Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Someone Like You

by iconicklaine

Kurt nie jest fanem Nowego Meksyku - wszystko zdawało się być tu w odcieniu brązu, opalone i jeszcze bardziej brązowe. I cały ten upał. I te pieprzone, wszechobecne żółte krzewy chamisa, które atakują jego zatoki, gdy opuszcza granice lotniska w Albuquerque. Oraz kilometry nieskończonej przestrzeni. I cała ta natura.

"Przynajmniej to nie jest Teksas" mówi, zakładając okulary przeciwsłoneczne Diora z ręką w powietrzu, jakby przywoływał taksówkę.

Ze swojego czarnego Range Rovera, stojącego cztery auta dalej, Antonio zauważa go i uśmiecha się. Przyzwyczaił się do miejskich sposobów Kurta.

Antonio podjeżdża do krawężnika, wysiada i wita Kurta szybkim uściskiem. "Witamy z powrotem."

"Cześć, Antonio" mówi Kurt, uśmiechając się po raz pierwszy od kilku godzin. Przyjmuje wygląd Antonio. Wygląda przystojnie w swojej nowej fryzurze, a jego cytrynowożółta koszulka stanowi miłe uzupełnienie jego oliwkowej skóry.

"Nowe buty?"

Antonio spogląda na swoje nowiutkie, ciemnoniebieskie kowbojki ze stalowymi noskami i nieśmiało kiwa głową.

"Co powiedziała twoja żona?" pyta Kurt, uśmiechając się porozumiewawczo.

„Um..."

Kurt uśmiecha się złośliwie. "Lubi buty, prawda?"

Antonio ponownie kiwa głową. "Bardzo."

"Mówiłem Ci."

Jako dżentelmen, Antonio otwiera przednie drzwi pasażera przed Kurtem, a kiedy wsiada, ładuje wszystkie jego torby do bagażnika. Kiedy wślizguje się na miejsce kierowcy, zauważa, że ​​Kurt jest już pochłonięty swoim Blackberry; więc włącza radio KBAC i milczy.

"Jest okropnie gorąco, Antonio" jęczy Kurt po dziesięciu minutach ich pięćdziesięciominutowej jazdy do Santa Fe.

„Tak" odpowiada Antonio, włączając klimatyzację.

"Jak to znosisz? Poważnie. Boże."

"Jestem do tego przyzwyczajony."

„Przyleciałem dokładnie trzydzieści cztery minuty temu i już chcę wracać do domu", narzeka Kurt, wysyłając wiadomość do klienta projektu z kolejnym pytaniem dotyczącym jego nowych tapicerowanych ścian.

"Więc jakie są plany na tę podróż?" Pyta Antonio.

"Drzwi. Drzwi i dywaniki, więc wierz mi, że jeśli nie skończyli malować tej cholernej kuchni, to kogoś skrzywdzę."

Antonio się śmieje. Po czterech wyjazdach wie, że Kurt jest mocno wyszczekany, ale bardzo mało gryzie. Spędzili razem godziny w tym samochodzie, zbierając próbki, ścigając robotników, próbując wytropić nieznanych artystów, muralistów i rzeźbiarzy, aby zaspokoić kaprysy ich wspólnych klientów, Clinta i Deidre Alexander. Wie, że on nienawidzi tu przyjeżdżać. Może podczas tej wizyty Kurt pozwoli się oprowadzić po okolicy, aby mógł mu pokazać swój Nowy Meksyk.

„Drzwi i dywaniki, co?" Mówi Antonio.

„I kafelki. Zawsze kafelki. Czy Deidre kiedykolwiek wybierze jakieś kafelki?"

Antonio znów się śmieje i teraz przyspiesza, kiedy są już poza granicami miasta. „Gdzie jest pan James? Czy zobaczymy go w pobliżu?"

„Przestań unikać pytania. Malarze się pojawili, czy nie?"

„Właściwie to nie wiem."

„Ale mieszkasz w okolicy..."

„Niezupełnie. Spójrz, Kurt. Przez większą część tygodnia byłem na zawołanie niemieckich kolegów Clinta na ranczo Galisteo, a wcześniej spędziłem pięć tygodni w San Antonio. Nie mam czasu, aby pilnować malarzy w kuchni żony numer cztery. "

Kurt wypuszcza powietrze. - Wiem, przepraszam. Naprawdę powinienem był zatrudnić tego kierownika projektu, tego z Taos. Ale ona by go zabiła , Antonio. Przebiłaby jego biedne, zmęczone od gorąca serce i zjadłaby je na śniadanie.

Tym razem nie ma śmiechu; oboje wiedzą, że to tylko niewielka przesada.

Są u podnóża La Bajada, kiedy Antonio ponownie pyta. - Więc... nie spotkamy pana Jamesa w tej podróży?

„Nie spotkamy pana Jamesa." Odpowiada Kurt, patrząc na swojego Blackberry. - I przestań go tak nazywać.

„Dwa tygodnie to dużo czasu, by być z dala od swojego chłopaka".

„Męża. Prawie." Mówi Kurt, błyskając pierścieniem na lewej ręce, wciąż patrząc na swój telefon.

"Racja."

„I nie do końca." Kontynuuje Kurt. „Paul często wyjeżdża. Jesteśmy do tego przyzwyczajeni".

„Och, okej" - odpowiada Antonio, myśląc o Sarah, jego żonie i początkach ich małżeństwa, kiedy sypiał na kanapie, kiedy ona odwiedzała swoich rodziców w Boulder. Wyjeżdżała tylko na weekend, ale tęsknota za nią zabijała go za każdym razem.

„Właściwie" - mówi Kurt, spoglądając w górę, by spojrzeć na Antonio po raz pierwszy, odkąd wsiadł do samochodu - „trzy miesiące zajęło nam pójście na trzy randki, ponieważ oboje byliśmy szalenie zajęci. To cud, że kiedykolwiek udało nam się zaręczyć. "

„Kiedy jest wielki dzień?"

"W przyszłym roku w maju. Albo w czerwcu. Próbujemy ustalić kilka rzeczy... wiesz, jak to jest."

"Jasne" - mówi Antonio, ale tak naprawdę nie jest. W radiu słyszy covery Joni Mitchell. Nie kojarzy oryginalnego artysty, ale cover lubi. Więc podkręca głośność.

Kurt patrzy na niego, unosi brew i mówi: "Naprawdę, Antonio?"

"Co? Nie mogę lubić Joni Mitchell?"

Kurt chichocze i obaj zapadają w spokojną ciszę. Po odebraniu SMS-ów i e-maili Kurt patrzy przez okno. Płaski krajobraz w ustępuje miejsca nierównej pustyni, gdy zbliżają się do przedmieść Santa Fe.

Podczas jego pierwszej podróży Antonio wskazał punkty orientacyjne i ciekawe miejsca, ale jedyne informacje, jakie Kurt zachował, dotyczyły fragmentu o górach. „Z Santa Fe można zobaczyć cztery pasma górskie", powiedział Antonio, dumny z bycia miejscowym od piątego pokolenia. „Sandias w Albuquerque, Jemez przy laboratorium, Ortiz na Turquoise Trail i Sangre de Cristos, których zbocza bezpośrednio graniczą z Santa Fe".

Kurt uśmiecha się na to wspomnienie; to są fakty, których jego ojciec chciałby się nauczyć. Burt Hummel chciałby zapamiętać nazwy pasm górskich, aby móc je przekazać swoim klientom lub kolegom z jego ligi kręgli, do której należy od lat. Czasami Kurt zapamiętywał dla niego fakty:

„Brooklyn był pierwszym przedmieściem Ameryki. Wiedziałeś o tym tato? Dopóki nie zbudowali Mostu Brooklińskiego, były tam tereny uprawne."

"Tato, pływałem z przyjaciółmi na jeziorze Superior. Czy wiesz, że jezioro jest tak duże, że na dnie znajdują się statki, gigantyczne statki, którymi spokojnie można było pływać po oceanie?"

„Paryż jest niesamowity, tato. Czy wiedziałeś, że Wieża Eiffla miała być tylko tymczasową konstrukcją?"

"Bez żartów?" zawsze powtarzał jego tata, zapamiętując fakty.

Tyle że ostatnio nie podzielił się z tatą żadnymi faktami. Nie od miesięcy, może nawet dłużej. Kurt myśli o zadzwonieniu do niego - ma dobre trzydzieści minut, zanim dotrą do hotelu - ale decyduje, że zaczeka i zadzwoni do niego później tego wieczoru.

Kurt wzdycha. Nigdy nie przestał tęsknić za ojcem. Większość jego przyjaciół spędza jak najmniej czasu z rodzicami, ale nawet w wieku (prawie) trzydziestu lat Kurt nadal czuje potrzebę spędzania czasu z rodziną. Może dlatego, że naprawdę nigdy nie myślał, że będzie miał brata lub kogoś, kto będzie mu matką, ani że dostanie szansę, by zostać czyimś „wujkiem Kurtem".

Minął co najmniej rok, odkąd był ostatnio w Ohio. Jego brat Finn i jego żona Erin spodziewają się drugiego dziecka, chłopca, a ich córka Meg rośnie tak szybko, że wstydzi się przyznać, że nie ma nawet pojęcia, kogo uważa za swoich najlepszych przyjaciół. „Nie możesz powiedzieć, że naprawdę kogoś znasz, jeśli nie znasz imion co najmniej dwóch jego przyjaciół" - mawiała Rachel.

Naprawdę powinienem znać imiona przyjaciół Meg. Powinienem wiedzieć więcej niż jej rozmiar i preferencje kolorystyczne; sukienki księżniczki i akcesoria vintage dostarczane w „opakowaniach z brązowego papieru" są kiepskim substytutem czasu spędzonego twarzą w twarz.

Kurt podnosi telefon i przewija kalendarz, szukając trzech, a nawet dwóch dni, w których mógłby polecieć do Limy z wizytą. - Od miesięcy nic - mruczy.

„Nie słyszałem, co mówiłeś." - mówi Antonio. "Potrzebujesz czegoś?"

"Nie, dzięki. Tylko głośno myślę."

Potrzebujesz czegoś?

Pytanie Antonio wisi przez chwilę w powietrzu, a potem ląduje w żołądku Kurta. Poprawia się na swoim miejscu. Ostatnio czuł się nieswojo, jakby coś było nie tak, ale nie może zrozumieć, dlaczego.

Gdyby był ze sobą szczery, przyznałby, że tak naprawdę nie próbował tak bardzo tego rozgryźć. Jest po prostu popychany do przodu, wypełniając swoje dni pracą, a noce drinkami, wernisażami i zbiórkami pieniędzy. Wmawiał sobie, że istnieje całkiem rozsądne wytłumaczenie jego drażliwości: starzenie się. To było wielkie 3-0 wciskające się w jego kręgosłup, budzące go o 2:15 z uczuciem, że coś zostawił, skręcając myśli w węzły, których nigdy nie mógł rozwiązać. Zignorował głos, który nieustannie przemawiał do niego i zadawał małe irytujące pytania: czy tego naprawdę chcesz? Czy jesteś szczęśliwy? Czy na pewno wiesz, jakie to uczucie szczęścia? A jeśli jest więcej, o wiele więcej - a co, jeśli jest za późno, aby to znaleźć?

Kurt otrząsa się. Jego życie to wszystko, na co jego małe serce homoseksualnego-chłopca-z-Ohio mogło by marzyć, a nawet więcej.

Potrzebuję czegoś? Nie. Jestem niesamowity. Moje życie jest niesamowite. Po co mi cokolwiek?

„Prawie jesteśmy na miejscu" - oznajmia Antonio. "Czy będziesz miał czas na trochę rozrywki podczas tej podróży?"

"Może. Tak naprawdę nie myślałem o tym."

„W przyszłym tygodniu jest Fiesta, to jest całkiem spora impreza tutaj. A w sobotę w Santa Fe Opera jest koncert charytatywny" - mówi Antonio. „Wszyscy są podekscytowani możliwością zobaczenia Adele".

"Adele? Naprawdę? W Santa Fe?"

„To koncert charytatywny dla Alex Marin House" - wyjaśnia Antonio. „Ludzie w zarządzie mają wiele koneksji w przemyśle rozrywkowym. Większość z nich to emerytowani producenci, agenci lub pisarze. Niektórzy z nich nadal pracują. Ten facet Mitch - jest w zarządzie  Alex Marin House - nagrywa z nią teraz. "

„Boże, kochałem Adele w liceum. Widziałem ją na koncercie w Nowym Jorku, może trzy lata temu. Nadal jest niesamowita", wykrzykuje Kurt. - Alex Marin House. Opowiedziałeś mi o tym miejscu, prawda? Ten ośrodek kultury dla młodzieży LGBT.

"Schronisko. Dla uciekinierów. Większość z nich jest queer, tak."

"A twoja żona tam pracuje. Sarah?"

Cała twarz Antonio rozjaśnia się na wspomnienie imienia jego żony. "Tak. Jest dyrektorem wykonawczym."

"Wow. Bardzo imponujące, Antonio."

„Imponuje mi każdego dnia" - mówi Antonio. „Nadal nie mogę uwierzyć w swoje szczęście".

Kurt uśmiecha się, myśląc o swoim narzeczonym. Imponujące to słowo, którego większość ludzi użyłaby również, opisując Paula Jamesa. Genialny strateg polityczny. Autor bestsellera New York Timesa . Były dyrektor ds. Rozwoju Kampanii na rzecz Praw Człowieka. Jeden z powierników prezydenta Cuomo. Kurt też nie mógł uwierzyć w swoje szczęście.

Potrzebujesz czegoś?

Pytanie Antonio odbija się echem w umyśle Kurta, ponownie przerywając jego myśli. - Co do cholery? Kurt szepcze, mając nadzieję, że Antonio myśli, że po prostu przeklina wiadomość e-mail na swoim telefonie.

"Chcesz iść? Mam na myśli na koncert charytatywny?" Pyta Antonio. „Mogę poprosić żonę o dodatkowy bilet".

Kurt siada prosto na swoim miejscu i klaszcze w dłonie. „O mój Boże, po prostu całkowicie klasnąłem w dłonie jak pięciolatek" - mówi Kurt. - "Bardzo bym chciał! Och! W co się ubiorę? Wy tutaj ubieracie się raczej mało elegancko..."

"Tak. Strojenie się to dla nas ubranie czarnych dżinsów zamiast niebieskich. Może ładna koszula. Ładne buty. Ale widywałem też ludzi w garniturach, więc po prostu rób swoje."

"Ok, dzięki."

Dzwoni telefon Kurta. Patrzy na Antonio przepraszająco i odpowiada na połączenie po drugim dzwonku. „Deidre. Tak, jestem. Tak, był na czas. Już prawie na miejscu. Jutro, tak. Pierwsza sprawa. Wyślę zdjęcia po obiedzie. Nie. Wrócę wieczorem po kolacji. Tak . Nie, nie mam nic przeciwko chodzeniu. Deidre, serio, czy na pewno jesteś nowojorczanką? To zaledwie dziesięć przecznic. Tak. W porządku. Oczywiście, kochana. Zadzwonię później. "

„Trzeba się z nią sporo namęczyć. Nie jestem pewien, jak Clint może ją znieść", mówi Antonio, krzywiąc się.

"Nie może. Robię to za niego" - mówi Kurt, przełączając telefon na opcję wibracji i wsuwając go do przedniej kieszeni. - "Jak myślisz, dlaczego mają tak wiele domów? To ją zajmuje. Clint polega na nas wszystkich - projektantach, stylistach, kupcach dzieł sztuki, pieprzonych psich fryzjerach - żeby trzymać ją z dala od niego."

„Jestem po prostu wdzięczny, że nie muszę przed nią odpowiadać i pracuję tylko dla Clinta" - odpowiada Antonio.

Siedząc na światłach na obrzeżach centrum miasta, Antonio spogląda na hotel Eldorado, dom Kurta przez następne dwa tygodnie. Jedna z zaledwie dwóch budowli, w przypadku których deweloperzy zlekceważyli zarządzenie budowlane miasta, domy faux-adobe spoglądają z dołu na swoich trzypiętrowych sąsiadów. On sam wybrałby dla Kurta coś bardziej autentycznego - może Loretto - ale wie, że jego wysiłki poszłyby na marne dla modnego mężczyzny, który po prostu chce wejść, skończyć robotę i uciec do diabła.

Antonio zatrzymuje się przed imponującym hotelem i kiwa głową do boyów hotelowych, którzy zaczynają rozładowywać torby Kurta. - Na pewno nie chcesz, żebym odwiózł cię dziś wieczorem do domu Clinta?

"Nie. Idź do domu, do swojej żony. Lubię spacerować. Dlatego wybrałem ten hotel, a nie to całe Waves."

"Ten Thousand Waves. Deidre chciała, żebyś tam nocował?"

"Tak. Coś o „boskiej japońskiej architekturze" i „mistrzowskich masażystach". Nie mam na to czasu" - mówi Kurt.

"Tam jest niesamowicie. Sarah i ja chodzimy tam co jakiś czas. Drewniane balie. Masaż gorącymi kamieniami. Spadające gwiazdy..."

"Brzmi cudownie. I tak nie zmienię zdania. Chcę spędzić cały swój czas na pracy nad domem. Chcę, żeby ta podróż była moją ostatnią. Bez obrazy."

Antonio śmieje się i wręcza Kurtowi klucze do domu Clinta Alexander. „Jeśli kuchnia nie jest skończona, nie rób nic szalonego. Po prostu do mnie zadzwoń. Ja się tym zajmę".

"Cokolwiek "- mówi Kurt, błyskając Antonio jednym ze swoich prawdziwych uśmiechów. - "Odbierzesz mnie jutro o dziesiątej? Drzwi jutro, w czwartek dywaniki."

Antonio salutuje Kurtowi, po czym wślizgując się na przednie siedzenie, opuszcza szybę i krzyczy: „Mówię poważnie. Nic szalonego!".

Kurt macha mu i wkracza do budynku, a za nim podąża hotelarz o piaskowych włosach.

W swoim pokoju zamawia sałatkę ze stekiem i przegląda harmonogram na następne dwa tygodnie. Mógłby zakończyć projekt podczas tej podróży, ale będzie cudem, jeśli Deidre udzieli mu ostatecznej aprobaty. Mimo to przejrzenie jego notatek z pewnością uspokoi nieprzyjemne uczucie wywołane przez niezamierzone niepokojące pytanie Antonio.

Tak nie jest.

Odkłada ubranie i rozważa zadzwonienie do Paula, ale decyduje się tego nie robić. Wie, że nie odpowie; Kurt nie może konkurować z walką o równość małżeństw. Narodowa równość małżeństw. Każdy stan - nawet Ohio. Wreszcie.

Prezydent Cuomo, wybrany na drugą kadencję rok wcześniej, chciał, żeby było to zrobione już wczoraj, co oznacza, że ​​Kurt nie widywał się zbyt wiele z Paulem przez ostatnie kilka miesięcy.

Paul tworzy historię. Nie ma czasu na odprawę podróżnych ani na bezczynną rozmowę.

Ludzie często pytają Kurta, czy ma coś przeciwko, czy czuje się samotny bez Paula, czy jest sfrustrowany lub zły z powodu tej sytuacji, ale tak nie jest. Jest absurdalnie dumny z Paula. I chociaż go kocha i jest podekscytowany możliwością spędzenia z nim reszty życia, nie potrzebuje go. Nie tak, jak Finn potrzebuje Erin. Nie tak, jak jego tata potrzebuje Carole. Dlatego jego zdaniem są dla siebie idealni.

„To, co potrzebuję to drink" - oznajmia Kurt w pustym pokoju.

Zostawia swoje podróżne dżinsy i przebiera się w dopasowaną, zapinaną na guziki koszulę w kolorze zielononiebieskim. Następnie udaje się do baru. The Agave Lounge jest wytworny w stylu Santa Fe, małe talerze i pokój pełen turystów ze wschodniego wybrzeża oraz mieszkańców, którzy chcieliby mieszkać na wschodnim wybrzeżu.

Właśnie zaczyna swoje mojito, starając się nie myśleć o Paulu ani o niepomalowanej kuchni Deidre, ani o czymkolwiek, kiedy zauważa, że ​​jego telefon wibruje na stole. Kiedy widzi nazwisko osoby, od której dostał wiadomość, prawie upuszcza telefon.

Blaine:
Hej, Kurt.

Blaine Anderson.

Ja pierdolę.

Kurt:
Hej, ty. Czym sobie zasłużyłem, że do mnie napisałeś?

Blaine:
Wiem. Minęło trochę czasu. Cieszę się, że nadal masz ten sam numer.

Kurt:
Oczywiście, że mam ten sam numer. Dlaczego miałbym go zmieniać?

Blaine:
Nie wiem. Złe rozstanie? Przerażający stalker?

Kurt:
Stary przyjaciel, którego nie widziałem od pięciu lat?

Blaine:
Cztery, głupku. I nie obwiniaj mnie. Dzwoniłem do ciebie w zeszłym roku. W Nowy Rok.

Kurt:
Jesteś takim dobrym przyjacielem. Poważnie, czy po prostu się nudzisz i przeglądasz listę kontaktów?

Blaine:
Nie.

Kurt:
Pijane SMS-y? Ponieważ to byłoby w twoim stylu.

Robimy to ponownie. Boże, jak zawsze wracamy do tego tak szybko?

Kurt czuje ten stary znajomy szum w swoim ciele, jakby nie mógł się doczekać, aby zobaczyć, co będzie dalej. Minęło prawie dwanaście lat, odkąd ukończyli Dalton i do cholery, Blaine wciąż ma na niego taki wpływ.

To właśnie robimy. Zawsze to robiliśmy.

Kurt nie może powstrzymać uśmiechu, myśląc o początkach ich dziwacznej, intensywnej przyjaźni, kiedy on i Blaine krążyli wokół siebie, dokuczali sobie, flirtowali bezwstydnie ze sobą, ale nigdy nie nie przekroczyli granicy przyjaźni. Przez te wszystkie lata nigdy do niczego nie doszło.

Kurt przegląda swoje ostatnie wiadomości z Blaine'm. Wydaje się, że mieli tę niewypowiedzianą „rzecz" od zawsze. Nadal jest fajnie. To może być najlepsza zabawa, jaką kiedykolwiek miał.

Blaine:
Nie jestem pijany.

Kurt: 

Więc o co chodzi?

Blaine:
Chyba tęsknię za tobą.

Kurt:
Przestań. Nie tęsknisz.

Blaine:
Naprawdę.

Kurt: 

Za czym dokładnie we mnie tęsknisz?

Blaine:
Za twoimi prostymi, skromnymi sposobami.

Kurt się śmieje, właściwie śmieje się na całe gardło. Och, to jest zabawne. Może ta runda SMS-ów potrwa kilka dni, a on ledwo zauważy, że utknął w krainie guacamole, zaspokajając tandetne kaprysy tlenionej blond żony-trofeum.

Kurt:
Brakuje mi TEGO.

Blaine:
Wszystkie duże litery. Musisz być głodny dobrego SMS-owania.

Kurt:
Czy jesteś poważny? To jest po prostu... złe.

Blaine:
Jak Paul?

Kurt:
Świetnie. A twój?

Blaine:
Nie pamiętasz jego imienia, prawda?

Kurt:
Lyle?

Blaine:
Nie.

Kurt:
Luke?

Blaine:
Nie.

Kurt:
Weź. Daj mi wskazówkę.

Blaine:
Nie.

Kurt:
Zaczyna się od L. Wiem, że jego imię zaczyna się na L.

Blaine:
Liam. Nazywa się Liam.

Kurt:
Jak leci z LIAMEM?

Blaine:
Jesteśmy szczęśliwi. To miłe.

Kurt ignoruje drobne ukłucia zazdrości i przypomina sobie, że są tylko przyjaciółmi. Dziwni, flirtujący, trochę nieodpowiedni przyjaciele; ale przyjaciele - tylko przyjaciele. I on ma Paula. Paul James. Cudowny, kochający, wspaniały agent-zmiany-na-dobre Paul James. Blaine ma Liama, a on ma Paula. Cudownego Paula.

Kurt:
Biorę ślub.

Blaine:
Słyszałem.

Kurt:
Wes?

Blaine:
Rachel. Spotkałem ją w LA w zeszłym miesiącu.

Kurt:
Och.

Och? Och? To wszystko, co możesz powiedzieć? Nie możesz wymyślić jakiejś dowcipnej uwagi? Może coś serdecznego? Nie możesz mu podpowiedzieć...?

Blaine:
Czy jestem zaproszony?

Blaine:
Kurt?

Kurt wypija połowę swojego mojito i wpatruje się w telefon.

Blaine:
Nadal tam jesteś?

Kurt:
Tak. Przepraszam. Dlaczego nie? Tylko nie zawstydzaj mnie jedną ze swoich serenad. Teraz obracam się w bardzo szanowanych kręgach, Anderson.

Blaine:
Nu-dziarz.

Kurt myśli o tym, jak dotarli do tego miejsca, gdzie Blaine nie był pierwszą osobą, do której zadzwonił z wiadomościami o zaręczynach, gdzie w ogóle nie zadzwonił do Blaine'a. Myślał o nim. Po prostu do niego nie zadzwonił. Właściwie pomyślał o nim niemal od razu. Ale świadomość, że pomyślał o swoim dawnym obiekcie uczuć kilka chwil po przyjęciu propozycji Paula, wytrąciła go z równowagi do tego stopnia, że ​​nie mógł do niego zadzwonić.

Kurt zdaje sobie sprawę, że nawet nie wie, gdzie teraz mieszka Blaine. Czy nadal jest w Europie? Czy przeniósł się do LA z Liamem? Wiele może się wydarzyć w ciągu roku.

Był czas, kiedy nie mogli przeżyć jednego dnia bez rozmowy, skypowania, wysyłania SMS-ów lub widywania się nawzajem, nie mówiąc już o całym roku. Ale to było zanim dorośli, ruszyli dalej i poszli za „wszystkim, czego zawsze chcieli". To było zanim jego ręka po raz ostatni wyślizgnęła się z uścisku Blaine'a. To było zanim Kurt zdecydował się być świetnym w tym życiu, w tym innym życiu.

Chociaż rzadko widywali się po drugim roku studiów, pozostawali dobrymi przyjaciółmi aż do ukończenia studiów, Kurt w Pratt na Brooklynie, Blaine w Berklee College of Music w Bostonie. Ale po tym, jak Blaine odbył staż w studiu nagraniowym w Londynie, a Kurt rozpoczął praktykę w Blue, firmie projektowej w SoHo, rozmawiali coraz mniej. Byli chłopacy, długie dniówki, nowi przyjaciele i nigdy nie było wystarczająco dużo czasu, by nadrobić zaległości. Nastąpił rodzaj ulgi, ulga, która w jakiś sposób uczyniła tę odległość znośną. To było to wszystko, poszerzanie szczeliny i rozbieranie mostu cegła po cegle.

Tyle że było też to: to całe 'tam i z powrotem'. Trzymali tę „rzecz" między sobą i wyciągali ją czasami na światło dzienne i bawili się nią, trzymali ją blisko, prywatnie, niemal świętą.

I to: to napięcie, to drażnienie. Ośmielili się o tym pomyśleć. Zwykle w wiadomościach tekstowych, czasami w mailu, czasami przez telefon. Pozwolili sobie na insynuacje, które ktokolwiek inny uznałby za grę wstępną, do tego stopnia, że ​​Kurt czuł się zmuszony do usuwania tekstów i maili Blaine'a za każdym razem, gdy jedna z ich sesji przekomarzania się zbiegła się z tym, że Kurt miał półpoważnego chłopaka.

A przede wszystkim to: ta trwała miłość. Ich związek, wykuty w tym jasnym, pełnym nadziei okresie dojrzewania, nie mógł zostać zahamowany przez czas, ani przez odległość, ani przez aktualizacje ich codziennego życia.

To było to. Zawsze tak było.

Potrzebujesz czegoś?

Włosy na karku Kurta stoją, a na ramionach pojawia się gęsia skórka. To tak, jakby Antonio szeptał swoje głupie pytanie do ucha Kurta jak psychiczny, zły bliźniak Dzwoneczka, a teraz po prostu nie może tego zrobić. Jest zbyt wrażliwy. Posunąłby się z tym za daleko. Mógłby powiedzieć coś prawdziwego.

Kurt:
Powinienem iść. Mam zadanie do wykonania.

Blaine:
Więc pisz, kiedy będziesz go wykonywał.

Kurt:
Muszę się skupić. Przepraszam. Napiszesz do mnie później?

Blaine:
Czy cię uraziłem? Nie jesteś nudny.

Kurt:
Nie jestem urażony. Naprawdę muszę gdzieś być. Napisz do mnie później, jeśli będziesz chciał.

Blaine:
Jeszcze jedno.

Kurt:
??

Blaine:
Lubię twoje dżinsy.

Kurt:
Dzięki.

Kurt:
Czekaj, co?

Blaine:
Odwróć się.

~~~

Kurt:
Nie ma mowy.

Blaine:
A jednak.

Kurt czuje, że za parę sekund kompletnie zwariuje. Blaine jest tutaj. W Santa Fe. W tym hotelu. W tym barze.

"Jasna cholera" - szepcze. Jego telefon brzęczy.

Blaine:
Nie zamierzasz się odwrócić?

Kurt chce patrzeć, musi popatrzeć, ale nie może się do tego zmusić. Wpatruje się w swój telefon, zastanawiając się, czy Blaine jest za nim po prawej, czy po lewej stronie.

Czy obserwował mnie przez cały ten czas? Dlaczego on tu jest? Jest z nim Liam? O mój Boże, zrób coś! Prawdopodobnie wyglądasz jak zdenerwowana nastolatka. Obróć się!

Nagle Kurt wyczuwa, że ​​ktoś za nim stoi. Wszędzie poznałby ziemisty, lekko cytrusowy zapach wody kolońskiej Blaine'a. Chce wyciągnąć ręce i chwycić go, przyciągnąć do siebie i powiedzieć, jak bardzo tęsknił za swoim drogim, drogim przyjacielem, ale nie może; zamarł na swoim miejscu.

"Kurt" - mówi Blaine miękkim głosem, kładąc mocno dłoń na jego ramieniu.

I oto są: iskry. Iskry i elektryczność i motyle i drogi panie, dlaczego, dlaczego, dlaczego? Tak. To dlatego boi się odwrócić. SMS-y są bezpieczne, maile są łatwe, a to będzie zarówno niebezpieczne, jak i naprawdę, bardzo trudne.

Postanawia to rozegrać.

Kurt:
Boję się odwrócić, bo martwię się, że nie jesteś już ładny. Czy nadal masz włosy?

Słyszy brzęczenie telefonu Blaine'a, a potem jego ręka zniknęła, a on się śmieje, a potem po prostu jest tam, przed Kurt, a jego uśmiech oświetla mu całą twarz. Chwyta Kurta w opatentowany uścisk Blaine'a Andersona i siada na krześle naprzeciw Kurta, kładzie telefon na stole i eksponuje swoją głowę, żeby mógł zobaczyć na własne oczy.

"Widzisz? Żadnych łysych plam" - drażni się i Kurtowi potrzeba całej siły jego woli, by nie wyciągnąć ręki i nie przebiec palcami po lokach Blaine'a. „Nie jesteśmy AŻ TAK starzy, Kurt. Mamy dopiero trzydzieści lat."

"Ty masz dopiero trzydzieści lat. Nadal mam dwadzieścia kilka lat."

"Ledwo. Jeszcze tylko przez kilka miesięcy."

"Nadal."

Blaine sięga przez stół, żeby chwycić Kurta za rękę i ścisnąć. Kurt chwyta ją i rzuca Blaine'owi prawdziwy uśmiech.

"Wspaniale cię widzieć, Kurt."

"Dzięki. Ciebie też."

Blaine jest piękny.

Wygląda tak samo - przystojny gwiazdor filmowy, szerokie ramiona, wąska talia - ale ma luźny styl. Jego ubrania są jednak drogie, ostatnie ślady jego uprzywilejowanego, opływającego w luksusy dzieciństwa i prywatnej edukacji. Wygląda na szczęśliwego, zdaje się promieniować wewnętrznym blaskiem, jakby właśnie się dowiedział, że wygrał ważną nagrodę.

"Więc co robisz w Santa Fe? Jak długo planujesz tu być? Zostajesz tutaj, w Eldorado?"

"Bardzo jesteś podekscytowany?"

"Weź! Możesz mnie winić? To Santa Fe, Kurt. Santa Fe. To nie jest ostatnie miejsce, o którym myślałem, że cię zobaczę, ale..."

„To byłoby bagno gdzieś w Alabamie..."

„Lub wymarłe miasto w Teksasie..."

"Ugh. Teksas."

"Ale Kurt, to jest zdumiewające. Dziwne i niesamowite."

Kurt uśmiecha się czule do Blaine'a. „Jestem w hotelu przez dwa tygodnie. Odświeżam wystrój domu dla Deidre i Clinta Alexandra" - wyjaśnia Kurt.

"Powinienem ich znać?" Pyta Blaine.

„Nie, chyba że czytasz Page Six " - żartuje Kurt.

"Wow. Po prostu, wow. Nie mogę sobie z tym poradzić. Widziałem, jak wchodzisz i..." -Blaine waha się, przez chwilę wygląda na prawie smutnego, a potem odzyskuje przytomność i mruga. „Ze wszystkich barów z dżinem we wszystkich miastach..."

"Och, nie. Nie ten werset z Casablanki."

"Co? To świetny, klasyczny film."

"To prawda. Ale ta kwestia jest tandetna i przesadzona. I nieważne, jak bardzo się starasz, nie jesteś Humphreyem Bogartem."

„Odkąd przestałem używać żelu do włosów".

„Raczej nie byłeś nim od zawsze" - mówi Kurt. A potem dodaje: „Jest... dobrze. Z twoimi włosami. Dobrze wyglądasz".

„Cóż, ty wyglądasz oszałamiająco. Naprawdę. Czasami zapominam, jaki jesteś wspaniały" - mówi Blaine.

Kurt spogląda na swojego drinka, pociera kciukiem po skroplonej wodzie i stara się nie zarumienić. Rażący, szczery komplement; to jest nowe.

„Ale najlepsza jest ostatnia linijka filmu" - mówi Blaine.

"Co?"

„Casablanca. „ Myślę, że to początek pięknej przyjaźni ". Najlepsza ostatnia linijka. "

„Mam słabość do ostatniej linijki You've Got Mail" - mówi Kurt.

„Meg Ryan zamiast Ingrid Bergman? Powiedz, że tak nie jest!"

„Oczywiście, że nie. Ingrid do końca. Ingrid na zawsze. Ale to moja ulubiona ostatnia linijka filmu" - mówi Kurt.

Tak jak słowa wychodzą z jego ust, żałuje, że je wypowiedział. Ponieważ teraz musi wyrecytować tę kwestię. I to nie powinno mieć znaczenia; to nic nie znaczy . Ale brzmiałoby, jakby to mogło coś znaczyć, albo, że może kiedyś miało jakieś znaczenie, a Kurt po prostu nie może tego powiedzieć.

"Nie pamiętam. Jakie jest?" Pyta Blaine.

„Nie! Some Kind of Wonderful. „Dobrze wyglądasz, nosząc moją przyszłość ". To jest najlepsza ostatnia linijka. Albo prawie ostatnia linijka - mówi Kurt, próbując odwrócić uwagę Blaine'a.

„To całkiem niezła" - zgadza się Blaine.

„To jest zaraz po tym, jak Eric Stoltz stawia się łobuzom, rzuca Leę Thompson i daje Mary Stuart Masterson diamentowe kolczyki" - wyjaśnia Kurt.

"Wow. Pamiętasz to wszystko? Ile razy to oglądałeś?"

„Zbyt wiele razy, by to zliczyć. Moja mama uwielbiała ten film" - mówi Kurt.

"Nigdy mi tego nie powiedziałeś." Blaine uśmiecha się ciepło na wzmiankę o matce Kurta, jakby ją znał, jakby to Elizabeth Hummel, a nie Carole piekła mu ciasteczka (bez orzechów), kiedy przychodził na futbolowe niedziele z Finnem i Burtem. „To niedoceniany film Johna Hughesa" - mówi.

"Nigdy nie dostaliśmy własnego Johna Hughesa, prawda?" Pyta Kurt.

"Dla naszego pokolenia? Nie. Ale my mamy Harry'ego Pottera. Myślę, że wygraliśmy."

"Zdecydowanie" - zgadza się Kurt.

Ze swojego miejsca na stole włącza się wyświetlacz telefonu Kurta z nową wiadomością. Na Wschodnim Wybrzeżu jest już prawie północ, ale może to być Paul, więc sprawdza. „Przepraszam", mówi. Blaine macha ręką, żeby pokazać, że nie ma nic przeciwko, i siada z powrotem na krześle.

Paul:
Właśnie wyszedłem z 6-godzinnego spotkania z Javanovichem i Wilderem. Nie posunęliśmy się zbytnio w negocjacjach. Wrócimy do tego jutro. Czy wszystko u ciebie porządku?

Kurt:
Tak. W porządku.

Paul:
Jesteś wystarczająco obudzony, aby porozmawiać? Tęsknię za Tobą.

Kurt:
Też za tobą tęsknię. Czy to okej, jeśli porozmawiamy jutro?

Kurt wie, że prawdopodobnie powinien się usprawiedliwić i porozmawiać z Paulem i prawdopodobnie powinien mu napisać: Nigdy nie zgadniesz, kogo spotkałem. Ale on nie ma ochoty rozmawiać i nie ma ochoty wyjaśniać.

Paul:
Nie ma problemu. Zadzwoń do mnie jak wstaniesz. Kocham Cię.

Kurt:
Kocham cię. Dobranoc.

"Paul" - wyjaśnia Kurt, chowając telefon do kieszeni.

„Och, racja" - mówi Blaine. - "Chcesz, żebym dał ci kilka minut?"

"Nie, w porządku. Porozmawiamy jutro" - mówi Kurt.

Blaine przechyla nieco głowę i bada twarz Kurta. "Co?" Pyta Kurt.

"Myślałem, że powiedziałeś, że bierzesz ślub."

"'Bo biorę."

„Nie ma nic romantycznego w SMS-ach na dobranoc" - dokucza Blaine.

„Może nie, jeśli pochodzą od ciebie" - żartuje Kurt.

"Hej! Stałem się lepszy!"

"Naprawdę?"

"Naprawdę. Jestem w tym o wiele lepszy. Praktycznie jestem specjalistą w romantycznych gestach."

Kurt unosi brew i mówi: „Praktycznie?"

"Przestań. Nie jestem całkowicie nieudolny" - mówi Blaine.

"Skoro tak mówisz."

Kurt uśmiecha się, a oczy Blaine'a błyszczą, a Kurt uważa, że ​​jest to odpowiednia ilość napięcia i zabawy, aby być zajmującą, ale nie wystarczająca, aby zrujnować całe jego życie. Całkowicie sobie z tym poradzi. To tylko gra, gra, w którą grają od dzieciństwa i zawsze kończy się w ten sam sposób, więc po co się martwić? Dlaczego nie po prostu się tym bawić?

„Nie powiedziałeś mi, dlaczego tu jesteś" - mówi Kurt.

"Nie pytałeś."

"Przepraszam. Myślę, że nadal jestem trochę zaskoczony twoim widokiem" - mówi Kurt.

„Jesteśmy tu od kilku tygodni, nagrywając w studio w Galisteo" - mówi Blaine.

"Galisteo? Alexanders mają tam ranczo, ale widziałem je tylko w nocy."

„To bardzo w stylu Johna Wayne'a" - mówi Blaine, znowu się uśmiechając. „Studio jest niesamowite. Ona tam mieszka, w głównym budynku".

"Kim jest 'ona'?"

"Och, myślałem, że wiesz."

"Co wiem?"

„Pracuję nad nowym albumem Adele, 35" - mówi Blaine.

"Co? Poważnie?"

„Tak, no cóż, wiesz, że pracowałem dla Sound Off w Londynie, a ona przyszła posłuchać płyty swojej przyjaciółki i tak to się zaczęło. Pracuję z nią od około dziewięciu miesięcy - wyjaśnia Blaine.

"To niesamowite! Jestem z ciebie taki dumny!" Mówi Kurt. On jest dumny z Blaine, ale jest też trochę smutny. Dlaczego Blaine mu nie powiedział? Dlaczego nie zadzwonił do niego w pierwszej kolejności? Słuchali jej pierwszych dwóch albumów tyle razy, że mogli śpiewać jej piosenki we śnie. To była wielka wiadomość, a jednak Kurt zdawał się wiedzieć jako ostatni.

"Dzięki. Ciągle to do mnie do końca nie doszło, wiesz? Myślę, że zawsze będę się czuł jak pasażer na gapę we własnym życiu."

„Czasami też się tak czuję. O Paulu. I o Nowym Jorku. I w ogóle, o tym wszystkim" - mówi Kurt.

"To dobrze. Cieszę się z twojego powodu. Zasługujesz na niesamowite, epickie życie, Kurt."

"Oczywiście, że tak" - zgadza się Kurt. "Wciąż śpiewasz?"

"Nie. Zajmuję się produkcją."

"Żadnego śpiewania? Blaine..."

„Czy ty śpiewasz?"

„Wiesz, że nie. Temat jest skończony i pogrzebany" - odpowiada Kurt. Wie, że nie powinien naciskać na Blaine'a w tej sprawie, ale i tak to robi. - "A co z pisaniem? Napisałeś którąś z jej piosenek?"

Blaine odwraca wzrok od Kurta. „Nie. Produkuję, gram trochę tu i tam".

"Ale nie tego chciałeś. Blaine..."

"Kolejną rundę?" - pyta kelner, jakby siedzieli tu razem całą noc.

„Nie dla mnie" - mówi Kurt.

„Zostawiłem tam swojego drinka" - mówi Blaine, wskazując na ustronne kabiny z tyłu baru. "Powinienem chyba po niego iść."

"Chcesz kolejnego?" Kelner ponownie pyta.

"Nie, dzięki. Ale pozwól, że wezmę rachunek za grupę, z którą byłem w boksie z tyłu, jak i za tego dżentelmena" - mówi Blaine, wręczając kelnerowi swoją kartę kredytową.

„To nie jest konieczne" - protestuje Kurt.

"Wiem" - mówi Blaine, znowu z szerokim uśmiechem. "Daj mi minutę?"

"Pewnie."

Blaine wstaje i odsuwa krzesło. "Nigdzie nie odchodź!"

Kurt kiwa głową i uśmiecha się, upija łyk swojego drinka. Odwraca się i patrzy, jak Blaine idzie w stronę niewielkiej grupy głośnych, szczęśliwych ludzi, którzy stają się głośniejsi, gdy się zbliża. Tęgi blondyn mówi coś, czego Kurt nie jest w stanie zrozumieć, a Blaine wyciąga rękę i kładzie dłoń na ustach mężczyzny, żeby go powstrzymać. Wszyscy przy stole wybuchają śmiechem. Blaine jest naturalny, przyjazny, magnetyczny. Kurt nie może oderwać od niego wzroku.

Blaine mówi coś do swoich przyjaciół, salutuje im i odwraca się, zanim Kurt może odwrócić wzrok. Patrzy, jak Blaine do niego wraca, cały się uśmiechając. Czy on ma dzienny limit na uśmiechy czy coś? Kiedy łapie wzrok Kurta, porusza ustami "muzycy" i wzrusza ramionami. A potem wraca do stołu z drinkiem w dłoni.

Potrzebujesz czegoś?

"Hej" - mówi Blaine, spoglądając na Kurta.

"Hej. Powinienem iść."

"Iść? Ale właśnie zaczęliśmy..."

"Nie, mówiłem na poważnie. W wiadomości. Mam zadanie do wykonania" - mówi Kurt.

"O tej porze nocy?"

„Nie jest tak późno. I to niedaleko" - odpowiada Kurt.

„Cholera, Kurt, nie widzieliśmy się od wieków, a teraz wychodzisz po piętnastu minutach? To jest... po prostu tak wspaniale jest na ciebie wpaść" - mówi Blaine. - "Czy moglibyśmy przynajmniej zjeść jutro lunch? Albo śniadanie? Albo kawę? Co powiesz na kawę?"

Jest coś w gorliwym tonie w głosie Blaine'a, co sprawia, że ​​robi to, nawet jeśli wie, że absolutnie nie powinien, nie dziś. To za dużo, on wie. Powinien poczekać, aby spędzi czas z Blaine'em, aż dobrze się wyśpi, aż głupie pytanie Antonio opuści jego mózg, aż porozmawia z Paulem i znów poczuje się zakorzeniony.

Powinien poczekać, ale tego nie robi.

"Mógłbyś iść ze mną" - mówi cicho Kurt.

"Tak?"

"Jasne, czemu nie?"

"W takim razie chodźmy" - mówi Blaine, wstając.

Podnoszą kieliszki i jednym haustem wypijają to, co zostało z ich drinków. A potem chichoczą. To kolejny moment, kiedy nic nie mówią, a jednak wszystko wiedzą, a Kurt myśli, że może uda im się to zrobić osobiście. Może kolejka pozostanie na miejscu, mimo że nie ma Paula, Liama ​​ani bandy okropnych byłych członków klubu Glee i Warblers, którzy przypominaliby im, kim są i kim nigdy nie będą.

"Prowadź"- mówi Blaine, wychodząc za Kurtem z baru. Wychodzą głównym wejściem na chłodne nocne powietrze. Nawet po czterech wycieczkach do Santa Fe Kurt często zapomina, że ​​znajduje się na pustyni na wysokości dwóch tysięcy metrów, gdzie w nocy temperatura znacznie spada.

"Więc dokąd idziemy?" - pyta Blaine, gdy idą ulicą San Francisco w kierunku Plaza. Ulice są ciche, tylko kilku turystów kręci się wokół, zaglądając w witryny sklepowe. Kilka przecznic dalej wyłania się katedra św. Franciszka, której okrągłe łuki i rozeta są oświetlone przez pomysłowo umieszczone reflektory.

"Do domu Deidre i Clinta Alexandra. To tylko kilka przecznic od Marcy."

"Czy to dom, który dekorujesz?"

„Tak. Muszę sprawdzić postępy" - wyjaśnia Kurt.

„Wygląda na to, że dobrze znasz miasto" - mówi Blaine.

"Niezupełnie. Tylko tutaj, w okolicy centrum" - wyjaśnia Kurt.

„To trochę przypomina plan filmowy albo Disneyworld" - mówi Blaine. „Wszędzie domy adobe, nawet Starbucks. Podoba mi się".

„W porządku na weekendowy wypad, ale mam dość wieńców chilli i ziemistych odcieni, dziękuję bardzo" - mówi Kurt. - "I Blaine, czy nie zauważyłeś, że wszystkie kobiety noszą to samo? Te rozkloszowane spódnice w ohydnych kolorach, szerokie paski i turkusowe i srebrne naszyjniki. To jest jak pieprzony mundur."

„Tak jak powiedziałem... Disneyworld" - mówi Blaine.

Nadrabiają zaległości i przez ponad dwie przecznice idą trochę za blisko siebie. Mijają księgarnię, w której Kurt godzinami grzebał nad książkami fotograficznymi, szukając prezentu dla Paula; oraz sklep jubilerski, w którym znalazł kolczyki z czarną perłą na urodziny Carole; i mały sklepik ze sztuką ludową, w którym poważnie rozważał zakup dla siebie szopki z okazji Dnia Zmarłych, ale nie zdecydował się na to, gdy zdał sobie sprawę, że może być jedynym, który doceniłby ironię szkieletowej Marii i Józefa w meksykańskich kapeluszach.

Po ominięciu czarującego centralnego placu Blaine zatrzymuje się, aby przeczytać znak przed Pałacem Gubernatorów, a Kurt ponownie się mu przygląda. Wygląda młodo, jak na studiach: dżinsy z mankietami zakrywające jego wciąż wspaniały tyłek, koszulka z dekoltem w szpic obejmująca jego wciąż niesamowite ramiona, lekki zarost zdobi jego wciąż piękną, pozbawioną zmarszczek twarz. I tak po prostu powraca gęsia skórka, wraz z tym starym znajomym pragnieniem, które zamieszkało u podstawy jego kości miednicy, gdy miał szesnaście lat i zostało tam, dopóki nie zmusił się do kontynuowania swojego życia.

Blaine zauważa, że ​​Kurt patrzy na niego i uśmiecha się złośliwie.

"Co?" - pyta Kurt, starając się o niewinność.

"Możesz się przyglądać. Nie mam nic przeciwko" - mówi Blaine.

„Właśnie sobie pomyślałem, że zapomniałem, jaki jesteś niski" - mówi Kurt. „Wydajesz się o wiele wyższy w swoich tekstach".

Blaine kładzie obie ręce na sercu i cofa się. - "Zraniłeś mnie, panie Hummel."

"Nieważne" - mówi Kurt z chichotem, maszerując w stronę Marcy Street.

Idą w wygodnej ciszy przez dwie przecznice, a potem Kurt zatrzymuje się przed długą, wysoką ceglaną ścianą wznoszącą się w górę, tworzącą wysoki łuk przy wejściu. - To tutaj - mówi, otwierając pomalowane na niebiesko drewniane drzwi. Wchodzą na ukryty dziedziniec i podążają łupkową ścieżką do frontowych drzwi dużego, tradycyjnego domu z cegły.

„Ten dom jest zabytkowy, co w zasadzie oznacza, że ​​muszę czekać, aż otrzymam pozwolenia" - mówi Kurt. W swojej skórzanej torbie szuka kluczy i otwiera frontowe drzwi. - Jutro najpierw wymieniam te drzwi.

Kurt zapala światła w holu i w dużym pokoju. Blaine przechadza się powoli z otwartymi ustami. W jakiś sposób Kurtowi udało się stworzyć czysty, nowoczesny, wyrafinowany projekt, jednocześnie zachowując nienaruszoną integralność wpływów kulturowych Hiszpanii i rdzennych Amerykanów. „Kurt, czy ty to zrobiłeś? To znaczy, jak to zrobiłeś?"

„To nie jest fizyka jądrowa" - mówi Kurt, kierując się do kuchni. „Po prostu pozbądź się kiczu, zachowaj prostotę palety i współpracuj ze wspaniałymi rzemieślnikami i artystami, aby..."

Kurt wchodzi do kuchni, stwierdza, że ​​wciąż jest niepomalowana i... - "Kurwa! Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa, kurwa!"

Blaine biegnie do kuchni, krzycząc: - "Wszystko w porządku? Co...?"

Natychmiast wyczerpany i pokonany Kurt siada na podłodze w kuchni i uderza tyłem głowy w ciemnoszare szafki.

"Um... Kurt?"

"Nie." Huk. "Pomalowali." Huk. "Kuchni." Huk.

Blaine upada na podłogę i siada z wyciągniętymi nogami tylko o cal dalej. Kurt jest mocno zraniony. Czuje, że zaraz wybuchnie. To może go cofnąć o tydzień.

Blaine przesuwa kciukiem po wewnętrznej stronie nadgarstka Kurta, żeby go uspokoić; Kurt niemal natychmiast rozluźnia ramiona. To znajomy gest, który przenosi go z powrotem do czasów, kiedy Blaine był jedyną osobą, która naprawdę mogła opanować jego panikę, jedynym chłopcem, który mógł go zobaczyć i odzwierciedlić sytuacje przed nim, aby udowodnić, że naprawdę jest w porządku.

Jest rozdarty między odciągnięciem ręki a pochyleniem się bliżej, kiedy Blaine mówi: „Przyjaciel Adele chciał wysłać jej swoje pianino do wykorzystania do tego albumu, nie pytaj mnie dlaczego. Znajomy mieszka w Taos, więc Gretchen - ona jest asystentką Adele - umówiła się z firmą przeprowadzkową, aby odebrać pianino z jego domu i dostarczyć je na ranczo. "

Kurt przyciska swoje ciało do szafki, jego oddech powoli się wyrównuje. Słucha.

„Więc kiedy Gretchen planowała przewóz, Mary, dziewczyna, która prowadzi biuro w studio, patrzy na Gretchen z pewnym niepokojem. Kiedy Gretchen odkłada słuchawkę, Mary mówi: 'Zadzwoń do dwóch kolejnych firm przeprowadzkowych i umów się na tą samą godzinę, tego samego dnia.' Gretchen patrzy na nią, jakby była szalona" mówi Blaine, wciąż pocierając nadgarstek Kurta.

„Następnie Mary wyjaśnia, że ​​jeśli chcemy, aby pianino zostało przeniesione tego dnia, będziemy musieli zadzwonić do co najmniej trzech firm, aby jedna się pojawiła. Mówi, że to mañana, co oznacza..."

"Jutro."

„Racja. Jutro. Wszystko jest jutro. Tak to robią tutaj," wyjaśnia Blaine.

Kurt odwraca głowę, by spojrzeć na Blaine'a. „Zauważyłem", mówi ze smutnym uśmiechem.

„Prawdopodobnie w ciągu jednego dnia zrobisz więcej niż większość ludzi w ciągu miesiąca. To musi doprowadzić cię do szaleństwa" - mówi Blaine.

"Nie masz pojęcia."

Kurt patrzy na Blaine'a, tak otwarty, tak szczęśliwy, że go widzi, tak chętny do bycia tutaj na tej kuchennej podłodze, i nie może się powstrzymać. Opiera głowę na ramieniu Blaine'a i wypuszcza powietrze. Przez chwilę milczą, Blaine wciąż pociera nadgarstek Kurta. Wydaje się to naturalne, jakby robili to przez całe życie, a jednocześnie dziwne, jakby byli poza czasem, żyjąc w alternatywnym wszechświecie adobe.

„Siedzimy na podłodze w kuchni w domu za cztery miliony dolarów w Santa Fe i rozmawiamy o pianinie Adele" - mówi Kurt.

Blaine się śmieje. "To chwila powietrzna."

"Wyjaśnij, proszę" - mówi Kurt, starając się nie wtulać w szyję Blaine'a.

„Wiesz, chwila, kiedy nagle widzisz siebie z góry, zwykle kiedy robisz coś absurdalnego, krępującego lub... niewiarygodnie, nieoczekiwanie... cudownego".

"Oh."

Komplementy. Przytulanie. Poważny sentyment. Co do diabła dzieje się z Blaine'em? Kurt uważa, że ​​zmiana tematu jest najlepsza. - Więc co się stało z fortepianem?

„No cóż, Mary miała rację. W dniu przeprowadzki pojawiła się tylko jedna firma i spóźnili się dwie godziny" - odpowiada Blaine.

„Mañana".

Blaine milczy przez kilka chwil, a potem pyta: „Kurt, nigdy mi nie powiedziałeś... jaka jest ostatnia linijka w You've Got Mail?"

Kurt wstrzymuje oddech. Chce wstać i otrząsnąć się z miękkiego głosu Blaine'a i ucisku kciuka, oczyścić głowę i odnaleźć swój kierunek, skupić się na jego celu. Ale to byłoby zbyt oczywiste. Blaine zorientowałby się, że mimo wszystko te słowa mają znaczenie, czy też miały w przeszłości, a tak nie jest. Nie są bliskie prawdzie. Mógłby udawać, że nie pamięta, ale Blaine po prostu sprawdziłby to na swoim telefonie, a to byłoby równie niezręczne.

„Tom Hanks mówi:„ Nie płacz, Shopgirl. Nie płacz ". A Meg Ryan mówi: „Chciałam, żebyś to był ty. Tak bardzo chciałam, żebyś to był ty".

Kciuk Blaine'a zatrzymuje się, ale nie opuszcza nadgarstka Kurta. Po chwili kładzie dłoń płasko na dłoni Kurta, dłoń przy dłoni, palce idealnie wyrównane i mówi: „Tak. To niezła linijka".

~~~

„Zaproś go. Chcę go poznać," mówi Adele, jej oczy błyszczą. Jest dzisiaj cała w czerni, ubrana w za duży t-shirt z okrągłym dekoltem na czarnych legginsach, bose stopy, paznokcie u nóg pomalowane ma na jasnoniebiesko.

„To nie jest dobry pomysł" - odpowiada Blaine.

„Barry mówi, że jest oszałamiający" - Adele dodaje, szturchając go w bok.

„Nigdy nie ufaj perkusistom". Blaine przerywa, spogląda na nią nieśmiało, a potem dodaje: „Ale tak, jest".

"Angel powiedział, że z nim flirtujesz." Chce się bawić jego kosztem; on jest tego świadomy.

„Nigdy też nie ufaj gitarzystom".

„Jesteś najbardziej niegodny zaufania ze wszystkich" - drażni się.

"Nie jestem!"

"W takim razie przyprowadź go" mówi.

"Nie."

"Gretchen powiedziała, że ​​kiedy go zauważyłeś, byłeś niemy przez pełne dziesięć minut."

„W tej sprawie nie ufaj też asystentkom. Lub komukolwiek, kogo znasz. Nigdy. Nie byłem niemy. I to nie było dziesięć minut. Po prostu byłem zaskoczony" Blaine mówi.

"Pozwól, że do niego zadzwonię. Prawdopodobnie zsika się w spodnie..."

"Nie Kurt. Jest ponad to" - mówi Blaine.

"Zapytaj go. Zaśpiewam wszystkie stare utwory, nad którymi pracowałeś podczas studiów." Drażni go teraz; Blaine nie może powstrzymać uśmiechu.

"Adele, proszę. Naprawdę nie powinienem."

„Ach, więc tak to jest. Chcesz, ale nie powinieneś, więc tego nie zrobisz" - mówi, wstając ze stołka. "A więc masz trochę bałaganu, prawda?"

"Co? Z powodu Liama?"

"Ty to powiedziałeś, nie ja."

"To nie ma nic wspólnego z Liamem. Kurt i ja mamy... niedokończone sprawy."

"W takim razie wielki bałagan."

„Po prostu lepiej, jeśli spotkamy się na kawę, czy coś" - mówi Blaine.

"Więc tak to jest? Nie możesz sobie ufać przy tym twoim oszałamiającym facecie?"

"Mogę. Tak. Po prostu... tak jest lepiej."

"A co robiłeś wczoraj wieczorem? Trochę...?" Adele wykonuje dziwacznie prymitywny gest jedną ręką, potrząsając biodrami.

"Stop. Nie. Oczywiście, że nie. Pokazał mi ten dom, który remontuje dla klienta, a potem wróciliśmy do hotelu. Proste."

Tyle że to nie było proste. Robili swoje i sposób, w jaki się z powrotem w to wśliznęli, był trochę wspaniały, jakby nie minęło dużo czasu od ich ostatniego spotkania. Nadrabiali zaległości i dokuczali sobie nawzajem, a Blaine był bardzo podekscytowany spędzaniem jak największej ilości czasu ze swoim przyjacielem. Ale wtedy Kurt przysunął się bliżej, oparł głowę na ramieniu Blaine'a i nagle wszystko stało się bardzo skomplikowane.

Na samo wspomnienie delikatnego wydechu Kurta, ich ciasno splątanych palców, Blaine czuje ból. Ból, który prawie go zabił dwanaście lat temu, kiedy patrzył, jak Kurt wyjeżdża do Nowego Jorku z tak wieloma niedopowiedzeniami. Przez lata był w stanie powstrzymać ból, przekonać siebie, że to mu przejdzie, przemierzał oceany, aby uniknąć tego bólu, ale tak naprawdę nigdy go to nie opuściło. Ból pozostał, przytępiony z czasem, ale zawsze obecny. Ostatniej nocy, w obecności Kurta, z dala od tego, co znajome, ból ogarnął całe jego ciało, pozostawiając go sfrustrowanego do granic wytrzymałości.

Więc nie, zaproszenie Kurta na ekskluzywny występ w prywatnej sali, w maleńkim klubie nocnym, tysiące mil od Liama, z dala od rozsądku i obietnic, które szczerze złożył swojemu chłopakowi, nie było dobrym pomysłem.

„To nie jest dobry pomysł" - zapewnia Blaine.

„Nie obchodzi mnie to" - mówi Adele. Dziobie go w policzek, podaje mu nuty i mówi: „Zaproś go. Chcę go tylko poznać. Będę czuwać, nie martw się. Nie pozwolę ci zrobić nic, czego sama bym nie zrobiła".

"Ojej dzięki." - mówi Blaine, obserwując ją wybiegającą ze studia w poszukiwaniu lunchu.

Robili to przez cały poranek, układając odpowiednią ścieżkę dźwiękową do „So New", który, jak Blaine ma nadzieję, będzie jej pierwszym singlem. Znowu pisze o miłości, ale tym razem jest to jej kochający mąż, a nie jakiś „szczur łajdak". Ostatnio pisze z radością i dlatego wybrała Blaine'a do produkcji. Jest utalentowany, mądry, poważny i dobry. Ale przede wszystkim wybrała go, ponieważ w większości jest pozytywnym facetem. Nawet z bólem, cichym i okropnym, mocno wciskającym się w jego kręgosłup, jest szczęśliwy - lub tak szczęśliwy, jak miał nadzieję być. I jest w tym dobry. Dlatego nagrywa z Adele. Blaine pasuje do tego szczęśliwego, zadowolonego, spokojnego życia.

Gdybyś zapytał jego przyjaciół (to znaczy Wesa i Davida), powiedzieliby, że był patologicznie szczęśliwy, że to nie było prawdziwe; że pod jego wiecznym optymizmem kryła się rozpaczliwa potrzeba zadowolenia innych, bycia uprzejmym, i że wyglądając na szczęśliwego przez cały czas Blaine robił po prostu to, czego się od niego oczekiwano. Czy naprawdę mógł winić dobre maniery za całe swoje podejście do życia?

"Mógłbym obwiniać dobre maniery za wiele rzeczy" - mamrocze Blaine.

Na przykład jego sytuacje z Kurtem. Mógłby winić dobre maniery za swój związek z Kurtem. W dniu, w którym go poznał, Blaine wiedział, że Kurt jest szpiegiem, ale nie mógł się powstrzymać od oprowadzenia go po szkole, zaoferowania mu uprzejmości i kawy, osuszenia łez. To był początek, początek, którego mógłby uniknąć, gdyby po prostu był mniej uprzejmy, gdyby obwinił go za jego szpiegostwo, albo gdyby pozwolił jednemu z pozostałych się nim zająć.

Pomimo tego, jak się sprawy potoczyły, nie zmieniłby niczego w ty dniu.

Później, po tym, jak Kurt wszedł do jego krwiobiegu i zawładnął jego sercem, jego potrzeba zachowania przyzwoitości powstrzymała go przed zrobieniem czegokolwiek w tej sprawie. Ponieważ nie chodziło tylko o jego serce. O nie. To było coś potężnego, surowego i potrzebującego, co nie pozwalało mu spać w nocy, próbując złagodzić ból pożądania, aż był tak obolały, że chciał płakać. Nigdy nie mógł zaryzykować swojej przyjaźni z Kurtem tylko po to, by zaspokoić swoje nastoletnie hormony. Wiedział, że Kurt czuł coś podobnego lub kiedyś czuł, ale nigdy nie znaleźli odpowiedniego momentu. Nigdy nie znalazł odpowiedniego momentu.

W połowie college'u przekonywał się, że to nie było im pisane. A nawet gdyby się zeszli, nadal byli tacy młodzi. To by nie przetrwało. Ale ich przyjaźń pozostanie czysta i będzie trwała. Przetrwa ich chłopaków, odległość, a może nawet męża.

Tyle że ich przyjaźń nie trwała długo, nie tak naprawdę, nie tak, jak tego chciał. Pragnienie między nimi przerodziło się w ich własną rzecz, a potem stało się ich sprawą i wkrótce nie mogli wchodzić w interakcje bez dokuczania i podtekstu „co by było, gdyby" i „wiesz, że tego chcesz". A kiedy ból stał się nie do zniesienia, Blaine zaczął dryfować. A kiedy Blaine zaczął dryfować, Kurt zaczął się wycofywać. I obaj poszli znaleźć innych powierników i przyjaciół. Co jakiś czas za pomocą nowoczesnych technologii decydowali się na krótką przejażdżkę. I to było w porządku... głównie dlatego, że tak naprawdę nie byli razem od lat.

Mógł uniknąć Kurta zeszłej nocy. Byli z tyłu, muzycy Adele, inżynierowie Mitcha i Gretchen. Mógł po prostu obserwować go z daleka, nie powiedzieć ani słowa i pozwolić, aby to była jedna z tych filmowych chwil, dwóch przyjaciół, którzy ciągle za sobą tęsknili - czasami przez przypadek, czasem z wyboru. Mógłby dalej go obserwować, pozwolić, by ból ożył na jego widok, zwijał się kręg po kręgu, aż palił go gorąco z tyłu jego szyi.

Mógł pozwolić mu znowu odejść. Ale nie mógł się powstrzymać.

Poza tym, miał lepsze maniery.

****

"Czy moglibyście ustawić je obok siebie, abym mógł je porównać?" Kurt pyta sfrustrowanych, spoconych pracowników. Jego prośba wywołuje serię jęków, po czym wysoki pracownik woła o dodatkową parę rąk do pomocy.

Kurt patrzy, jak czterech mężczyzn przesuwa trzema gigantycznymi, ręcznie rzeźbionymi drzwiami, aby oprzeć je o ścianę. Skończył z drzwiami, absolutnie skończył, spędził większą część dnia włócząc się po ogromnym zewnętrznym salonie w poszukiwaniu idealnych drzwi wejściowych do idealnego domu adobe dla Deidre. Nie jest w nastroju. Jest mu gorąco, jest pokryty pyłem i zapomniał kremu przeciwsłonecznego. I może być trochę zirytowany swoim zachowaniem z Blaine'em zeszłej nocy. Tylko trochę.

"To nie jest tak, żebym z nim się przespał, czy nawet go pocałował" - mruczy Kurt, wpatrując się w drzwi. Mimo to stracił czujność. Wpuścił Blaine'a. Tylko trochę. Nie za dużo, ale na tyle, że nie może przestać o nim myśleć, kiedy powinien myśleć o drzwiach i dywanach, niepomalowanych kuchniach, listach gości, planach na miesiąc miodowy i o Paulu.

Po tym, jak Kurt oprowadził Blaine'a po reszcie domu Clinta i Deidre Alexandra, po prostu wrócili do hotelu i powiedzieli sobie dobranoc, obiecując, że spotkają się ponownie w którymś momencie w nadchodzącym tygodniu. To było niewinne. Uprzejme. Przyjazne. - Zadzwoń. Jestem w pokoju 415 - powiedział Kurt, niemal natychmiast tego żałując.

Dlaczego podałeś mu numer swojego pokoju? Ma twoją komórkę. Teraz prawdopodobnie myśli, że chcesz, żeby...

"Możemy już jeść? Jest prawie druga trzydzieści" - pyta Antonio, przerywając wewnętrzną tyradę Kurta.

„Dzięki Bogu, że wróciłeś" - mówi Kurt. „Muszę wyjść ze słońca. Potrzebuję klimatyzacji, czegoś płynnego i jedzenia".

"Zdecydowanie jedzenie" - zgadza się Antonio.

„Pozwólcie, że zrobię tylko ostatnie zdjęcie wszystkich trzech ustawionych razem" - mówi Kurt, wskazując pracownikom, aby usunęli się z drogi. Dwóch mężczyzn gapi się na niego, nowy pomocnik tylko się krzywi, a wysoki zdziwił go mrugnięciem.

"Naprawdę, teraz?" Kurt mówi wystarczająco głośno, by Antonio mógł to usłyszeć. "Tego się nie spodziewałem."

„Nowomeksykanie nigdy nie są tym, czym się wydają" - mówi Antonio z uśmiechem.

„Jak śliczni wy wszyscy jesteście i chociaż bardzo was doceniam, chcę, żebyście się odsunęli. Odsuńcie się od drzwi. Tak. Właśnie tak. Trochę dalej. Trochę... dalej!" Kurt robi jeszcze jedno zdjęcie, a potem odwraca się, żeby wrócić do samochodu.

"Zadzwoni" - mówi Antonio, kiwając głową grupie mężczyzn, wyczerpanych dniem z wymagającym Kurtem Hummelem.

Antonio idzie, a następnie odwraca się, dodając: „O drzwiach. Zadzwoni w sprawie drzwi." Wysoki mężczyzna marszczy brwi i butami wzbija kurz.

Kiedy wsiada do swojego Range Rovera, Antonio chichocze. „Mogłeś to wykorzystać na swoją korzyść", mówi, włączając samochód. „Może mógłbyś dostać darmową dostawę czy coś".

"O czym mówisz?" Pyta Kurt.

"Ten wysoki. Podobasz mu się."

"Więc?"

"Och, rozumiem. Jesteś tak przyzwyczajony do bycia obiektem zainteresowania, że ​​cię to nudzi" mówi Antonio.

Kurt się śmieje. „Podoba mi się to, „Obiekt zainteresowania ". Brzmię jak szpieg ".

"Jedziemy do "u Marii", czy to miejsce, które lubisz?" pyta Antonio, wjeżdżając w leniwy ruch w południe.

"U Marii". Potrzebuję drinka.

"To " U Marii"."

Do restauracji są tylko dwie mile. Siedzą w ciszy, podczas gdy Kurt wysyła do Deidre dziesiątki zdjęć drzwi. W Nowym Jorku jest prawie szósta, a on wie, że jest zajęta ubieraniem się na jakieś wydarzenie lub zbiórkę pieniędzy, więc nie oczekuje szybkiej odpowiedzi. I tak nie będzie chciała żadnej z opcji, które jej wysyła. Prawdopodobnie spędzi kolejny długi, gorący dzień, polując na właściwe drzwi, ociekając potem i pokryty pustynią. Sama myśl o tym sprawia, że ​​chce popijać tequilę jak student pierwszego roku.

"U Marii" jest cicho, żółte winylowe obrusy wytarte do czysta i błyszczące. Tabliczka przy wejściu ostrzega: „Chili jest dziś GORĄCE", a słowo „GORĄCE" podkreślone jest białą kredą. Są umieszczeni w nijakiej budce, zamówili margarity, a Antonio wpycha sobie do ust chipsy i pikantną domową salsę, kiedy pyta Kurta: „¿Qué pasa con estas cosas de ama de casa?"

„Mów po angielsku, Antonio".

„Co z tym piciem po południu".

"Od kiedy to jest domena gospodyń domowych?" Pyta Kurt.

"Nie wiem. Sarah ogląda ten program. Wszyscy piją po południu, zanim ich dzieci wrócą ze szkoły do ​​domu."

„Urocze" - mówi Kurt, sącząc wodę.

„Prawdziwe gospodynie domowe coś".

"Zgadza się. Które miasto teraz niszczą? Des Moines? Saskatchewan? Gdzieś na Guam?"

"Do diabła, jeśli wiem" - odpowiada Antonio. - "Więc dlaczego potrzebujesz alkoholu, przyjacielu?"

"Mogłem... spotkać kogoś ostatniej nocy, przy którym czuję się... nieswojo."

Antonio siada wyżej w budce z poważną miną. - Ktoś sprawia ci kłopoty?

„Nie, nie. Nic takiego. Właśnie wpadłem na starego przyjaciela w Agave" - wyjaśnia Kurt.

"Mały świat."

"Uh"

"Okej, uzupełnij luki. Nie jestem dobry w zgadywaniu" - nalega Antonio.

"Jesteśmy przyjaciółmi, prawda? Ty i ja?"

„Cóż, powiedziałeś „nie" każdemu zaproszeniu na kolację ..."

Kurt marszczy brwi. Odrzucił zaproszenia Antonio na rzecz kontynuowania pracy lub ukrywania się w swoim pokoju hotelowym, udając, że jest na wschodnim wybrzeżu. - Wiem, że nie byłem towarzyski, ale...

"Cholera, tylko się drażnię. Oczywiście, że jesteśmy przyjaciółmi."

"Nie chciałem zakładać..."

Antonio patrzy na niego surowym wzrokiem. - "Pozwoliłem tobie wybrać mi buty. Buty są święte, człowieku."

"Tak. Więc jesteśmy przyjaciółmi i nie zdradziłbyś zaufania przyjaciela, nawet gdyby ten przyjaciel technicznie nie robił nic złego, ale nadal nie chciał, żeby ktokolwiek o tym wiedział?"

„Pracuję dla Clinta Alexandra, Kurt. Przyjaciel czy nie, jestem pieprzonym Fort Knox" - zapewnia Antonio.

"Rozumiem. Dobrze. Okej, mogłem kiedyś żywić nieodwzajemnione uczucia do tego przyjaciela i przez lata pozwolić sobie na odrobinę... flirtowania z nim, nic poważnego, nic niezwykłego , ale wciąż bardzo... intensywnego. I może od czasu do czasu on ze mną flirtował. A minęło pięć lat, odkąd się widzieliśmy, a nawet dłużej, odkąd byliśmy sami... w tym samym pokoju... aż do ostatniej nocy, kiedy mogłem dostać ataku na podłodze w kuchni Deidre, a potem prawdopodobnie... oparłem się na nim. Dosłownie."

"Huh."

"Huh? To twoja jedyna odpowiedź?"

„Nie jestem przyzwyczajony do "Nerwowego Kurta "- mówi Antonio. - "Czegoś mi nie mówisz."

„Nie, ja..."

Kurtowi przerwa przybycie ich gigantycznych margarit. Kurt dziękuje kelnerce i wypija przynajmniej połowę swojego kieliszka, jakby to był jego pierwszy napój od miesięcy.

"Tak. Zdecydowanie coś pomijasz" - mówi Antonio.

"Nie."

"Mów."

"Naprawdę nie ma w tym nic więcej."

Antonio unosi jedną brew i krzyżuje ramiona, nie chcąc się ruszyć.

„Okej, w porządku! Kochałem go, kiedy byliśmy dziećmi, ale już nie jestem w nim zakochany, nie jestem . Ale on jest niesamowicie wspaniały i taki charyzmatyczny - to znaczy naprawdę jest magnetyczny - i on mnie zna, a my pasujemy do siebie nawzajem i to trochę... po prostu coś mi robi... "

"Coś, czego nikt inny nie robi?"

Kurt patrzy bezpośrednio na Antonio, a potem na swoje ręce, nie mogąc przyznać się do tego patrząc mu w oczy. - "Tak. I bycie tutaj, z nim w tym mieście, bez naszych chłopaków, jest trochę niebezpieczne, wiesz?"

"Narzeczony. Masz narzeczonego."

"To powiedziałem."

Antonio postanawia zignorować potknięcie Kurta i upija kolejny łyk swojej margarity. - "Nie bądź dla siebie taki surowy. Kochasz Paula, prawda?"

"Tak, tak."

"A ten facet..."

"Blaine. Nazywa się Blaine."

Antonio nie przegapi sposobu, w jaki oczy Kurta błyszczą, a kąciki jego ust unoszą się, gdy odpowiada, jego głos jest miękki i pełen szacunku.

"A ten facet Blaine ma chłopaka lub kogoś, kogo kocha?"

"Tak."

„Więc nie martw się tym. Wszyscy mamy stare miłości i ludzi, za którymi kiedyś szaleliśmy i którzy pojawiają się w naszych życiach od czasu do czasu. To część naszego skomplikowanego żywota. Nigdy wcześniej nie dążyłeś do czegoś więcej niż przyjaźni. Dlaczego miałbyś teraz przekroczyć tę granicę? "

"Nie zrobiłbym tego."

"Dobrze, więc przestań się martwić." Antonio sięga, żeby poklepać go po dłoni, a Kurt wypija resztę swojego drinka. Wskazuje kelnerkę, żeby przyniosła mu następnego.

"Masz rację. Masz rację. Wiem, że masz rację" - mówi Kurt. "Jesteśmy przyjaciółmi. Jesteśmy po prostu dobrymi przyjaciółmi."

Kurt odwraca się, by wyjrzeć przez okno, ale Antonio zdążył zobaczyć wyraz jego oczu. Zna to spojrzenie.

Antonio rozluźnia ramiona i zanurza się w kabinie. - "Więc o co chodzi z tym Blaine'em? Jest w mieście w interesach?"

"Och, spodoba ci się to. To potwierdza twoją teorię małego świata" - zaczyna Kurt.

„To naprawdę nie jest moja teoria, jest zgodna z masami innych ludzi" - przerywa Antonio.

"Musisz?"

"Przepraszam."

„Produkuje nowy album Adele w studiu w Galisteo. Jak duży to zbieg okoliczności?" Kurt jest tak podekscytowany, że praktycznie podskakuje na swoim miejscu.

"To studio Mitcha. Jest w zarządzie Alex Marin House, pamiętasz?"

"Widzisz! Mały świat!"

"Lub coś innego."

„Wyjaśnij" - mówi Kurt.

Antonio nie chce wyjaśniać. Nie chce powiedzieć Kurtowi, co wie, że jest prawdą, wie w kościach: Kurt nigdy nie poślubi Paula, ponieważ ten facet Blaine jest tym jedynym. To Sarah Kurta. Antonio mógł to wszystko zobaczyć w jednej chwili. Widział tęsknotę, prawdę, całość tego wszystkiego w tym jednym przelotnym spojrzeniu, w spojrzeniu, którego Kurt nie chciał, żeby zobaczył.

Spojrzenie nigdy się nie myli.

I dodatkowo Kurt po prostu go okłamał po raz pierwszy. A Kurt nigdy nie kłamie.

Antonio ma talent do dostrzegania tego, co nazywa się „miłością duszy". Jego przyjaciele śmieją się z tego, mówią mu, że pozwolił przyjaciołom Sary, którzy są nowicjuszami woo-woo „oszukać jego umysł". Ale zawsze był w stanie to zobaczyć, to spojrzenie, odkąd był dzieckiem. Jego babcia, ta z krwią Nambé, powiedziała mu, że to prezent od jej rodziny.

Więc on wie. Wie, że Kurt i ten facet Blaine są ze sobą związani i żadna inna miłość, bez względu na to, jak słuszna, dobra lub pozornie idealna, nie może tego złamać. Ale nie wyjaśni tego Kurtowi, bo chociaż on i Blaine są ze sobą związani, nie oznacza to, że kiedykolwiek to zaakceptują. Bycie związanym nie przeważa nad wolną wolą.

Więc zamiast powiedzieć Kurtowi wszystko, co wie, po prostu mówi: „Może to przeznaczenie".

Kurt odwraca się do niego, bardzo zainteresowany, ale próbuje udawać, że nie jest. - "Przeznaczenie? Bardziej zbieg okoliczności."

„Nie, to przeznaczenie".

"Antonio, naprawdę. O czym ty do cholery mówisz?" Pyta Kurt. - "Jeśli to przeznaczenie, że Blaine i ja spotykamy się tutaj, w tym dusznym piekle, jaki jest tego cel?"

"Nie, nie. Nie opowiem ci całego twojego życia" - mówi Antonio. - "Musisz sam wymyślić część tego gówna. Jeśli ci powiem, po prostu odrzucisz to. Ale jeśli sam to wymyślisz, uwierzysz."

"Naprawdę mnie przerażasz, Antonio."

"Przepraszam. Chcesz zamówić trochę guacamole?"

"Absolutnie nie."

"W porządku." Antonio uśmiecha się do Kurta i spogląda na swoje menu. - "A co powiesz na pikantne krewetki? Może się podzielimy? Wtedy zamówię fasolowe burrito z posole."

"Co? Naprawdę zmieniasz temat?"

„Możemy o tym porozmawiać, jeśli chcesz, ale to niczego nie zmieni" - mówi Antonio.

Kurt wpatruje się w Antonio z otwartymi ustami. Chce coś powiedzieć, cokolwiek, aby obalić pewne siebie, ale całkowicie niedorzeczne (niedorzeczne!) proklamacje Antonio dotyczące losu, ale brakuje mu słów. Nie wierzy w los bardziej niż w Boga, anioły czy pieprzoną wróżkę-zębuszkę. Ale z drugiej strony nie miał powodu, by nie wierzyć.

„Widzę, jak się nad tym zastanawiasz" - mówi Antonio. "Dobrze."

Nagle leżący na stole telefon Kurta zaczyna brzęczeć.

Blaine:
Spotkajmy się dziś wieczorem. Adele daje prywatny koncert w The Pink Adobe.

„To od Blaine'a. Zaprosił mnie na spotkanie z Adele" - wyjaśnia Kurt.

"W „The Pink?""

„The Pink Adobe".

„Miejscowi nazywają to „The Pink". Powinieneś iść - mówi Antonio.

"Skąd o tym wiesz?"

"Mitch nas zaprosił."

"Zbiegi okoliczności naprawdę zaczynają się kumulować, prawda?" Mówi Kurt, wpatrując się w swój telefon.

"Koncentryczne kręgi, człowieku. Koncentryczne kręgi."

„Nie zamierzam nawet pytać, co to znaczy" - mówi Kurt. Antonio śmieje się i macha do kelnerki, żeby przyjęła zamówienie.

Blaine:
Proszę, przyjdź. Adele chce cię poznać.

Kurt:
Zapisuję tą wiadomość na zawsze.

Blaine:
Więc przyjdziesz? Ona jest trochę irytująca.

Kurt:
Spotkamy się tam. Na którą godzinę?

Blaine:
Dziesiąta. Umieszczę cię na liście.

Kurt:
To wszystko trochę w stylu Nowego Jorku jak na krainę plebsu i kowbojskich kapeluszy, prawda?

Blaine:
Właśnie powiedziałeś plebs. Zapisuję ten tekst na zawsze.

Blaine:
I jesteś snobem.

„Zamówiłem ci chile rellenos" - mówi Antonio. - "Kurt?"

"Co? Och, oczywiście. Tak. Dziękuję."

Antonio uśmiecha się i wraca do ataku na chipsy i salsę.

Kurt:
Akceptuję to w sobie.

Blaine:
I właściwie nie widziałem tylu kowbojskich kapeluszy. Nie jesteśmy w Teksasie.

Kurt:
Dzięki niebu za drobne łaski.

Blaine:
Nie wierzysz w niebo.

Kurt:
Touché.

Blaine:
O co chodzi z tobą i Teksasem?

Kurt:
Jeśli Louise nie chciała, żeby Thelma poszła na skróty przez Teksas, musiała mieć dobry powód.

Od Kurta:
Również George W.

Blaine:
I to dobry powód, aby unikać całego stanu? Austin jest całkiem fantastycznym miastem.

Kurt:
Skoro tak mówisz.

Blaine:
Muszę lecieć. Do zobaczenia później?

Kurt:
Tak. Dziękuję, że o mnie pomyślałeś.

Kurt trzyma się telefonu, zastanawiając się, czy Blaine odpowie. Czuje się trochę głupio, czekając, jakby znowu miał szesnaście lat.

"Skończyłeś?" - mówi Antonio z figlarnym uśmiechem na ustach.

"Przestań. To nic."

„Och, to już coś" - mówi Antonio.

***

Blaine kocha Santa Fe. Uwielbia sposób, w jaki światło opadające na góry Sangre de Cristo przypomina mu „America the Beautiful". O, majestacie purpurowych gór... Uwielbia chili, zupę tortillową i sopapillas skropione miodem. Uwielbia kilometry galerii sztuki. I ludzi.

Uwielbia ludzi.

Połowa miasta koncentruje się na osobistej przemianie, niszczeniu siebie i ponownym składaniu siebie poprzez jogę Bikram, oczyszczanie aury, palenie szałwii, odczyty astrologiczne, medytację, ponowne narodziny, chodzenie po labiryncie, medycynę chińską i channeling. Reszta miasta jest przesiąknięta historią, poślubiona pustyni i ogromnemu niebu nad nią, przekazując starożytne tradycje i nie zwracając uwagi na zgiełk współczesnego społeczeństwa. I wszyscy ci ludzie, każdy z nich, jest cholernie zajmujący i interesujący.

Pink Adobe to ulubiony bar Blaine'a w mieście. The Pink, miejsce spotkań mieszkańców Santa Fe, to pozycja, która od dawna znajduje się na liście „obowiązkowych" każdego podróżnika. Napoje są zawsze podwójne, a pokoje są ciemne i przytulne. Ekipa Adele przebywa w Santa Fe już od kilku tygodni i była gospodarzem kilku improwizowanych prywatnych występów dla miejscowych przyjaciół na zapleczu. Adele uwielbia bar, ponieważ nikt nie wydaje się być pod wielkim wrażeniem jej obecności; może po prostu robić swoje, bawić się nową muzyką i się wyluzować.

Blaine aktywnie kocha Santa Fe, pije tonik z wódką i słucha Adele śpiewającej „So New", piosenkę, którą nagrywali dziś rano, kiedy zauważa Kurta. Stoi po drugiej stronie pokoju, obok wysokiego mężczyzny w kowbojskich butach, który wygląda na Latynosa i uderzająco pięknej, niskiej blondynki. Kurt jeszcze go nie zauważył, więc Blaine poświęca chwilę, by podziwiać jego smukłą sylwetkę, sposób, w jaki dżinsy otaczają jego idealny, idealny tyłek, sposób, w jaki jego eleganckie palce ściskają ramię wysokiego mężczyzny, kiedy się śmieje.

Dlaczego nie widziałem, że wchodzi? Dlaczego musi wyglądać tak cholernie niesamowicie?

Stop. Kim jest ten facet, którego dotyka?

Blaine podchodzi do trójki z promiennym uśmiechem na twarzy. - Przyszedłeś - mówi, wpatrując się w Kurta.

"Oczywiście, że tak. To znaczy serio. To Adele" - mówi Kurt. - "Czy poznałeś Antonio i Sarah?"

"Jeszcze nie, nie. Blaine Anderson" - oferuje, wyciągając rękę do Antonio.

"Miło jest dopasować twarz do nazwiska" - odpowiada Antonio, ściskając dłoń Blaine'a.

Blaine pochyla się, by pocałować Sarah w policzki, a Kurt mówi: „Są gośćmi Mitcha. Jest w zarządzie Alex Marin House, a Sarah jest dyrektorem wykonawczym".

„Naprawdę? To niesamowite. Chciałem kogoś zapytać - chyba ciebie - czy mógłbym przyjść i spotkać się z kilkoma dziećmi, może przynieść moją gitarę i trochę pograć" - mówi Blaine.

„To byłoby niesamowite, Blaine. Dzieciaki by to pokochały" - mówi radośnie Sarah.

„Adele jest naprawdę podekscytowana koncertem charytatywnym" - dodaje Blaine. Stara się nie patrzeć na Kurta i Antonio, starając się ich nie oceniać, starając się nie okazywać irytacji. Czy są zaangażowani? Czy właśnie się poznali? Czy Kurt zdradza Paula?

"Ona jest podekscytowana? My nie możemy posiadać się z radości!" Sarah mówi.

„Więc skąd się znacie?" - pyta Blaine swoim najlepszym swobodnym głosem.

„Antonio wozi mnie po Nowym Meksyku. Jest moim osobistym niewolnikiem" - odpowiada Kurt, uderzając ramionami wyższego mężczyznę.

„Śnij dalej" - mówi Antonio.

Blaine powraca do uśmiechu i tylko się gapi. Widzi między nimi szczere uczucie i nie podoba mu się to ani trochę. Ten facet jest tak wysoki, że to aż żenujące. To latynoska wersja Finna. Szerokie ramiona. Głupkowaty uśmiech. Przystojny.

„Oboje pracujemy dla  małżeństwa Alexander" - wyjaśnia Antonio. „Kieruję nieruchomościami Clinta w Southwest".

„A ja kieruję jego żoną" - mówi Kurt, mrugając do Antonio.

„Och" - mówi Blaine. Kiedy ta dwójka zaczęła się pieprzyć?

Między nimi zapada nieprzyjemna cisza, zanim Antonio przybliża się do Sarah, kładzie rękę na jej ramieniu i mówi: „A to moja żona".

„Och. Och!"- mówi Blaine, wypuszczając westchnienie ulgi, zanim zdąży się nad tym zastanowić.

„Blaine, nie zrobiłeś tego"- mówi Kurt, wyglądając na przerażonego.

„Nie zrobiłem czego?"

„Naprawdę nie sądziłeś, że..."

„Chcecie może jakieś drinki? Pozwólcie, że przyniosę wam drinki" - przerywa Blaine.

„Ach, jasne. Poproszę tylko piwo" - mówi Antonio.

„Margarita, bez soli" - mówi Sarah.

„Kurt?"

Kurt krzywi się do Blaine'a, ignoruje jego pytanie i podchodzi do baru. Blaine uśmiecha się przepraszająco do Antonio i Sarah, po czym rusza za Kurtem.

„Boże, Blaine. Czasami jesteś takim idiotą."

„Wiem, wiem. Przepraszam."

„Jestem zaręczony" - mówi Kurt.

„Wiem. Uwierz mi, że wiem."

"Co to ma znaczyć?"

"Nic, po prostu... nic."

"Co mogę wam podać?" pyta czterdziestokilkuletnia ruda barmanka. Kurt wpatruje się w jej fryzurę i uśmiecha się.

„Jak twoje margarity przeciwstawiają się tym "U Marii"?" Pyta Kurt.

„Nasze są silniejsze, co oznacza, że ​​są lepsze" - odpowiada.

„Poproszę jedną margaritę, bez soli" - mówi. "Kocham twoje włosy."

„Dzięki. Większość ludzi uważa, że ​​są przesadzone."

„Tak, ale właśnie dlatego to uwielbiam" - mówi Kurt. - „Nawiasem mówiąc, jestem Kurt. Kurt Hummel."

"June Merryfeather."

„Przestań! To nie jest twoje imię" - mówi zachwycony Kurt.

„Mogłabym to zmyślić, ale tak się nazywam" - mówi, zwracając się do Blaine'a. - A ty? Co zamawiasz?

Blaine zamawia drinki dla Antonio i Sarah, a następnie siada na stołku, aby obserwować, jak Kurt i barmanka wchodzą w interakcję, gdy ona przygotowuje drinki. Kurt kocha ludzi, którzy są „za bardzo"; Miło jest patrzeć, jak łączy się z innym przedstawicielem „bajecznego" gatunku. Nie jest przyjazny, tak jak Blaine; nie czuje się komfortowo rozmawiając z każdym. Ale kiedy napotyka kogoś, kto tak jak on jest przykładem niezwykłości, szybko nawiązuje przyjaźnie.

„Więc po prostu tu zostałaś? Ale co z twoim mieszkaniem? A co z twoimi ubraniami?" Pyta Kurt, a Blaine zdaje sobie sprawę, że przegapił kluczową część rozmowy.

„Kurt, jaka jest radość odkrywania wszystkiego na nowo, skoro musisz taszczyć swoje stare życie jak kulę na łańcuchu?"

„A więc w zasadzie byłaś na siedmioletnich wakacjach" - mówi Kurt, sącząc swojego drinka.

„Nie, to mój dom. Nie planuję wracać do Seattle. Wiedziałam o tym od chwili, gdy wjechałam do miasta" - zapewnia June, zdejmując kapsel z piwa Antonio.

„Nie rozumiem" - mówi. „To znaczy, bez obrazy, ale Nowy Meksyk naprawdę nie jest miejscem, w którym kiedykolwiek mógłbym zamieszkać".

„Może nie, ale nie da się od tego uciec" - mówi June. Spogląda uważnie na Kurta, a Blaine powstrzymuje pragnienie, by się odsunąć i pozwolić im na chwilę prywatności, aby móc wysłuchać jak rozegra się ta rozmowa.

„Od czego dokładnie uciec?" Pyta Kurt.

"Wiesz."

„Ja... co? Wiem co?" Wygląda na zdenerwowanego, jakby się bał, że zaraz przekaże mu naprawdę złe wieści.

"Wiesz."

„Naprawdę nie wiem. Przed czym nie mogę uciec?"

„Kim naprawdę jesteś. To miejsce przypomina ci w ten czy inny sposób" - mówi June, poklepując go po ramieniu. Robi dwa kroki do tyłu, uśmiecha się do nich szerokim, zębatym uśmiechem, a następnie podchodzi, by obsłużyć klienta po drugiej stronie baru.

Kurt milczy, patrząc za nią.

"Wszystko ok?" Pyta Blaine.

„Hmm? Oczywiście. Tak. Jest interesująca, prawda?" Mówi Kurt.

„Na pewno" - zgadza się Blaine. "Uwielbiam to tutaj."

„Uwielbiasz to wszędzie" - mówi Kurt.

„To prawda. Hej, oddajmy te drinki twoim przyjaciołom" - mówi Blaine.

„Ale nie zapłaciliśmy" - mówi Kurt.

„Dziś wieczorem Mitch płaci za wszystko"- wyjaśnia Blaine, wsuwając dwudziestkę na bar. „Jej napiwek".

„Zawsze dżentelmen" - mówi Kurt.

„Możesz zabrać chłopca z Dalton, ale nie możesz zabrać Dalton z chłopca" - mówi Blaine, wracając do Antonio i Sarah.

"Typowe. Bajerant."

"Nic na to nie poradzę."

Pół godziny później siedzą wokół dużego prostokątnego stołu, wszyscy czterej skupieni na Adele. Jest dziś głupiutka; śpiewa mnóstwo coverów, bawi się nową muzyką, unika swoich standardów; będzie musiała zaśpiewać ich wystarczająco dużo w sobotę na koncercie charytatywnym. Po skończeniu skocznej wersji "Would I Lie to You?" od Eurythmics, Adele dziękuje publice i schodzi ze sceny, kierując się w stronę Blaine'a. Kurt, po jego prawej stronie, prostuje się trochę na krześle, kiedy ją widzi.

Antonio wstaje i przyciąga dla niej krzesło. "Dziękuję kochanie!"

Uderza łokciem Blaine'a i bierze łyk jego drinka; może powiedzieć, że szuka dodatkowej zabawy. Proszę nic nie mów-

„Adele, bardzo dziękuję za zaproszenie" - mówi Sarah. "Jestem urzeczona tobą."

„Urzeczona? Jeszcze tego nie słyszałem," mówi Adele. Bierze ręce Sarah w swoje i uśmiecha się. - „Sarah, prawda? Tak się cieszę, że przyszłaś. Mitch cię uwielbia, a ja podziwiam twoją pracę, wiesz?"

„Dzięki. To wiele dla mnie znaczy. Pamiętasz mojego męża, Antonio?" Sarah mówi.

„Tak, wysoki, przystojny, miejscowy chłopak."

„Miło cię znowu widzieć" - mówi Antonio, rumieniąc się.

Adele patrzy prosto na Kurta. - „A ty, najdroższy, musisz mi powiedzieć wszystko o tym osobniku" - mówi Adele, wskazując na Blaine'a. „Twierdzi, że jest totalnie nudziarzem, ale mam swoje teorie".

„Kurt Hummel" - mówi, wyciągając rękę. - „I będę szczęśliwy, opowiadając o Blaine'u przez całą noc, jeśli to oznacza, że ​​mogę usiąść obok ciebie."

„Oszałamiający i czarujący" - mówi Adele, mrugając do Blaine'a. „Bałagan, bałagan, bałagan".

"Przepraszam?" Mówi Kurt.

„To nic. Tylko mały wewnętrzny żart. To było niegrzeczne z mojej strony. Przepraszam," mówi. - „Więc Kurt, nie możemy zmusić Blaine'a do nagrania jednej z jego własnych piosenek. Masz pojęcie, dlaczego?"

„Wow. Przeszłaś od razu do rzeczy, prawda?" - mówi Blaine, wyraźnie poirytowany.

„Nagranie piosenki? Blaine, myślałem, że nie śpiewasz. Ani nie piszesz," mówi Kurt.

„Och, ty też śpiewasz, Blaine?" Pyta Sarah.

"Kiedyś."

„Właściwie tak się poznaliśmy. Byliśmy w rywalizujących klubach Glee w liceum" - wyjaśnia Kurt. - „Dopóki nie przeniosłem się do jego szkoły i dołączyłem do Warblers."

„Warblers? Jak te ptaki?" Pyta Antonio.

„Chłopięcy zespół a cappella, gwiazdy rocka Dalton Academy" - żartuje Kurt.

„Nie, nie na poważnie? Nasz Blaine?" Adele jest teraz o połowę poza swoim miejscem, podekscytowana, że ​​może dowiedzieć się czegoś o przeszłości Blaine'a. „Powiedz mi więcej. Powiedz mi wszystko".

Blaine jęczy i opada na swoje krzesło, podczas gdy Kurt odpowiada na pytania Adele, wprawnie kolorując  przeszłość. Jego drink prawie się skończył, Kurt jest trochę wstawiony, więc jest w pełnym trybie narratora. Rozśmiesza cały stół, wszyscy błagają o więcej, a wkrótce wokół nich krąży również Gretchen i parę innych osób.

Kiedy Kurt zaczyna im opowiadać o Hell Weekendzie, imprezie Warblersów, która miała przebić wszystkie inne imprezy Warblersów, Blaine chwyta kieliszek Kurta i swój własny i idzie do baru, zanim musi usłyszeć, jak opowiada wszystkim o jego prawie nagiej wersji „Pour Some Sugar On Me". Wspaniale.

„Cześć, June. Jeszcze dwa, poproszę" - mówi Blaine, odwracając się, by patrzeć, jak jego najdroższy przyjaciel go kompromituje. Kurt pochyla się, mówi coś cichym głosem - i cały stół wybucha śmiechem. Wszyscy patrzą na Blaine'a, niektórzy uśmiechają się ironicznie, niektórzy z rękami zasłaniającymi usta, niektórzy z podniesionymi kciukami. Blaine macha i uśmiecha się.

„Proszę bardzo", mówi June, przesuwając drinki po barze. Wie, że powinien przynieść Kurtowi drinka, powinien dołączyć do przyjaciół; ale jego stopy wydają się być pokryte cementem, więc zostaje.

„Dzięki, June" - mówi. - „Nawiasem mówiąc, jestem Blaine."

„Jesteś jego, co?"-pyta, kiwając głową w kierunku Kurta.

„Kogo? Kurta? Nie. On... nie jestem jego."

"Czy jesteś tego pewien?"

„Na sto procent", mówi, popijając drinka.

„Nie, mam rację. Coś tam jest" - naciska June.

„Czy jesteś jednym z tych samozwańczych jasnowidzów? Ponieważ jest ich wielu biegających po tym mieście", mówi Blaine, starając się nie brzmieć złośliwie.

„Prawda? Ale nie, nie jestem jedną z nich. Po prostu, no wiesz, oceniam ludzi. To swego rodzaju hobby."

„Spróbuj robić na drutach" - warczy Blaine. Jest teraz celowo podły, a on nigdy nie jest podły. Nigdy. - „Przepraszam, przepraszam. To było niestosowne. Jestem tylko trochę spięty. Ale to nie jest wymówka. Więc znowu przepraszam..."

„Wystarczą jedne przeprosiny, Blaine. I nie ma problemu. Rozumiem. Nie chcesz go chcieć, ale naprawdę, naprawdę go chcesz. Ja też byłabym spięta."

Kim jest ta kobieta? Boże! Czy ona nie wie, że o tym nie rozmawiamy? Czy ona nie rozumie, że nigdy o tym nie będę mówić, a on też nigdy o tym nie będzie mówił i my nigdy, przenigdy nic z tym nie zrobimy? Ponieważ o to chodzi. Taka jest umowa, ukuta wiele lat temu w ciężkim milczeniu, w przestrzeni pomiędzy. Nie mogą wrócić. Nigdy nie będzie mógł cofnąć się w czasie, pokonać swoich lęków i poczucia przyzwoitości i iść za tym, czego chce.

Blaine odwraca się, by spojrzeć na grupę. Kurt i Adele są teraz pogrążeni w prywatnej rozmowie; Blaine zastanawia się, co mówi Kurtowi, co on jej mówi. Ostatni drink skrada się do Blaine'a, jakby był jego siódmym lub ósmym. Czuje, jak otula jego mózg i napełnia go rozmytą brawurą. Chce powiedzieć June, że się myli. On i Kurt są przyjaciółmi, przyjaciółmi, którzy się nie widują, przyjaciółmi, którzy nie zachowują się już jak przyjaciele.

Zamiast tego mówi jej całą prawdę.

„Pragnę go. Zawsze go pragnąłem" - mówi Blaine. „Ale teraz minęło jakieś dziesięć lat i wybraliśmy inne życie. Kocham kogoś innego. Kogoś dobrego. Więc to wszystko".

June patrzy przez pokój na Kurta i mówi: „Może".

Klepie go po ramieniu i robi to z pocieszającym uśmiechem, zanim odwraca się i wychodzi przez drzwi z napisem „TYLKO DLA RÓŻOWEGO PERSONELU". Potrząsa głową i próbuje zlekceważyć swoją wymianę zdań z June, a zamiast tego myśli o tym, jak Kurtowi spodobałby się ten znak, jak prawdopodobnie chciałby zawiesić go na drzwiach swojego biura czy coś w tym stylu.

Kiedy ponownie odwraca się do stołu, Adele zniknęła, podobnie jak wielu jego wścibskich przyjaciół. Odwraca się w stronę sceny i widzi, że przygotowują się do kolejnego występu, więc bierze drinka Kurta i resztki swojego, po czym wraca do stołu.

„Nie powiedziałem im nic naprawdę przerażającego" - mówi Kurt z uśmiechem.

„Oczywiście, że nie, ponieważ wymagałoby to opowiadania historii również o tobie", dokucza Blaine.

„Do czego dokładnie zmierzasz, Blaine Anderson?" - mówi Kurt, drażniąc się z powrotem.

„Wiem wiele rzeczy. Wiem wiele rzeczy" - mówi Blaine. Patrzy prosto na Kurta i blednie uśmiech. Jego oczy wędrują do szyi Kurta i zatrzymują się tam, oddziałując na stare fantazje. Wpatruje się trochę za długo i wie o tym. Ale on nic na to nie poradzi.

Kurt porusza się trochę na swoim miejscu, a potem zmusza się do odwrócenia wzroku. "Nie grasz dziś wieczorem?" Pyta.

„Nie. Chciałem spędzić z tobą czas."

Adele rozpoczyna utwór „Forever Man", nową piosenkę Torch, której jeszcze nie dopracowali. Antonio przyjmuje to jako wskazówkę i cicho podaje rękę swojej żonie. Sarah uśmiecha się do niego promiennie i udają się na parkiet, teraz usiany parami poruszającymi się w rytm uduchowionego głosu Adele.

Blaine jest zbyt pijany, by złagodzić napięcie swoimi charakterystycznymi ruchami, więc wisi w powietrzu, gdy oglądają scenę przed nimi. Wydaje się, że Kurtowi zajęło godziny, zanim w końcu zapytał: „Czy miałeś zły dzień? Wydajesz się taki... gburowaty".

„Nie, nic mi nie jest" - odpowiada Blaine.

„Ale z jakiegoś powodu jesteś zdenerwowany" - naciska Kurt.

"Nie jestem."

„Tęsknisz za Liamem? Czy to wszystko?" Pyta Kurt.

„Oczywiście, że za nim tęsknię. To mój chłopak."

„Niewiele o nim mówiłeś. Zastanawiałem się tylko..."

„Nie sądziłem, że to by było właściwe" - przerywa Blaine.

„Aby porozmawiać ze mną o Liamie? Dlaczego nie? Jestem twoim przyjacielem..."

„To prywatne" - upiera się Blaine, wpatrując się w parkiet, ścianę, swoją szklankę, wszystko oprócz Kurta.

„Okej" - mówi Kurt. - „Tylko... czy mógłbyś mi po prostu powiedzieć, czy wszystko w porządku? Czy on cię dobrze traktuje?"

"Oczywiście."

„Dobrze. To dobrze" - mówi Kurt. - „Więc jeśli to nie Liam, dlaczego jesteś dziś taki nerwowy?"

Blaine spogląda na Kurta, wypuszcza powietrze, pozwala, by ból wędrował do jego klatki piersiowej, wypełniał płuca, chwytał jego zęby, szczękę, język.

„Mogę... Mogę nie być w stanie tego wytrzymać" - mówi Blaine.

"Czego?"

Blaine wpatruje się w niego, emocje są nagie, prawdziwe i może zbyt duże. Nie słyszy tego przez muzykę, ale widzi, jak Kurt wzdycha. Jest nad przepaścią i traci wolę pozostania w miejscu.

„Blaine, co...?"

Blaine słyszy początkowe takty „Someone Like You" i zanim zdąży zmienić zdanie, bierze Kurta za rękę i podnosi go z krzesła. „Pamiętasz to? Grałeś w to bez przerwy w samochodzie."

„Pomyliłeś mnie z Rachel."

„Nie przepisuj historii na nowo" - mówi Blaine, posyłając Kurtowi swój pierwszy prawdziwy tego wieczoru uśmiech.

Kurt odwzajemnia uśmiech, ściskając dłoń Blaine'a. "Nie śniłbym o tym."

Wymieniają spojrzenia, które trwają kilka sekund za długo, ale zanim Kurt może się odsunąć, Blaine pociąga go za rękę. "Zatańczysz ze mną?"

„Poważnie? Ta piosenka jest taka smutna..."

"To jedna z tych chwil, których pożałujesz, że odmówiłeś" - przerywa Blaine. „Czy nie możemy...? Zatańczmy po prostu do tej piosenki, którą kochaliśmy, kiedy byliśmy dziećmi, dobrze?"

Kurt kiwa głową. "W porządku."

Blaine bierze go za rękę, lawirując między stołami, prowadząc go na parkiet. Spogląda na Adele siedzącą na stołku. Patrzy prosto na nich; nie uśmiecha się, nie przerywa koncentrować się na piosence, ale on wie, że śpiewa dla niego - dla nich.

Blaine zatrzymuje się w najciemniejszym miejscu na parkiecie i odwraca się do Kurta. Następnie puszcza jego rękę i kładzie obie ręce na szczupłej talii Kurta, przyciągając go do siebie. Kurt patrzy na niego z pytaniem w oczach, po czym wypuszcza powietrze i nachyla się do Blaine'a, opierając głowę na jego ramieniu. Ledwo tańczą, po prostu kołyszą się, pochylają i naciskają na siebie jak dwoje nastolatków uczących się... wszystkiego.

Kurt owija ręce wokół talii Blaine'a i ponad jego łopatkami, naciskając. Wydaje się, że Kurt nigdy wcześniej go nie uściskał. Drży i wbija głowę w szyję Blaine'a, tak jak poprzedniego wieczoru. W ciągu kilku chwil ich nerwy ustąpiły miejsca niewypowiedzianej rzeczy i pozwolili jej przejąć kontrolę. I tak zostawią to tutaj na parkiecie, nigdy więcej o tym nie będą mówić, ale na kilka taktów tej piosenki, na ten krótki moment, ulegną.

Blaine mocniej ściska Kurta w pasie. Są teraz tak blisko, że trudno powiedzieć, gdzie kończy się jeden, a zaczyna drugi.

Kurt wyciąga jedną rękę do przodu i kładzie ją na piersi Blaine'a. Powoli przesuwa go wyżej, wyżej, delikatnie wciskając się w koszulę Blaine'a. Zatrzymuje się na kołnierzu, zaciska palce, ale nie dotyka skóry Blaine'a.

Blaine wie, czego chce Kurt. Czuje tęsknotę brzęczącą wokół nich, przez nich, w nich. Jego ręka jest teraz zakryta ręką Kurta, poruszając nią, kładąc palce Kurta na jego własnej szyi. Czuje, jak uśmiecha się do jego szyi, gdy kciukami dotyka obojczyka Blaine'a.

Gubią się w tym teraz, więc Blaine pozwala swoim dłoniom przesunąć się nisko na plecach Kurta, spoczywając tuż nad krzywizną jego tyłka. Czuje siłę w udach Kurta, plecach, dłoniach.

On chce, aby piosenka trwała wiecznie.

Blaine przechyla głowę, z ustami blisko ucha Kurta i cicho śpiewa. - "Wiesz, jak ten czas leci. Dopiero wczoraj był czas naszego życia."

Kurt wtapia się w niego, słuchając całym ciałem. Obejmuje dłoń z tyłu szyi Blaine'a i jakoś udaje mu się przyciągnąć go jeszcze bliżej. Blaine przenosi ręce z powrotem na biodra Kurta, tym razem mocno je zaciskając. Chce zostawić ślady, znaki, których nigdy nie zobaczy, ponieważ to wszystko, co kiedykolwiek będą mieli; Znaki które Kurt zobaczy w lustrze dziś, jutro rano, pojutrze.

„Nienawidzę pojawiać się nieoczekiwanie bez zaproszenia, ale nie mogłem trzymać się z daleka, nie mogłem z tym walczyć. Miałem nadzieję, że zobaczysz moją twarz i przypomni ci się, że dla mnie to jeszcze nie jest koniec" - śpiewa Blaine, jego głos załamuje się na ostatniej nucie.

Kurt unosi głowę i nagle patrzą sobie w oczy. Głos Adele obmywa ich i otula w jednej chwili, chroniąc ich przed konsekwencjami i żalem. Kurt oblizuje usta, a Blaine w odpowiedzi rozchyla swoje, przybliżając się. Oddychają teraz ciężko, ledwo się ruszają, twarze oddalone są zaledwie o kilka cali.

"Odwagi, Blaine" - szepcze Kurt.

Nagle usta Kurta są na jego i całują się. O Boże. To wszystko. Całe ciało Blaine'a poddaje się pocałunkowi: usta ciepłe, język ślizgający się po zębach, ręce zawinięte we włosach u nasady szyi Kurta.

Kurt obejmuje obie dłonie wokół szyi Blaine'a, wplata palce w loki i szarpie. Blaine syczy, kochając ból; Kurt znowu to robi. I jeszcze raz. Jego usta są mocne i natarczywe, a Blaine o tym wiedział, wiedział, że Kurt pocałowałby go dokładnie w ten sposób. Blaine przygryza dolną wargę Kurta, a potem ręce Kurta są na jego biodrach, a usta na jego szyi, a Blaine nie może powstrzymać się od jęku do ucha Kurta.

Piosenka jest jak zaklęcie, a Blaine czuje, że dobiega końca, więc odciąga Kurta od jego szyi. Kurt wygląda na zdezorientowanego, prawie zranionego, ale potem Blaine bierze twarz Kurta w dłonie i daje mu miękki, czysty pocałunek, taki jaki powinien był mu dać tego dnia na schodach po tym, jak spotkali Karofsky'ego.

Chce mu teraz dać wszystkie brakujące pocałunki, słodkie, niewinne, pełne nadziei pocałunki, które powinien był mu dać na korytarzach w Dalton, w pustych salach lekcyjnych, pod schodami. Blaine całuje Kurta w czoło, w policzki. Muska nosem, a potem przesuwa językiem po dolnej wardze Kurta, tak jak powinien to zrobić tego dnia w sypialni Kurta, kiedy Kurt powiedział mu, że został przyjęty do Pratt i obiecał odwiedzać go co miesiąc w Bostonie. Całuje go teraz głęboko, trochę desperacko, tak jak powinien był to robić na tylnym siedzeniu samochodu Kurta w każdą cholerną sobotę od lat.

Wie, że powinien pocałować Kurta, jakby to był kolejny brakujący pocałunek, jakby to było pożegnanie, ale zamiast tego daje mu wszystko, tak jak powinien był robić przez cały czas; tak jak powinien robić za każdym razem, gdy ten doskonały człowiek zaszczycił go swoją obecnością.

„Blaine... Blaine..."

Kurt szepcze mu do ust, a potem Blaine zdaje sobie sprawę, że płacze, a słone łzy spływają mu po policzkach do ust. Kurt całuje łzy Blaine'a, wraca do jego ust, zdesperowany.

Kurt odsuwa swoje usta i zastępuje je kciukiem, pocierając górną wargę Blaine'a, a potem dolną. Widzi, że Kurt chce coś powiedzieć, może nawet prawdę, ale to ukrywa. Czuje teraz na sobie uwagę wszystkich ludzi w pokoju, wszystkie oczy na nich dwojgu, gdy Adele kończy piosenkę i wie, że nigdy nie będzie miał kolejnej szansy, by mu powiedzieć to, co powinien był mu mówić przez cały czas. Chociaż nigdy nie mogą ze sobą być, nawet jeśli może to zrujnować ich przyjaźń, Kurt zasługuje na prawdę.

"Kurt... zawsze chciałem... ciebie."

Teraz łzy Kurta również płyną swobodnie. Całuje Blaine'a po raz ostatni, po czym odwraca się i odchodzi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro