Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

•31.Kiedy ma być ten bal?•

Siedząc tak sobie właśnie, bo stać bym nie dała rady po tym co usłyszałam, w życiu nie pomyślałabym, że mieli taką, jakby to nazwać, przygodę? Z Mikaelsonami. Nie dziwię się wcale ich niechęci do pierwotnych. Tyle przez nich wycierpieli. Przypominając sobie tak stare czasy kiedy jeszcze z nimi mieszkałam to ciężko sobie wyobrazić jak bardzo się zmienili. Wcześniej tylko słyszałam pogłoski a teraz znając autentyczną historię z nimi to po prostu ciężko mi pomyśleć, że te same osoby, z którymi bawiło się w głupie gry, robiło żarty, mieszkało no po prostu robiło wszystko! A teraz są zupełnie inni. Rodzeństwo Mikaelsonów, których znałam i kochałam umarło w momencie, gdy Esther przemieniła ich w wampiry. To boli. Nie sądziłam, że aż tak będę to przeżywać. Oczywiście wiedziałam dużo ile to oni złego nie zrobili ale wtedy puszczałam to mimo uszu a teraz wiedząc, że to co słyszę jest prawdą a osoby, o których jest opowieść są w tym samym mieście co ja to po prostu szlag mnie trafia.

- Melanie? - słysząc czyiś głos obudziłam się z natłoku myśli i marszcząc brwi spojrzałam na jego źródło. Przede mną siedziała cała ekipa wariatów z wyczekiwaniem, aż coś powiem. Przeleciałam po całym pomieszczeniu, w którym się znajdowaliśmy spanikowanym wzrokiem ale szybko się ogarnęłam i odchrząkając poprawiłam moją pozycję na jednym z foteli w salonie.

- Em, cóż, doprawdy ciekawa historia. - skomentowałam, starając się aby nie było widać jak wielki szok to na mnie wyparło. Postanowiłam przyjąć rolę pewnej siebie, zdecydowanej dziewczyny, która wie co usłyszała i nic sobie z tego nie robi, bo jest jebaną profesjonalistką i nie okazuje większych uczuć.
Widziałam spojrzenie Damona, który patrzył na mnie z powątpieniem i współczuciem. Inni tego nie rozumieli. Nigdy by nie zrozumieli.

- Czy na pewno wszystko dobrze? Wyglądałaś jakbyś właśnie się dowiedziała, że jesteś adoptowana. - zapytała niepewnie Elena, a gdy na nią spojrzałam znowu przypomniała mi się Tatia a co za tym idzie Mikaelsonowie.
Wyciągnęłam głośno powietrze.

- Ja... - zaczęłam z zawachaniem - po prostu nie spodziewałam się tego. Macie chyba talent do pakowania się w kłopoty. - dodałam i lekko się zaśmiałam, trochę sztywno ale cóż. Elena się nieśmiało uśmiechnęła i już siedziała cicho.

- Dobra, to teraz przejdźmy do aktualności, bo dalej nie wiemy co robić. - powiedziała nagle Bonnie a ja spojrzałam na nią i wypaliłam bez namysłu :

- To to jeszcze nie koniec? - zapytałam z żalem. Już nie chce słyszeć nic co ma związek z Mikaelsonami. Chociaż wiem, że będą jedyną rzeczą, która będzie mi zaprzątać głowę przez najbliższe godziny.

- Słuchaj. Powiem to prosto z mostu, bo widzę jak to przeżywasz. Więc ostatnio niektórzy z nas dostali zaproszenie od Mikaelsonów na jakiś bal, który organizują w swojej posiadłości. - krótko, zwięźle i na temat. Pięknie. Patrzyłam na Damona z szokiem wymalowanym na mojej twarzy. Zaprosili ich na bal? Pojebani. Po tym wszystkim? Rany.

- Że c-co? - wyjąkałam w końcu nadal będąc zdziwioną tą informacją.

- Właśnie nie wiemy. To może być jakaś zasadzka, czy coś. Musimy wymyślić co mamy z tym zrobić. - powiedział Alaric, który do tej pory siedział cały czas cicho. - Pomyślałem, że skoro ty tu jesteś, a dobrze znałaś się z Mikaelsonami to może uda ci się jakoś ich ogarnąć i może wypędzić z Mistic Falls, bo, no nie oszukujmy się ale jak narazie przynoszą same problemy.

- Słucham? Ty chyba czegoś tu nie rozumiesz. - powiedziałam oburzona i wstałam z fotela. Czy ja dobrze rozumiem i oni chcą mnie wykorzystać, by pozbyć się pierwotnych z miasta? - Nie pamiętasz co wam opowiadałam? Nie widziałam się z nimi ponad 1000 lat. 1000 pierdolonych lat! Myślisz, że to jest takie hop siup pójść do nich i pokazać im, że hej! Jednak żyje i wiecie co? Fajnie by było gdybyście się stąd wynieśli, bo niektórzy was tu nie chcą a skoro byłam waszą przyjaciółką to moglibyście zrobić mi przysługę! - wykrzyknęłam drwiąco, energicznie machając rękami na wszystkie strony świata. Przecież to jest jakiś absurd.

- Myślałem, że skoro już tu jesteś i chcesz nam pomóc to dałabyś radę to zrobić. - odrzekł już mniej pewnie a ja zmarszczyłam gniewnie brwi i pewnie gdyby mój wzrok mógł zabijać, to Saltzman już dawno wąchał by kwiatki od spodu.

- To źle myślałeś. - warknęłam mierząc mężczyznę przenikliwym wzrokiem. Atmosfera w pomieszczeniu stała się teraz tak gęsta, że normalnie można by było ciąć ją nożem.

- Dobra, rozumiemy. To nie jest dla ciebie łatwe, więc po prostu pójdźmy na kompromis i znajdźmy inne rozwiązanie. - odezwał się Stefan a ja posłałam mu wdzięczne spojrzenie, że chociaż on tu po ludzku myśli.

- Nie ukrywam, że to co zaproponował Alaric, to by było najprostsze wyjście ale na pewno jest coś innego co możemy zrobić. - skomentował Damon. Westchnęłam. Wiem, że ma rację ale nie jest to takie proste. Na pewno jest inne wyjście.

- Chwila, bo czegoś tu nie rozumiem - odezwałam się wracając na poprzednie miejsce, siadając i zakładając nogę na nogę. - wy chcecie się ich pozbyć, czy znaleźć jakieś porozumienie i żyć z nimi w zgodzie? - zapytałam, bo na prawdę nie rozumiem tu tej jednej rzeczy.

- Znaleźć porozumienie? Z NimI? Proszę cię. - zaśmiała się drwiąco Caroline. Posłałam jej wkurzone spojrzenie.

- A czemu nie? Z każdym da się dogadać. - mruknęłam pod nosem zirytowana jej nastawieniem.

- Wierz mi Melanie, nie wiem jacy byli kiedy ty ich znałaś, ale musisz zrozumieć, że to nie są już te same osoby. Tamtych Mikaelsonów już nie ma. - powiedziała dobitnie Elena z żalem w głosie i współczuciem w oczach.
Słysząc to od kogoś innego, to tak, inaczej. Jeszcze ciężej mi w to uwierzyć. A najgorsze jest to, że ma rację. Jednak ja nadal głupio wierzę, że to nadal ci sami mieszkańcy z wioski, z którymi niegdyś mieszkałam.
Westchnęłam smutno.

- Doskonale zdaje sobie z tego sprawę. - powiedziałam cicho i niepewnie, jakbym nie do końca była przekonana do moich słów. W sumie tak było. Chyba nadal znam ich jako tamtych ludzi. - Nie miałam jeszcze okazji ich poznać. Od nowa. Nie wiem jacy teraz są, jedynie znam ich z różnych plotek. - powiedziałam już śmielej i spojrzałam na wszystkich. - Ale wierzcie mi lub nie ale zawsze można się dogadać, wystarczy tylko chcieć i podejść do tego od dobrej strony. A raczej wydaje mi się, że bardziej opłacalne było by mieć w nich sojuszników a nie wrogów. Mam rację? - doskonale wiedziałam, że ją mam.
Widziałam, że się nad tym głęboko zastanawiają. Spojrzeli po sobie a potem z powrotem na mnie. Uśmiechnęłam się chytrze jak to miałam w zwyczaju.
Później będę żałować moich decyzji. Alaric miał rację. Obiecałam im pomóc i dotrzymam tej obietnicy pomimo wszystko.

- Więc, co proponujesz? - zapytał Matt a reszta patrzyła na mnie z wyczekiwaniem. Mój uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył.
Muszę w końcu ogarnąć dupę. Jestem gotowa zrobić tyle ile mogę byle tylko osiągnąć cel.

- Kiedy ma być ten bal? 

*Cześć wszystkim! Od razu na wstępie życzę wam wesołych świąt i w ogóle zdrówka i tak dalej.^^
Sorki za błędy i wgl.
Do następnego cześć!👋*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro