Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

Ten tydzień minął szybko. Śniadanie, trening, obiad, trening, kolacja, mała gimnastyka i tak dzień w dzień. Leżysz w łóżku i odziwo byłaś śpiąca. Pierwszy raz od tygodnia. Pierwszy raz od wiadomości, że ON jest na wolności.

-Mówiąc,,ON", kogo masz na myśli?

Wstałaś gwałtownie i spojrzałaś  w miejsce skąd dobiegał głos. Widok cię strasznie zdziwił i zarazem zszokował. Na fotelu, w cętralnej części twojego pokoju siedział bóg kłamst i wpatrywał się w twoje (e/c) oczy jak w obrazek.

-Odpowiesz mi?-usłyszałaś bardziej stwierdzenie niż pytanie, ale zbytnio się tym nie przejełaś.

-Co tu robisz?-spytałaś lekceważac jego pytanie. Ten tylko zmarszczył brwi i prychnął niezadwolony faktem, że go nie słuchasz. Wstał i podszedł do okien skierowanych cętralnie na sam środek tętnioncego życiem Nowego Yorku mimo tak późnej pory. Ty nadal siedziałaś na łóżku i wpatrzywałaś się w niego.

Porcelanowa cera idealnie podkreślała jego rysy twarzy, a kruczo czarne włosy zaczesane do tyłu były niestandardowo zakręcone na końcównach.
Miał na sobie zielono-czarny płaszcz z elementami złota.

-A jak sądzisz? Co mogę tu robić panienko T/I?

Odpowiedział swoim standardowo zimnym tonem i delikatnie obrócił głowe tak, aby mógł na ciebie spojrzeć. Dopiero teraz zobaczyłaś jego tęczówki tętniące szmaragdową zielenią. Tym razem to ty wpatrywałaś się w jego oczy jak w obraz. Zastanawiałaś się nadal, dlaczego jeszcze nie wezwałaś reszty Avengers, ale w jego spojrzeniu było coś czego nie potrafiłaś określić. Wstałaś i stanełaś obok niego wpatrując się w panorame miasta. Miałaś na sobie czarny podkoszulek i zielone krótkie spodenki. Bóg nie odrywał od ciebie wzroku nawet na chwile.

-Dlaczego nie śpisz mimo tak późnej pory?

-A dlaczego ciągle zadajemy sobie pytania mimo, że na nie nawet sobie nieodpowiadamy?-skarciłaś go lekko, a jego koncik mimo wolnie lekko się uniusł.

-Mądre pytanie-odgarnął kosmyk twoich (h/c) włosów za ucho.

Ty nadal wpatrywałaś się w panorame miasta nie zwracając uwagi na boga, który stał obok ciebie i w każdej chwili był gotowy, aby ci coś zrobić, ale tego nie robił.

Spojrzałaś w jego oczy i mimo tego, że jego mina jak zwykle była kamienna to w oczach widzialaś radość co bardo cię zdziwiło.

-U Thor'a już byłeś i mówiłeś, że się zmieniłeś, aby zrobić mu nadzieje czy może znowu wyrzóciłeś Tony'ego przez okno?-spytałaś boga, a jego zdziwienie na twarzy troche cię rozbawiło.

Loki nie zdąrzył odpowiedzieć, bo twojego pokoju weszła Natasha.

-Z kim rozma...-urwała, gdy zobaczyła boga kłamst przy tobie.

Podbiegła do ciebie, staneła przed tobą  i wymierzyła pistolet w boga.

-Odsuń się od niej potworze!-krzyknęła nie spószczając z niego wzroku.

Bóg chwile na nią spogladał po czym spojrzał na ciebie. Uśmiechnął się nikle.

-Do zobaczenia,my lady-po wypowiedzeniu tych słów zniknął pozostawiając po sobie tylko zielony dym.

Przyjaciółka spojrzała na ciebie z troską i lekkim zdziwieniem.

-Nic ci nie jest? Zrobił ci coś? Boli cię...-nie zdąrzyła powiedzieć bo jej przerwałaś.

-Wszystko ze mną dobrze Nat. Jest w porzadku.-uśmiechnęłaś się lekko do dziewczyny, a ona nadal lekko zdziwiona calym zajsciem cię mocno przytuliła.

-Chodź.-chwyciła twoją ręke.-pójdziemy na dół i napijemy cię kakao, co ty na to?

-W porzadku-uśmiechnełaś się do dziewczyny i poszłaś za nią do windy.

To będzie dłuuuga noc.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro