Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 48

-Będziesz ojcem- patrzę mu prosto w oczy . Przez chwilę nic się nie działo. Bałam się jego reakcji. tym czasem ten uśmiechną się bardzo szeroko i przytulił mnie podnosząc wysoko i okręcają na około własnej osi.                                                                                                                                                                 -To wspaniale. - zaczął krzyczeć - Będę ojcem. Boże to cudownie.                                                                -Naprawdę?                                       
- Oczywiście . To najlepsza wiadomość jaką usłyszałem w moim całym życiu.-  całuje mnie .- Zaraz jak długo wiesz o ciąży ?- pyta nagle odrywając się od mnie.                                                     
- Nooo tak jakoś od miesiąca - odpowiadam zawstydzona             
- Od miesiąca!?- krzyczy na co skulam się odrobinkę.- Przepraszam - reaguję po uspokojeniu się - Nie chciałem na ciebie krzyczeć. Czemu nie powiedziałaś mi wcześniej ?                                                  - Bałam się jak na to zareagujesz. Wiem głupie i naprawdę nie wiem czemu się tego bałam ale przepraszam okej? Naprawdę przepraszam . Przestańmy już o tym rozmawiać i najlepiej coś zjedzmy jestem strasznie głodna- zaśmiałam się wyładowując atmosferę . Isaac uśmiechną się .    -Racja mój syn potrzebuję się dobrze odżywiać - oznajmia dumnie                                  -A co jeśli to będzie córka?               - To będzie moją małą  księżniczką tak jak jej mamusia królową.- obejmuję mnie ramieniem- A teraz kierunek kuchnia. Zaraz zrobię wam jakiś zdrowy obiad- krzywię się- Coś nie tak?                   
 -Ale ja mam ochotę na pizze- marudzę. No ale ludzie jestem w ciąży mogę mieć zachcianki więc mam zachciankę na pizze. TERAZ.                                                 
- Kochanie nie możesz jeść tak niezdrowych rzeczy...- zaczął ale mu przerwałam                                   - Naprawdę chcesz się licytować z kobietą w ciąży?- unoszę wysoko brwi
- Masz w zupełności rację pizza to dobry pomysł- uśmiecham się dumnie i przyglądam jak mój mate zamawia mi moją ulubioną pizzę.

Po zjedzeniu usiedliśmy sobie na dużej kanapie w salonie. Isaac położył się z głową na moim brzuchu. Na dodatek gdy teraz oglądam serial co chwilę czuję jak całuje moje podbrzusze. On jest taki uroczy. Zaczęłam go więc głaskać po włoskach na co mruknął.
- Myślałaś już nad imieniem dla dziecka? - zadał nagle pytanie.
- Em nie za bardzo.  Mamy jeszcze dużo czasu to dopiero około 2 miesiąc.
- Jakie imiona ci się podobają? - ciągnie dalej
- No ...- zastanawiam się chwilkę - Christian.
- A dla dziewczynki?
- Ty wybierzesz - uśmiecham się
- To może... Wanessa
- Idealne- rozmarzyłam się

...

Następnego dnia wstałam bardzo późno. Obudziłam się około 14 już w swoim łóżku. Pewnie Isaac mnie przeniósł. Właśnie. Gdzie jest Isaac? Zaczęłam rozglądać się po pokoju ale jego nigdzie nie było. Dlatego założyłam jego za dużą na mnie bluzę i krótkie spodenki i zeszłam na dół. Stał tyłem do mnie w kuchni. Najwyraźniej robił śniadanie dla nas.
Podeszłam więc do niego I przytuliłam się do jego pleców od tyłu. Pocałowałam jego szyję gdyż tylko tam sięgałam I to nawet na palcach.
- Co tam pichcisz? - wychrypiałam zaspany jeszcze głosem
- Śniadanko dla mojej pięknej mate I kruszynki w jej brzuszku.- odpowiedział odwracając się do mnie i uśmiechając się najpiękniej na świecie. Boże jak można być gorącym a jednocześnie tak uroczym jak ten oto pan? Chciałam go pocałować tym razem w usta więc stanęła ponownie na palcach I liczyłam że się odrobinkę pochyli lecz ten nie miał chyba takiego zamiaru. Zaczęłam podskakiwać  a ten głupek dodatkowo odchylił głowę abym miała trudniej. Tak się bawimy? Proszę bardzo.
Podałam się i " obrażona" chciałam odmaszerować do stołu. Odwróciłam się lecz w tym samym momencie ten głupi ale uroczy chłopak przyciągną mnie od siebie za biodra wbijając się w moje usta. No i jak ja tu mam obrażać się? On zawsze coś popisuję. Ale w zasadzie taki sposób psucia mi się podoba.
- Nie obrażaj się księżniczko. Twój wzrost jest bardzo uroczy- zaśmiał się na to prychnęłam.

Po zjedzeniu przepysznego śniadania miałam plan aby się przejść. Tak dawno nie była w lesie.
- Isaac chodźmy na spacer proszę. - zaczęłam
- Niestety kochanie nie mogę teraz. Muszę pojechać pomóc w czymś Joshowi
- Po co masz pomagać mojemu bratu?- dziwię się
- Ma mały problem z swoją mate 
- To on ma mate?                                    - Tak odnalazł ją niedawno.
- Konkretniej jak masz mu w tym pomóc?
- Konkretniej powiem ci jak wrócę . Proszę nie wychodź sama. Nie chce aby ci Się coś stało. -całuję moje czoło i wychodzi. Prycham. Jestem Luną nic mi się nie stanie. W dodatku na terenie własnej watahy.

Ubieram leginsy I ciepłą bluzę. Tak ubrana wychodzę z domu...

Od dłuższego czasu chodzę sobie spokojnie po lesie gdy nagle za sobą słyszę łamanie gałęzi. Przestraszona odwracam się  w tamtą stronę lecz nikogo nie widzę. Postanawiam więc wrzucić do domu. Idę I wtedy ponownie słyszę jakby ktoś za mną szedł.
- Pokarz się - krzyczę zdesperowana . Po chwili ciszy uważam że zwariowałam I chce wrócić do maszerowania w stronę bezpiecznego domku lecz nagle słyszę głos.
- Chyba jednak nie umiem się skradać- śmieję się - Ale ty jesteś głupiutka Gabrielo. Trzeba było posłuchać swojego mate I zostać w domku. Ale nie jesteś przecież samo wystarczalną Luną prawda? - drwi sobie. - Powiec mi kochana jak ty to sobie wyobrażasz.?
- Co? - pytam zdezorientowana gdyż nie wiem z skąd dobiega głos i o co mu chodzi.
- Zamierzam cię zaatakować jak zamierzasz się bronić kochanie nie od dziś wiadomo że ciężarna nie może się przemienić- znowu śmieję się
- Kim jesteś?- pytam niewzruszona choć w środku zaraz rozpłaczę się ze strachu
- Twoim największym koszmarem
- Trochę oklepane- mruczę
- Nie ważne. Ważne jest to że zabrałaś mi wszystko. Wszystko rozumiesz. Zamierzam się zemścić.
- O czym ty mówisz? Kim ty wo gulę jesteś?- zaczynam się irytować
- Nadal się nie domyśliłaś. Oj jak przykro. Wielka srebrna Wilczyca ,wielka Luna i mate potężnego Alfy jest teraz taka bezbronna. Jesteś teraz na mojej łasce.
- Nie jestem na niczyjej łasce- oburza się
- Jesteś... W każdym momencie mogę cię zabić. Ciebie i twojego bachora. - odruchowo kładę rękę na brzuchu. - Masz teraz strasznie słabe zmysły. Gorsze nawet od człowieka.... Bu- słyszę dokładnie przy moim uchu i natychmiast się odwracam. 
- Gabi Gabi Gabi . Oj głupiutka Gabi . Jak to jest stać z śmiercią  prosto w oczy. - przejeżdża dłonią po moim brzuchu
- O co ci chodzi? Czego od mnie chcesz? - oddalam się jeszcze bardziej 
- Pamiętasz mnie jeszcze Gabrielo ? Wiesz kim jestem? 
- Ależ oczywiście jak bym mogła o tobie zapomnieć ...

_______________________________

DO NASTĘPNEGO...👋❤


Kochani chyba zbliżamy się już do końca książki. CHYBA.
Chcieli byście opowiadanie o tej samej tematyce tylko z perspektywy dzieci Gabrieli?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro