Rozdział 4
Rozważałam wszystkie za i przeciw. Przeciw było siedzenie ze znajomymi brata. Za było ucieranie nosa Colowi oraz oczywiście mojemu bratu gdyż nie lubił on jak spędzam czas z jego znajomymi. Choć mi bardziej się wydawało że nie lubi tego jak jego znajomi reagują na mnie .
- Tak właściwie to czemu nie – odpowiedziałam z lekkim uśmiechem, po czym uniosłam brew w sposób, który nie pozostawiał miejsca na sprzeciw. – Ale pod jednym warunkiem.-Chłopcy spojrzeli na mnie nieco zdezorientowani , jakby spodziewali się czegoś dziwnego .
– Moje lody idą ze mną – oznajmiłam z powagą, po czym zaśmiałam się, widząc ich wyraźną ulgę. Sekundę później oboje wybuchneli śmiechem.
– Dziecinna jesteś ale słodka ! – westchnął dramatycznie Harry, łapiąc się za serce.
– Och, najmocniej przepraszam, mam prawo być dziecinna nie mam jeszcze osiemnastki .– zrobiłam smutną minkę, ale chwilę później uśmiechnęłam się szeroko. – Chodźmy do tego salonu.
Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że zaraz znajdę się w jednym pomieszczeniu z dziewięcioma chłopakami. Dziewięciu. O mój Boże, w co ja się właśnie wpakowałam? No cóż... raz się żyje.
Salon był ogromny, urządzony w ciepłych odcieniach szarości i brązu, z wielką kanapą na środku i telewizorem zajmującym prawie całą ścianę. Na stoliku leżały porozrzucane paczki chipsów, puszki po napojach i jakieś kontrolery do konsoli. Chłopcy zajmowali wiele miejsca, niektórzy rozkładając się wygodnie na kanapie, inni siadając na dywanie.
– Gramy w coś czy oglądamy film? – zapytał Josh, rzucając mi zdezorientowanie spojrzenie. - Co tu robisz Ro?
- Zostałam zaproszona prawda Aron? - puściłam mu oczko
- Spędzanie czasu z tak piękną kobietą to przyjemność- uśmiechną się
- Ej ty wiesz ile ona ma lat?- warkną oburzony Josh
- Nie ale i tak jest piękna - wzruszył ramionami - To co film czy gry?- zwrócił się do mnie oczekując że wybiorę
– Film! – krzyknął Peter
– Gramy! – zawył Cole, oczywiście musząc być na przekór.
– Rose decyduje – oznajmił Harry, opierając się na oparciu kanapy i uśmiechając się do mnie wyzywająco. – No, księżniczko, co wybierasz?
Przetoczyłam wzrokiem po nich wszystkich i westchnęłam teatralnie.
– Skoro już tu jestem, to możemy obejrzeć film – odpowiedziałam, a połowa chłopaków zaczęła wiwatować.
– Okej, ale coś dobrego i wszyscy łapy przy sobie – westchnął Josh
- Ah a co jeśli sama zacznie się kleić ?- poruszał znacząco brwiami Cole
- Mam tu tyle wyboru myślisz że wybrałabym ciebie - prychnęłam
- Sama to powiedziałaś , to znaczy że uważasz że chcę abyś wybrała mnie
- Wolałabym udławić się tymi lodami - warknęłam
- Możesz dławić się...
- Stop - krzyknął mój brat
– Horror – zaproponował Danny aby szybko aby odwrócić nas od kłótni ,a na jego twarzy pojawił się chytry uśmiech.
– O nie, nie, nie – zaprotestowałam natychmiast, kręcąc głową. – Nie zamierzam potem bać się wyjść do łazienki w nocy.
– No weź, Rose! –Harry spojrzał na mnie błagalnie. – Będzie zabawnie!
– Dla was – parsknęłam.
– Możesz się przytulić do któregoś z nas, jeśli się przestraszysz – dodał Cole z drwiącym uśmieszkiem.
Rzuciłam mu mordercze spojrzenie, ale chłopcy już zaczęli wybierać film. W końcu padło na jakiś klasyk grozy, którego tytuł od razu sprawił, że pożałowałam swojej zgody.
Kiedy film się zaczął, usiadłam między Harrym a Aronem, starając się wyglądać na niewzruszoną. Początkowo było okej – typowy początek, trochę tajemnicy, trochę klimatu. Ale potem zrobiło się naprawdę strasznie. Każdy nagły dźwięk sprawiał, że podskakiwałam, a w pewnym momencie wręcz zakryłam oczy dłonią.
– Rose, ty serio się boisz? – zapytał Aron, próbując powstrzymać śmiech.
– Nie! – zaprzeczyłam od razu, ale moje zachowanie mówiło coś zupełnie innego.
W pewnym momencie nadeszła scena, w której postać na ekranie została zaatakowana w mroku. Głośny dźwięk sprawił, że aż podskoczyłam i schowałam wtulając się w ramię Arona ,a chłopak wybuchnął śmiechem.
– Tak ,będę Cię bronił księżniczko –z szerokim uśmiechem przygarnął mnie do siebie bliżej
– Zamknij się – burknęłam, rzucając w niego poduszką, co wywołało kolejną falę śmiechu.
Film w końcu dobiegł końca, a ja odetchnęłam z ulgą.
– Nigdy więcej horrorów – oznajmiłam stanowczo.
– Jasne, jasne – mruknął Cole z kpiącym uśmiechem.
Wieczór minął szybciej, niż się spodziewałam. Pomimo tego, że byłam jedyną dziewczyną w grupie, czułam się swobodnie. Śmialiśmy się, przekomarzaliśmy, a na końcu chłopcy zjedli moje lody, co uważam za największą tragedię tego dnia.
Kiedy w końcu wróciłam do swojego pokoju, czułam się... dobrze. Jakbym właśnie stała się częścią czegoś większego. Czegoś, co mogło się dopiero zacząć.
Teraz siedząc na lekcji matematyki i wpatrując się w zegar, licząc sekundy do dzwonka ogarnęłam że tak właśnie w tym wieczorze najbardziej poznałam Harrego i Arona gdzie reszta nowych nawet się do mnie nie bardzo odzywała lecz i tak czułam się bardzo dobrze spędzając czas z nimi. Czułam się prawie jak z braćmi. Powinnam zacząć słuchać nauczyciela i w końcu czegoś się nauczyć, ale... po co? Moje podejście do nauki jest wręcz godne podziwu. Patrzę na tablicę, na której pojawiają się kolejne równania, ale ich symbole i liczby zlewają mi się w jedno. Czy ktoś kiedyś umarł z nudów? Bo jeśli tak, to ja mogę być kolejnym przypadkiem.
Dzwonek. Nareszcie.
Wyszłam z klasy i skierowałam się do szafki. Właśnie wyciągałam książkę do biologii, gdy poczułam czyjeś ramiona oplatające mnie od tyłu.
– Cześć, księżniczko – rozbrzmiał znajomy głos.
– Hej, Aron – odpowiedziałam, uśmiechając się lekko.
– Jak tam, Rose?
– Wszystko w porządku. Tylko zastanawiam się, kiedy wreszcie poznam tego waszego tajemniczego kolegę. On w ogóle chodzi do szkoły?-Aron westchnął.
– Chodzi, ale ma pewne... rodzinne problemy.-Zmarszczyłam brwi.
– Skoro to wasz przyjaciel, to mu pomożecie, prawda?
– To nie takie proste, Ro. Jego rodzina... jest trochę dziwna.
Poczułam, jak w moim środku rodzi się ciekawość. Dziwna rodzina? W mojej głowie natychmiast pojawiły się różne scenariusze – od surowych, nadopiekuńczych rodziców, po coś znacznie bardziej skomplikowanego.
– Dziwna w jakim sensie?-Aron zawahał się przez chwilę, jakby ważył, ile może mi powiedzieć.
– Nie mogę ci tego powiedzieć.
– Aha, okej. – Poczułam ukłucie rozczarowania, ale nie zamierzałam naciskać. To nie moja sprawa.
Pod salą biologii czekałam na dzwonek, a gdy w końcu rozbrzmiał, zajęłam swoje stałe miejsce. Chwilę później dosiadła się do mnie Lucy.
– Rose, kochanie...-Oho. Ona czegoś chce.
– Co tym razem? – westchnęłam, spoglądając na nią podejrzliwie.
– Dlaczego od razu zakładasz, że czegoś chcę?
– Bo zawsze, kiedy czegoś chcesz, mówisz tym słodkim głosem i nazywasz mnie „kochanie" albo „misiu".
– Wcale nie! – zaprzeczyła, choć obie dobrze wiedziałyśmy, że jest inaczej.
– Jasne. No dobra, mów, czego chcesz.-Lucy uśmiechnęła się triumfalnie.
– Bo wiesz... Podoba mi się Leo.
Westchnęłam ciężko. Od tygodnia mówiła tylko o nim. Kolejny imprezowicz który miał pewnie połowę lasek w tej szkole, a ona wpadła po uszy. Nie chciałam, żeby ją skrzywdził, ale co mogłam zrobić? Była zauroczona .
– I... on urządza dziś imprezę.
O nie.
– Nie. – Pokręciłam głową. – Nie idę na żadną imprezę. Jest środek tygodnia, a jutro mamy kartkówkę z matmy. Lucy przewróciła oczami.
– Proszę cię, Rose, i tak wiem, że się nie będziesz uczyć.-No i miała mnie. Nie zamierzałam się uczyć, ale to nie znaczyło, że chcę iść na jakąś imprezę.
– Po prostu nie mam ochoty. Pójdziemy gdzieś w piątek.
– Ale w piątek nie będzie imprezy u Leo! – zrobiła oczy kota ze „Shreka".
Przymknęłam powieki, próbując oprzeć się tej manipulacji.
– Lucy...
– Proooszę.-Westchnęłam, czując, jak tracę nad sobą kontrolę.
– Ugh, jak ja nienawidzę tych twoich kocich
oczek. Ale idziemy na krótko.
– Jezu! Kocham cię! – zapiszczała, rzucając mi się na szyję.
– Dziewczynki, proszę o ciszę – upomniała nas nauczycielka.
– Przepraszamy – odpowiedziałyśmy zgodnym chórem i do końca lekcji siedziałyśmy cicho.
Impreza w środku tygodnia? To głupi pomysł.
Ale coś mi mówiło, że ten wieczór nie obejdzie się bez komplikacji...
I miałam rację.
________________________________
Do następnego...❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro