Prolog
Nieprzyjemny chłód wdarł się do dziecięcego pokoju, który częściowo oświetlał blask księżyca. Dziewczynka leżała okryta różowym kocykiem, niemo wpatrując się w blady sufit. W pomieszczeniu unosiła się cichutka melodia z jej pozytywki, której słowa szeptała pod nosem. Jednak, co chwile cudowną melodię, przerywały krzyki dobiegające z dołu. Jej rodzice...Mała była częściowo do tego przyzwyczajona, jednak nie potrafiła zrozumieć, czemu jej opiekunowie non stop wszczynają awantury.
Westchnąwszy zerknęła w stronę okna, zza którego widniała twarz malutkiej dziewczynki z blond włosami związanymi w kucyk. Ta dostrzegłszy spojrzenie granatowowłosej, uśmiechnęła się uroczo, jednak usłyszawszy krzyki, szybko zniknął, jak i ona sama. Dziewczynka zeskoczyła z łóżka i ciągnąc po podłodze białego pluszowego króliczka, podeszła do drzwi. Uchyliła je tak, by bez problemu mogła wystawić głowę. Smutne spojrzenie skierowało się na wiszący na ścianie obraz, przedstawiający małą uśmiechniętą dziewczynę usadowioną na barku umięśnionego mężczyzny o granatowych włosach i złotych oczach. Tuż u jego boku stała młoda kobieta o lekko opalonej cerze, prostych jasnozielonych włosach i jagodowych oczach. Były to czasy, kiedy jeszcze jej rodzice się uśmiechali. Mała westchnęła.
Nagle usłyszała krzyk. Był to krzyk jej matki. Przerażona dziewczynka wybiegła z pokoju niczym proca, zostawiając po drodze pluszaka. To co potem ujrzała, już na zawsze zmieniło jej życie.
▬▬▬ஜ۩۞۩ஜ▬▬▬
Hueco Mundo...Te słowa budziły najbardziej ukryte lęki we wszystkich Shinigami, tak samo jaki i Quincy, czy nawet zwykłego człowieka, który dobrze widział z czym ma do czynienia. Jednak ona czuła jakąś sympatię do tego miejsca, lecz nie wiedziała skąd ona wynika. Czuła do niego przywiązanie, chociaż powinna czuć tylko i wyłącznie odrazę.
Delikatny powiew wiatru pogłaskał ją po policzku, a szumiąca melodia ukoiła jej bijące serce. Znajdowała się na pustyni od kilku dni. Narastający głód i pragnienie odbierały jej sił, na dalsze przemierzanie piaskowej krainy. Była pewna, że niedługo nadejdzie jej koniec. Nagle wyczuła czyjeś reiatsu, które było na tyle znajome, że po chwili już była pewna, kto zmierza w jej stronę.
Tajemnicza istota stąpał delikatnie po ciężkim, pustynnym piasku, nasączonym krwią upadłych stworzeń. Jego lśniące w blasku księżyca szmaragdowozielone oczy wpatrywały się w dziewczynę z wyraźną pogardą, ale też zaciekawieniem. Czarnymi, niedbale ułożonymi włosami delikatnie targał wiatr.
- Co cię...Tu sprowadza...Espado? - Odezwała się Jasiri, a właściwie mruknęła spokojnym, wyczerpanym głosem. Arrancar przystanął, odczekał chwilę, tak jakby chciał, by wiatr dał znać o swojej obecności. Po krótkiej chwili lekki, prawie nieodczuwalny powiew smagnął białym płaszczem.
- Estridente, zabieram cię do Las Noches. Mój Pan chce się z tobą zobaczyć - rzekł, całkowicie nieporuszony stanem dziewczyny, która ledwo oddychała pod naciskiem jego silnej energii duchowej.
- Aizen? Ten zdrajca? - parsknęła cichym śmiechem, co nie spotkało się z aprobatą zielonookiego. Nim się zorientowała, potężny kopniak Czwartego posłał ją kilka metrów dalej.
- Śmieć taki jak ty, nie ma prawa zwracać się do czcigodnego Aizen-samy w taki sposób - chłód i obojętność jego głosu przyprawiły dziewczynę o dreszcze. Jednak wiedziała, że nie może się dać opanować lękowi. Mimo iż wszystko straciła...Rodzinę, dom, przyjaciół, a nawet szczęście, nie mogła dopuścić by pozostał w niej lęk. Teraz jest w Hueco Mundo. Jeśli strach przezwycięży nad twoim ciałem, to już będzie dla ciebie definitywny koniec. Dziewczyna wzięła parę głębokich wdechów. Podniosła głowę, by stawić mu czoła. Jednak nie byli już sami. Jej oczom ukazał się kolejny Arrancar, którego znała jeszcze wcześniej, niż bruneta.
- Ulquiorraaaa.... - drapieżny męski głos, obił się o uszy nastolatki - To ona? - Czarnowłosy zmierzył mężczyznę pustym spojrzeniem, gdy ten bez żadnych skrupułów ziewnął.
- Tak — powiedział obojętnym tonem, którym większość ludzi zazwyczaj rozmawia o pogodzie, bądź innych mało zajmujących tematach - Granatowe, długie włosy, charakterystyczne kolczyki w kształcie sześciolistnych liliowych kwiatów...Nie ma wątpliwości - tutaj jego spojrzenie skierowało się w dół, na ciało pół przytomnej dziewczyny - to nasz cel.
Jasiri jedynie syknęła pod nosem. Nie chciała być kolejnym narzędziem w rękach tego zdrajcy Aizena. Jednak cóż jej mogło pozostać? Powrót do Świata Żywych jest wręcz niemożliwy, a jeśli zostanie na tym pustkowiu, to Puści szybko ją dopadną. Z myśli wyrwało ją nagłe szarpnięcie drugiego z mężczyzn, który chwycił ją delikatnie za szyję i podniósł do góry.
- Rozumiem... - kobaltowe oczy, ozdobione turkusowym cieniem bacznie przyglądały się dziewczynie. Na jego ustach zagościł zadziorny uśmieszek - Kopę lat, Jasiri-chan. Widzę, że tym razem zagościsz u nas trochę dłużej...
- " Zagościsz...U nas...Trochę dłużej"? - powtórzyła zdziwiona dziewczyna. Powiedział to, tak jakby już raz zagościła w ich progach, a taka sytuacja nigdy nie miała miejsca! - Co ty pieprzysz? - wydusiła.
- Grimmjow, puść ją - rozkazał brunet, wbijając ręce w kieszenie hakamy - Aizen-sama się niecierpliwi.
- A ten znów swoje! - zawarczał Jaegerjaquez, nieświadomie zaciskając palce na delikatnej szyi dziewczyny - Dałbyś sobie na wstrzymanie! Nic mu się nie stanie, gdy poczeka z pięć minut dłużej! Korona mu z głowy nie spadnie!
( Polecam do tego fragmentu )
https://youtu.be/NeRm8OP0Ce4
- Licz się ze słowami – ostrzegł Ulquiorra, gdy Grimmjow puścił kaszlącą, trzymającą się za gardło Estridente.
- A co mi zrobisz, Ulquiorra? - Jedna brew Grimmjowa podjechała znacząco w górę, w geście zainteresowania - Zamienisz się w nietoperza i przelecisz mi nad głową? - zaśmiał się sarkastycznie. Nie minęła sekunda, a zielona wiązka światła przemknęła bez ostrzeżenia nad głową zdezorientowanego Szóstego, podpalając przy okazji kilka pojedynczych kosmków.
- Oż ty jebany... - Jaegerjaquez wykrzywił się wściekle, złapał za rękojeść zanpakuto i ruszył w stronę niewzruszonego Cifera, który ani drgnął. Trzymając jedną rękę w kieszeni hakamy, drugą wyciągnął przed siebie, by zablokować atak rozjuszonego Grimmjowa.
W tym czasie, zmieszana Jasiri próbowała podnieść się na równe nogi, które jednak nie chciały z nią współpracować. Po kolejnym upadku, stwierdziła, że nie ma to już większego sensu. W końcu i tak przed nimi nie ucieknie, a jeśli znajdzie się w samym polu walki, to rozniosą ją na drobny mak. Postanowiła pozostać w pozycji lezącej i bacznie obserwować przebieg walki.
- Co się stało, Ulquiorra? Czyżbyś się bał? - Arrancar rozciągnął usta w wielorybim uśmiechu - Boisz się, że cię zniszczę!
- Głupota - odrzekł spokojnym głosem zielonooki. Jego Hierro opierało się ostrzu, lecz wkrótce na bladej skórze Arrancara zaczęły ujawniać się karmazynowe kropelki. Wzmagający się powiew wiatru smagał białym płaszczem na prawo i lewo. Czwarty zmrużył oczy, by pojedyncze odłamki, nie zakłóciły jego pola widzenia.
Jasiri obserwowała całe to wydarzenie z wyraźnym zainteresowaniem, ale też fascynacją. Była pod wrażeniem spokoju i opanowania Ulquiorry. Estridente skupiła swoją całą uwagę na Ulquiorze, na jego melancholijnym wyrazie twarzy oraz zimnych, szmaragdowych oczach i nagle pomyślała, że jest dość interesujący, jak na Arrancara, który do tej pory budził w niej tylko negatywne emocje.
W tym czasie Ulquiorra przestał się siłować z Panterą. Zamiast tego złapał za jej ostrze, zacisnął na nim palce i wyrwał ją niespodziewającemu się tego Szóstemu. Przepłacił to rozcięciem dłoni, ale teraz to on trzymał zanpakuto, należące do Szóstego Espady.
- Odpuść, Grimmjow - rzekł, strzepując z dłoni zgromadzone już krople krwi - Aizen-sama się niecierpliwi. Jeśli zlekceważysz po raz kolejny jego rozkaz, nie licz na łagodną karę - po tych słowach, rzucił Panterą tuż pod nogi nienaturalnie spokojnego Szóstego, ze spuszczoną głową w dół.
- Skoro nie używasz tego zawszonego łba, pozwól mi dokończyć i go rozjebać... - obwieścił warczącym, lecz spokojnym głosem Szósty. Pochwycił za rękojeść swego miecza. Grimmjow podniósł głowę. Wyszczerzone kły i spięte mięśnie od razu rzuciły się w oczy Ciferowi.
- Co takiego? - Ulquiorra skrzywił się w odpowiedzi na szaleńczy uśmiech Jaegerjaqueza. Nim zielonooki zdążył zareagować, ostrze już przecięło opaloną skórę mężczyzny, który po chwili zamachnął się ręką.
- Gran Rey Cero! - Wirująca jak ostrze brzytwy, wiązka niebieskiego Cero ruszyła w kierunku zdziwionego Ulquiorry, który zapewne nie spodziewał się, że jego kompan posunie się, aż tak daleko. Poruszało się z taką prędkością, że Quarto zdążył jedynie wystawić rękę do przodu.
- Ulquiorra! - krzyknęła Jasiri niespodziewanie, gdy już miał paść cios. Wokół jej smukłych i poranionych dłoni zaczęło jaśnieć narastające z każdą sekundą, światło, które wydobywało się również z kwiecistych kolczyków. Przed oczami Ulquiorry ukazała się różowa, okrągła tarcza. Ta, dzielnie odparła atak Jaegerjaqueza, jednak po chwili, rozpadła się na różowe, jaśniejące odłamki.
- Co do.. - na twarzy niebieskowłosego zagościło spore zdziwienie, zmieszane jednocześnie z gniewem - Co do chuja?! - dokończył, tym razem gniew jego głosu, dało się wyczuć bez problemu.
Granatowowłosa podniosła głowę. Już samo spojrzenie na jej twarz, wskazywało, że utworzenie tarczy kosztowało ją sporo energii. Ostatkiem sił, kąciki jej ust powędrowały w górę, tworząc zadziorny uśmiech.
- Chyba...Mieliście mnie zaprowadzić...Do Aizena.... - zaśmiała się cicho. Brunet przyjrzał się uważnie dziewczynie gadzimi oczyma.
- Jesteś dziwna, kobieto - obwieścił. W tym czasie Grimmjow zbliżył się do Estridente i z wyraźną furią wypisaną na twarzy kopnął ją w brzuch, a gdy dziewczyna spróbowała po raz kolejny uruchomić tarczę, dostała z główki. Jagodowe oczy zakryła powieka, a ciało dziewczyny przestało wydawać jakiekolwiek ruchy.
- Chyba przesadziłem - stwierdził mężczyzna, stojąc nad poturbowaną i nieprzytomną Jasiri.
- Jak teraz się wytłumaczysz panu Aizenowi? - W głosie bruneta oprócz codziennej obojętności, dało się także wyczuć nutkę pretensji - Miała jeszcze dziś się u niego stawić, a zamiast tego będziesz ją musiał zanieść do medyków.
- He?! A to niby dlaczego ja?!
- Powinieneś pamiętać, że jest w stanie utworzyć tarczę - Ulquiorra całkowicie zignorował pytanie kompana - W końcu kto jak kto, ale ty to powinieneś wiedzieć najlepiej - Gadzie oczy zlustrowały Grimmjowa, który tylko prychnął pod nosem.
- No dobra, zbierajmy się, jeżeli chcemy tam dotrzeć przed wschodem słońca - Mruknął Jaegerjaquez, podnosząc nieprzytomną dziewczynę z ziemi. Nie zdał sobie nawet sprawy, jaką gafę przed chwilą palnął. Najwyraźniej długi pobyt w Świecie Żywych, niósł za sobą niewielkie skutki.
- W Hueco Mundo nie ma słońca. Tu zawsze panuje noc - Odparował Ulquiorra, ucieszony z błędu, jaki popełnił towarzysz w doborze słów, choć świetnie zamaskował drwinę w głosie.
- Ruszajmy, Cifer - Mruknął z pośpiechem Arrancar, chcąc, by jego wpadka poszła w niepamięć. Ulquiorra tylko przytaknął i ruszył ku zamkowi.
Jesteś teraz jedną z nas, Jasiri Estridente.
Nie
Ty zawsze byłaś jedną z nas
▬▬▬ஜ۩۞۩ஜ▬▬▬
Witam, moi drodzy czytelnicy! ( jeśli tu jacyś są ;-; )
Tak, wiem. Kolejne opowiadanie związane z Bleach'em, a konkretnie z Espadą. Przepraszam, nie bijcie mnie za to. Cóż ja poradzę, że mam tyle pomysłów >.<
Zapewne nasuwają się wam pytania :
Kim ona jest?
Jak się znalazła w Hueco Mundo?
Co ją łączy z Las Noches i Arrancarami?
Na te pytania znajdziecie odpowiedź w następnych rozdziałach. Gwarantuje wam dużo zwrotów akcji, intryg i tajemnic.
Mam nadzieję, że wytrwacie
Więc do następnego!
https://youtu.be/3QqEgtJY120
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro