Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

•6.Czasami w ciebie nie wierzę•

Obudziłam się cała zlana potem. Oddychałam ciężko, jakbym właśnie dopiero zaczęła oddychać po zbyt długim wstrzymywaniu oddechu. Chociaż nie. To było o wiele gorsze. Moje źrenice były rozszerzone. Przetarłam dłonią twarz, zamykając oczy i pomału się uspokajając. Lecz gdy tylko dotknęłam mojej twarzy, poczułam coś mokrego. Spojrzałam na dłoń.( Na szczęście było już jasno, a Cami jeszcze spała.) To, co ujrzałam przeraziło mnie. Łzy. Łzy zmieszane z krwią. Co jest!? Krew!? Płakałam krwią...? Nie rozumiem. Co się ze mną dzieje? Dlaczego akurat dziś śniło mi się...TO. Dlaczego płakałam? Już dawno tego nie robiłam... Ostatni raz, kiedy pozwoliłam łzą płynąć, to-. O. Mój. Boże. Właśnie ten dzień... Kiedy straciłam wszystko. Kiedy popełniłam największy błąd mojego życia. Nie zawalczyłam o nich. Jedyne co zrobiłam, to odwróciłam się i odeszłam, tłumacząc sobie jak głupia, że z momentem kiedy Klaus mnie zabił to odeszła też Melanie, którą znali, która ich kochała... Boże, jaka ja byłam głupia! Nigdy nie powinnam pozwolić im odejść! Powinnam postarać się wtedy bardziej! To moja wina! To wszystko moja cholerna wina!

-Eh?-znowu poczułam ciecz na policzkach. Łzy samowolnie zaczęły płynąć. Tym razem bez krwi, o tyle dobrze. Nie!, Nie dobrze! W ogóle nie powinnam płakać! Ogarnij. Się. Dziewczyno! Co ci się dzieje? Miałaś zapomnieć o tym, zapomnieć o bolesnej przeszłości! Udawało ci się to przez cholerne 1000 lat. Dlaczego akurat teraz nie? Zjawiam się w Nowym Orleanie, wracam na stare śmieci, do miejsca gdzie rozwijała się moja historia, gdzie poznałam przyjaciela... Chwila moment! To do siebie pasuje. Gdy przybyłam do Nowego Świata, dzisiaj znane jako Mistic Falls, poznałam prawdziwych przyjaciół, tam jest pozostawiona duża część mnie, kawałek mojej historii. Tak jak tutaj, w Nowym Orleanie, poznałam prawdziwego przyjaciela, zostawiłam tu część mnie, kawałek historii. Może to jest jakiś znak? Powinnam wrócić do Tego miejsca? Chyba nie bez powodu mi się to śni, akurat w miejscu podobnym do Nowego-ekhem, mówmy na to w czasie teraźniejszości, Mistic Falls. Może coś się wydarzy kiedy tam wrócę? Nie wiem. Nie rozumiem już nic.

Usiadłam na kanapie, przysunęłam nogi pod brodę i schowałam w nich głowę.

-Agh!-krzyknęłam, ale na szczęście moja pozycja zagłuszyła głośny dźwięk. Always and forever huh? Taaa dobry żart. Chociaż. Wracając do tamtej nocy, gdy przysięgali sobie to wszystko, na prawdę wyglądali jakby nic nie mogło ich zatrzymać. Jakby nic nie mogło ich powstrzymać póki są razem, jako rodzina. To był niesamowity widok. Heh, pamiętam jak następnego ranka obudziłam się, moje ciało się zregenerowało, ale byłam naga, bo jednak no moje ubranie się spaliło. Gdy ja chodziłam po szczątkach wioski, gdzie wszędzie leżało pełno ciał, ciał osób , z którymi tak nie dawno codziennie się witałam, gdy chodziłam po miejscu, które kiedyś nazywałam domem, Mikaelson'owie byli już daleko, uciekając przed Mikaelem. Jedna z najbliższych osób, a jednak pierwsza, która pragnęła ich zguby. Oczywiście wszystkie ciała spaliłam, zabrałam jedynie ubrania, poszłam jeszcze na miejsce gdzie był pogrzeb Henrika. Mówiłam coś do niego, nie pamiętam co, ale pamiętam, że pomimo, iż go nie widziałam, to słyszał to, tak samo jak Tatia. Pamiętam, jak nie wiedziałam co mam robić, chodziłam bez celu po "wiosce" i przypominałam sobie wszystkie wspaniałe i złe chwile spędzone tutaj. Poszłam nawet na drzewo, na którym najpierw obserwowałam wszystkich. Od tego wszystko się zaczęło. Poszłam usiąść nad rzekę, gdzie kiedyś przesiadywałam z Nimi. Wspominałam naszą obietnice,-

-Dzień dobry, drogie panie! Mam nadzieję, że jestescie... Już... Na nogach...?-z podekscytowanego i wesołego tonu, stopniowo zaczął smutnieć głos Marcela, który przed chwilą nagle wbił do mieszkania. Powodem tego było pewnie kiedy zobaczył w jakim jestem stanie.- Mel!? Co, co ci się stało!?-zapytał, ale ja siedziałam cicho. Chyba zrozumiał przekaz, bo usiadł koło mnie i tym razem już ciszej zaczął mówić.-Hej, kochanie, co jest? Płakałaś?-ja tylko coś mrugnęłam i schowałam się pod kocem. Ale Marcel nie dawał za wygraną.-Melanie, proszę, nie zachowuj się jak dziecko w poważnych sprawach. Widzę, że coś się stało.-dalej żadnej reakcji z mojej strony. Usłyszałam jak wzdycha z zrezygnowaniem. Po chwili poczułam, że jakiś ciężar zszedł z kanapy. Czyżby Marcel sobie odpuścił? I nagle wszystko stało się jasne. Ściągnął ze mnie koc, wziął na ręce i zaniósł do łazienki. Cały czas pytałam się go czy go powaliło, co robi itp. walić, że znałam odpowiedź. Posadził mnie na półce, wyciągnął jakiś ręcznik, zamoczył w wodzie i zaczął obmywać mi twarz. Całe szczęście, że nie miałam makijażu, to by była dopiero tragedia.

-Powiesz mi co się stało?-zagadnął podczas swojej czynności. Ja spuściłam tylko wzrok.

-Nie chce o tym rozmawiać.-powiedziałam w końcu. Cicho ale pewnie.

-Ehhh, więc nie pozostaje mi nic innego.-spojrzałam na Marcela pytająco. Chyba skończył myć mi twarz, bo odłożył już ręcznik. Spojrzałam w lustro, wyglądałam okropnie. Straszne wory pod oczami, poczochrane włosy, pomięte ubrania, jeszcze pewnie dalej cuchne alkoholem. Cudownie. Nic tylko podziwiać. Poczułam jak ktoś mnie przerzuca przez ramię. Najpierw zdezorientowana, nie wiedziałam co się dzieje. Zorientowałam się, dopiero gdy schodziliśmy już po schodach.

-Marcel, durniu, co ty ku'wa robisz!?

-Ciiiii, bo sąsiadów obudzisz.-powiedział posyłając uśmiech w moją stronę. Niestety bez wzajemności.

-W dupie mam sąsiadów! Postaw mnie ty niedorozwinięta cioto!

-Hm, najpierw dureń, potem niedorozwinięta ciota. Zdecyduj się wreszcie.-zaśmiał się Marcel, wychodząc już ze mną z budynku. Jak ci przywalę to nie będzie ci już tak do śmiechu. Dałam się nieść, niektórzy przechodni, patrzyli na nas dziwnie, ja tylko posyłałam spojrzenie mówiące "też nie mam pojęcia co się dzieje". Marcel w końcu się nade mną zlitował i odłożył mnie, a raczej posadził na ławce w parku i usiadł koło mnie.

-I po co mnie tu przeniosłeś?

-Żebyś mi powiedziała o co chodzi.

-Nie mogłam ci tego powiedzieć u Cami?

-Oboje dobrze wiemy, że nie powiedziałabyś mi, tylko szukała wymówek, typu: nie powiem, bo Cami usłyszy, bla bla bla.-kurde, dobry jest. Wszystko sobie przemyślał. Skubaniec.-a więc, oświecisz mnie co się stało?-eh? Ah, no tak ten sen... Dobra, przecież to twój przyjaciel! Ogarnij się!... Klaus też był twoim przyjacielem, ale cie zabił. Marcel chce mnie zabić?-halo! Ziemia do Mel! Ziemia do Mel!

-Eh!?

-Znowu odfrunęłaś.

-Ah, przepraszam.

-...-iiiii cisza. Głucha cisza. Niesamowite, nagle moje stopy stały się bardzo ciekawe. Zaraz. Jestem boso!?-Melanie... wiesz, że mi możesz powiedzieć? Kupię ci potem lody.-cholera, dobre chłopak ma argumenty.

-Ehhh niech ci będzie...

-Słucham.-Marcel przybliżył się trochę do mnie, pewnie żeby lepiej słyszeć co mówię i lepiej zrozumieć moje emocje. Walić, że równie dobrze mógłby stać kilka metrów dalej to i tak by idealnie słyszał co mówię szeptem.

-No więc, miałam...koszmar.-ha! No i powiedziałam. Teraz dawaj lody frajerze.

-No tyle to sam zdążyłem się domyślić.-przewrócił oczami.

-To po co się pytasz?

-Bo na pewno to nie był zwykły koszmar.-westchnął.-Mel, wiesz, że możesz mi zaufać. Gdybyś nie była w takim stanie i powiedziała, że to koszmar to bym odpuścił. Ale spójrz na siebie! Płakałaś...z krwią. Ty nigdy nie płaczesz.-ma mnie. Czasami żałuję, że tyle mu powiedziałam, ale nie chciałam popełnić błędu z przeszłości. Chciałam żeby wiedział o mnie wszystko, nie tak jak było z,....z Nimi.-Melanie?-potrząsnęłam głową, popatrzyłam na Marcela, spojrzałam mu w oczy i powiedziałam:

-Miałam koszmar... O TYM dniu i TYCH osobach.-Marcel rozszerzył oczy w ździwieniu.-nigdy jeszcze nie śniło mi się to, z taką dokładnością, wszystkie szczegóły, najdrobniejsze fragmenty, twarze,-kontynuowałam- czułam wszystkie emocje, które wtedy przeżyłam. Wszystko. Tak jakby przeżyłam to jeszcze raz. Każdy dzień spędzony z Nimi. Potem budzę się cała roztrzęsiona, zapłakana! Już sam fakt że płakałam! A to jeszcze z krwią! Marcel...co się ze mną dzieje?-nie uzyskałam odpowiedzi. Patrzył tylko na mnie. Nie ma co się dziwić. Nigdy nie widział mnie w takim stanie.

-Ja... nie, nie wiem co powiedzieć.-to nic nie mów tylko mnie przytul i kup teraz cholerne lody! I nagle moje myśli stały się prawdą. Szkoda, że nie wtedy, kiedy na prawdę tego chciałam. No ale lepiej późno niż wcale. Mars mnie przytulił i powiedział, że idziemy na te lody.

-Na najlepsze w mieście?-zapytałam żeby jakoś załagodzić sytuację i już nie wracać do tematu. Przynajmniej jak na razie. W sumie ciesze się że mam takiego przyjaciela jak on, nieodpuszcza, pociesza, zrozumie, odpuści gdy wie ile coś dla mnie znaczy. Najwyżej potem będzie wydziwiać z potencjalnymi powodami tego wszystkiego.

-Oczywiście.-uśmiechnął się, tym razem uśmiech odwzajemniłam. Już po chwili ruszyliśmy w stronę najlepszej lodziarni w mieście.

-Ej, Mars?

-Co jest?-spojrzał na mnie.

-Możemy po drodze poszukać mojego samochodu? Marcel spojrzał na mnie rozbawiony.

-Nie wiesz gdzie zostawiłaś samochód?

-Oczywiście, że wiem. Nie wiem tylko jak do niego dojść.

-Oj Mel, hahaha, czasami w ciebie nie wierzę.-witaj w klubie, też czasami w siebie nie wierzę.-Dobra, idziemy?

-...,tak.-uśmiechnęłam się.

*No to, jakby ktoś nie ogarnął, to poprzednia część to był sen Melanie Xd. W mediach jest jak mniej więcej wyglądała gdy się obudziła, a to czarne na jej policzkach to krew, jakby co XD. Dzisiaj powinien pojawić się jeszcze kolejny rozdział, ale nic nie obiecuję! Z góry przepraszam za wszystkie błędy!
Mam nadzieję, że się podoba, nara👋*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro