Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

III

*Marinette*

    Siedziałam na moim balkonie i czekałam na Lukę. Mieliśmy spędzić razem wieczór u mnie w domu. Do  spotkania zostało mi pół godziny, więc  postanowiłam, że coś porobię. Zeszłam na dół do mojego pokoju i zaczęłam szperać po szafkach. W końcu, w szufladzie w toaletce znalazłam to, czego szukałam; mój szkicownik. Zabrałam go i weszłam spowrotem na taras. Zauważyłam, że już się powoli ściemnia, słońce zachodzi i zapada wieczór. Usiadłam na leżaku, wzięłam drewnianą tackę jako podkładkę ze stoliczka i zaczęłam rysować kontur i posturę postaci. Postanowiłam, że dzisiaj zaprojektuję strój dla mężczyzny. Kiedy skończyłam szkic, nie wiedziałam, jaki strój zaprojektować.

Nagle zabrakło mi weny. Wstałam więc, włączyłam moje małe lampeczki w kształcie kulek i oparłam się o balustradę, obserwując moje ukochane miasto, w którym się urodziłam i wychowałam. Nagle poczułam się wzruszona i wdzięczna losowi, że to właśnie Paryż został moim miejscem na ziemi. Równie dobrze mogłabym teraz mieszkać w Chinach, tam, gdzie moja mama spędziła dzieciństwo. Równie dobrze mogłam zamieszkać we Włoszech, tam, gdzie mój tata się urodził. Równie dobrze... ah, aż długo by wymieniać.
   
    Myśląc tak o moim życiu, które z pozoru wcale nie jest takie złe, spostrzegłam postać. Na początku nie było widać jej twarzy, bo była po drugiej stronie Sekwany przepływającej obok mojego domu. Jednak od razu ją rozpoznałam. To był Czarny Kot. Nagle odbił się swoim kici-kijem od dachu budynku i przeskoczył na kolejny, tam, gdzie przygotował "randkę" dla Biedronki, czyli mnie. Następnie zeskoczył w dół, w stronę parku. Podczas jego "lotu" udało mi się zobaczyć jego twarz. Straciłam go z oczu, ale... Czy on płakał?

*Adrien*

    Przemieniłem się i wyskoczyłem z domu przez okno. Nie chciałem myśleć o tym, co zdarzyło się wcześniej. Mój tata znowu zaczął z tymi swoimi wykładami na temat mojego bezpieczeństwa i w ogóle. Myślałem, że to już tym razem mamy za sobą...

-Kolejny raz się na Tobie zawiodłem, Adrien...- powiedział mój ojciec.

-No, dobrze. Ale kiedy?- spytałem.

-Adrien, kilka razy... Synu, naprawdę według mnie zachowujesz się niedopuszczalnie. A dlatego, że jestem Twoim ojcem, muszę wyciągnąć z tego wnioski. Poniesiesz konsekwencje.

-Zamieniam się w słuch- odpowiedziałem ironicznym tonem i zacisnąłem pięści.

-Nie tym tonem!

-Nie rozumiem?- odparłem z jeszcze większą złością. -W każdym razie, mógłbyś przejść do rzeczy? Właśnie przerwałeś moją lekcję grania na fortepianie.

-Masz kategoryczny zakaz na chodzenie do szkoły. Poraz kolejny wrócisz do nauczania domowego z Nathalie. Już mi się to nudzi, Adrien... Ale tym razem już nie ulegnę i zostanie tak, aż dopóki nie rozpoczniesz studiów. Mam duże plany wobec Twojej przyszłości. Wyjdzie to dla Ciebie lepiej. Otoczenie  w szkole ma na Ciebie bardzo zły wpływ!- chyba już skończył swoją wypowiedź? To regułka, którą znam już na pamięć. -O, i jeszcze. Twój grafik jeszcze bardziej się napnie i zapełni. Będziesz miał coraz więcej lekcji gry na fortepianie, szermierki, i oczywiście bardzo dużo sesji, ale myślę, że to nie jest dla Ciebie karą. Zaostrzymy także Twoją dietę i ćwiczenia na siłowni. Myślę, że zrozumiałeś. Czy wyrażam się jasno?

-Tak, ojcze...

Wreszcie wyszedł i skończył ten swój monolog, bo rozmową chyba tego nie można nazwać. Zdenerwowałem się, i to bardzo. Myślę, że po odejściu mamy jeszcze bardziej potrzebuję jego wsparcia, opieki i troski, ale jest jeszcze gorzej.
   
    Teraz w postaci Czarnego Kota biegnę przez Paryż, który powoli ogarnia mrok. Jest kwiecień, a mimo to o siódmej wieczorem jest już dość ciemno.

    Otarłem łzy i biegłem dalej. Tak bez celu. Tak bardzo brakuje mi mamy. Wskoczyłem do parku jednak nie wycelowałem i wpadłem do fontanny, która była czynna i pełna wody. Nie zachowałem się w tej chwili jak prawdziwy kot. Siedziałem w tej wodzie i z każdą chwilą czułem się jeszcze bardziej przybity. Oparłem głowę o "brzeg" i popatrzyłem w niebo. Było widać miliony gwiazd. Jeszcze żadnej nocy nie było tak pięknie.

    Potem zjechałem wzrokiem w dół i popatrzyłem na kamienice okalające park. Skończyłem na ostatniej. Na górze świeciło się różowe światło. To ten balkon.

Wyszedłem z fontanny, zaczesałem moje mokre włosy do tyłu i rozpędziłem się. Odbiłem się moją bronią od podłoża i już stałem za właścicielką tarasu. Była do mnie odwrócona plecami. Nuciła piosenkę.

-Not tryna be indie... Not tryna be cool... Just tryna be in this... Tell me are you too?...

-Przepięknie śpiewasz- podskoczyła. -Przy okazji, też kocham tę piosenkę. Jest taka prawdziwa, przekazuje tyle emocji, czyż nie?- odbiłem się i znalazłem się przed nią, tylko po drugiej stronie balustrady.

-Czarny Kot? Co ty tu robisz?- zapytała zdziwiona.

-Szwędam się tu i tam... Jak taki porzucony, bezdomny kocur. Czy możesz na chwilę go przyjąć pod swój dach?

-Jasne, chcesz wejść?- odparła.

-Nie, chcę zostać tutaj.

-Więc, co chciałeś?

-Chciałbym z Tobą porozmawiać...

/\/\/\/\/\/\/\/\

Yay! Opublikowałam post w mojej konwersacji, że nie będzie rozdziału dzisiaj. No i co. Obudziłam się o dziewiątej i zaczęłam pisać. W półtorej godziny udało mi się napisać 768 słów :) Jestem z siebie dumna, oprócz tego, że rozdział nie jest zadowalający.
Kiedy następna cześć? :) Może piątek, sobota? :)
Autor obrazka: Navybud

Ps. Widzieliście nowy odcinek Zombiezou? Według mnie najlepszy był Adrien w szafce z tym swoim "Kissouuuu", haha :'D
Więc nowy rozdział wleci bodajże wtedy, gdy pojawi się odcinek pt. "Syren"! Nie mogę się doczekać! :)

A teraz lecę pisać rozdział czwarty! :)
Do zo! :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro