Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

Rozważałam wszystkie za i przeciw. Przeciw było siedzenie ze znajomymi brata. Za było ucieranie nosa Colowi oraz oczywiście mojemu bratu gdyż nie lubił on jak spędzam czas z jego znajomymi. Choć mi bardziej się wydawało że nie lubi tego jak jego znajomi reagują na mnie .

- Tak właściwie to czemu nie – odpowiedziałam z lekkim uśmiechem, po czym uniosłam brew w sposób, który nie pozostawiał miejsca na sprzeciw. – Ale pod jednym warunkiem.-Chłopcy spojrzeli na mnie nieco zdezorientowani , jakby spodziewali się czegoś dziwnego .

– Moje lody idą ze mną – oznajmiłam z powagą, po czym zaśmiałam się, widząc ich wyraźną ulgę. Sekundę później oboje wybuchneli śmiechem.


– Dziecinna jesteś ale słodka ! – westchnął dramatycznie Harry, łapiąc się za serce.


– Och, najmocniej przepraszam, mam prawo być dziecinna nie mam jeszcze osiemnastki .– zrobiłam smutną minkę, ale chwilę później uśmiechnęłam się szeroko. – Chodźmy do tego salonu.

Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że zaraz znajdę się w jednym pomieszczeniu z dziewięcioma chłopakami. Dziewięciu. O mój Boże, w co ja się właśnie wpakowałam? No cóż... raz się żyje.
Salon był ogromny, urządzony w ciepłych odcieniach szarości i brązu, z wielką kanapą na środku i telewizorem zajmującym prawie całą ścianę. Na stoliku leżały porozrzucane paczki chipsów, puszki po napojach i jakieś kontrolery do konsoli. Chłopcy zajmowali wiele miejsca, niektórzy rozkładając się wygodnie na kanapie, inni siadając na dywanie.


– Gramy w coś czy oglądamy film? – zapytał Josh, rzucając mi  zdezorientowanie spojrzenie. - Co tu robisz Ro?


- Zostałam zaproszona prawda Aron? - puściłam mu oczko

 
- Spędzanie czasu z tak piękną kobietą to przyjemność- uśmiechną się

 
- Ej ty wiesz ile ona ma lat?- warkną oburzony Josh

 
- Nie ale i tak jest piękna - wzruszył ramionami - To co film czy gry?- zwrócił się do mnie oczekując że wybiorę

 
– Film! – krzyknął Peter

 
– Gramy! – zawył Cole, oczywiście musząc być na przekór.


– Rose decyduje – oznajmił Harry, opierając się na oparciu kanapy i uśmiechając się do mnie wyzywająco. – No, księżniczko, co wybierasz?


Przetoczyłam wzrokiem po nich wszystkich i westchnęłam teatralnie.


– Skoro już tu jestem, to możemy obejrzeć film – odpowiedziałam, a połowa chłopaków zaczęła wiwatować.


– Okej, ale coś dobrego i wszyscy łapy przy sobie – westchnął Josh

 
- Ah a co jeśli sama zacznie się kleić ?- poruszał znacząco brwiami Cole


- Mam tu tyle wyboru myślisz że wybrałabym ciebie - prychnęłam

 
- Sama to powiedziałaś , to znaczy że uważasz że chcę abyś wybrała mnie

 
- Wolałabym udławić się tymi lodami - warknęłam

 
- Możesz dławić się...


- Stop - krzyknął mój brat

 
– Horror – zaproponował Danny aby szybko aby odwrócić nas od kłótni ,a na jego twarzy pojawił się chytry uśmiech.


– O nie, nie, nie – zaprotestowałam natychmiast, kręcąc głową. – Nie zamierzam potem bać się wyjść do łazienki w nocy.


– No weź, Rose! –Harry spojrzał na mnie błagalnie. – Będzie zabawnie!


– Dla was – parsknęłam.


– Możesz się przytulić do któregoś z nas, jeśli się przestraszysz – dodał Cole z drwiącym uśmieszkiem.


Rzuciłam mu mordercze spojrzenie, ale chłopcy już zaczęli wybierać film. W końcu padło na jakiś klasyk grozy, którego tytuł od razu sprawił, że pożałowałam swojej zgody.
Kiedy film się zaczął, usiadłam między Harrym a Aronem, starając się wyglądać na niewzruszoną. Początkowo było okej – typowy początek, trochę tajemnicy, trochę klimatu. Ale potem zrobiło się naprawdę strasznie. Każdy nagły dźwięk sprawiał, że podskakiwałam, a w pewnym momencie wręcz zakryłam oczy dłonią.


– Rose, ty serio się boisz? – zapytał Aron, próbując powstrzymać śmiech.
– Nie! – zaprzeczyłam od razu, ale moje zachowanie mówiło coś zupełnie innego.

W pewnym momencie nadeszła scena, w której postać na ekranie została zaatakowana w mroku. Głośny dźwięk sprawił, że aż podskoczyłam i schowałam wtulając się w ramię Arona ,a chłopak  wybuchnął śmiechem.


– Tak ,będę Cię bronił księżniczko –z szerokim uśmiechem przygarnął mnie do siebie bliżej

 
– Zamknij się – burknęłam, rzucając w niego poduszką, co wywołało kolejną falę śmiechu.

Film w końcu dobiegł końca, a ja odetchnęłam z ulgą.


– Nigdy więcej horrorów – oznajmiłam stanowczo.


– Jasne, jasne – mruknął Cole z kpiącym uśmiechem.


Wieczór minął szybciej, niż się spodziewałam. Pomimo tego, że byłam jedyną dziewczyną w grupie, czułam się swobodnie. Śmialiśmy się, przekomarzaliśmy, a na końcu chłopcy zjedli moje lody, co uważam za największą tragedię tego dnia.
Kiedy w końcu wróciłam do swojego pokoju, czułam się... dobrze. Jakbym właśnie stała się częścią czegoś większego. Czegoś, co mogło się dopiero zacząć.

Teraz siedząc na lekcji matematyki i wpatrując się w zegar, licząc sekundy do dzwonka ogarnęłam że tak właśnie w tym wieczorze najbardziej poznałam Harrego i Arona gdzie reszta nowych nawet się do mnie nie bardzo odzywała lecz i tak czułam się bardzo dobrze spędzając czas z nimi. Czułam się prawie jak z braćmi. Powinnam zacząć słuchać nauczyciela i w końcu czegoś się nauczyć, ale... po co? Moje podejście do nauki jest wręcz godne podziwu. Patrzę na tablicę, na której pojawiają się kolejne równania, ale ich symbole i liczby zlewają mi się w jedno. Czy ktoś kiedyś umarł z nudów? Bo jeśli tak, to ja mogę być kolejnym przypadkiem.

Dzwonek. Nareszcie.
Wyszłam z klasy i skierowałam się do szafki. Właśnie wyciągałam książkę do biologii, gdy poczułam czyjeś ramiona oplatające mnie od tyłu.

– Cześć, księżniczko – rozbrzmiał znajomy głos.


– Hej, Aron – odpowiedziałam, uśmiechając się lekko.


– Jak tam, Rose?


– Wszystko w porządku. Tylko zastanawiam się, kiedy wreszcie poznam tego waszego tajemniczego kolegę. On w ogóle chodzi do szkoły?-Aron westchnął.


– Chodzi, ale ma pewne... rodzinne problemy.-Zmarszczyłam brwi.


– Skoro to wasz przyjaciel, to mu pomożecie, prawda?


– To nie takie proste, Ro. Jego rodzina... jest trochę dziwna.

Poczułam, jak w moim środku  rodzi się ciekawość. Dziwna rodzina? W mojej głowie natychmiast pojawiły się różne scenariusze – od surowych, nadopiekuńczych rodziców, po coś znacznie bardziej skomplikowanego.


– Dziwna w jakim sensie?-Aron zawahał się przez chwilę, jakby ważył, ile może mi powiedzieć.


– Nie mogę ci tego powiedzieć.


– Aha, okej. – Poczułam ukłucie rozczarowania, ale nie zamierzałam naciskać. To nie moja sprawa.


Pod salą biologii czekałam na dzwonek, a gdy w końcu rozbrzmiał, zajęłam swoje stałe miejsce. Chwilę później dosiadła się do mnie Lucy.

– Rose, kochanie...-Oho. Ona czegoś chce.


– Co tym razem? – westchnęłam, spoglądając na nią podejrzliwie.

– Dlaczego od razu zakładasz, że czegoś chcę?


– Bo zawsze, kiedy czegoś chcesz, mówisz tym słodkim głosem i nazywasz mnie „kochanie" albo „misiu".


– Wcale nie! – zaprzeczyła, choć obie dobrze wiedziałyśmy, że jest inaczej.


– Jasne. No dobra, mów, czego chcesz.-Lucy uśmiechnęła się triumfalnie.

– Bo wiesz... Podoba mi się Leo.

Westchnęłam ciężko. Od tygodnia mówiła tylko o nim. Kolejny imprezowicz który miał pewnie połowę lasek w tej szkole, a ona wpadła po uszy. Nie chciałam, żeby ją skrzywdził, ale co mogłam zrobić? Była zauroczona .

– I... on urządza dziś imprezę.
O nie.


– Nie. – Pokręciłam głową. – Nie idę na żadną imprezę. Jest środek tygodnia, a jutro mamy kartkówkę z matmy. Lucy przewróciła oczami.

– Proszę cię, Rose, i tak wiem, że się nie będziesz uczyć.-No i miała mnie. Nie zamierzałam się uczyć, ale to nie znaczyło, że chcę iść na jakąś imprezę.


– Po prostu nie mam ochoty. Pójdziemy gdzieś w piątek.


– Ale w piątek nie będzie imprezy u Leo! – zrobiła oczy kota ze „Shreka".
Przymknęłam powieki, próbując oprzeć się tej manipulacji.


– Lucy...


– Proooszę.-Westchnęłam, czując, jak tracę nad sobą kontrolę.

– Ugh, jak ja nienawidzę tych twoich kocich
oczek. Ale idziemy na krótko.


– Jezu! Kocham cię! – zapiszczała, rzucając mi się na szyję.


– Dziewczynki, proszę o ciszę – upomniała nas nauczycielka.


– Przepraszamy – odpowiedziałyśmy zgodnym chórem i do końca lekcji siedziałyśmy cicho.

Impreza w środku tygodnia? To  głupi pomysł.
Ale coś mi mówiło, że ten wieczór nie obejdzie się bez komplikacji...
I miałam rację.


________________________________

Do następnego...❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro