•28.Spotkanie z Michaelem Jacksonem•
Właśnie miałam wejść do pomieszczenia gdzie odbywał się M&G z jedynym w swoim rodzaju niesamowitym Michaelem Jacksonem, gdy nagle usłyszałam charakterystyczny odgłos. Zaczęłam obracać się wokół własnej osi, próbując namierzyć obiekt, który wydaje ten głos. Jednak wydawało się, że, coraz bardziej irytująca mnie melodyjka, dochodzi z każdej strony. Nie mogłam określić skąd dochodzi tajemniczy odgłos, co wzbudziło moją frustrację.
Po pewnej chwili dźwięk stawał się niedowytrzymania. Zamknęłam oczy z całej siły i zasłoniłam sobie uszy dłońmi, próbując uciszyć ten denerwujący dźwięk. Chuja dały moje działania. Co się właśnie dzieje? Co to za głupia melodia!? Dlaczego nie chce ucichnąć!?
Otworzyłam nagle oczy. W pierwszej chwili nie patrzyłam, gdzie się znajduję. W pierwszeństwie zwróciłam uwagę na to, że ten dziwny dźwięk ucichł. Odetchnęłam głęboko z zamiarem wejścia w końcu i poznania legendarnego Jacksona, gdy skapłam się, że nie jestem już przed drzwiami z gwiazdą, na której pisało imię i nazwisko artysty. Siedziałam na podłodze w moim pokoju.
Lekko zdezorientowana rozjerzałam się po pomieszczeniu, upewniając już mój umysł, że już się obudziłam i to jest realny świat. Chociaż o wiele bardziej wolałabym wrócić do poprzedniej scenerii.
Westchnęłam i przetarłam twarz dłonią, siadając po turecku.
Dobra, teraz spróbuj ogarnąć co się odpierdala i gdzie jesteś.
Próbowałam się skupić, gdy ni z gruszki ni z pietruszki znowu zaczął rozbrzmiewać ten odgłos. Jednak tym razem mogłam konkretnie określić skąd dochodził i czym takowy dźwięk był.
Nadal w lekkim szoku, nawet nie wiadomo dlaczego, z prędkością światła rzuciłam się na łóżko rozgrzebując pościel, by w końcu rozwiązać wszelkie wątpliwości co do zaistniałej sytuacji.
Gdy w końcu trzymałam już w dłoni powód tego całego zamieszania poczułam jeszcze większą irytację, gdy po pierwsze okazało się, że była to ta denerwująca melodyjka z telefonu, po drugie godzinę, którą wskazywał, a po trzecie imię osoby, która spowodowała moją pobudkę z, jak dla mnie, pięknego snu.
Burknęłam pod nosem kilka przekleństw, ale odebrałam w końcu, już nie wytrzymując tego dźwięku i zastanawiając się dlaczego go jeszcze nie zmieniłam.
- Mam nadzieję, że masz bardzo dobry powód dzwonienia do mnie, bo właśnie przerwałeś mi spotkanie z Michaelem Jacksonem. - wychrypiałam z gniewem. Będę musiała się potem napić.
Odchrząknęłam, by poprawić stan mojego głosu.
- Co- a, kapuje. No cóż wybacz, że przerywam zapewne cudowne spotkanie ale mam bardzo ważne pytanie. Tylko musisz odpowiedzieć, bo to sprawa życia i śmierci. - powiedział głos po drugiej stronie słuchawki. Nie powiem, zainteresowałam się trochę.
- Oby to było faktycznie poważne, bo jest do cholery 7 rano a doskonale wiesz, że dla mnie to jeszcze jebana noc i popełniasz właśnie wielkie ryzyko dzwoniąc do mnie. - odpowiedziałam wygodniej usadawiając się na łóżku.
- Przysięgam, że to poważna sprawa, na prawdę!
Westchnęłam zirytowana, co chłopak doskonale musiał słyszeć po drugiej stronie.
- Konkret Damon, kurwa konkret! - warknęłam.
Godzina 7 rano to na prawdę kiepska godzina do budzenia mnie. Nie myślę wtedy racjonalnie. Jestem jeszcze w krainie tęczy i jednorożców. Albo burzy i śmierci. Zależy kto jakie ma sny.
- No dobra, przygotuj się.
Przewróciłam oczami, czego niestety już Salvatore nie mógł zobaczyć. Rany, czego on nie rozumie w słowie konkret.
- Salvatore streszczaj się. - stanęłam już na prawdę na skraju wytrzymałości.
- Jaki jest twój ulubiony kolor?
Zachłysnęłam się powietrzem na to co usłyszałam. Poczułam wzbierający we mnie gniew. To była kurwa ta jego sprawa życia lub śmierci!?
Zacisnęłam mocniej dłoń na komórce. Zagryzłam zęby starając się nie powiedzieć czegoś, czego potem będę żałować. Jestem w cholernym niehumorze. Ten dzień zapowiada się doprawdy chujowo. Zabawne, że zasypiając miałam myśli, że dzisiaj może będzie lepiej. Ni chuja.
- Halo? Melanie jesteś ta-
Nie zdążył dokończyć, bo agresywnie odsunęłam telefon od ucha i szybko nacisnęłam czerwony przycisk.
Co za idiota. Już z samego rana musi mnie denerwować. Dopiero co się znowu spotkaliśmy po tylu latach rozłąki a już mnie wkurwia.
Ledwo powstrzymałam się od rzuceniem telefonem w ścianę.
Nabrałam głęboko powietrza i powoli wypuściłam.
Uspokój się. Uspokój się. To nic wielkiego. Tylko debilny pomysł Salvatora. Spokojnie.
Zaczęłam liczyć do dziesięciu, gdy przy siódemce znowu usłyszałam ten przeklęty dzwonek. Coś się we mnie zagotowało. Wspominałam już, że w środku jestem jak jeden wielki wulkan? No to, w tym momencie jestem już bardzo blisko wybuchu.
Nawet nie patrząc na imię osoby dobijającej się do mnie nacisnęłam energicznie zieloną słuchawkę. Chociaż domyślam się kto to może być.
- Halo? - zapytałam siląc się na miły ton, co nie za bardzo mi wyszło. Jednak rozmówca się raczej nie zraził.
- Halo? O jesteś, słuchaj bo coś mnie chyba rozłączyło, dlatego dzwonię jeszcze raz. Masz już odpo-
- To ja się kurwa rozłączyłam specjalnie idioto. - przerwałam mu już na prawdę wychodząc z siebie.
- Słucham?
- Oj lepiej dla ciebie żebyś to robił, bo nie zamierzam się powtarzać. A teraz bądź tak łaskaw odsunąć słuchawkę od ucha, nacisnąć czerwony przycisk na ekranie i dać mi kurwa święty spokój!
- ... Ale to jaki w końcu ten kolor?
- Aghhh! Kolor o nazwie odpierdol się.- warknęłam i drugi raz dzisiejszego dnia nacisnęłam czerwony przycisk.
Powtórzyłam czynności sprzed tej rozmowy i postanowiłam ochłonąć pod zimnym prysznicem.
Już miałam chwycić klamkę od drzwi, gdy znowu usłyszałam, że ktoś dzwoni. Oko mi niebezpieczne zadrgało i w wampirzym tempie zabrałam telefon odbierając połączenie. Już bez zbędnych ceregieli przeszłam do konkretów.
- Kolejny raz się kurwa powtarzać nie będę, więc lepiej dla ciebie żebyś ogarnął dupe i zrozumiał sens wymawianych do ciebie cholernych słów. Pozwól, że powiem to pomału, aby doszło to do twojego pustego łba a jak nie to sama przyjdę i ci wbije a tego byś nie chciał. Dlatego bardzo proszę odpierdol.się.odemnie.bo.jak.nie.to.kurwa.nie.przeżyjesz.do.jutrzejszego.dnia. Zrozumiano? - zakończyłam niecierpliwie czekając na odpowiedź. Na prawdę nie wiem co się dzisiaj odpierdala ale w żadnym stopniu, centymetrze, milimetrze, gramie czy chuj wie czym jeszcze mi się to nie podoba.
- Uhm, przepraszam? - odezwał się niepewnie głos po drugiej stronie słuchawki. Zaskoczona zorientowałam się, że to nie ten kutafon Damon. Złagodniałam lekko i usiadłam na łóżku wzdychając. Muszę zacząć panować nad złością. To było takie nieprofesjonalne..
- Wybacz, myślałam, że to ktoś inny. - przerwałam zabijając w myślach Damona na tysiąc różnych sposobów. - tak czy siak, kto tam tak w ogóle?
- Em, Alaric...
- Alaric? - zapytałam zdziwiona. - po jaką cholerę do mnie dzwonisz o tej godzinie? - westchnęłam. Przysięgam, że jak powie, że ma jakieś pytanie to się od razu rozłączam.
- Chciałem tylko powiedzieć, żebyś dzisiaj przyjechała do domu Salvatorów, bo będziemy mieli zebranie, w którym chyba musimy wyjaśnić ci parę rzeczy. - powiedział już normalnym tonem, jakby sytuacjia sprzed chwili nie miała miejsca.
Zaczęłam się zastanawiać. Parę rzeczy? Wyjaśnić? Mi? O co cho- a no tak. Mikaelsonowie. Nie wierzę jak mogłam o nich zapomnieć. Przybiłam sobie mentalną piątkę, krzesłem, w twarz.
- Ah no tak. Pewnie. Będę tam. O której? - zapytałam bez zbędnych przedłużeń.
- Myślę, że na pewno po południu. Jeszcze damy ci potem znać.
- Jasne.. to cześć. - pożegnałam się, od razu rozłączając. Nie mam siły do tych ludzi. Nawet nie pytam skąd Alaric miał mój numer. Chociaż w sumie się domyślam.
Znowu westchnęłam i szybko włączyłam tryb samolotowy. Tak na wszelki wypadek gdyby ktoś miał mnie jeszcze denerwować.
Już odechciało mi się nawet iść pod prysznic dlatego po prostu położyłam się z powrotem do łóżka i przykryłam kołdrą, przy okazji zrzucając pustą już butelkę z wczoraj.
O dziwo szybko zaczęłam zasypiać. Może zdążę jeszcze na spotkanie z Michaelem Jacksonem?
*Siema. Wiem, nie spodziewaliście się mnie tak szybko z powrotem ale lubie zaskakiwać xd.
W sumie nic ciekawego się nie dzieje w tym rozdziale ale no cóż.🤷
No dobra bez zbędnego przedłużania powiem tylko, że przepraszam za jakieś błędy czy coś.
No to do następnego!👋*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro