Rozdział 3
Ten tydzień minął szybko. Śniadanie, trening, obiad, trening, kolacja, mała gimnastyka i tak dzień w dzień. Leżysz w łóżku i odziwo byłaś śpiąca. Pierwszy raz od tygodnia. Pierwszy raz od wiadomości, że ON jest na wolności.
-Mówiąc,,ON", kogo masz na myśli?
Wstałaś gwałtownie i spojrzałaś w miejsce skąd dobiegał głos. Widok cię strasznie zdziwił i zarazem zszokował. Na fotelu, w cętralnej części twojego pokoju siedział bóg kłamst i wpatrywał się w twoje (e/c) oczy jak w obrazek.
-Odpowiesz mi?-usłyszałaś bardziej stwierdzenie niż pytanie, ale zbytnio się tym nie przejełaś.
-Co tu robisz?-spytałaś lekceważac jego pytanie. Ten tylko zmarszczył brwi i prychnął niezadwolony faktem, że go nie słuchasz. Wstał i podszedł do okien skierowanych cętralnie na sam środek tętnioncego życiem Nowego Yorku mimo tak późnej pory. Ty nadal siedziałaś na łóżku i wpatrzywałaś się w niego.
Porcelanowa cera idealnie podkreślała jego rysy twarzy, a kruczo czarne włosy zaczesane do tyłu były niestandardowo zakręcone na końcównach.
Miał na sobie zielono-czarny płaszcz z elementami złota.
-A jak sądzisz? Co mogę tu robić panienko T/I?
Odpowiedział swoim standardowo zimnym tonem i delikatnie obrócił głowe tak, aby mógł na ciebie spojrzeć. Dopiero teraz zobaczyłaś jego tęczówki tętniące szmaragdową zielenią. Tym razem to ty wpatrywałaś się w jego oczy jak w obraz. Zastanawiałaś się nadal, dlaczego jeszcze nie wezwałaś reszty Avengers, ale w jego spojrzeniu było coś czego nie potrafiłaś określić. Wstałaś i stanełaś obok niego wpatrując się w panorame miasta. Miałaś na sobie czarny podkoszulek i zielone krótkie spodenki. Bóg nie odrywał od ciebie wzroku nawet na chwile.
-Dlaczego nie śpisz mimo tak późnej pory?
-A dlaczego ciągle zadajemy sobie pytania mimo, że na nie nawet sobie nieodpowiadamy?-skarciłaś go lekko, a jego koncik mimo wolnie lekko się uniusł.
-Mądre pytanie-odgarnął kosmyk twoich (h/c) włosów za ucho.
Ty nadal wpatrywałaś się w panorame miasta nie zwracając uwagi na boga, który stał obok ciebie i w każdej chwili był gotowy, aby ci coś zrobić, ale tego nie robił.
Spojrzałaś w jego oczy i mimo tego, że jego mina jak zwykle była kamienna to w oczach widzialaś radość co bardo cię zdziwiło.
-U Thor'a już byłeś i mówiłeś, że się zmieniłeś, aby zrobić mu nadzieje czy może znowu wyrzóciłeś Tony'ego przez okno?-spytałaś boga, a jego zdziwienie na twarzy troche cię rozbawiło.
Loki nie zdąrzył odpowiedzieć, bo twojego pokoju weszła Natasha.
-Z kim rozma...-urwała, gdy zobaczyła boga kłamst przy tobie.
Podbiegła do ciebie, staneła przed tobą i wymierzyła pistolet w boga.
-Odsuń się od niej potworze!-krzyknęła nie spószczając z niego wzroku.
Bóg chwile na nią spogladał po czym spojrzał na ciebie. Uśmiechnął się nikle.
-Do zobaczenia,my lady-po wypowiedzeniu tych słów zniknął pozostawiając po sobie tylko zielony dym.
Przyjaciółka spojrzała na ciebie z troską i lekkim zdziwieniem.
-Nic ci nie jest? Zrobił ci coś? Boli cię...-nie zdąrzyła powiedzieć bo jej przerwałaś.
-Wszystko ze mną dobrze Nat. Jest w porzadku.-uśmiechnęłaś się lekko do dziewczyny, a ona nadal lekko zdziwiona calym zajsciem cię mocno przytuliła.
-Chodź.-chwyciła twoją ręke.-pójdziemy na dół i napijemy cię kakao, co ty na to?
-W porzadku-uśmiechnełaś się do dziewczyny i poszłaś za nią do windy.
To będzie dłuuuga noc.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro