*Marinette*
Zaraz przychodzi do mnie Luka. Mój tata upiekł nam muffinki. Moi rodzice chyba naprawdę go lubią.
Przystojny, wysoki, dobrze wykształcony chłopak o duszy artysty. Można by powiedzieć ideał.
Jednak najważniejsze, a zarazem najgorsze, jest niewidoczne dla oczu.
O nie...
Słyszę jego kroki na schodach...
A jak znowu coś zrobię źle i będzie na mnie zły?
Nie jestem na to gotowa, dopiero wyszłam ze szpitala...
Nie chcę kolejnych siniaków...
Usłyszałam skrzyp klapy do mojego pokoju.
-Hej!
-Czeeeść!- krzyknęłam nerwowo, przegryzając wargi.
Usiadł obok mnie na łóżku i przeczesał dłonią moje rozpuszczone włosy. Wyszła mi gęsia skórka.
-Co tam u ciebie? Czujesz się już lepiej?
-Tak, powoli wracam do życia, że tak powiem...- spuściłam wzrok i zaczęłam się bawić sznureczkami od dresów.
Luka wstał i zaczął iść w stronę biurka.
-Otworzę okno, strasznie tu duszno.
Jednak nagle się zatrzymał i skierował wzrok na kartkę leżącą pośrodku moich zeszytów szkolnych.
Był to rysunek Czarnego Kota.
Podniósł go. I zaczął oglądać. Uśmiechnął się szeroko i skierował wzrok w moją stronę.
-To ty rysowałaś?
-Tak, pracowałam nad nim kilkanaście godzin, by wyglądał realistycznie...
-Ach, tak? Żeby wyglądał realistycznie? No, to pewnie śpisz z tym rysunkiem.
-O c-c-co ci chodzi, Luka?
Rzucił się w moją stronę. Pisnęłam, odskoczyłam w bok, ale i tak mnie dopadł. Złapał mnie za szyję, tak jak w szpitalu.
-Mówiłem ci, że to towarzystwo nie jest dla ciebie dobre. W tym ten skurwiel.
-Nie mów tak o nim...
-A ty przestań się z nim zadawać, ok?
Czułam, że powoli zaczynam się dusić. A on jeszcze bardziej pogłębiał swój uścisk.
-Do zobaczenia, Marinette.
Uwolnił mnie, a ja załapałam się za szyję. Bolała.
Luka wstał, następnie podniósł mój rysunek. Podarł go na strzępy...
Wyszedł, trzaskając klapą.
A ja, zaczęłam szlochać. Wzięłam pozostałości rysunku i włożyłam pod poduszkę.
Trochę czasu minęło, zanim się uspokoiłam.
Gdy byłam trochę bardziej spokojna, wyszłam na balkon. Spostrzegłem wtedy czarną postać biegnącą po dachach budynków.
Mimowolnie uśmiechnęłam się.
Oparłam się o balustradę, cierpliwie czekając, aż "niespodziewany" gość zjawi się tuż obok mnie...
*Luka*
Wyszedłem szybko z jej domu. Ona jest taka żałosna. Wygląda, jakby się mnie bała lub po prostu już nie chciała ze mną być. A mimo wszystko ze mną nie zerwie.
Ale w sumie to dla mnie lepiej.
Ja naprawdę ją kocham... tak bardzo...
Przechodząc na drugą stronę ulicy, by iść do domu wzdłuż Sekwany, odruchowo spojrzałem na jej balkon.
Oho, i znowu...
Kurwa...
Myślałem, że po moim wyjściu będzie załamana, a tu już się nim pociesza.
Najchętniej bym go zabił... A później Marinette... A później może siebie?
Zrobiłem im parę zdjęć telefonem, by później mieć czym dręczyć moją dziewczynę, i ruszyłem dalej...
*Gabriel*
Projektowałem właśnie moją nową kolekcję, kiedy poczułem, że moje miraculum kuje mnie w pierś.
-Nooro, o co chodzi?
-Nie mam pojęcia, panie... - odpowiedziało kwami, które z prędkością światła znało się obok mnie.
-Trzeba to sprawdzić... Nooro... Daj mi mroczne skrzydła!
Po przemianie czułem jakąś bardzo negatywną energię... Nie nadawała się ona jednak dla mojej akumy... Była zbyt silna!
Otworzyłem szufladę od mojego biurka i wyciągnąłem z niej pudełeczko.
Następnie zamieniłem się w pył, by moje motyle zaniosły mnie do osoby, która pomoże mi odzyskać moją żonę i skończyć z bohaterami raz na zawsze...
*Luka*
Byłem coraz bardziej wkurzony...
Miałem wzrok spuszczony w dół. Ten... Ehh...
Czemu ona woli Kota zamiast mnie? Co on ma, a czego ja nie mam?
Chyba tylko tyle, że jest superbohaterem. Poza tym ja jestem lepszy.
Zatrzymałem się. Przede mną pojawił się jakiś pył. Jakby zbierało się na burzę piaskową. Zaczął się układać w wysoką, majestatyczną postać.
-Kim jesteś?- zapytałem.
-Jestem Władca Ciem...
-Czego ode mnie chcesz?- spytałem lekko przestraszony, ale także zaintrygowany.
Tymczasem wyjął ze swojej kieszeni czarne pudełko z jakimiś czerwonymi znakami wygrawerowanymi na wieczku.
-Co to jest?
-Twoje wejście, drzwi do zemsty...
Lekko się uśmiechnąłem, a Władca kontynuował swój monolog.
-Jedyne, co chce, żebyś zrobił, to w swoim czasie przynieś mi miraculum Czarnego Kota. W zamian przez jakiś czas krzywdź go, nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Niech sam się podda. Później, weźmiemy go jako zakładnika, by schwytać również Biedronkę.
-A co dostanę w zamian?
-To, że już nigdy nie ujrzysz Czarnego Kota... Spraw mu ból. Skrzywdź wszystkich, których kocha. Czy nie będzie dla ciebie satysfakcjonujące widzieć jego cierpienie?- zaczął się złowieszczo śmiać.
Gdy już przestał, uspokoił się i spoważniał.
-Więc jak, przystajesz na moją propozycję?- spytał.
Wyciągnął do mnie rękę, a ja ją uścisnąłem.
-Jak ma mi pomóc w tym to pudełeczko?
Wręczył mi je, a następnie powiedział:
-Twoje kwami ci wszystko wytłumaczy..
-Kwa... kwa co?
Tymczasem on zamknął oczy i zaczął powoli znikać.
-Hej, nie odpowiedziałeś na moje pytanie!- krzyknąłem.
Niestety, wyparował i zostawił mnie samego.
Nie wiedząc, co robić, postanowiłem otworzyć pudełko.
W środku znajdowało się coś w rodzaju bransoletki. Nagle zabłyszczała światłem w kolorze morskim. Blask oświetlił całe moje ciało.
Przede mną, pojawiło się małe stworzonko. Przypominało węża, ale miało kolor turkusowy i... potrafiło mowić!
-Witaj, jestem Sass, kwami węża. A przy okazji najlepsze kwami, hehe.
-Kwami?
-Nie wiesz, co to kwami?! Jesteśmy stworzeniami, zamieszkującymi miracula, czyli magiczną biżuterię. Jedną z nich masz w pudełeczku. Dajemy moc superbohaterom.
-A więc tak... Bohaterom...
-Żeby przemienić się w superbohatera, Węża, musisz powiedzieć, "Sass, transformuj mnie". Twoją mocą jest cofanie czasu, ale posiadasz również bicz, którym możesz owinąć swoją ofiarę jak prawdziwy wąż.
-Muszę cię rozczarować, Sass, ale nie będę superbohaterem... Jestem super... złoczyńcą!
-Co?!- kwami było przerażone, i już miało się schować do miraculum, ale szybko je założyłem i powiedziałem regułkę.
-Sass, transformuj mnie!
-Niee!!
Po przemianie czułem się jak młody bóg. Cudownie. Czuję, jakbym miał władzę nad światem...
Wróciłem się pod dom Marinette. Schowałem się na dachu za jednym z okolicznych budynków i czekałem na Czarnego Kota.
Nie widziałem go. Dopiero po chwili widziałem, jak otwiera się klapa na balkonie... A więc był u niej w pokoju!
Skoczył na jeden z dachów, a ja z daleka uderzyłem go w pierś biczem.
Chłopak stracił kontrolę. Patrzyłem, jak spada w dół...
/\/\/\/\/\/\/\/\
Hejo! Nie umarłam!
Jeśli zapomnieliscie o tych wydarzeniach, to radzę się wrócić do rozdziału XI i XII😊
1103 słowa! Najwięcej w historii tej książki. Mała rekompensata za długą nieobecność.
Teraz wyjeżdżam za granicę, ale będę się starała, by jak najszybciej wrzucić nowy rozdział, ale brak mi weny..
Piszcie, czy rozdział piętnasty Wam się spodobał!
Papatki! 🤗
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro