Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Druga strona medalu

W tym czasie Zethar odszedł z alfą na pewną odległość, aby nikt ich nie usłyszał.

—  Więc? O co chodzi? — zapytał wilkołak krzyżując ręce.

—  Nie udawaj głupiego. Doskonale wiesz — odparł nieśmiertelny, nie bawiąc się w miłą osobę, na co czarnowłosy westchnął.

—  O ten konflikt? A co ma do tego jakiś podróżny? — Spojrzał się niepewnie na niego.

—  Jak już zostałem w to wciągnięty, to nie ma to znaczenia. Powiesz mi, co się stało? - zadał łagodniej pytanie.

Alfa oparł się o drzewo i zawiesił wzrok na świetle ogniska. Zawiał chłodniejszy wiatr, na co człowiek zadrżał i poprawił płaszcz, natomiast wilkołak nawet nie drgnął, ignorując chłód.

—  Wiesz, że cztery lata temu zakończyła się wojna. Gdy jeszcze trwała, wszystkie wilkołak postanowiły zebrać się w jednym miejscu i walczyć u swojego boku. Wtedy opuściliśmy tą okolicę i udaliśmy się na zachód, aby bronić Wiecznego Lasu — mówił bez większych emocji, albo raczej je ukrywając. — Jak pewnie wiesz, wielu z mojego gatunku zostało wybitych tak, że aż uważa się nas za rasę na wymarciu. — Zamilkł na chwilę, odpędzając obrazy wojny, krzyków, ognia, chaosu i zniszczenia, które na nowo pojawiły zaczęły go atakować. — Postanowiliśmy zostać tam przez jakiś czas, aby upewnić się, że tamte ziemie są bezpieczne. Wtedy przyszła do nas wiadomość. — Zwrócił głowę ku Zetharowi. - Że pod naszą nieobecność, ludzie, których uważaliśmy za niemalże braci, zabrali nam prawie jedną czwartą terenu. Gdy tylko zniknęliśmy, zaczęli intensywną wycinkę drzew. Naszych drzew. A teraz się dziwią, że jesteśmy wściekli? — Ścisnął nadal skrzyżowane dłonie. — Mało tego! Nadal niszczą nasze ziemie, nasz las! Powiedz mi, dlaczego mamy nie być źli?

Zethar oparł się plecami o drzewo i zmarszczył brwi.

—  Wspomniałeś, że ktoś wam o tym powiedział, gdy byliście daleko stąd. Kto to był? — zapytał zaintrygowany.

Alfa spojrzał na niego lekko zdziwiony i zbity z tropu. Zaczął się nad tym zastanawiać.

— Szczerze, to nie wiem — rzekł w końcu. — Tą informację dostałem od jednej z osób z mojego stada, która była na zwiadzie w mieście. Musiała tam o tym usłyszeć, ale nie wiem od kogo konkretnie. Z resztą, — dodał bardziej zirytowany — co za różnica? Plotki okazały się być prawdziwe.

—  Ano ma... — mruknął pod nosem brunet. — Fakt, masz prawo być zły, jednak coś mnie zastanawia... Ale o tym później. Wieśniacy powiedzieli, że byli zmuszeni do wycinki drzew, co oznacza, że nie niszczyli twojego terenu z własnych pobudek.

—  Co nie zmienia faktu, że nadal to robią.

—  Ech... — Zethar przejechał dłonią po twarzy. — Powiedz mi szczerze, chcesz mieć z nimi na pieńku do końca istnienia którejś ze stron?

Alfa przeczesał ręką włosy i zamilkł. Miał istny mętlik w głowie. Wciąż wpatrywał się w oddalone światło ogniska i słyszał śmiech swojej sfory.

—  Nie... — odparł w końcu. — Żyliśmy razem przez tyle lat, jeszcze przed wojną. Przecież niektórzy z mojego stada są krewnymi tych ludzi... — Westchnął. — Ale ani my, ani oni nie zamierzamy się ugiąć.

—  No, teraz, jak porwałeś dziecko, to się nie dziw — skomentował człowiek.

—  To był przypadek! Stała na dworze jak uciekaliśmy, to nie myśląc zabraliśmy ją ze sobą — rzekł wzburzony wilkołak. Zethar dostrzegł, że przez chwilę zaświeciły mu się oczy. Po tonie głosu można było śmiało stwierdzić, że czarnowłosy przejmuje się obecną sytuacją.

Znów nastała chwila ciszy, podczas której dało się usłyszeć tylko echo śmiechów i szum wiatru.

—  Dobra... — westchnął w końcu nieśmiertelny. — Już powiedziałeś mi co chciałem wiedzieć. — Zaczął iść w kierunku ogniska.

—  Czekaj! — zawołał alfa, na co Zethar przystanął i się odwrócił. — Kim... ty jesteś?

Brunet podniósł pytająco brew.

—  Jestem człowiekiem, jeśli o to ci chodzi. — Zasłonił usta ziewając. — A teraz wybacz, ale jestem śpiący — rzekł odchodząc. — Ale jeszcze będę z tobą chciał rozmawiać, więc spodziewaj się mnie jutro.

Obaj wrócili do obozu, gdzie reszta osób najwyraźniej dobrze się bawiła.

— Widzę, że zaprzyjaźniłeś się już z towarzystwem — powiedział brunet, uśmiechając się lekko, podchodząc do pieńka, na którym siedział Yakov. Ten zaskoczony odwrócił do niego.

—  Zethar, to...

Człowiek przerwał mu gestem dłoni.

— Spokojnie, nie musisz się tłumaczyć. Tylko wróć przed świtem. A właśnie... — Spojrzał na alfę. — Czekaj... Jak się nazywałeś? — zapytał zaspany.

Osoby wokół się oburzyły. Jak jakiś człowiek mógł zwracać się tak do ich przywódcy? Spojrzeli na swojego lidera, który unosząc dłoń nakazał spokój.

— Jestem Nick.

—  Dobra, Nick. Gdzie dziewczynka?

Wilkołak spojrzał na rudowłosą dziewczynę, siedzącą koło Yakova. Ta wstała i w milczeniu pobiegła do lasu. Po chwili wróciła razem z idącym obok niej dzieckiem.

Gdy mała zobaczyła znajomą twarz, od razu podbiegła do bruneta.

—  Chodź, zabiorę cię do rodziców — rzekł i zaczął odchodzić. Nagle jednak się zatrzymał i odwrócił do wilkołaków. Alfa zaczął się zastanawiać, o co może mu jeszcze chodzi. — Którędy do wioski...? — zapytał człowiek z zakłopotanym uśmiechem, drapiąc się nerwowo z tyłu głowy.

—  Tato! — zawołała dziewczynka na widok ojca. Szybko pobiegła w jego stronę i mocno się do niego przytuliła.

—  Lillea! Dziecko, nic ci nie jest? — zapytał Morry głaszcząc córkę po włosach. — Nic ci nie zrobili?

—  Nie. — Zaprzeczyła głową. — Ale tak się bałam, gdy nagle znalazłam się w lesie...

—  Już jesteś bezpieczna - zaczął uspokajać ją ojciec. Pocałował ją w głowę i wziął za rękę.

Mimo późnej pory wokół było dużo mieszkańców, którzy martwili się o córkę sołtysa i z tego powodu zdecydowali się razem z nim czuwać. Trzymając pochodnie w rękach utworzyli zbiegowisko wokół dziewczynki i zaczęli ją wypytywać.

—  Coś długo ci to zajęło — skomentował Shea, siedząc na dachu.

Zethar nic nie odpowiedział i stanął bliżej budynku, patrząc z boku na szczęśliwych ludzi.

— Nie mów, że znów się zgubiłeś po drodze. — Koturin uśmiechnął się złośliwie.

Brunet poczuł jakby coś go trafiło.

— Zamknij się.

—  Czyli jednak — zaśmiał się Shea.

Obaj słyszeli z jednej strony przyjemny szum ciemnego lasu, a z drugiej rozmowy wieśniaków, którzy w końcu zaczęli rozchodzić się do domów.

—  Dobra, ja też już idę. — Zether ziewnął. — W końcu jestem tylko człowiekiem. — Podrapał się z tyłu głowy.

—  Tak. "Tylko"... — skomentował cicho koturin, patrząc na niego i wywracając oczami. — A co z Yakovem?

— Został — rzekł niedbale człowiek. — Spotkał swoich, więc to zrozumiałe, że chce z nimi spędzić trochę czasu. Niech robi to, co chce — dodał odchodząc, machając ręką. — Ja idę spać.

Shea odprowadził wzrokiem bruneta, dopóki ten nie zniknął za rogiem. Z poważną miną spojrzał w głąb czarnego rzędu drzew. Delikatny wiatr poruszał jego wiśniowymi włosami, niosąc zapach lasu, a promienie księżyca padały na jego twarz. Nastolatek ściągnął brwi. Rozmyślając, wpatrywał się w ciemność.


_________________________________

Tak, wiem, że długo tu nic nie było i że mało osób czyta notki i w sumie to opowiadanie, ale jeśli ktoś to czyta, to jestem mu wdzięczna.

Klasa maturalna serio nie jest łatwa i mam bardzo mało czasu na pisanie rozdziałów ;_;

JEDNAK mimo wszystko chciałabym znać zdanie na temat tego, co piszę, dlatego proszę NAPISZ CO MYŚLISZ!

Do następnego!

/~SayoX


Jak jakiś błąd jest to proszę pisać, bo nie jestem super nie wiadomo jaka w pisaniu i mogłam coś przeoczyć.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro