Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

•29.Nie bulwersuj się tak•

- Myślisz, że bardzo się wkurzy? Bo jestem jeszcze za młoda żeby umierać. - usłyszałam czyiś szept. Jednak zignorowałam go i jedynie przewróciłam się na drugi bok.

Usłyszałam nagłe wciąganie powietrza jakby ktoś się wystraszył, że przez jeden zły ruch coś zepsuje.

- No weź, przecież nie jest znowu taka straszna. - odezwał się tym razem inny, znacznie głośniej.
Po prostu ignoruj.

- Nadal boję się to zrobić. - przyznał jeden z tajemniczych głosów.
Chwila. Zrobić co?

- Nie umrzesz, spokojnie. Damon zapewnił, że nic nam nie zrobi. - słysząc znajome imię próbowałam wyobrazić sobie osobę, do której należy. Damon Damon Damon.

- Wierzysz mu? - spytała, nadal szeptem z wyrzutem jedna z dziewczyn. Tak słuchając już dawno zorientowałam się, że są tu dwie dziewczyny. Tylko po kiego chuja tu przyszły.

- Cóż, nie raz udowodnił, że można mu ufać. - broniła dzielnie niejakiego Damona. - Uh co my w ogóle robimy? Miałyśmy tylko sprawdzić czy żyje i zabrać ją do Salvatorów.
Salvatore? Czy żyje? W sensie, że ja? Ohhh. Czekaj.

- A czemu miałabym być martwa? - mruknęłam, przeciągając się na łóżku i uchylając leniwie oczy, żeby sprawdzić czy nie myliłam się co do moich podejrzeń.
Zamknęłam je z powrotem już upewniając się, że miałam rację a w moim pokoju znajdują się Bonnie i Caroline.

- Aaa! Nie zabijaj! - wykrzyknęła, nie wiadomo czemu spanikowana Caroline i schowała się za drugą dziewczyną. Na co ta założyła ręce na biodra i przewróciła oczami.
Uniosłam na to brew przyglądając się im obu. Po czym również wywróciłam oczami siadając na łóżku. Przetarłam twarz dłonią i znowu zawiesiłam spojrzenie na dizewczynach.

- Nie mam zamiaru cię zabijać. - burknęłam w odpowiedzi i przewiesiłam nogi z prawej strony łóżka a po chwili już stałam.

- Widzisz? Mówiłam. - usłyszałam jeszcze jak Bonnie szepce do blondynki. - Uspokój się. - dodała po chwili trochę głośniej.
Ja w tym czasie wybrałam ubrania na dziś i ruszyłam w stronę drzwi uświadamiając sobie jedną istotną rzecz.

- Chwila. Co wy - tu wskazałam dwoma palcami jednej dłoni na stojące przede mną dziewczyny. - robicie tutaj? - tym razem palec wskazywał podłogę, co miało oznaczać mój dom.

- Oh em Damon powiedział, że mamy sprawdzić co u ciebie, bo nie dało się do ciebie dodzwonić. A, że byłyśmy u Eleny to było stosunkowo blisko, no i drzwi były otwarte ..

- Jak to otwarte?! - warknęłam, bo to mógło oznaczać, że ktoś już tu dzisiaj był a ja o tym nawet nie miałam pojęcia. Serce nieznacznie mi przyspieszyło. Od razu na myśl nasunęli mi się Mikaelsonowie ale szybko odsunęłam tą absurdalną opcje. Skąd niby mieli wiedzieć.

- No, nie dosłownie, że były po prostu otwarte ale dało się je otworzyć tak po prostu. - wyjąkała o dziwo Caroline.
Lekko się uspokoiłam, bo to oznaczało, że raczej nie powinnam mieć żadnego nieproszonego gościa podczas mojego snu.
Westchnęłam nieznacznie poprawiając ubranie, które nadal trzymałam.

- Dobra, nie ważne - mruknęłam machając lekceważąco ręką, żeby dać im do zrozumienia, że już mnie to nie obchodzi. Chociaż tak na prawdę to nadal miałam wątpliwości. I dlaczego byłam taka głupia, że nie zamknęłam domu na noc? - to wy może zejdźcie na dół i poczekajcie na mnie a ja zaraz się ogarnę i możemy jechać. - powiedziałam nadwyraz spokojnie i nie czekając na ich odpowiedź ruszyłam do łazienki, w której po chwili byłam już zamknięta.

Oparłam się o drzwi znowu wzdychając. Coś za często ostatnio to robię. Ciekawe czy to ze zmęczenia czy po prostu, tak sobie.
No nic, nie teraz powinnam o tym myśleć. Wróciłam myślami do wydarzeń dzisiejszego dnia. To już drugi raz jak się dzisiaj budzę. Przypomniałam sobie ten denerwujący telefon z rana. Już na samo wspomnienie z powrotem zepsuł mi się humor. Mruknęłam kilka przekleństw na tego pieprzonego Damona i weszłam pod prysznic.

*Time skip po prysznicu XD*

Już czysta i ubrana stałam przed lustrem i zaczęłam przyglądac się swojemu odbiciu. Patrzyłam tak dłuższą chwilę po czym pokręciłam głową chcąc odgonić myśli, które w tym czasie napatoczyły się do głowy.

Zeszłam po schodach, a raczej skacząc po nich jak to zazwyczaj miałam w zwyczaju. Zawsze jak miałam okazję mieszkać z kimś w domu to skakałam po nich żeby wkurzyć mieszkańców. Ah, aż przypomniały mi się dawne czasy. Stop. Nie teraz mi o tym myśleć.
Stanęłam w salonie szukając wzrokiem moich niezapowiedzianych gości, chociaż osobiście to nie byłam jakoś nimi zawiedziona, a wręcz cieszyłam się. Nie wiem czemu. Tak po prostu. Chociaż słowo cieszyłam się to chyba za dużo, dlatego powiem, że po prostu podobało mi się to.

- No w końcu! Ileż można czekać. - Bonnie pierwsza mnie zauważając jęknęła z niezadowoleniem.
Trochę nie spodobał mi się ton jaki użyła i lekkość w jakiej to wypowiedziała oraz sam sens słów. Zmarszczyłam brwi. Mój nastrój jeszcze bardziej się pogorszył.

- Ta, idziemy, czy będziemy nadal stać tu i marnować czas? - zapytałam już z góry zniechęcona do dalszego spędzania czasu z nimi. Czuje się znacznie zbyt pewnie w mojej obecności. A jednak lubię, gdy ma się do mojej osoby szacunek no chyba, że jest się kimś dla mnie bliskim. A Bonnie jak na razie pozwala sobie na za dużo.
Wiem jak to brzmi ale taka już po prostu jestem.

- Dobra dobra nie bulwersuj się tak. - wzruszyła ramionami i wstała z kanapy, na której siedziała, co po chwili uczyniła też Caroline, od której było czuć narastającą niepewność.
Zważając na mój dzisiejszy humor to to na prawdę był zły pomysł żebym gdziekolwiek wychodziła, bo wkurzają mnie już tak mało znaczące rzeczy.

Odprowadziłam obie dziewczyny wzrokiem a kiedy wyszły również ruszyłam za nimi. Jednak tym razem upewniając się, że dobrze zamknęłam drzwi.

- Dobra, wsiadajcie. - postarałam się na miły ton i odblokowałam wejście do samochodu. Przynajmniej nie zapomniałam zamknąć tych drzwi.
Jako pierwsza weszłam do pojazdu i czekałam, aż one zrobią to samo. Obie usiadły z tyłu. Bardzo dobrze.

Ruszyłam z piskiem opon prosto do posiadłości braci zastanawiając się czego mogę się spodziewać.

*Elo elo 320 w sumie nie mam nic do powiedzenia oprócz standardowej formułki, że przepraszam za błędy czy coś. Ogólnie to ten rozdział jest nadwyraz bez sensu i do dupy ale cóż, kolejny już chyba będzie ciekawszy. Przynajmniej mam taką nadzieję.
No to zdrówka wam tam życze a zwłaszcza teraz kiedy jest ten pieprzony koronawirus i wesołych świąt jakby już miało nie być rozdziału podczas nich i nie miała bym okazji ich wam złożyć🤗
No to do następnego!👋*

!DLA ZAINTERESOWANYCH!

Wspomnę jeszcze, że pracuje nad kolejnym opowiadaniem (tak wiem, to już trzecie ale cóż poradzić jak się ma pomysł i chęci to czemu nie) a będzie ono z Marvela ale połączone z kilkoma wątkami z the Originals, również pojawią się tam Mikaelsonowie ale dopiero albo pod koniec opowiadania albo w drugiej części to jeszcze się zobaczy jak mi pójdzie. I będzie ono tak jakby o Tomie Hollandzie aka Peterze Parkerze aka Spidermanie i główne wydarzenia będą działy się podczas Homecomingu.
Iiiiii planuje jeszcze dorzucić tam małe wątki dotyczące Lucyfera i jego samego ale nie pamiętam czy ten jego klub był w Nowym Jorku, więc jakby ktoś wiedział to miło by było gdyby mi napisał.^^
Więcej informacji napiszę w komentarzach jakby ktoś się pytał, bo bez sensu mi tyle pisać jakbyście nie byli zainteresowani wienc to na tyle na dzisiaj do następnego, cześć!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro