•27.Alkohol lekarstwem na wszystko•
*No cześć. Witam ponownie. Tak, powracam do pisania tego opowiadania, jednak od razu uprzedzam, że to nie oznacza, że rozdziały będą pojawiały się często, bo nie oszukujmy się ale totalnie nie mam pomysłu na to opowiadanie jak na razie i będzie mi się ciężko pisało. Ale już stwierdziłam, że ileż można to odkładać i oto jestem.
Od razu przyznaję się bez bicia, że ten mi wyjątkowo nie wyszedł i niezbyt mi się podoba. Ale jakoś trzeba przebrnąć przez ten okres a potem jakoś rozwinąć akcję bo jak narazie gówno się dzieje a tak nie może być.
No już nie przedłużam i zapraszam do czytania.*
-CO KURWA!?- wykrzyknęli chyba wszyscy znajdujący się w salonie a ja aż musiałam przysłonić uszy, bo serio drżeć się to oni potrafią całkiem nieźle. Przeleciałam po nich wzrokiem widząc przestraszone, zmartwione a przede wszystkim wkurzone twarze. Tak szczerze to wcale nie zapomniałam o tym. Po prostu gdybym powiedziała im o tym wcześniej to logiczne jest to, że by się nie zgodzili. Może trochę podkolorowałam rzeczywisty efekt złamania przysięgi ale chciałam zobaczyć jak zareagują.
-Wyluzujcie, dżecie się, że aż uszy bolą.- powiedziałam rozmasowując wspomniane części ciała. Musiało to dziwnie wyglądać ale no cóż ta cała sytuacja jest dosyć dziwna i coraz bardziej zaczyna mnie nudzić.
-Wyluzujcie? Wyluzujcie!? Jak mamy wyluzować kiedy w każdej chwili możemy umrzeć!?-wykrzyknął Matt a reszta, oprócz Damona i o dziwo Stefana się z nim zgodziła dodając swoje komentarze.
Ah tak?
Wyprostowałam się i nagle spoważniałam. Spojrzałam po kolei każdemu w oczy, żeby mogli zobaczyć jak bardzo poważna jest ta sytuacja. Założyłam ramiona na piersi i czekałam aż łaskawie się uspokoją. Gdy zauważyli, że się nie odzywam i widocznie na coś czekam to ucichli i patrzyli na mnie z wyczekiwaniem.
-W każdej chwili możecie umrzeć, ta? Czyli w każdej chwili możecie złamać przysięgę, zdradzając mnie?-zapytałam z uniesioną lewą brwią patrząc głównie na reakcję Matta, bo w końcu to on to powiedział. Jednak reszta się z nim teoretycznie zgodziła.
On patrząc na mnie już trochę niepewnie odwrócił wzrok tak samo jak reszta.- No właśnie i po to była mi potrzebna, bo jak widać każdy z was, nie licząc Damona był by gotów ją złamać. Nie ważne jak bardzo byście zaprzeczali to i tak znam prawdę. - wzruszyłam ramionami. Spodziewałam się takiej sytuacji jednak miałam nadzieję, że może jednak nie nastąpi. No cóż, nadzieja matką głupich.
*Time skip (bo już ta scena trwa za długo XD), w tym czasie Melanie opowiedziała im wszystko od początku do końca, wiedzą już powód jej przybycia i aktualna sytuację z Mikaelsonami*
-No, to chyba by było na tyle.- opowiedziałam im wszystko od A do Z. No, może od B do W, bo pominęłam kilka bardzo osobistych spraw, ale one nie są tam jakoś istotne i nie zmienią im życia.
Na szczęście ogarnęli dupy i byli cicho kiedy opowiadałam.- jakieś pytania? - i las rąk kurwa. Czemu ja się pytałam?
Westchnęłam i kiwnęłam głową na Jeremiego. Siedział na końcu więc stwierdziłam, że od niego zacznę.
- Czyli chcesz nam powiedzieć, że masz 10 000 lat? - zapytał z niedowierzaniem.
- Tak, przed chwilą o tym mówiłam. - odpowiedziałam przewracając oczami.
- Jak to możliwe, że tak długo żyjesz? - zapytała Caroline. Idioci. No idioci.
- Też bym chciała znać odpowiedź na to pytanie. - odparłam od niechcenia. Gdzie ci ludzie byli kiedy opowiadałam o tym wszystkim. Rany julek litości.
- Dlaczego nigdy o tobie nie słyszeliśmy? Bądź co bądź to jednak powinna gdzieś być nawet mała wzmianka o tobie. Z resztą sama mówiłaś, że nie zawsze się ukrywałaś i było o tobie głośno. - mądre spostrzeżenie Bonnie. W końcu ktoś normalny. Oparłam się o oparcie kanapy i zaczęłam rozmyślać nad odpowiedzią. Fakt, kiedyś miałam taki etap w życiu, że moim hasłem było "ich habe wyjebane" i nie ukrywałam się zbytnio. Był to okres kiedy dopadła mnie największa depresja spowodowana opuszczeniem Mikaelsonów.
Westchnęłam.
Znowu oni, wszystko ostatnio kręci się wokół nich.
Rozglądnęłam się po pomieszczeniu. Wszyscy cierpliwie czekali na moją odpowiedź. Znam ich kilkadziesiąt godzin ale już mogę stwierdzić, że rzadko bywa w tym towarzystwie taka cisza. Postanowiłam ją jednak przerwać.
- Mówiąc szczerze na pewno gdzieś może znajdzie się wzmianka o mnie. Na pewno musielibyście głęboko poszukać ale i tak wątpię, że jest tego dużo. Było to w VI wieku jakoś i trwało może dwadzieścia lat, nie więcej. Ludzie uznawali mnie wtedy za plagę, którą zesłał na nich Bóg, za kogoś kto miał usunąć ludzkość z powierzchni ziemi. Byłam wtedy ..- tu na moment się zatrzymałam szukając odpowiedniego określenia mojego zachowania sprzed czterystu lat.-.. nieokiełznana emocjonalnie? - zapytałam sama siebie. - tak, to chyba odpowiednie określenie. Osobiście uważam moje zachowanie z wtedy za żałosne. Jednak miałam wytłumaczenie tego zachowania, którego się trzymałam i uważałam, że to nic złego. Teraz żałuję tego i uważam, że byłam cholernie nieprofesjonalna. Mogłam pomyśleć, że dziwne, niewyjaśnione, makabryczne śmierci ludzi będą podejrzane i prędzej czy później zaczną szukać przyczyny, co mogło moich wrogów ściągnąć do tego miejsca. Bądź co bądź ale jednak niektóre informacje szybko roznosiły się po świecie. Byłam po prostu głupia.
- Mniej więcej rozumiem, ale dalej nie potrafię pojąć jakim cudem, skoro byłaś pieprzoną zmorą tamtych czasów przez bite dwadzieścia lat, nic o tym nie wiemy. Chyba jednak powinno o tym gdzieś być jeśli zabiłaś wówczas, no, dużo ludzi. - wtrącił niepewnie Alaric, nieznacznie wzdrygając się lekko na wzmiankę o zamordowanych osobach.
- Cóż, uważam, że może nie chcieli o tym pamiętać. Można powiedzieć, że wstydzili się tego, że nie potrafili rozwiązać zagadki tajemniczych morderstw. Muszę przyznać, że kilka razy mnie przyłapano, ale jak to ja, szybko zajmowałam się nimi, tak że już żadne słowo nigdy nie przeszło im przez gardło. - zrobiłam przerwę, żeby przyjżeć się ich reakcjom. Lekko przerażone miny. Tak jak myślałam. - jednak może to też być moja zasługa, bo dokładnie zajęłam się tym, aby jak najmniej o tym incydencie wiadomo. Nie będę jednak zdradzać jak. - spojrzałam na nich wzrokiem, za którym na pewno nie kryło się nic dobrego.
- Zgaduje, że to raczej nie było grzeczne i kulturalne poproszenie. - skomentował Stefan. Uśmiechnęłam się chytrze na ten komentarz. Oczywiście, że to nie było to.
- Dobrze zgadujesz. - odpowiedziałam odpychając się od sofy i jednocześnie rozpoczynając małą przechadzkę po pomieszczeniu. - no jeszcze jakieś pytania? Nie? Super! A więc uważam zgromadzenie za zakończone. Dziękuję, dobranoc.
Jak najszybciej ulotniłam się z tamtego domu wariatów. Miałam już dość. Nudziło już mnie to całe zajście i mówiąc szczerze nie mam ochoty na odpowiadanie na kolejne pytania. Za dużo złych chwil mi się przypomniało. Muszę odreagować i się uspokoić. Niby na zewnątrz jestem opanowana i spokojna, ale w środku to jeden wielki wulkan, który czeka aż będzie gotów wybuchnąć i zniszczyć wszystko w pobliżu.
Westchnęłam ciężko, opadając na siedzenie w samochodzie i jak najszybciej odjeżdżając. Miałam się niby tam przeprowadzić ale tym zajmę się jutro. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Z resztą i tak jest już późno. Nie zapomniałam jednak o fakcie, że Mikaelsonowie są gdzieś w pobliżu i w dodatku, o zgrozo, mają jakieś plany dotyczące moich nowych znajomych. Wiem, znowu wracam do nich ale to jest niemożliwe żeby o tym teraz nie myśleć. W końcu są jedynymi osobami, z którymi czuje się tak bardzo związana. Nie wyobrażam sobie co by było gdybym ich nigdy nie spotkała. Na pewno nie było by mnie tu gdzie teraz jestem. Z resztą, kto wie, może ich też by nie było. Może gdyby nie ja to nigdy nie powstałoby to cholerne zaklęcie przemieniające ich w wampiry. Chociaż nie. Nawet beze mnie jako obiektu próbnego, Esther użyłaby go, nawet nie sprawdzając czy dobrze działa. Jestem tego pewna.
Kurwa.
Będę musiała dowiedzieć się o wszystkich szczegółach dotyczących ich pobytu tutaj. Kiedy tu się znaleźli, jak długo już tu są, ilu ich jest, dlaczego, po co, jakie mają plany, po prostu wszystko! Jestem świadoma też, że prędzej czy później będę musiała stawić im czoła. Mam nadzieję odwlekać to wydarzenie najbardziej jak się da. Cały czas wmawiam, a raczej próbuje sobie wmówić, że jestem gotowa. Gówno prawda. Na takie coś nie da się być gotowym. To jest jedna wielka nie wiadoma. Można się spodziewać wszystkiego. I to mnie przeraża. Zawsze, w całym moim życiu byłam gotowa na wszystkie ewentualności, znałam ryzyko, mogłam przewidzieć co się wydarzy. A tutaj? Nie wiem nic. Znam tylko dwie opcje. Albo wybierać już sobie drewno, z którego będzie moja trumna. Albo przygotować się na szczęśliwy happy end. Dwie rzeczy, a po między nimi ogromna przepaść z wydarzeniami, które mogą się stać. Nie podoba mi się to.
Gasząc już silnik na podjeździe do mojego tymczasowego domu wpadła mi do głowy pewna myśl. Bardzo głupia myśl.
A co gdyby zagrać z nimi w grę. W grę, w której to ja będę wymyślać zasady. Będę mieć pod kontrolą to co się wydarzy, jak i samych graczy. Będą tańczyli jak ja im zagram, dzięki czemu nie będę musiała się tak stresować.
Weszłam do domu mocno waląc drzwiami. Mam wrażenie, że o mało nie wypadły z zawiasów. Zignorowałam to jednak, miejąc w głowie nadal tę samą myśl.
- Niee, przecież to jest głupie. Jak niby chcesz idiotko kontrolować kogoś tak nieopanowanego. - zaczęłam pytać samą siebie. Ostatecznie odrzucając ten pomysł, jednak w razie czego o nim nie zapominając.
Nie przedłużając już tego dnia po prostu walnęłam się do łóżka z butelką jakiegoś alkoholu, nawet nie wiem jaki to, bo wzięłam jakiś pierwszy lepszy z półki.
Alkohol lekarstwem na wszystko. Wątpię. Ale coś w tym jednak jest.
Otworzyłam napój i wzięłam kilka łyków, czując znajomy smak i pieczenie w przełyku. Ręka trzymająca butelkę ciężko opadła mi na pościel a ja pogrążyłam się w kolejnych beznadziejnych myślach.
*Żeby nie było, że nie ostrzegałam ale ostrzegałam, że ten rozdział jest do dupy. Ale no cóż.
Btw, jak tam mijają wam te cudowne koronaferie? (Wyczuj ten sarkazm xd) Bo ja już jakiegoś pierdolca dostaje w tym domu. Ma-sa-kra.
No, nie przedłużając już jak zwykle przepraszam za jakieś błędy i tego typu sprawy.
Do następnego!👋*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro